ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 stycznia 1 (385) / 2020

Sabina Strózik,

NIE SAMYM PRAWDZIWYM ŻYCIEM CZŁOWIEK ŻYJE (ADAM ZAGAJEWSKI: 'PRAWDZIWE ŻYCIE')

A A A
„Jaki jest najnowszy tom Adama Zagajewskiego? Taki sam (…)” (Piwowarczyk 2019) – taką symplistyczną konstatację wplata do swojej recenzji Damian Piwowarczyk w „Przekroju”, omawiając najnowszy tom poetycki autora „Świata nie przedstawionego”. W pierwszym odruchu, czytając, zatrzymałam się na chwilę zaskoczona. A potem pokiwałam głową i właściwie na tej cytacji mogłabym i swoją recenzję zakończyć. Zagajewski nie zaskakuje. Całe szczęście.

Prawdziwe życie…

Przewrotny tytuł tomu okazuje się zabiegiem niezwykle sprytnym. Krytycy twórczości Zagajewskiego od lat wypominają mu, że wysoki styl jego poezji jest zbyt wysoki, a patos posunięty o krok za daleko sprawia, że poezja ta bywa karykaturalna w swej wyniosłości (warto zwrócić uwagę na Zagajewskiego dokonującego rozrachunku z tymi zarzutami – zob. rozdział „Odeszli wielcy poeci” w „Substancji nieuporządkowanej”). Zgadzam się, widzę wysokość stylu, także miewam poczucie, że muszę zadzierać głowę, żeby do tych wierszy jakoś dosięgnąć, że sięgam po nie z nizin codzienności, podczas gdy erudycyjność i patetyczność tych tekstów owszem, opowiada mi świat, ale jednak od „prawdziwego życia” jakoś oddzielony. Od lat jednak jestem żarliwą obrończynią twórczości poety i toczę od czasu do czasu dysputy z przyjaciółmi, którzy mojej fascynacji nie rozumieją i często po długich wymianach zdań machają po prostu na mnie ręką, jako na niereformowalną wielbicielkę, na którą szkoda sobie strzępić języka i używać racjonalnych argumentów. Rzeczywiście, nie ustępuję. Powiem więcej – coraz częściej to tytułowe „prawdziwe życie” u Zagajewskiego dostrzegam. Zarówno w eseistyce – w której znów nie potrafi (czy nie chce) uciec od politycznego zaangażowania (warto choćby przytoczyć ten pasaż z wydanej w 2017 roku „Poezji dla początkujących”: „Oto do władzy doszło pewne nacjonalistyczne, ksenofobiczne ugrupowanie, głoszące potrzebę obrony »tradycyjnych wartości« wobec inwazji »nowoczesności« i także konieczność wzięcia pod ochronę tego, co »lokalne« i zagrożone przez wartości importowane z zagranicy” [Zagajewski 2017, s. 175]) i teksty, powiedzmy, społeczne, mieszają się z erudycyjnymi pasażami o wielkich pisarzach, muzyce czy malarstwie. W poezji natomiast politycznych uwikłań na taką skalę nie ma.

Fakt, że inaczej chyba czytam teraz też te najnowsze teksty i rozumiem, że owe może czasem patetyczne momenty emanacji także tym życiem są, czasem nim choć bywają.

jest gdzie indziej…

Naraziłabym się na oskarżenia o pisanie truizmów, gdybym wspomniała o obecności miast w poezji Zagajewskiego. Pierwsze to hasło wywoławcze badań nad twórczością poety. Niemniej jednak wypada zaznaczyć, że nadal jest to element niemożliwy wprost do pominięcia przy lekturze, choć w tym tomie, oprócz wierszy zahaczających o miasta jakoś z biografią artysty splątane, jak Lwów czy Kraków („I nic się nie zmieniło, nic się nie zmieniło; / kiedy wjechałem do Krakowa było już ciemno, / ostatnie dni sierpnia, ale wciąż bardzo ciepło, / lato pamiętało o swojej młodości, nawet noc / była ciepła i elastyczna, nic się nie zmieniło, / wolno rosły armie stalaktytów w jaskiniach / i jąkały się satelity szpiegujące ziemię, i nic się nie zmieniło, nic” [„Imieniny”, s. 70]), licznie pojawiają się miejsca odwiedzane, bolesne, naznaczone znakami pamięci (dwukrotnie choćby Bełżec). Jest też poruszający wiersz zamykający niejako usta krytykom, którym za dużo urbanizacji w tej poezji – „Bezdomny” (s. 59). Kwestia tej bolesnej bezdomności, od lat znacząca głównie lirykę autora, w esejach pojawiająca się rzadziej, znajduje tu jakby prefinał – czytelnikowi nagle przed oczami otwiera się nowy rejon tej poezji, spływa na niego chwilowe zrozumienie spod znaku „a więc o to tu idzie…”: „A ja powtarzam sobie: / Mieszkam całkiem wygodnie / Nie jestem aż tak bardzo bezdomny” („Bezdomny”, s. 59).

Reszta kręgów tematycznych także nie zaskakuje. Choć niechętna jestem rozpisywaniu poezji na tabelki i krojeniu tomików wedle z góry przyjętych kryteriów, tym razem pokusiłam się o „pogrupowanie” ich według nadrzędnych tematów. I tak, bez zaskoczeń, oprócz wielości wspomnianych już miast o różnorakich dla autora znaczeniach („Deszcz we Lwowie”, „Santiago de Compostella”, „W Drohobyczu”, „Rzymskie miasto na prowincji”) pojawia się cała parada pisarzy, którzy powracają nieustannie zarówno w poezji, jak i w eseistyce Zagajewskiego. Jest Lew Tołstoj, Bruno Schulz, Ostap Ortwin, Stanisław Brzozowski, Andrzej Bursa, Bolesław Leśmian, Zbigniew Herbert, Ezra Pound, Adam Ważyk, Konstanty Ildefons Gałczyński czy daleki kulturowo Bashō. Nie wymieniam tu wszystkich przywoływanych przez autora „Prawdziwego życia” twórców, jest ich cała mnogość.

Wiele w tym tomie także czułości i wspomnień, tęsknoty za minionym. Bynajmniej nie jest to element nowy – znamy z wcześniejszych tomów wzruszające wiersze o matce, ale być może elegijność do tego tomu wkrada się mocniej, coraz więcej tu nakładania się przeszłości i teraźniejszości, poszukiwania śladów obecności, świadomości zanikania, uchodzenia z czasem, przegranych batalii z nieubłaganymi przemianami. Pisał Zagajewski, bez osobistego tonu, o czasie w „Substancji nieuporządkowanej”: „To tak, jakbyśmy mieli do czynienia z dwoma różnymi, niespotykającymi się nigdy rejestrami: z jednej strony czas w literaturze, w poezji, w filozofii, ale także w filmie (choćby u Bergmana) i w malarstwie (autoportrety Rembrandta!), w elegijnej muzyce, tysiące stronic, dziesiątki sonat, setki wielkich wierszy i przenikliwych analiz filozoficznych, a z drugiej – nasz własny czas, nasz własny zabójca, nasze starzenie się, nasze odkrywanie »śmiertelności« (w cudzysłowie, bo w gruncie rzeczy odkrywamy ją tylko u innych, u przyjaciół, u znajomych i nieznajomych). »Nasz czas« – chociaż użycie przymiotnika dzierżawczego jest tu śmiechu warte. Kto kogo dzierży” (Zagajewski 2019: 83). W „Prawdziwym życiu” ton jest dużo bardziej prywatny, bolesny, bywa złączony z doświadczeniem wiary, trudnej, wymykającej się świątyniom i nierzadko – wiernym („Niedziela”, s. 56).

Oczywiście autor „Płótna”, wielbiciel malarstwa, znów sięga także po malarsko-muzealne inspiracje. Jest i Jan Van Eyck, i Carravaggio, i nieodzowny Rembrandt, który pojawia się aż dwukrotnie. Wyraźnie widać fascynacje poety, mniej może wyrażone eksplicytnie, niż zdarza mu się to w esejach, ale jakoś fundamentalne i dla jego poezji. Dużo zresztą malarskości w tej poezji. Metafory są plastyczne, we fragmentach sprawiają wrażanie, jakby pociągnięte były farbą olejną na, nomen omen, płótnie.

Warto zwrócić też uwagę na wiersze meta. O roli poety, o tworzeniu, o misji, o natchnieniu. Niewiele może tych akcentów w porównaniu z wielością reprezentacji innych kręgów tematycznych, ale teksty te upominają się o głos i refleksję. Rzadka u Zagajewskiego ironia pojawia się choćby w „Zimowym świcie”, meta przemyślenia odnajdziemy w „Cudzym życiu” czy „Wietrze”, trochę rzeczywiście patetycznym wyznaniu i wyzwaniu.

ale my jesteśmy tutaj”. Emmanuel Lévinas

Czy więc „prawdziwe życie” Zagajewskiego, tego poety z Parnasu, jest tak daleko od prawdziwości i życia w ogóle? Czy podział jest taki, jak w motcie, które poeta wybrał do swego tomu, a ja podzieliłam je na potrzeby recenzji, do wyznaczania jej cezur – czyli doznanie prawdziwego życia jest gdzieś, hen, a my od niego oddaleni? Susan Sontag powiada: „»Ja« przemawiające w książce jest sumienne, wrażliwe, poważne – bez krzty samoobronnej ironii” („i cień i światło”, s. 152). Nic się nie zmieniło od czasu jej lektur. Nadal to „ja” przygląda się światu, życiu, a że obserwacje przybierają odrobinę za wysokie tony czy kunsztowne frazy? Cóż. Nadal będę bronić Zagajewskiego. Będzie to obrona żarliwa. Jak nie bronić bowiem poety, który bardzo życiowo stwierdza choćby: „W końcu to maj sławny maj / miesiąc obietnic / których nikt potem nie sprawdza” (s. 53) lub „Zaczynam czytać poetów i wydaje mi się, / że wszystko rozumiem” (s. 40).

Najbliższy jednak prawdziwego życia, prawdziwego, bo uwikłanego w błędy, jest chyba następujący fragment z „Erraty sprzed wielu lat”: „I nie jesteśmy wcale pewni jak należało żyć / żeby errata nie była potrzebna / Nie wiemy, czy takie życie jest możliwe / i czy errata jest naprawdę wolna od błędów” („Errata sprzed wielu lat”, s. 71).

LITERATURA:

„i cień i światło… O twórczości Adama Zagajewskiego”. Red. Anna Czabanowska-Wróbel. Kraków 2015.

D. Piwowarczyk: „Wdrapię się”. https://przekroj.pl/artykuly/recenzje/wdrapie-sie.

A. Zagajewski: „Poezja dla początkujących”. Warszawa 2017.

A. Zagajewski: „Substancja nieuporządkowana”. Kraków 2019.
Adam Zagajewski: „Prawdziwe życie”. Wydawnictwo a5. Kraków 2019.