ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 stycznia 2 (386) / 2020

Marta Tomczok, Grzegorz Wołowiec,

'NATURALNE ODRUCHY' I ZŁE NAWYKI: KILKA SŁÓW O 'HUMANISTYCE ROZLICZENIOWEJ'

A A A
Tematem tego artykułu nie będzie próba zrozumienia, dlaczego jedni ludzie przypisują pewnym tekstom znaczenie, którego odmówiliby im inni. Wielokrotnie omawiane zjawisko intencji autorskiej i jej rozszyfrowywania nie odgrywa w tych dociekaniach istotnej roli. Będzie nas interesować problem, który z braku lepszego określenia można nazwać zwątpieniem w różnego rodzaju związki narracji z Zagładą, jej antecendencjami i następstwami. O ile w przypadku tekstów o zdecydowanie innym charakterze dyskusje z różnymi możliwymi interpretacjami przebiegają w atmosferze określonej neutralności, to na temat tego, co wolno pisać o Zagładzie, a właściwie na temat tego, co wypada wyczytać z tekstów o niej, przychodzi spierać się w nieskończoność. Istota wielu takich sporów ma jednak zastanawiająco maksymalistyczne założenia, oceniane za pomocą dwu kryteriów, a właściwie stwierdzeń: że coś „jest” o Zagładzie/ Żydach/ ma charakter antysemicki bądź „nie jest”/ „nie ma takiego charakteru”. Pewne autobiografie są więc wiarygodnymi źródłami wiedzy o Zagładzie, choć obserwowane z pozycji sceptyka nie mówią więcej niż bajka; niektórzy myśliciele bywają antysemitami, ale dla wielu dowody ich gorszącej postawy i tak są za słabe, nieprzekonujące, wyssane z palca; i wreszcie niejedna fikcja literacka, zdradzająca nawiązania do rzeczywistości, nawiązuje też wprost do chętnie pomijanych polskich występków przeciwko Żydom, których ujawnianie przecież tak łatwo można zdyskredytować i obezwładnić zarzuty stwierdzeniem absurdalności doszukiwania się prawdy w fikcji… (zob. Krawczyńska 2009).

Pojawienie się praktyki owego maksymalistycznego reagowania na wypowiedzi poświęcone Zagładzie i antysemityzmowi warto jednak dogłębnie przeanalizować. Nas będzie interesować tylko jedna taka praktyka, przypominająca zjawisko nazwane przed laty przez Michała Głowińskiego mianem krytyki prokuratorskiej (zob. Głowiński 2011), posiadająca też znamiona dyskursu antysemickiego. Jej paszkwilancki charakter, oparty na kilku czytelnych chwytach retorycznych (zob. Markiewicz 1976), każe zastanowić się, czy nie mamy do czynienia z rodzajem zgrywy, wygłupu, błazenady. Traktując wszakże krytykę literacką poważnie, a przede wszystkim poważnie traktując namysł autorów związanych z uniwersytetem nad pracami akademickimi, trzeba taką możliwość odrzucić.

Zjawisko, które chcemy opisać poniżej, korzystając z określeń Głowińskiego, Jarosław Klejnocki określił przed laty mianem krytyki złych intencji, czyli „podejścia apriorycznie nieprzychylnego do omawianego dzieła, bo jedynie w kwestionowaniu i ataku na tekst może objawić się (zaprezentować się) maestria krytyka” (Klejnocki 2005). Odpowiadając na te zarzuty, skierowane do autorów kwartalnika „FA-art”, jego redaktor naczelny, Konrad Cezary Kęder, ukuł jeszcze inne określenie. Pod nazwą „lektury nienaiwnej” przedstawił zjawisko znane szerzej jako „lektura podejrzeń, gdyż rzeczywiście założeniem wstępnym jest nieufność do tego, co podane jak na tacy, rzucające się w oczy, przedstawiane jako oczywiste. Lektura nienaiwna, jeśli się z niej zdaje relację, jest często postrzegana przez grono czytelników spragnionych prostych prawd czy jednoznaczności jako »kwestionowanie«, »atak«, »szukanie dziury w całym«, »wydziwianie«, »jałowe popisy erudycyjne«. Innymi słowy – przypisuje się nienaiwnym czytelnikom, zdającym sprawę ze swojej lektury, niskie pobudki i złą wolę, za powód wskazuje się zaś czym bądź spowodowaną, acz ogólną, frustrację” (Kęder 2005). Warto na początek rozważyć, czy przypadek pewnej reakcji na pewną książkę to nie przykład „krytyki nienaiwnej”. Bo jeśli to ten przypadek, wówczas cała sprawa nie jest warta uwagi.

W styczniowym numerze internetowego pisma „artPAPIER” z 2020 roku ukazała się recenzja Andrzeja Śnioszka z monografii „Chłopska (nie)pamięć. Dziedzictwo chłopskości w polskiej literaturze i kulturze” pod redakcją Grzegorza Grochowskiego, Doroty Krawczyńskiej i Grzegorza Wołowca, wydanej po konferencji „Chłopskość i jej dziedzictwo w polskiej historii i kulturze”, którą zorganizowało Centrum Badań Dyskursów Postzależnościowych Uniwersytetu Warszawskiego w dniach 10-11 kwietnia 2017 roku. Recenzję badacza zapowiadają arbitralne, nienaukowe gesty, za pomocą których dystansuje się on zarówno wobec swojego zadania, jak i interesującej go pracy: „Nie będę ukrywał, że do lektury omawianej książki przystąpiłem głównie ze względu na inspirujący tekst Andrzeja Skrendy o Henryku Berezie (drukowany zresztą już wcześniej, w 6 numerze »Tekstów Drugich« z 2017 roku). Długo wahałem się, czy warto recenzować tom złożony z dwudziestu różnorodnych artykułów, skoro chłopskości potrzebuję tylko do rozprawy doktorskiej o Berezie, którego nazwisko – oprócz wspomnianego tekstu Skrendy – pada w książce raz. W końcu pomyślałem, że tzw. młodego naukowca powinna cechować pasja poznawcza, stojąca na drugim biegunie doraźnej pragmatyki. Z góry jednak uprzedzam, że niniejsza recenzja obejmuje ledwie wycinek poruszonych w »Chłopskiej (nie)pamięci« kwestii: budzący zawsze wielkie emocje temat żydowski” (Śnioszek 2020).

To, co dalej prezentuje recenzent, można uznać za przejaw „krytyki nienaiwnej” pod dwoma wszakże warunkami: o ile przez „nienaiwność” będzie się rozumieć recenzowanie pracy składającej się z dwudziestu artykułów (nie licząc wstępu) na podstawie dwu z nich, oraz o ile kryteria omówione wyżej przez Kędera w ogóle nadają się do przedstawienia „tematu żydowskiego”. Trudno zrozumieć, z czego wynika samo to okrojenie lektury i ograniczenie jej do tak drobnego, mało znaczącego zarówno w stosunku do tematu, który wybrał piszący, jak i tematu książki, materiału. Wszak pasja poznawcza, znamionująca zwykle uczonych, nakazuje czytać książki dokładnie, a do wybiórczości, pojętej tak radykalnie, raczej zniechęca. Oficjalna deklaracja Śnioszka może być odczytana jako zgrywa, rodzaj retorycznego wygłupu, zabieg mający zaintrygować i za pomocą prowokacji przyciągnąć do lektury. Jednak kolejne jego działania budzą zgoła inne uczucia i nasuwają poważną wątpliwość, co rzeczywiście było „intencją” recenzenta. Pomijając w ogóle temat pracy, omówiony we wspomnianych dwudziestu artykułach, dokonuje on jednostronnej analizy dwu naszych szkiców – o pamiętniku Izabeli Czajki-Stachowicz „Ocalił mnie kowal” (Tomczok 2019) oraz o Stanisławie Pigoniu (Wołowiec 2019) (w tej właśnie kolejności).

Szkiców poświęconych „tematowi żydowskiemu” jest w rzeczonej pracy o wiele więcej. Te najważniejsze, napisane przez Agnieszkę Daukszę, Alinę Molisak, Katarzynę Chmielewską i Karolinę Koprowską, znalazły się (oprócz pierwszego z nich) w części czwartej książki, zatytułowanej „Chłopi, Żydzi, Zagłada”. Nasze artykuły – zatytułowane, jak zresztą pisze recenzent raczej „enigmatycznie”, nietypowo dla tematu – są umieszczone w innych partiach publikacji i nie nasuwają żadnych skojarzeń z interesującym go problemem. Dlaczego zatem do nich sięgnął, jak na nie trafił, skoro czytał „na chybił trafił”? Przyjrzyjmy się efektom tej lektury „losowej”.

Przypadek pierwszy

Artykuł o pamiętniku Czajki-Stachowicz, wydanym w 1956 roku, zawiera przede wszystkim ustalenia tekstologiczne oparte na analizie porównawczej między warstwą fabularną dokumentu a światem przedstawionym „Pieśni żałobnych z Getta” – tomiku wydanego przez pisarkę trzy lata po zakończeniu wojny. Celem jest tu wykazanie wyraźnego podobieństwa między obiema narracjami, za które odpowiada prawdopodobnie ten sam czas powstania utworów przypadający na lata okupacji i wczesne lata powojenne. Antysemityzm Polaków – schematyczny konstrukt myślowy, którym żongluje w dalszej części recenzji Śnioszek, by osłabić wartość naukową omawianego artykułu – pełni tu rolę drugorzędną. Rodzina Kowalów spod Otwocka, która uratowała Czajkę, reprezentuje postawę „pomagania pomimo”, charakteryzującą się złożonym stosunkiem do Żydów; można ją oddać słowami: „swojego nie ruszy, cudze zniszczy”. Kowalowie udają przed sobą, że ich „znajda” nie jest Żydówką, nie podejmują w rozmowach problemu jej pochodzenia, za to zapewniają siebie nawzajem o konieczności jej ratowania i wydawania innych, którzy są Żydami. Ważnym elementem omówienia pamiętnika Czajki jest jego język, naśladujący groteskową mowę chłopów. Czajka ma „ucho” do parafrazowania, a szczególnie parodiowania cudzej mowy, wymyślania dialogów. Zrezygnowanie przez pisarkę z mimetyzmu językowego nie świadczy jednak przeciwko dokumentaryzmowi jej prozy. Dowodzą tego po pierwsze w ten sam sposób opisane zdarzenia w poezji i pamiętniku, po drugie sam status wspomnień i ich tematyka – dotyczą one Zagłady, nie ma podstaw, by wątpić w to, co pisarka przeszła, nawet jeśli nie sięgnęła po konwencję realistyczną.

Na marginesie warto dodać, że realizm nie jest uznawany w studiach nad Zagładą za gwarancję prawdziwości czyichś wspomnień (prawdomówności ocalonego) – i to z bardzo różnych przyczyn. Przeciwnie, to nazbyt realistyczne pisanie o przeżyciach ocalonych, podchwycone przez literaturę popularną w ostatnich latach, już nieraz stanowiło obiekt wątpliwości, nadużyć, a nawet metodę falsyfikowania historii. O niezaprzeczalnej wartości faktograficznej „Krwi nieba” Piotra Rawicza, „Czarnego potoku” Leopolda Buczkowskiego, powieści Raymonda Federmana czy „Mausa” Arta Spiegelmana nie dyskutowano w związku ze zgodnością wszystkich elementów świata przedstawionego z rzeczywistością. Tak fundamentalne postawienie sprawy spotkałoby się przede wszystkim z zarzutem negacjonizmu, rozważanym m.in. przez Jean-François Lyotarda w „Poróżnieniu” („Naprawdę widzieć na własne oczy komorę gazową byłoby warunkiem dającym prawo do mówienia, że ona istnieje, i do przekonywania niedowiarka. Należy jeszcze dowieść, że w chwili, gdy ją widziano, zabijała” [Lyotard 2010: 7]). Groteska czy surrealizm stanowią równie fortunne sposoby opowiadania o Zagładzie jak wszystkie inne; pisząc o Zagładzie, warto o tym pamiętać.

Tymczasem argumentacja Śnioszka uderza właśnie w to, co niepodważalne w świadectwach ocalonych, w ich prawdziwość. Czajka-Stachowicz nie była Binjaminem Wilkomirskim, nie wymyśliła swojej tożsamości i ocalenia. Była natomiast żydowską komunistką, milicjantką i przede wszystkim kobietą. Wystarczy wziąć za cel któreś z tych jej wcieleń i ma się gotowy stereotyp, a – przypomnijmy – to właśnie za pomocą stereotypów antysemickich, płciowych i tych związanych z wiekiem oraz wyglądem najczęściej dyskredytowano jej pozycję (Czajka pod koniec życia była otyła). Natomiast Andrzej Śnioszek, przypisując naiwność badaczom, którzy nie zawierzyli swoim „naturalnym odruchom”, stwierdza, że cel uwiarygodnienia tak słabego dzieła musi być następujący – wytropić kolejny przejaw polskiego antysemityzmu: „Narrację Czajki trzeba zatem było, dowolnym kosztem, uczynić wiarygodną, aby móc sporządzić jeszcze jeden katalog przejawów polskiego antysemityzmu. Tym razem dość łagodnych, w grę bowiem wchodzi »dyskurs dobrego antysemity« (s. 305) oraz postawa »pomagania pomimo« (świadomości, że »potrzebujący jest Żydem«) (s. 304). Dla jasności: po pierwsze, nie twierdzę, że antysemityzmu w Polsce nie było (i nie ma), po drugie, nie przeczę, że Izabela Czajka-Stachowicz bywała prawdomówna, po trzecie wreszcie, dostrzegam wymowne ograniczenia perspektywy recenzentów z lat 50. Moje zastrzeżenia dotyczą niezrozumiałych chwytów – świadczących o równie wymownych ograniczeniach – które stosują tropiciele antysemityzmu (co wcale nie znaczy, że ich polemiści są zawsze w porządku). Zauważmy, jak łatwo Marcie Tomczok przychodzi następująca konstatacja: »Wypowiedzi Kowalów (…) są bardziej złożone. Słychać w nich przede wszystkim mowę chłopów spod Otwocka. Czajce należy więc oddać, że skonstruowała świadectwo języka wybawców, a zatem coś zgoła innego niż stylizowaną baśń« (s. 307, podkr. – A.Ś.). Czajka, przypomnę, skonstruowała także – we wzmiankowanej relacji na łamach »Przekroju« – świadectwo języka Gombrowicza, w którym zapewne coś z jego mowy słychać… Z reakcji Gombrowicza wynika jednak, że słychać aż nazbyt wiele: »nie umiałaś odtworzyć mego stylu towarzyskiego (takie wyrażenia, jak np. ‘ci powiadam’, albo ‘jak Boga kocham’, zupełnie nie są moje)«” (Śnioszek 2020).

Trudno zrozumieć, dlaczego autor tych słów na świadka „kłamstw” Czajki przywołuje akurat Gombrowicza, znanego z tworzenia konterfektów polskich pisarzy. Być może przywołuje go właśnie dlatego, że nie potrafi rozpoznać specyfiki Gombrowiczowskiego języka, a tym samym pojąć, że na stronie „Przekroju”, do której przekierowuje jego recenzja, wszystko, łącznie z odpowiedzią autorowi „Kosmosu”, napisała Czajka, cudownie bawiąc się różnymi stereotypami. Notabene jeden z nich, dotyczący zazdrości Gombrowicza o pozycję Adolfa Rudnickiego, ówczesną gwiazdę polskiej literatury, miał wywołać w nim taką reakcję: „Zresztą mogę napaść na Rudnickiego” (przekrój.pl). Czy doprawdy trzeba chować pod dywan polski antysemityzm, by chwilę później pozwolić mu wychynąć? Idem per idem.

Przypadek drugi

Drugi z omawianych artykułów, „Filologia i nacjonalizm. Stanisław Pigoń jako ideolog kultury ludowo-narodowej”, stał się w ocenie Andrzeja Śnioszka jeszcze mocniejszym przykładem tropienia antysemityzmu. Stając po stronie Marii Janion, a nie Czesława Kłaka, obrońcy profesora Pigonia, Grzegorz Wołowiec „z jakiegoś powodu (…) przyznał rację Marii Janion”, a cały artykuł oparł na „dosztukowanych”, „wątłych dowodach” (Śnioszek 2020). Tym wątlejszych, im częściej odnoszących się do przedwojennych pism antysemickich, w których drukował mickiewiczolog. Wołowiec nie przypomina wszystkich batalii antysemickich Pigonia, bo robi to dokładnie autorka „Kobiet i ducha inności”, warto jednak przypomnieć za nią: jedna z takich batalii dotyczyła studium Romana Brandstattera, poświęconego legionowi żydowskiemu Adama Mickiewicza. Pigoń opublikował je w „Myśli Narodowej”, gdzie wcześniej ukazała się „biblia antysemityzmu”, „La France juive” Edwarda Drumont z 1885 roku. Zawierała ona „katalog cech odróżniających Semitę od Aryjczyka” (Janion 2000: 201). W zrozumieniu, na czym polegał antysemityzm „Kuriera Poznańskiego” czy wspomnianej „Myśli Narodowej”, Śnioszek ma ogromny kłopot. Jest w stanie wybaczyć „skandaliczne” treści wymierzone przeciwko Żydom jednemu z tytułów ze względu na bogactwo jego treści i wysoki poziom intelektualny. Nie pojmuje natomiast, że regularne publikowanie w określonym czasopiśmie oznacza reprezentowanie jego profilu, identyfikację ideową. Gotów jest dokonać przewrotnego, nieprawdziwego porównania: „Rozliczeniowe komentarze Wołowca jako żywo przypominają niedawne ataki na zdrajców mających czelność publikować w nowych czasopismach, które dotuje »PiS-owski« Instytut Literatury. W obu przypadkach zwykło się ignorować wartość artystyczną bądź merytoryczną inkryminowanych tekstów, uzależniając ich ocenę od miejsca publikacji: na łamach prasy – tfu! – prawicowej” (Śnioszek 2020).

Zgodnie z tym komentarzem „tropiciel antysemityzmu” okazuje się badaczem wysoce nieobiektywnym, kierującym się w swoich działaniach doraźnymi politycznymi uprzedzeniami, ba, ma nawet bardzo określone poglądy (potępia zwolenników PiS), które rzutują na jego rozeznanie w świecie kultury. Trudno o większe insynuacje i dziwniejsze pomówienia. Podważanie wiarygodności pamiętnika żydowskiej komunistki i polemika z wizerunkiem Pigonia-antysemity czynią z Andrzeja Śnioszka recenzenta nie tylko nierzetelnego, ale też zachwycającego się sobą samym (swoimi odczuciami, wyborami bądź poniechaniami wyborów) na oczach czytelników oczekujących przecież na rzeczowe uwagi o książce. Na zakończenie swoich enuncjacji Śnioszek krótko wspomina szkic Aliny Molisak poświęcony położonej niedaleko Pińska wsi Iwaniki, przed wojną zamieszkanej przez Żydów. W odróżnieniu od poprzednich cechuje go, zdaniem recenzenta, „taktowny umiar” (Śnioszek 2020). Nie mówi się tu o polskim antysemityzmie. Dlaczego? Dopowiedzmy: ponieważ autor recenzji cytuje zakończenie, pomijając jedno znaczące zdanie. Opuszczone przez Żydów budynki zajęli białoruscy sąsiedzi. W opowieści Molisak, siłą rzeczy, nie znaleźli się Polacy, co z perspektywy Andrzeja Śnioszka jest niewątpliwą zaletą tekstu („Rzeczywisty dramat nie wymaga mętnej gorliwości” [Śnioszek 2020]). A zatem nie o „losową” lekturę chodziło. Chodziło o wskazanie artykułów napisanych przez gorliwych „tropicieli antysemityzmu” (Śnioszek 2020). Polskiego.

Wnioski

Recenzja pracy poświęconej pamięci o chłopskim rodowodzie społeczeństwa polskiego, napisana na podstawie drobnego fragmentu tomu, z którego wysnuty został zupełnie inny temat, powinna budzić zaniepokojenie. I to zarówno formą, całkowicie niezgodną z poetyką gatunku recenzji naukowej, jak i z założonymi celami takiego wystąpienia. Ich ogólny sens sprowadza się do reagowania na wszelkie przejawy niesprawiedliwej i wyjaskrawionej oceny postępowania Polaków wobec Żydów w czasie wojny jako na „temat zastępczy”, pojawiający się zamiast dyskusji wokół chłopskiego rodowodu kultury polskiej. Dyskusji, której – na co wskazuje także recepcja omawianej tu pracy pod redakcją Krawczyńskiej, Grochowskiego i Wołowca – na razie nie podjęto. Zamiast tego wydobywa się wątki, zdawałoby się, doskonale znane, przedyskutowane, wymęczone, o których rozmawiano już nieraz. W ostatnich czasach na wielką skalę i w zupełnie innych okolicznościach powróciły one przy okazji debaty na temat trzech prac polskich humanistów: „Dalej jest noc. Losy Żydów w wybranych powiatach okupowanej Polski” pod redakcją Jana Grabowskiego i Barbary Engelking, „Pod klątwą. Społeczny portret pogromu kieleckiego” Joanny Tokarskiej-Bakir oraz „Młynów bożych” Jacka Leociaka. Żadna z tych prac nie dotyczyła jednak literaturoznawstwa.

Wróćmy do początku rozważań. Materia dociekań filologicznych, jaką jest tekst, względnie dyskurs literacki (literaturoznawczy), wydaje się na tle wymienionych publikacji narażona na wiele ataków i nieporozumień. Mimo dyskusji, jakie stoczono o miejsce literatury, a szczególnie prozy i poezji w studiach holokaustowych, wciąż wymaga ona renegocjacji i roztrząsań. Okoliczności, które niejako wymuszają ów ruch myśli, to z jednej strony powstające nieustannie, nowe typy narracji o Zagładzie, z drugiej – zmieniającą się polityka historyczna. To właśnie w jej kontekście Robert Traba napisał o konieczności rozliczania się przez Polskę z własną przeszłością w ten sposób, „by »trupy w szafie« nie przeszkadzały nam w pozbyciu się kompleksów i politycznego balastu” (Traba 2010: 302). Humanistyka rozliczeniowa, która miałaby ulegać wpływom apologetów umiaru, pojmujących swoją misję jako tropienie tropicieli polskiego antysemityzmu, musiałaby wcielać najgorsze tradycje milczenia, o jakich pamięta się wskutek drugiej wojny światowej w Europie. Turecko-cypryjski psychiatra Vamik Volkan wspominał o swoim pacjencie, który przeżył Zagładę zamknięty w komodzie. W sytuacji zagrożenia ojciec zakrywał mu usta poduszką, dlatego nauczył się płakać milcząc (zob. „Leczenie królikiem” 2020). Dlaczego mielibyśmy „trzymać w komodzie” „sprawę o Pigonia” czy pamiętnik wojenny Czajki, niedopuszczany do druku przed przełomem październikowym, i tym samym reglamentować czy umacniać interpretacyjną cenzurę?

Siłą literatury jest jej podatność na interpretacje. Siłą interpretacji natomiast jest wielostronność i wieloznaczność. Kto chce występować przeciwko interpretacji, musi się liczyć z sytuacją, która przypomina nie tyle manowce, ile dojście do ściany. Wystarczy przeczytać zakończenie znanego eseju Susan Sontag – tam, gdzie nie ma miejsca na rzeczową dyskusję, zaczyna się samouwielbienie (zob. Sontag 2012).

LITERATURA:

„Chłopska (nie)pamięć. Dziedzictwo chłopskości w polskiej literaturze i kulturze”. Red. G. Grochowski, D. Krawczyńska, G. Wołowiec. Kraków 2019.

„Czajka” Stachowicz I: „Czajka i Gombro, czyli pojedynek na (artystyczne) miny”. https://przekroj.pl/kultura/czajka-i-gombro-czyli-pojedynek-na-artystyczne-miny.

Głowiński M.: „Realia, dyskursy, portrety. Studia i szkice”. Kraków 2011.

Janion M.: „Do Europy tak, ale razem z naszymi umarłymi”. Warszawa 2000.

Kęder K.C.: „Nie ma o czym gadać (z niecokonserwatystami)”. https://www.fa-art.pl/dzial.php?id_dzialu=331&szablon=dzial_felieton.

Klejnocki J.: „Krytyka złych intencji”. „Lampa” 2005, nr 3.

Krawczyńska D.: „Faux pas”. „Teksty Drugie” 2009, nr 4.

„Leczenie królikiem. Z Vamikiem Volkanem rozmawia Justyna Dąbrowska”. „Tygodnik Powszechny” 2020, nr 1-2.

Lyotard J.F.: „Poróżnienie”. Przeł. B. Banasiak. Kraków 2010.

Markiewicz H.: „Jak był zrobiony »Beniaminek«”. W: tegoż: „Przekroje i zbliżenia dawne i nowe”. Warszawa 1976.

Sontag S.: „Przeciw interpretacji”. Przeł. D. Żukowski. W: tejże: „Przeciw interpretacji i inne eseje”. Przeł. M. Pasicka, A. Skucińska, D. Żukowski. Kraków 2012, s. 25-26.

Śnioszek A.: „Manowce humanistyki rozliczeniowej (»Chłopska (nie)pamięć. Dziedzictwo chłopskości w polskiej literaturze i kulturze«)”. http://artpapier.com/index.php?page=artykul&wydanie=385&artykul=7681.

Tomczok M.: „»To wszystko«”. W: „Chłopska (nie)pamięć. Dziedzictwo chłopskości w polskiej literaturze i kulturze”. Red. G. Grochowski, D. Krawczyńska, G. Wołowiec. Kraków 2019.

Traba R.: „Polityka wobec historii: kontrowersje i perspektywy”. „Teksty Drugie” 2010, nr 1-2.

Wołowiec G.: „Filologia i nacjonalizm. Stanisław Pigoń jako ideolog kultury ludowo-narodowej”. W: „Chłopska (nie)pamięć. Dziedzictwo chłopskości w polskiej literaturze i kulturze”. Red. G. Grochowski, D. Krawczyńska, G. Wołowiec. Kraków 2019.