ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 kwietnia 7 (391) / 2020

Marta Snoch,

REGUŁY GRY (EMMA)

A A A
Zwiastun „Emmy” A.D. 2020 obiecywał (w rytm arii Papagena i Papageny z „Czarodziejskiego fletu” Mozarta) spojrzenie na erę regencji, której nie powstydziłby się sam Yorgos Lanthimos. I chociaż w filmie nie brakuje damsko-męskich potyczek i kontekstu społecznego, a służba (po „Downton Abbey”) nie jest już tak niewidzialna, wykonując niewdzięczne prace, to tradycjonaliści mogą być spokojni – „Emma” nie burzy schematów i nie podkopuje mitów ery regencji, krainy balów, swatów i powszechnej szczęśliwości. Debiut fotografki i reżyserki teledysków, Autumn de Wilde, to bombonierka pełna dopieszczonych kadrów, deserów jak z „Marii Antoniny” Sofii Coppoli, pasteli Wesa Andersona czy estetyki, której nie powstydziłby się stacjonujący u Gucciego projektant mody Alessandro Michele. Komediowy pazur tej kolejnej adaptacji panny Austen nadają wyśmienite aktorstwo oraz interesująca muzyka Isobel Waller-Bridge.

Mimo iż od premiery adaptacji idealnej, która przyniosła prawdziwy wysyp filmów według Austen („Rozważna i romantyczna” Anga Lee ze scenariuszem Emmy Thompson) minęło już ponad 25 lat, świat regencji, matrymonialnych zawirowań i cierpkich dialogów dalej fascynuje filmowców. O ile równie uwielbiane siostry Brontë ekranizowane są znacznie oszczędniej (a serial o ich życiu na plebanii w Haworth dalej czeka na realizację), to świat Jane Austen cechuje prawdziwe filmowe rozpasanie. Nie tylko przeniesiono na duży i mały ekran praktycznie wszystko, co kiedykolwiek napisała (łącznie z powieścią epistolarną „Lady Susan”, którą Walt Whitman przerobił na „Miłość i przyjaźń”, oraz niedokończonym dziełem „Sanditon”, na kanwie którego w 2019 roku powstał serial), ale także historię samej pisarki („Zakochana Jane” czy „Jane Austen żałuje”). Austen zainspirowała również wiele iście postmodernistycznych projektów. Od fanowskiej fantazji o wakacjach w świecie inspirowanym jej książkami (komedia „Austenland” Jerushy Hess z Keri Russell), poprzez realne przeniesienie się w świat „Dumy i uprzedzenia” nowoczesnej dziewczyny (Jemima Cooper) w „Lost in Austen”, kryminał ze świata państwa Darcych („Death Comes to Pemberley” uznanej autorki P.D. James), aż po kuriozalny mash-up azjatyckich sztuk walki i malowniczych sukien „Duma i uprzedzenie i zombie” Burra Steersa z 2016 roku (na podstawie literackiego kolażu Setha Grahame-Smitha). Na pocieszenie dodam, że prawdopodobnie „Rozważna i romantyczna i morskie potwory” nie zostanie w najbliższym czasie zekranizowana.

„Emma”, stawiana przez niektórych znawców na podium jako najlepsza (a z pewnością najzabawniejsza) książka Jane Austen, nigdy nie zdobyła równie niezbywalnego miejsca w masowej kulturze co „Duma i uprzedzenie”. Można to tłumaczyć specyficznością głównej bohaterki czy też tym, że zrównoważony pan Knightley zdecydowanie nie prezentuje arystokratycznej dumy Fitzwilliama Darcy’ego. Świat Emmy, pozbawiony podróży, romantycznych zrywów i wielkich przyjęć może wydawać się nudnawy, ale mistrzowskie przedstawienie tego mikrospołeczeństwa, jego śmiesznostek, społecznych animozji czy nawet klasowych nierówności pozwala dostrzec, co tak bardzo w brytyjskiej pisarce cenił Honore de Balzac. „Emma”, historia nieprzemyślanych swatów i miłosnych manipulacji, jakich dopuszcza się na swoich sąsiadach i przyjaciołach tytułowa bohaterka, jest więc tworzywem idealnym do komedii manier i pokazania ery regencji ze zdecydowanie bardziej groteskowej strony. Debiut Autumn de Wilde, choć wizualnie przyjemny w swojej maksymalnej stylizacji (zdecydowanie daleki od impresjonistycznych kadrów „Dumy i uprzedzenia” Joe Wrighta), oraz ze scenariuszem uznanej laureatki Bookera, Eleanor Catton, nie do końca spełnia pokładane w nim nadzieje. Kinowe adaptacje powstałe w latach 90., jak urocza pastorałka Douglasa McGratha („Emma” z 1996 roku z Gwyneth Paltrow) czy ironiczna komedia Amy Heckerling („Słodkie zmartwienia” z Alicią Silverstone) obficie korzystały z niepoprawnych wyznań Emmy przez jej zabawne komentarze zza kadru. Wersja serialowa z 2009 roku natomiast ciekawie poprzesuwała akcenty – łączący bohaterów brak matki, tęsknota za podróżami. W porównaniu z nimi scenariusz Catton, mimo kilku istotnych zmian w fabule (wpisanie całej akcji w koło pór roku oraz podkreślenie wagi statusu materialnego kobiety), rozczarowuje. Zwłaszcza że ostatnia dekada przyniosła wiele ciekawych odczytań kobiecej klasyki, jak scenariusze „Dziwnych losów Jane Eyre” Moiry Buffini, „Wichrowych wzgórz” Andrei Arnold czy ostatnio „Małych kobietek” Grety Gerwig.

Emma Woodhouse, ukształtowana przez samą pisarkę na swoistą antybohaterkę, bardziej temperamentną (ale też z pozwalającą na więcej pozycją społeczną) niż Elizabeth Bennet i siostry Dashwood, w świecie filmowym dalej czeka na równie elektryzującą rolę, jak urocza manipulatorka lady Susan (Kate Beckinsale, która skądinąd zagrała w niezbyt udanej telewizyjnej „Emmie” w 1995 roku) w „Love nad Friendship”. Poprzednio ani anielskie oblicza Gwyneth Paltrow i Alicii Silverstone, ani uroczo irytująca Romola Garai nie do końca oddawały diabelski charakter panny Woodhouse – bogatej egoistki i niezależnej jedynaczki. Nie udało się to także Anyi Taylor-Joy, która zdecydowanie lepiej odnajdywała się w horrorze „Czarownica” czy serialu „Miniaturzystka”. Jej Emma, choć pomyślana jako postać budząca co najmniej ambiwalentne uczucia, pozostaje zaskakująco bezbarwna. Catton i de Wilde nie stronią od podkreślania jej obsesji na punkcie kontroli czy przypisywania bohaterce iście psychopatycznych zachowań. Co może interesująco kłóci się z wypełnionymi różem kadrami, ale bynajmniej nie ustrzega „Emmy” przed okazjonalną monotonią.

Najsympatyczniejsze i najbardziej odświeżające w tej adaptacji są niebanalne kompozycje Isobel Waller-Bridge (odpowiadającej za muzykę do serialu „Fleabag” jej siostry Phoebe) oraz postaci wygrywane prawie zawsze w kinie na jedną nutę: Harriet Smith i pan Knightley. Poprzednie adaptacje ugruntowywały raczej prześmiewczy obraz niezbyt lotnej i ubogiej przyjaciółki panny Woodhouse (by wspomnieć tylko role Toni Colette czy Brittany Murphy). Harriet Smith w wykonaniu Mii Goth to więc prawdziwe zaskoczenie – nie tylko talent komediowy, ale też sympatyczny portret młodej dziewczyny w trudnej sytuacji, która raz po raz pada ofiarą upokorzeń czy nieudolnych swatów Emmy. Podobnie pan Knightley, szwagier i przyjaciel Woodhouse’ów, na którego prawie zawsze spada niewdzięczna, „wychowawcza” rola tytułowej bohaterki. W filmie de Wilde zagrał go Johnny Flynn – aktor i muzyk o zdecydowanie ciekawszej aparycji niż Johnny Lee Miller czy Jeremy Northam – którego świat kostiumowych romansów może kojarzyć z roli kapitana Dobbina w serialu na podstawie „Targowiska próżności” Thackeraya. Pan Knightley, subtelny mężczyzna uwikłany w konwenanse epoki, jest tutaj postacią z krwi i kości, jaskrawym przeciwieństwem raczej drewnianego Franka Churchilla (Callum Turner). Nie sposób nie wspomnieć też o całej plejadzie doskonałych komicznych ról drugoplanowych – panu Woodhouse (Bill Nighty), pannie Bates (komiczka Miranda Hart) czy o małżeństwie Eltonów (Tanya Reynolds i Josh O’Connor).

Jaka jest więc „Emma” lat dwudziestych XXI wieku? Kontrastująca malowniczy, poukładany i bezpieczny świat pikników, balów i proszonych kolacji z lekko duszną atmosferą skostniałych norm i klaustrofobią małego miasteczka. Jeśli czymś znacząco różni się od poprzednich wersji, to zdecydowanie empatią i zrozumieniem dla postaci, które wcześniej były jedynie komediowymi pionkami – kobietami z samego dołu drabiny społecznej, zależnymi od innych, jak panna Bates i Harriet. Jest też zaskakująco wierna duchowi książki Austen – niepozbawionemu humoru moralitetowi o wartościach, jakimi są rodzina i odpowiedzialność za swoją społeczność. Świat Emmy, w porównywaniu z burzącymi pewne reguły „Dumą i uprzedzeniem” czy „Perswazjami”, to mało romantyczny świat zasad i konwenansów nie do przeskoczenia, świat utrzymywanego status quo i nudy czającej się w komfortowych wnętrzach. A także pierwsza gorzka lekcja dla młodych kobiet, których złudzenia na temat funkcjonowania świata zderzają się z rzeczywistością.
„Emma”. Reżyseria: Autumn de Wilde. Scenariusz: Eleanor Catton. Muzyka: Isobel Waller-Bridge. Obsada: Anya Taylor-Joy, Mia Goth, Bill Nighy, Johnny Flynn, Callum Turner, Miranda Hart, Josh O’Connor, Gemma Whelan, Rupert Graves. Wielka Brytania 2020, 124 min.