ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 stycznia 1 (385) / 2020

Iwona Kościelniak,

NA POCZĄTKU BYŁO SŁOWO (TOMASZ GENOW: 'KOSMOS JEST ZE SŁÓW')

A A A
Tomasz Genow w przedmowie do swojej książki „Kosmos jest ze słów” informuje czytelników, że mają oni okazję zapoznać się z zebranymi w niej esejami dzięki zwycięstwu w konkursie Instytutu Literatury. Autor wyznaje, że jest to niewielka cząstka jego twórczości, ponieważ do czasów ukazania się niniejszej publikacji stworzył ich aż 142. Jak sam wspomina, proces redakcji uświadomił mu „potrzebę pisania o świecie przedmiotowym”, a sam zbiór określa jako »sprawozdanie z różnorodności świata«. Rzeczywiście, gdyby szukać jakiegoś punktu odniesienia do omawianego wyboru tekstów, najbliżej byłoby mu chyba do Władysława Kopalińskiego „Trzeciego kota w worku, czyli Rozmaitości świata”. Genow, podobnie jak Kopaliński, zdradza leksykograficzne zacięcie oraz zamiłowanie do konkretu.

Na zbiór składa się trzydzieści esejów o różnorodnej tematyce oraz długości. Mamy zatem teksty dwu-, trzystronicowe, które bardziej przypominają ambitne felietony lub stworzone na wysokim poziomie wpisy blogowe dla koneserów niż pełnoprawne eseje („Czekam”, „Europa”, „Kieszeń”, „Pytanie”, „Twarz”, „Zgorszenie”, „Znaczę”). Są też dłuższe rozważania, które w niemalże wyczerpujący sposób przedstawiają dany temat („Książka”, „Obgadywanie, parezja”, „Los”, „Psychiatrycznie”, „Rymy”, „Wszystko. Stereotyp”). Nie zostały one pogrupowane tematycznie, lecz alfabetycznie – autor nie starał się na siłę umieszczać ich w sztywnych ramach klasyfikacji. Straciłyby wtedy prawdopodobnie swoją subtelną autonomiczność.

Byłoby to trudno uczynić również ze względu na mnogość poruszanych problemów. Pod tym względem wybór ten można określić jako inteligenckie silva rerum. Mamy zatem przemyślenia na temat bogactwa słownictwa ludzi wykształconych oraz braku umiejętności wysławiania się niektórych oczytanych osób, dzieci oraz uczących się języka polskiego jako obcego, którzy w celach komunikacyjnych wielokrotnie używają zdewaluowanego z tego powodu przysłówka („Bardzo”). Rozważany jest problem czekania jako „modusu bycia” („Czekam”), utraty dorobku kultury i związanych z tym dla człowieka konsekwencji, a także kwestia czytelnictwa i bibliofilstwa („Czystka, zmaza”). W nieco nostalgicznym tonie utrzymane są refleksje na temat piękna minionego świata, który zbudowany był z naturalnych, ręcznie wykonanych części, w przeciwieństwie do współczesności stworzonej z elementów kultury masowej („Estetyka”). Pojawia się również próba identyfikacji social mediów jako nowoczesnej wersji sztambucha czy popularnych w latach 90. XX w. złotych myśli. Autor pochyla się nad związanymi z ich rozwojem problemami pluralizmu oraz trollingu, a także zanikiem popularności takich mediów jak prasa czy telewizja („Facebook”). Interesujące są również przemyślenia na temat humoru, natury ironii („Humor”) czy przejawiającej się w języku inteligencji („Inteligent”). Esej „Kawa” stanowi pretekst do rozważań na temat konsumpcjonizmu, zaniku „sąsiedzkości” i unikatowości, natomiast tekst o intrygującym tytule „Koniec” opowiada o umarłych przedwcześnie artystach muzykach i poetach. Genow odważnie wypowiada się na temat współczesnego czytelnictwa w dobie smartfonów, która zmierza do kompensacji treści na jak najmniejszych nośnikach, związanych z tym konsekwencjach, takich jak chociażby „kulawość” wyobraźni. Dostało się również wszelkiej maści krytykom szukającym w opisywanych przez siebie tekstach kultury różnego rodzaju braków, zamiast skupiania się na tym, co aktualnie się w nich znajduje („Książka”). Interesujące są eseje pochylające się nad losem człowieka („Los”), pozytywnymi aspektami otwartości wobec innych ludzi („Obgadywanie, parezja”), sensem i znaczeniem pracy w życiu człowieka („Praca”), potrzebą opowiadania („Prawda opowiadania”), problemem odmienności („Psychiatrycznie”) czy (bez)senności („Śpik”). To, co łączy niemalże wszystkie eseje, to wspomniane już poszukiwania leksykograficzne, a często nawet komparatystyczne. Genow bowiem hojnie okrasza swoje teksty etymologicznymi rozważaniami w poszukiwaniu odpowiedniego źródłosłowu. Następnie wywodzi z nich dalsze znaczenia i doprawia je przykładami z korpusu języka polskiego, które zawierają frazeologię czy gnomy.

Często, aby wyjaśnić niuanse znaczeniowe danego słowa, wykorzystuje jego brzmienie i dosłowne znaczenie w innym języku. Jest to nie lada gratka dla lingwistycznych koneserów, tym bardziej, że autor sięga nie tylko do prasłowiańszczyzny, łaciny, ale również starożytnej greki, języka niemieckiego czy bułgarskiego. Dobór języków nie dziwi, jeżeli uświadomimy sobie, że mamy do czynienia z mieszkającym w Poznaniu filozofem i historykiem sztuki o bułgarskich korzeniach. Do zilustrowania danego problemu często wykorzystuje zatem sytuacje z życia prywatnego, w tym z okresu dzieciństwa spędzanego u babci w Bułgarii, anegdoty ze studiów oraz fragmenty esejów filozofów starożytnych i nowożytnych. Jest to perspektywa filozofa uzależnionego od myślenia, a także wiecznych poszukiwań, który buduje rozważania linearne, często kończące się daleko poza inicjującym wypowiedź tematem. Dla przykładu esej „Czystka, zmaza” kończy się wskazaniem różnicy pomiędzy „czytelnikiem” a „bibliofilem” oraz diagnozą problemu współczesnego czytelnictwa.

Genow, pomimo młodego wieku (rocznik 1991), jest bez wątpienia erudytą. Zbiór esejów, oprócz zainteresowań filozofią, zdradza zamiłowanie autora do literatury, zwłaszcza liryki oraz muzyki klasycznej. W swoje rozważania wplata więc parafrazy lub dosłowne cytaty z twórczości poetów, szczególnie romantycznych, np. Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego czy Cypriana Kamila Norwida, które z łatwością może zidentyfikować doświadczone czytelniczo oko. Oprócz tego bierze na warsztat fragmenty wierszy takich liryków, jak Leopold Staff, Krzysztof Kamil Baczyński czy Jarosław Marek Rymkiewicz. W tym kontekście ciekawe są mocno rozbudowane, „parafilologiczne” przemyślenia dotyczące rymów (esej pt. „Rymy”). Autor zauważa, że straciły one na znaczeniu we współczesnej kulturze, po czym stara się prześledzić ich dziejową karierę. Uwypukla fakt, że rymować zaczęto dopiero w średniowieczu, lecz starożytne eposy Homera oraz wiersze Horacego tłumaczone są najczęściej z wtórnym uwzględnieniem rymów. Następnie pochyla się nad nieprzystawalnością miar metrycznych do warunków powojennej rzeczywistości, która wprowadziła tzw. styl Różewiczowski, a więc bezrymowy i pozbawiony zbędnych ozdobników stylistycznych. Mówi także o „złym rymie”, czyli rymie częstochowskim, od którego przechodzi do specyfiki rymów żeńskich i męskich. Stąd już niedaleko do poruszenia problemu akcentu w języku polskim oraz m.in. w języku francuskim. Rozważania te można podsumować żartobliwą konstatacją samego autora: „Polska jest pod względem rymowości krainą amazonek”.

W nocie biograficznej możemy przeczytać, że Tomasz Genow tworzy poezję, co tłumaczyłoby jego unikatowy sposób łączenia słów pochodzących z różnych rejestrów języka oraz upodobanie do tworzenia neologizmów (np. „przeczyt” na określenie przeczytanych pozycji książkowych, „polecant” – osoba wydająca polecenia, „przedśnie” – stan tuż przed snem; półsen). Powstają więc zdania i wyrażenia będące językowymi cudeńkami, czasami zaprawione ironią, innym razem zaś szczyptą nienachalnego, zintelektualizowanego humoru: „(…) jeśli czytać jaskiniowców czy oszołomów, to zgoła dla beki, a ona jest wyrazem naszej bezsilności, iż nasza prawda tak małe ma predyspozycje do stania się absolutną”; „Ktoś, kto ironizuje, pokazuje, że nie trzeba sztywno trzymać się sprawy, można natomiast przedstawić ją alternatywnie. Jeśli tylko nie jest to ironia nadpsuta (…), to świadczy o lotności umysłu – bo wokół tematów ironia lata jak jaskółka”.

Eseje nie nasycają ciekawości, wręcz przeciwnie – pobudzają ją jak pobudza apetyt przystawka. Genow uczy nas patrzeć na świat, na pojęcia tak osłuchane, że aż potoczne i niedostrzegalne. Stara się nie iść śladem starożytnych Greków i Rzymian, którzy nie zwykli zapisywać oczywistości. Z tego powodu nigdy nie poznamy wielu szczegółów z ich życia codziennego, o czym wspomina autor w otwierającym zbiór eseju o intrygującym tytule „Bardzo”. Być może mamy tutaj do czynienia ze swoistym credo twórczości Genowa, który usiłuje te współczesne oczywistości ocalić z mroków niepamięci. Mimo tego książkę czyta się momentami jak powieść detektywistyczną. Czytelnik czeka na rozwiązanie zagadki, jednak nie zawsze je znajduje w gąszczu przemyśleń autora. Wynika to z faktu, że powinien odnaleźć je przede wszystkim w sobie samym.

Genow porusza dawno zardzewiałe tryby myśli, które często najpierw napędzane są poprzez gwałtowny bunt, w drugiej zaś kolejności wdzięczność, że jednak udało się je w ruch wprawić. Autor zachwyca ostrością przemyśleń, lapidarnością przekazu i językowym zajzajerem. W sobie tylko wiadomy sposób łączy język potoczny z oficjalnym, slang z pojęciami rodem z teorii filozofii, neologizmy znaczeniowe z patosem starożytnym pism filozoficznych. W normalnych warunkach łączenie stylu wysokiego z niskim tworzy komedię, tu zaś powstał oryginalny esej na iście parnaskim poziomie. W końcu kosmos jest ze słów.
Tomasz Genow: „Kosmos jest ze słów. Eseje o różności świata”. Instytut Literatury. Wydawnictwo Animi2. Kraków 2019.