ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 grudnia 24 (384) / 2019

Katarzyna Szkaradnik,

HELIKOPTER W OGNIU UCZUĆ ('MISS SAIGON', REŻ. ZBIGNIEW MACIAS)

A A A
Na deskach Teatru Muzycznego w Łodzi na finał sezonu 2018/2019 przygotowano – 30 lat po inauguracyjnym pokazie w Londynie i niemal dwie dekady po pierwszym wystawieniu w Polsce – premierę absolutnej klasyki gatunku, musicalu „Miss Saigon”. O jego fenomenie wiele mówią ciekawostki skrzętnie wynotowane przez Daniela Wyszogrodzkiego. Tytuł ten „doczekał się ponad 4000 przedstawień i znalazł się w ścisłej czołówce najpopularniejszych spektakli w historii teatru muzycznego (w 2016 r. zajmował 12. miejsce i na West Endzie, i na Broadwayu). (…) [Na tym drugim] przedsprzedaż biletów biła rekordy – przyniosła 24 miliony dolarów, a najlepsze miejsca, po raz pierwszy w historii nowojorskiej sceny, wyceniono na 100 dolarów za bilet. (…) [Od premiery] wystawiono »Miss Saigon« w 25 krajach (w ponad 240 miastach) i przetłumaczono na 12 języków” (Wyszogrodzki 2018: 353, 354). Musical zdobył trzy nagrody Tony, na West Endzie nie schodził z afiszy przez 10 lat, a na całym świecie zakupiono na niego 35 milionów biletów. „Daily Mail” zaryzykował określenie go mianem największego musicalu wszech czasów – choć również najbardziej kontrowersyjnego (Stevens 2013). Inscenizacja, którą możemy oglądać w Łodzi, opiera się na odświeżonej wersji produkcji sprzed pięciu lat, ale wypada przypomnieć, że jest trzecią w Polsce – po tej w warszawskiej „Romie” i po tzw. school edition Śródmiejskiego Teatru Muzycznego z 2015 r. A jakie wzbudza odczucia?

Niezaprzeczalnie od pierwszego do ostatniego taktu słyszymy i obserwujemy diapazon dramatycznych emocji, rezonujących w nas samych: od nadziei do rozpaczy, od euforii po niewypowiedziane – jednak wyśpiewane – cierpienie. Mamy wszak do czynienia z historią ekstatycznego, gwałtownego uczucia („Boże! Bez żalu mogłem wracać, gdy / tę właśnie noc zesłałeś mi” [„Why, God, Why?”]), historią nieśmiertelną („Jak śmiech przez łzy, / że wciąż ta miłość trwa” [„The Last Night of the World”]) i uniwersalną, mimo iż głęboko osadzoną w dziejowym i geograficznym konkrecie. Fabuła toczy się w połowie lat 70., pod koniec wojny w Wietnamie, a opowiada o tragicznych perypetiach młodziutkiej Kim – świeżego nabytku klubu nocnego – oraz amerykańskiego żołnierza, który zakochuje się w niej z wzajemnością. Pragnąc uchronić dziewczynę przed dolą prostytutki, przyrzeka zabrać ją do Stanów, lecz upadek Sajgonu zmusza go do ewakuacji razem z towarzyszami broni. W ojczyźnie Chris układa sobie życie na nowo, natomiast wegetująca i wyklęta Kim nie przestaje tęsknić za wybrankiem i wierzyć w jego powrót. Tym bardziej że pozostała jej po nim niebagatelna pamiątka…

W poszczególnych motywach dostrzegalne są reminiscencje opery „Madame Butterfly” Pucciniego, ponoć jednak twórców zainspirowała fotografia, na której zapłakana Wietnamka oddaje dziecko ojcu zza oceanu, chcą zagwarantować potomkowi lepszą przyszłość. Na temat rzeczonych twórców – Claude’a-Michela Schönberga i Alaina Boublila – warto dodać, że odpowiadają także za „Les Misérables”. Właśnie po ten musical sięgnęli w 2017 r. dyrektorzy teatru w Łodzi, Grażyna Posmykiewicz i Zbigniew Macias, i zapewne jego powodzenie skłoniło ich do inscenizacji drugiego dzieła owego tandemu. Taki ruch można by uznać za pójście po linii najmniejszego oporu, gdyż sam tytuł zwiastuje sukces, a wypróbowany format nie wiąże się z ryzykiem (jakie w tym roku podjął choćby Teatr Syrena, decydując się na „Next to Normal”). Tymczasem reżyser – dyrektor Macias – zapytany na konferencji prasowej, czego oczekuje od „Miss Saigon”, odparł: „Tego, czego się oczekuje od tego spektaklu, czyli że helikopter wyląduje i wystartuje. A cała reszta jest bardzo prosta… Oczywiście żartuję, naturalnie [ten musical] (…) stawia wielkie trudności wokalne, aktorskie, jest tak naładowany emocjami, [że] przyznam, że nie znam drugiego takiego dzieła (…). Dlatego jest tutaj bardzo ważna obsada” (Macias 2019).

Trzeba podkreślić, że w castingu wyłowiono prawdziwe perły, a pierwszoplanowi aktorzy, mimo na ogół młodego wieku, prezentują dojrzałość zarówno pod względem śpiewu, jak i gry scenicznej oraz umiejętność budowania kilkuwymiarowych postaci. W rolę Kim wcielają się od początku Sylwia Banasik i debiutująca w tak dużym przedstawieniu, 18-letnia Joanna Gorzała, natomiast 5 października trafiłam na Urszulę Laudańską. Na protagonistce spoczywa ciężar zobrazowania ewolucji i całej palety odczuć osieroconej, eterycznej dziewczyny, w której bolesne doświadczenia wyrabiają siłę do walki o życie i los synka („Za ciebie swoje życie dam / (…) Ty będziesz tym, kim będziesz chciał”). Laudańskiej udało się to w sposób wdzięczny, przekonujący i angażujący widzów. Partnerujący jej Maciej Pawlak (którego zmieniają Marcin Franc, Jan Traczyk i Marcin Januszkiewicz) nie ustępuje towarzyszce, jeśli chodzi o eksplorowanie osobowości swojego bohatera. Jego Chris jest raczej typem refleksyjnym, co nie przeszkadza mu sugestywnie wyrażać bólu po rozłące, wyrzutów sumienia czy szamotaniny w obliczu konfrontacji z przeszłością.

Miałam szczęście do nowych twarzy – oprócz Kim także kluczową postać Szefa zobaczyłam w „niespodziewanym” wcieleniu, gdyż do grających go Tomasza Steciuka i Roberta Rozmusa dołączył jesienią Karol Wolski. O ile rolę protagonistki łatwo zaszeregować jako melodramatyczną, o tyle na pozór schematyczna rola alfonsa oferuje szerokie pole manewru i pozwala stworzyć wybitną kreację. Jest to bowiem bohater intrygująco nakreślony: zdemoralizowany, lecz nie diaboliczny, ba, wręcz ujmujący, o czym świadczą najhuczniejsze dlań oklaski. A przecież szantażowany przez komunistyczną szychę nie waha się poświęcić Kim („To pan komisarz, nie byle kmiot, / dziewczynka mądra zrozumie to w lot”), jej synka zaś traktuje niczym wizę do wymarzonych Stanów. Jego stosunek do „Wujka Sama” okazuje się jednak ambiwalentny i cyniczny, czego dowodzi utwór „American Dream”, będący również w wykonaniu Wolskiego popisowym numerem Szefa (zresztą nie tylko jego, ale też asystujących mu czirliderek, motocyklistów oraz… rugbystów).

Na nie mniej uwagi zasługuje owa „szycha”, komisarz kreowany przez Marcina Sosińskiego (którego zastępuje Michał Piprowski). Aktor ten wypada brawurowo jako przeznaczony Kim w dzieciństwie Thuy, teraz opętany żądzą jej zdobycia, a zarazem bezwzględny i pałający nienawiścią („Zhańbiłaś przodków krew, jesteś na dnie!”). Jego wyczucie bohatera, czy wprost stopienie się z rolą, tak dobitnie przejawia się w mimice (szczególnie w symbolicznej projekcji multimedialnej), że aż dziwnie jest potem, w trakcie ukłonów, oglądać Sosińskiego bez charakteryzacji i z sympatycznym uśmiechem na ustach.

Jako odwrotność Thuya jawi się Ellen – amerykańska żona Chrisa, którą gra Agnieszka Przekupień (wymiennie z Edytą Krzemień). Właśnie ona wykonuje przejmujące „Maybe”, nieobecne w poprzedniej wersji „Miss Saigon”. Ta piękna pieśń, odzwierciedlająca dylematy, jakie targają kobietą po spotkaniu z dawną kochanką męża, upewniła mnie, że warto by wydać płytę z utworami z łódzkiej realizacji musicalu. Sama kreacja postaci Ellen jest olśniewająca – Przekupień bardzo naturalnie eksponuje jej wielkoduszność i szlachetność. Drugą podporę Chrisa stanowi kompan z armii, rozważny i oddany przyjacielowi John, w którego wciela się Marcin Jajkiewicz. W jego wykonaniu (wraz z chórem) słyszymy poruszający i doniosły w swej wymowie utwór „Bui Doi” o beznadziejnym losie wietnamsko-amerykańskich dzieci poczętych w czasie wojny.

Na koniec wspomnę o dwóch rolach epizodycznych – o Tamie, synku Kim (Patryk Staszewski), a przede wszystkim o Gigi, jednej z „podopiecznych” Szefa. Choć pojawia się ona tylko w scenie w domu publicznym, śpiewa jeden z najbardziej wstrząsających songów, „Z marzenia mego film”. 5 października grała ją Ewa Spanowska, ale trzeba nadmienić, że jej zmienniczka, Katarzyna Łaska, przed laty występowała w „Romie” jako… Kim.

Kilkakrotnie wspomniałam już o niewątpliwej sile tego musicalu, jaką jest fenomenalna muzyka, zwłaszcza zaś urzekające ballady. Na ogólne wrażenie składa się tu z jednej strony zgrabny, uwspółcześniony przekład Andrzeja Ozgi z pomocą Elżbiety Woźniak, z drugiej – całokształt aspektów muzycznych. Co ciekawe, z powodu liczebności orkiestra podczas spektaklu znajduje się w sali prób, skąd doprowadzany jest dźwięk. Niestety, albo z brzegu sali marnie z akustyką, albo szwankowało nagłośnienie, bo momentami instrumenty przyćmiewały wokalistów, a w partiach zbiorowych miałam kłopoty ze zrozumieniem słów.

Drugi obok muzyki filar widowiska tworzy oprawa scenograficzna, która wraz z pomysłowo wykorzystywanym światłem i projekcjami pozwala płynnie zmieniać lokalizacje – bądź co bądź przemieszczamy się od Sajgonu przez Bangkok po Atlantę. Scenografię uzupełniają dopracowane (nawet w ornamentach) kostiumy – mundury, kimona, pseudozachodnie stroje Szefa etc. W „Miss Saigon” choreografia nie wysuwa się na plan pierwszy z racji przewagi lirycznych solówek i duetów, aczkolwiek kontrapunktują je dwie dynamiczne sceny zbiorowe: „wietnamska” (partyzanci z karabinami, czerwony smok, taniec ze wstęgami, akrobaci) oraz „amerykańska” (z rewią i roznegliżowaną Statuą Wolności, utrzymana w stylistyce kiczowatego popu). W kontekście tych żywiołowych scen należy też zaakcentować wspomniany już, zapierający dech w piersiach przylot helikoptera, będącego wszak symbolem (a wręcz logo) omawianego tytułu. Scenę ewakuacji, w której się pojawia, można bez przesady nazwać spektakularną: czujemy, jakbyśmy rzeczywiście przebywali w bazie wojskowej (co potęguje efekt slow motion). Nic dziwnego, że „Daily Mail” określił nową odsłonę „Miss Saigon” jako „a jaw-dropping production” (Stevens 2013).

Nawiązując do cytowanej wypowiedzi Maciasa wypada dodać, że widowisko stanowi wyzwanie nie tylko dla aktorów, ale również dla reszty ekipy. Po pierwsze, ze względu na skomplikowaną logistykę i rozmach przedsięwzięcia: dość powiedzieć, iż zespół wokalny, chór, tancerze, balet i kaskaderzy plus orkiestra to łącznie przeszło setka wykonawców. Po drugie, nie mamy do czynienia z lekką, rozrywkową fabułą, ale z mroczną opowieścią, zawierającą wątki prostytucji, zabójstwa i oczywiście wojny. Naturalnie, zgubny konflikt w Wietnamie został w musicalu ukazany dość płasko, warto jednak zwrócić uwagę na aktualność fabuły w świetle kolejnych ingerencji USA na Bliskim Wschodzie.

Mimo to raczej nikt nie przychodzi na „Miss Saigon”, by obejrzeć spektakl o polityce, przeciwnie – celem wydaje się eskapizm. Bo choć przedstawia się nam podłą, zdegenerowaną rzeczywistość permanentnego zagrożenia, biedy i wyzysku, pozostaje iskierka nadziei: marzenia o wielkiej miłości i lepszym życiu. Niemniej czy libretto nie trąci melodramatyczną egzaltacją? Istotnie, wzruszenia nie są tu dawkowane z umiarem, lecz może „w świecie, co zakręcił się wspak, / w którym w cenie jest uczuć brak” [„The Last Night…”], potrzeba takiej przeciwwagi?

Generalnie efekt osiągnięty w Łodzi oczarowuje publiczność, o czym świadczą – zapewne nie tylko jednorazowe – rzęsiste owacje na stojąco. Co godne podkreślenia, na scenę wyszedł reżyser, by oznajmić, że to dopiero drugi występ Laudańskiej w roli Kim (wcześniej zasilała zespół wokalny), w dodatku akurat świętuje 20. urodziny. Nie obyło się więc bez gromkiego „Sto lat”, a w foyer robiono sobie zdjęcia z gwiazdą wieczoru. Jeśli najpierw czułam lekki zawód, że nie natrafiłam w obsadzie na ulubionych wokalistów związanych ze Studiem Accantus (Banasik i Traczyka), to ostatecznie para protagonistów mi go zrekompensowała. Parafrazując słowa Kim: „I choć wiem – pół świata dzieli nas, / gdy rozjaśnia mrok księżyca blask, / znów jesteś tu” [„I Still Believe”] – chociaż od Łodzi dzieli mnie pół Polski, chętnie znów zawitałabym tam na „Miss Saigon”. A Czytelnikom zaręczam, że „Jakby jutro miał zniknąć świat” [„The Last…”], warto jeszcze przedtem obejrzeć ten spektakl.

Literatura:

Macias Z.: wypowiedź podczas konferencji prasowej „Miss Saigon” w Teatrze Muzycznym w Łodzi, 18.05.2019 r., kanał TeatrMuzycznyLodz, https://www.youtube.com/watch?v=GcjNIpdxdzU&t=4s [dostęp 8.11.2019 r.].

Stevens Ch.: „The greatest musical of all time: Christopher Stevens says Miss Saigon is back in the box office to break hearts and box office records”. „Daily Mail” z 11.09.2013 r., https://www.dailymail.co.uk/tvshowbiz/article-2417056/Miss-Saigon-Christopher-Stevens-calls-greatest-musical-time-breaks-box-office-records.html [dostęp 8.11.2019 r.].

Wyszogrodzki D.: „Ale musicale! Złote stulecie 1918–2018”. Warszawa 2018.
Miss Saigon”. Libretto: Alain Boublil. Muzyka: Claude-Michel Schönberg. Reżyseria: Zbigniew Macias. Scenografia: Grzegorz Policiński. Kostiumy: Zuzanna Markiewicz. Choreografia: Joanna Semeńczuk. Kierownictwo muzyczne: Maciej Pawłowski. Premiera: 8.06.2019 r., Teatr Muzyczny w Łodzi.