ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 lipca 13 (85) / 2007

Aneta Głowacka,

GRZECZNIE I BEZPIECZNIE

A A A
Tegoroczny Festiwal „Kontakt” z pewnością można zaliczyć do udanych: bez organizacyjnej wpadki, z wielkimi nazwiskami, różnorodnością form, wyrównanym poziomem artystycznym przedstawień. Wreszcie bez skandalu obyczajowego czy artystycznego, spokojnie i „po bożemu”, bez cienia jakiejkolwiek, nawet najmniejszej, prowokacji. Mogła jedynie zaniepokoić owa formalna różnorodność i kryteria doboru konkursowych prezentacji, które sprawiły, że spektakle dramatyczne znalazły się na pozycji uprzywilejowanej (z 13 prezentacji 11 należało do teatru dramatycznego), ale i ta, wydawałoby się dość znacząca dyskryminacja, została zniwelowana, zwycięzcą konkursu okazał się teatr tańca.

„Vsprs” Les Ballets C. De La B. w reżyserii Alaina Platela to nie pierwsza prezentacja belgijskiego zespołu na „Kontakcie”. „Bonjour Madame...” , z którym Platel przyjechał do Torunia w 1995 roku, otrzymał nagrodę Miasta Getyngi i Deutsches Theater w Getyndze oraz nagrodę dziennikarzy za najciekawszą opowieść o własnym miejscu. Uhonorowany pierwszą nagrodą „Vsprs” to również w pewnym sensie opowieść o własnym miejscu, tyle że pokazanym z perspektywy jego zdobywania, osiągania celu, do którego droga jest śliska i niebezpieczna jak ramiona góry lodowej, po której wspinają się tancerze. Spektakl Platela jest również historią o ciele, które staje się dla człowieka więzieniem, zwłaszcza kiedy dotknie je choroba. Nazwa spektaklu jest skrótem od utworu Claudio Montevediego „Vespero della Bella Vergine” i nieprzypadkowo pojawia się w tytule. Godzinki Monteverdiego stały się inspiracją dla Fabrizio Cassoli do stworzenia partytury muzycznej, która łączy barokową muzykę kościelną z jazzem, muzyką cygańską i sopranem Claron McFadden. Eklektyzm warstwy muzycznej w pewnym sensie przekłada się na ruch tancerzy. Zróżnicowani pod względem techniki tanecznej artyści (pojawiają się różne odmiany modern dance, ruch inspirowany wschodnimi technikami walki czy wyczynami cyrkowców), wyrażają indywidualne doświadczenia, jednocześnie tworząc zróżnicowaną, ale harmonijną całość. Stają się doskonałym wcieleniem zasady: wielości w jedności. Poza muzyką barokową impulsem do stworzenia spektaklu stały się dla Platela czarno-białe krótkometrażowe filmy z początku XX wieku, których autorem był psychiatra dr van Gehuchten. Filmy te przedstawiają chorych na nerwicę histeryczną – konwulsyjne, gwałtowne, niekontrolowane ruchy uniemożliwiają im nie tyko zapanowanie nad własną fizycznością, ale również jakikolwiek kontakt z innymi osobami. Podobnie dzieje się z tancerzami rozproszonymi na dużej scenie bydgoskiej opery. Nawet wydobywający się z ust głos, który przechodzi w rwany bełkot, uniemożliwia jakąkolwiek komunikację. Ciało wymyka się spod władzy rozumu. Tancerze nie są kalekami, wykonują ewolucje wymagające dużej fizycznej sprawności, ciała są zdrowe, a jednak głuche na impulsy płynące z mózgu. Każda próba ujarzmienia przez tancerza własnego corpusu kończy się porażką.

Warstwę muzyczno-ruchową w spektaklu Platela dopełnia komponent plastyczny. W tyle sceny majaczą szczyty górskie, które równie dobrze mogłyby być skrzydłami anioła albo wspomnieniem szklanej góry. Tancerze wspinają się po ich stromych zboczach, desperacko chwytają strzępów ubrań, z których są zbudowane i nawet jeśli pokonają opór materii, samo dotarcie na szczyt nie oznacza zwycięstwa. Ciała ześlizgują się do stóp góry i wyprawę trzeba rozpocząć od nowa. Powtarzalność działań tancerzy ma w sobie coś z rytuału, zresztą przestrzeń sceny zamknięta jest kręgiem z garderoby noszonej na co dzień przez człowieka, dotarcie na szczyt nabiera znamion sakralnego spełnienia, jedności z Absolutem.

Odległy od wyżyn sacrum był z kolei laureat II nagrody, spektakl „Śmierć komiwojażera” z berlińskiej Schaubühne. Luc Perceval znany z inscenizacji klasyki światowego dramatu, tym razem sięgnął po sztukę Artura Millera, której wydźwięk okazał się zaskakująco aktualny. Historię rodziny Lomanów umieścił na zdezelowanej sofie, na której przesiadują, tępo wpatrując się w telewizor. Już dawno przestali ze sobą rozmawiać i interesować się swoim życiem. Willy Loman (Thomas Thieme) w podkoszulku na ramiączkach opiętym na brzuchu całe dnie spędza z pilotem telewizyjnym w ręku. Tłumi w sobie traumę po stracie pracy, okłamuje bliskich i siebie, terroryzuje rodzinę. Jego żona Linda (Carola Regnier), kobieta-widmo, zastygła w smutny posąg na kanapie, pomaga Willemu podtrzymywać fikcję, pilnuje, by rodzina zachowała pozory normalności. Nie wiemy, co myśli i czuje, bo rzadko się odzywa. Biff (Bruno Cathomas) – wyrośnięty osiłek, miota się pomiędzy byciem dzieckiem a dorosłym mężczyzną. Tresura ojca sprawiła, że czuje się niedowartościowany i bezradny, mimo że wie, co chciałby robić w życiu. Z kolei ignorowany przez ojca Happy (André Szymański) wykrzykuje swoją bezsilność i bezradność w setkach wyrzucanych w przestrzeń słów tak jakby liczył na to, że wreszcie go ktoś wysłucha. Pogrążona w marazmie rodzina, żyje według pewnego stałego rytmu – po chwilach ożywienia (kiedy na jaw wychodzą rodzinne kłamstwa), popada w stany bezradności i otępienia – wtedy emocjonalną pustkę wypełnia szklany ekran. Krytyka kapitalizmu tak silna u Millera, u Percevala pojawia się jako tło rodzinnego piekiełka.

Ostatnim spektaklem, który zdobył główną nagrodę była „Sonia” w reżyserii Alvisa Hermanisa. Łotewski reżyser wykorzystał tekst Tatiany Tołstaji o samotnej kobiecie, która wśród otoczenia uchodzi za dziwadło. Spektakl rozpoczyna się jak historia kryminalna: do opuszczonego mieszkania włamują się dwaj złodzieje. Wkrótce jeden z nich przebiera się za kobietę, maluje usta i oczy, nad górną wargą pojawia się zalotny pieprzyk. Drugi – opowiada dzieje Soni, na które składa się samotność, listowy romans i nieszczęśliwa miłość do w rzeczywistości nieistniejącego mężczyzny. Nie ma w tej historii pompatycznego zadęcia, chociaż jej tematem jest wielka potrzeba uczucia. Groteskowa Sonia (postać grana przez Gundarsa Abolinša od cyrkowej groteski przechodzi do najgłębszej powagi) nie jest jednak w tej opowieści żałosna. Hermanis portretuje swoją bohaterkę w ciepłych kolorach, kobieta grana przez mężczyznę, w scenerii skromnej kuchni jest wzruszająca. Reżyser znany jest z inscenizacji w realistycznych dekoracjach. Również akcja „Soni” dzieje się wśród sprzętów sprzed wieku, jest i lampa naftowa i drewniany kredens, za którego drzwiczkami Sonia ukrywa rozmaite smakołyki. Łotewski twórca przyjechał na „Kontakt” z dwoma przedstawieniami. Drugim były „Opowieści łotewskie”. Z cyklu 30 historii, opisujących łotewską rzeczywistość, do Torunia przyjechało sześć. Aktorzy wykorzystując technikę werbatim, stworzyli etiudy, których bohaterami byli podglądani przez nich ludzie: tancerka erotyczna, żołnierz wyjeżdżający na międzynarodowe misje, dzieci z domu dziecka, samotny rybak, przedszkolanka czy kobieta jeżdżąca taksówką.. Spektakle Hermanisa charakteryzuje, poza świetnym przygotowaniem aktorskim, niezwykła prostota, szczerość i bezpośredniość przekazu. Być może dlatego „Opowieści” cieszyły się dużym uznaniem, zwłaszcza wśród młodej publiczności, a „Sonia” dostała nagrodę dziennikarzy.
17. Międzynarodowy Festiwal „Kontakt”. Toruń. 26 maja – 1 czerwca 2007.