ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 kwietnia 7 (391) / 2020

Marcel Warbisch,

PROJEKTOWANIE PODMIOTOWOŚCI (NIE)ZAPOŚREDNICZONEJ (OLGA SZMIDT: 'AUTENTYCZNOŚĆ: STAN KRYTYCZNY')

A A A
Powstało wiele prac, które w sposób ciekawy, nierzadko zaskakujący tłumaczą pojęcie autentyczności. Wymienić należałoby chociażby świetną książkę Michała Warchali: „Autentyczność i nowoczesność. Idea autentyczności od Rousseau do Freuda”. Mimo tego zagadnienie zdaje się niewyczerpywalne, a jego temat podejmowany jest stosunkowo często. I nic w tym dziwnego, bowiem autentyczność to nie tylko nośna kulturowo klisza, ale przede wszystkim nadzieja na wytworzenie podmiotowości, która opiera się zawłaszczającym strategiom i praktykom agresywnie reprodukującego naszą tożsamość kapitalizmu. W takim też kontekście umieściłbym refleksję Olgi Szmidt. Autorka, przyglądając się różnym realizacjom artystycznych projektów, stara się dociec, na czym miałaby polegać autentyczność ponowoczesnego podmiotu, któremu co raz trudniej doświadczać rzeczywistości. Szmidt włącza problemowe pojęcie w szereg kontekstów, które ustawiają czytelnika/czytelniczkę wobec szerokiego instrumentarium interpretacyjnego.

Zamierzenie utopijne a realizacja dystopijna

Jednym z pierwszych kontekstów, do którego odnosi się autorka, jest światopogląd utopijny. Szmidt zdaje sobie sprawę z tego, jak istotna to perspektywa w dyskusji wokół autentyczności. Społeczne, ale i nierzadko wyłącznie jednostkowe pragnienie wytworzenia nowego porządku politycznego (politycznej utopii) ma ścisły związek z podmiotem usilnie poszukującym drogi do autentyczności. Tym samym jednym z omawianych przez autorkę wątków jest idea miasta utopijnego, które można by ująć w ramach dwóch zupełnie odmiennych realizacji ideowych. Pierwszą z nich stanowi wizja urbanistyki socjalistycznej, drugą – budowa Manhattanu. Oba projekty, które przytacza Szmidt, obnażają ciekawy paradoks. Otóż porażka tych założeń architektonicznych wytwarza model podmiotu rozczarowanego światem. Wizja socjalistyczna sprowadza się do powszechnie rozumianej szpetoty, powtórzeniowości, standaryzacji oraz nieodpowiedzialnego zarządzania. W przypadku projektu Manhattanu mamy do czynienia z innymi zagrożeniami (opisanymi skądinąd w świetnej książce Rema Koolhasa „Deliryczny Nowy Jork. Retroaktywny manifest dla Manhattanu”, do której również odwołuje się autorka „Autentyczności…”). Miasto marzeń okazało się być projektem skupiającymi się wokół tego, by nie reprezentować niczego innego poza samym sobą oraz aby wytwarzać jedynie opresyjny model korporacyjnego kapitalizmu. Szmidt pisze: „Kryzysowa tożsamość XX wieku w Ameryce, z epicentrum na Manhattanie, konkretyzuje się z całą mocą, niemal wpychając modernizm na nowe tory nihilistycznej refleksji. Ameryka jako pojęcie, tak dotąd przepełnione emocjami, nadziejami, obietnicami i fajerwerkami, wydrąża się tak jak wszystkie inne” (s. 72).

Szmidt, analizując oba modele projektowania miejskiej widzialności, zadaje pytanie o to, jaki podmiot wytwarzają tego rodzaju „fałszywe obrazy”. Tym samym autorka wprowadza czytelnika/czytelniczkę w rozważania Rousseau, skądinąd kluczowe dla całej książki. Nie skupia się jednak wyłącznie na tym, aby ukazać modelowy koncept filozofii francuskiego myśliciela polegający na afirmacji porządku natury i ucieczce od cywilizacji. Rozczarowanie miastem oraz ponowoczesnymi regułami życia, które wytwarza ideologia agresywnego kapitalizmu, sprawiają, że izolacja może przerodzić się w formę patologicznego i represyjnego pragnienia. To z kolei ma ścisły związek z „wizją totalnego wychowania” (s. 54). Tak autorka nazywa konstrukt pedagogicznej utopii postulowanej przez Rousseau („Emil, czyli o wychowaniu”). W oparciu o ten wątek Szmidt krytycznie odczytuje film greckiego reżysera Yorgosa Lanthimosa „Kieł” (wcześniej przytaczając społeczne przykłady dysfunkcyjnych i przemocowych praktyk rodzinnych w stylu Davida i Louise Turpinów). Szmidt pisze: „»Kieł« wydobywa z utopii edukacyjnej Rousseau mroczny wymiar, daleko idące konsekwencje wybiórczego realizowania jego projektu, implementowanego do życia we współczesnej Europie. Utopia Rousseau przeradza się w »Kle« w antyutopię, mimo że zachowuje strukturalne odpowiedniki tej pierwszej” (s. 100). Jest to bez wątpienia początek niezwykle ciekawej, ale co istotniejsze, bardzo ważkiej kulturowo refleksji. Szmidt nie tylko interpretuje poszczególne sceny z filmu, ukazując tym samym, jak przemocową postać może osiągnąć „pragnienie autentyczności”, ale przede wszystkim uruchamia liczne rejestry interpretacyjne – od politycznego, ekonomicznego, kulturowego po feministyczny i genderowy. Autorka całkiem sprawnie i inspirująco reinterpretuje pojęcie autentyczności, mimo że decyduje się na uruchomienie tak różnych porządków pojęciowych i gatunkowych (urbanistyka, utopia, modele wychowania, kinematografia).

Radykalna ucieczka od nowoczesności?

Kolejnym kontekstem, który przybliża Szmidt, są literackie reprezentacje ucieczek od nowoczesności. Autorka analizuje formułę „bycia antynowoczesnym”, która w dyskursie autentyczności daje obietnicę wytworzenia wolnej i niezależnej podmiotowości. Zestawia ze sobą „Życie i czasy Michaela K.” Johna Maxwella Coetzee’ego oraz założenia Rousseau („Marzenia samotnego wędrowcy”), odnotowując, że pomimo znaczących różnic w konstrukcji obu podmiotów istotna jest pewna łączność. Wspólna okazuje się być koncepcja wolności. Autorka pisze: „Nie ma ona statusu absolutnego, nie jest wyłącznym i bezkrytycznie pojmowanym celem, nie jest nawet efektem pozytywnego programu. Jest kontrą, spięciem, aktem dobrowolnej lub przymusowej banicji lub ucieczki” (s. 120) oraz dalej: „Wolność jest z tych perspektyw raczej wyzwaniem i koniecznością rozeznania się we własnej kondycji” (s. 120). Tym samym Szmidt obnaża, jaką cenę ponieść musi jednostka pragnąca autentycznego życia. Dalej mnoży kolejne literackie przykłady, od „Waldena, czyli życia w lesie” Henry’ego Davida Thoreau, przez reportaż Jona Krakauera, w którym autor opisuje perypetie młodego podróżnika Chrisa McCandlessa, po powieść „Całe życie” Roberta Seethalera (której bohater ma być modelowym przykładem „autentycznego prostaczka”). Momentami może się wydać, że proponowane przez autorkę interpretacyjne próby polegające na odczytaniu toposu ucieczki do natury czy literackiej figury „prostaczka” okazują się wtórne wobec tego, co dotychczas napisano i powiedziano. Warto jednak odczytać te konteksty w perspektywie dyskursu autentyczności jako próby, które umożliwiają odmitologizowanie sztucznie reprodukowanych popkulturowych klisz.

Od poezji niejasnej do sztuki performatywnej

Jednym z ciekawszych wątków w całej książce jest próba rozpoznania w wybranych działaniach artystycznych pewnego określonego modelu podmiotowości autentycznej. Autorka stara się wprowadzić dwa konteksty. Jeden to, toczony od lat, spór o niejasność poezji. Drugi – sztuka najnowsza. O ile jednak pierwszy wątek wydaje mi się rozwiązany wątpliwie, a samo jego przywołanie i próba ukontekstowienia w ramach dyskursu autentyczności jest nieco nieudana (należałoby wykroczyć poza opozycję prosty–skomplikowany rozumianą jako wybór strategii artystycznej, szczególnie w przypadku poezji awangardowej, dla której normotówrczy kontekst jest dużo bardziej złożony), o tyle przywołanie prac Katarzyny Kozyry i Zbigniewa Libery oraz założeń grupy Dogma 95 czy performansów Mariny Abramović okazują się bardzo twórcze intelektualnie. I chociaż omawiane przez Szmidt prace są znane oraz były już szeroko dyskutowane, to ustawienie ich w perspektywie nowego kontekstu, jakim jest autentyczność, stanowi ciekawą ramę dla zrozumienia pojęcia. Autorka zastanawia się np. nad tym, na ile obrazy video Kozyry („Łaźnia”, „Łaźnia męska”, „Olimpia”, „Chłopcy”) i Libery („Obrzędy intymne”, „Perserweracja mistyczna”) stanowią próbę zarejestrowania autentycznego aktu (w obu przypadkach autentyczność ma wyrażać „drastyczną ekspozycję materialności ciała” [s. 193]), zaś w przypadku grupy Dogma 95 interesuje ją programowa rezygnacja z procedur technologicznej specyfikacji mogącej sfałszować filmowy obraz podmiotu. Najciekawszym jednak kontekstem interpretacyjnym, który wybiera w swojej pracy, jest twórczość Mariny Abramović. Szmidt odczytuje performanse artystki w ramach prywatnego (chociaż dziejącego się przecież publicznie) aktu obnażenia, który stanowi zarazem moment zwrotny w procesie „auatentyczniania” podmiotu.

Słowami końca

Nie uważam, aby książka Olgi Szmidt nie zaliczała potknięć. Problem, który podejmuje, jest ważny, zaś interpretacyjne wybory autorki niejednokrotnie zaskakują. Mimo tego zdarza się jednak, że cała rozprawa bywa przegadana, a konteksty, które uruchamia Szmidt, są tak szeroko zakrojone, że łatwo stracić z oczu samo pojęcie autentyczności. Tak dzieje się w przypadku omawianego przez autorkę pojęcia „telewizji jakościowej” w ramach dyskutowania serialu „Dziewczyny”. I chociaż Szmidt zaznacza, że na jej pracę składają się wcześniej publikowane artykuły, to odnoszę wrażenie, że całość bywa formalnie niejasna. Trudno również zgodzić się ze wszystkimi tezami interpretacyjnymi, którymi żongluje badaczka. Książka „Resztki” McCarthy’ego czytana w opozycji do Freudowskiej paranoi wydaje się tylko pośrednio dotykać problemu autentyczności, podobnie wygląda sytuacja z kilkoma innymi wątkami. Wydaje mi się, że książka Szmidt, chociaż momentami intrygująca, jest również bardzo nierówna.
Olga Szmidt: „Autentyczność: stan krytyczny. Problem autentyczności w kulturze XXI wieku”. Wydawnictwo Universitas. Kraków 2019.