ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 grudnia 23 (383) / 2019

Natalia Grabka-Lubojańska,

PERŁA W KORONIE (THE CROWN, SEZON 3.)

A A A
„The Crown” nie trzeba już nikomu przedstawiać. Nie tylko dlatego, że tytułowa „Korona” to symbol autentycznej postaci Elżbiety II, aktualnie najbardziej znanej władczyni, ale przede wszystkim dlatego, że 17 listopada na platformie Netflix pojawił się już trzeci sezon brytyjsko-amerykańskiej koprodukcji, zaś premiera najnowszych dziesięciu odcinków zapowiadała się jako nie lada wydarzenie. Od dawna było wiadomo, że to w tej serii nastąpi pierwsza zmiana niemalże całej obsady serialu, a chwilę później ogłoszono, że koronę założy „faworyta” m.in. Amerykańskiej Akademii Filmowej, Olivia Colman – wspaniała już w „Broadchurch”, jeszcze lepsza w ostatnim nagrodzonym filmie Jorgosa Lantimosa. Co warto dodać, zastępująca Claire Foy Colman to nie jedyna błyszcząca w serialu gwiazda. Twórcy trzeciego sezonu tym razem obsadzili wielkie nazwiska w rolach bohaterów, których historią chcą przybliżyć widzom. Obok laureatki Oscara i dwóch Złotych Globów, w najnowszym „The Crown” możemy zatem oglądać Tobiasa Menziesa, znanego m.in. z roli Franka Randala w „Outlanderze” czy Edmure’a Tully’ego w „Grze o Tron”, który przejmuje pałeczkę po Matcie Smicie i na Zamku w Windsorze wciela się w postać księcia Filipa. W eleganckie czółenka księżniczki Małgorzaty tym razem wchodzi sama Helena Bohnam Carter. Wśród czołowych postaci, najmniej znanym aktorem jest odtwórca roli księcia Karola, młody Josh O’Connor, który zabłysnął w 2015 w „Tajemnicach Bridgend”, a w ubiegłym roku pojawił się również u boku Colman w najnowszych „Nędznikach” produkcji BBC.

Pozostaje więc pytanie, które dręczyło fanów jeszcze przed emisją najnowszej części: jak prezentuje się nowa obsada? Colman, wbrew obawom wielu, zaprezentowała zupełnie inną królową, niż mogliśmy oglądać w „Faworycie”. Jej Elżbieta oddaje solidność rządów najtrwalszej królowej Wielkiej Brytanii – jest dojrzała, opanowana, czasami wręcz neutralna, ale i nieugięta; czasami wciąż jeszcze ludzka, choć oczywiście nie tak wrażliwa i spontaniczna jak we wcześniejszych sezonach. Przebojowej Colman udało się doskonale odzwierciedlić Elżbietę, jaką znamy – do nudy niewzruszoną. Większy problem mam z Heleną Bohnam Carter, która choć za każdym razem, kiedy pojawia się na ekranie, potrafi oczarować i wręcz zahipnotyzować widza swoim urokiem, oryginalnym wdziękiem i ogromnym talentem, to jej charyzma sprawia, że rzadziej widzimy w niej księżniczkę Małgorzatę (znaną chociażby z roli Vanessy Kirby), częściej natomiast… Helenę Bohnam Carter.

To, co również może uwierać widza na początku seansu nowego sezonu, to diametralne postarzenie bohaterów, podczas gdy twórcy kontynuują opowieść w tym samym roku, w którym zakończyliśmy ją oglądać przed dwoma laty (tyle musieliśmy czekać na nowe odcinki). Jest to jednak jeden z niuansów, których można by się przyczepić, ale z czasem zadajemy sobie pytanie „po co?”. Wszak dość szybko przekonujemy się, że to wciąż doskonale zrealizowany serial i perła w koronie Netflixa. Na usprawiedliwienie twórców działa również zgrabne rozwiązanie kwestii wieku i starzenia się bohaterów, na które decydują się oni w pierwszym odcinku nowej serii zatytułowanym „Olding”. Minęło prawie dwadzieścia lat, od kiedy Elżbieta II zasiadła na tronie, i nadszedł czas, by zaktualizować jej oprawiony w ramę profil. Zaproszona, by obejrzeć i opiniować nowy obraz, królowa nie jest zbyt łaskawa i nazywa siebie „starą flądrą”. To pejoratywne spostrzeżenie w kontekście zaistniałych przez ostatnie lata zmian staje się określeniem pasującym do posępnych lat 1964-72, w których rozgrywają się wydarzenia nowej serii. Twórcy pozwalają jednak widzom pożegnać się z minionym, rekonstruowanym w dwóch poprzednich sezonach czasem, czego świetnym przykładem jest ostatnie spotkanie królowej z Winstonem Churchillem i doskonale nakręcony pogrzeb byłego premiera Wielkiej Brytanii. Kreacja Johna Lithgowa stanowiła jeden z najbardziej interesujących wątków poprzednich serii, a że sam portret Churchilla odtworzony został właściwie bezkrytycznie, trudno było go nie polubić.

Trzeci sezon wydaje się jednak inny niż poprzednie. Wraz z odejściem tak silnego bohatera, twórcy postawili na mniejsze historie i znaleźli wreszcie czas, by przybliżyć sylwetki m.in. księżniczki Małgorzaty, księcia Filipa i dorosłego już następcy tronu – księcia Karola (a także jego siostry Anny). I to tutaj angaż niezwykle utalentowanych aktorów sprawdził się najlepiej. Tę intencję potwierdzają nawet tytuły odcinków. Drugi epizod, „Margaretology”, w całości poświęcony jest Małgorzacie – jej z góry skazanym na porażkę aspiracjom przejęcia tronu po ojcu, ale i istotnej roli, jaką odegrała w relacji między Stanami Zjednoczonymi a Anglią w chwili, kiedy Brytyjczycy najbardziej tego potrzebowali. Ten sezon mocno nasączono żalem księżniczki, której los w trzeciej serii równie dramatycznie rozpoczął się i zakończył. Zaś bezczynność młodszej siostry królowej drażni widza równie mocno jak samą Małgorzatę. Wątek jej podróży do Ameryki i spektakularnego spotkania z prezydentem Lyndonem Johnsonem to chwila wytchnienia nie tylko dla bohaterki, ale i dla widzów. Jest to bowiem jeden z niewielu momentów w tym sezonie, kiedy szczerze możemy się zaśmiać lub przynajmniej uśmiechnąć.

Tyleż samo wzruszeń i irytacji przynosi historia księcia Filipa, otrzymującego swoje pięć(dziesiąt) minut przede wszystkim w odcinku „Bubbikins”, w którym w końcu poznajemy jego, wcześniej ledwie wspominaną, matkę i ich wzajemną relację, ale także w epizodzie na temat misji Apollo 11 i pierwszego kroku Neila Armstronga na księżycu. Obie historie mówią o kryzysie wiary księcia w tradycję Brytyjczyków, który jednak szybko zostaje zażegnany, w finale kończąc się bliską przyjaźnią Filipa z nowym biskupem Windsoru. Przy okazji, dostaje się tutaj samemu Armstrongowi, który zostaje obdarty z heroizmu, kiedy podczas spotkania z zafascynowanym amerykańską postępowością księciem Edynburga jawi się jako człowiek pozbawiony wrażliwości czy głębszych uczuć.

Co jednak ciekawe, każda z tych mikroopowieści, odsłaniających wnętrze zjaw Windsoru, bohaterów zawsze będących w cieniu Królowej, ostatecznie służy przesłaniu na temat samej Elżbiety II. Pokazaniu tego, jaką była siostrą, żoną, matką czy królową. Konstruowany w ten sposób serialowy portret ujawnia przede wszystkim szacunek twórców do obecnej „Korony”. Peter Morgan znalazł zatem własny „złoty środek” dla opowiadania o historycznej, ale przecież i aktualnej władczyni – pozornie demaskując wady królowej, subtelnie pozwalając widzowi na jej krytykę, koniec końców natomiast przedstawiając ją jako nieugiętą heroinę i jedyną prawowitą władczynię. Zaledwie jednym z wielu przykładów zachowawczego przedstawienia Elżbiety II jest jej brak uczuciowości i okazywania emocji, który, jak widzimy w serialu, doskwiera również samej królowej. Ta – dla co poniektórych – wada dotyczy zarówno jej nazbyt oficjalnego i mało matczynego stosunku względem Karola, ale i poddana jest refleksji w jednym z najlepszych odcinków serii – historii katastrofy w walijskim Aberfan w 1966 roku, gdzie w wyniku ulewnych deszczy (lub nie przestrzegania przepisów przez kierownictwo państwowej spółki węglowej) doszło do lawiny na hałdzie węglowej, która stoczyła się na lokalną szkołę i okoliczne domy, pozbawiając tym samym życia ponad 140 osób. Królowa przez kilka dni opiera się osobistej podróży do miasteczka Aberfan, by złożyć kondolencje rodzinom ofiar, jak również naciskom ze strony rządu o konieczności jej wizyty. W końcu zwierza się premierowi Wilsonowi ze swojego problemu dotyczącego braku umiejętności okazywania emocji, przede wszystkim wzruszeń. W reakcji na słowa Elżbiety premier stwierdza, że to właśnie dzięki temu jest profesjonalistką, nieugiętą królową. Scena ta zostaje zrealizowana nie tylko szczerze, bez cienia ironii, ale i w sposób, który ma poruszyć widza, a najlepiej skłonić do empatii i przebaczenia, zamiast krytyki.

W rezultacie najbardziej mięsisty i interesujący okazuje się wizerunek księcia Karola. Jego relacja z abdykowanym królem Anglii Edwardem VIII Windsorem to najbardziej intrygujący wątek serii. Przedstawiany przez trzy sezony jako czarny charakter brat Jerzego VII i książę Walii w trzecim sezonie zyskuje następcę nie tylko tytułu. Jak się okazuje, Karola z wujem łączy przede wszystkim postępowość, która nie podoba się konserwatywnym środowiskom. I tutaj jednak twórcy znacznie bardziej koncentrują się na „zakazanym” małżeństwie Edwarda z Wallis Simpson, zaledwie na odległym marginesie traktując np. o relacji byłego króla z Hitlerem. Niemniej jednak możemy mieć nadzieję, że to książę Karol stanie się mocnym bohaterem w kolejnym sezonie, choć wiadomo już, że będzie miał mocną konkurencję w postaci Margaret Thatcher i księżnej Diany.

Zdecydowanie bardziej posępna atmosfera nowego sezonu spowodowana jest nie tylko poznawaniem skrywanych uczuć nieszczęśliwych członków rodziny królewskiej, ale i powszechnego kryzysu, jaki przypadł na te lata na Wyspach Brytyjskich. Prócz problemów z alkoholem i rozwodem księżniczki Małgorzaty, kryzysu księcia Filipa i gasnącego entuzjazmu czy zakochania w jego związku z Elżbietą, osiągania królewskiej dojrzałości przez młodego księcia możemy dostrzec kilka problemów, z jakimi mierzyła się Wielka Brytania w tamtym czasie. Fakt, że nie jest ich zbyt wiele i nie wydają się one szczególnie ważne dla twórców – stanowią wyłącznie pejzaż, na którym pierwszy plan zajmuje sama królowa, która jednak, przygotowując się do własnego jubileuszu panowania, stwierdza kres nadziei pokładanych przez Churchilla i społeczeństwo w drugiej „epoce elżbietańskiej”. Niezależnie od stopnia precyzji i wierności przedstawienia historii przez twórców, należy przyznać, że trzeci sezon „The Crown” rodzi wiele pytań o sens istnienia i funkcjonalność monarchii w dzisiejszym świecie oraz prowokuje do refleksji na temat zarówno jej wad, jak i zalet. Ponadto na tle tylu świetnych brytyjskich filmów i seriali kostiumowych kooprodukcja Petera Morgana wypada naprawdę dobrze. To bowiem szczególne kino, które albo się lubi, albo nienawidzi, jednak w przypadku, gdy jest ono udane, jego estetyka oraz jakość pozostaje szczególnie imponująca. I w tym Netflix dorównał BBC, co wcale nie było tak oczywiste, jeśli wziąć pod uwagę coraz więcej jakościowych „wtop” jednej z najpopularniejszych platform streamingowych. „The Crown” można zatem polecić każdemu, przede wszystkim zaś tym, których rozczarowało kinowe „Downton Abbey”.
„The Crown” sezon 3. Reżyseria: Stephen Daldry i inni. Scenariusz: Peter Morgan. Obsada: Olivia Colman, Tobias Menzies, Helena Bohnam Carter, Josh O’Connor. Produkcja: Wielka Brytania, Stany Zjednoczone 2019.