ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 maja 9 (393) / 2020

Dominika Polok,

GŁÓWNA BOHATERKA GINIE (RUSSIAN GIRL)

A A A
Jednym z najbardziej niewybaczalnych spoilerów, jakie można zaserwować komuś, kto „jeszcze nie oglądał”, to zdradzić, że bohater ginie (kiedyś dla kpiny zmyślałam spoilery do „Gry o tron” – nigdy nie oglądając tego serialu, czego też nie kryłam – biorąc losowo imiona bohaterów i dodając „ginie”, co skończyło się udzieleniem mi autentycznej, poważnej nagany od przyjaciół). Jednak jeśli swój tekst o „Russian Doll” zacznę od informacji na temat śmierci głównej bohaterki, to nie będzie to żadne zepsucie przyjemności. Zatem uwaga, nie-spoiler alert: NADIA GINIE W PIERWSZYM ODCINKU. A następnie w każdym kolejnym. Jakkolwiek zabrzmi to bardzo eschatologicznie, śmierć stanowi w „Russian Doll” jedynie punkt wyjścia.

Główna bohaterka jest programistką, ale też częścią swego rodzaju cyganerii – rozległego, barwnego towarzystwa, zaprzątniętego wykonywaniem różnych dziwnych zawodów w Nowym Jorku (od komponowania narkotyków po stolarstwo), które właśnie zbiega się w jednym punkcie – olbrzymim, labiryntowym mieszkaniu przyjaciółki Nadii, aby świętować urodziny protagonistki serialu. Huczne uświadamianie sobie upływu kolejnego roku życia może nastrajać melancholijnie, a skłonna raczej do pesymistycznego nastawienia Nadia tym bardziej popada w smętne rozkojarzenie. Z opadającymi pod ciężarem irytującego życia powiekami i ramionami, cierpka, agresywnie złośliwa i przybita zaginięciem kota snuje się po imprezie, ciągle rozproszona. Kiedy, szukając pupila, dziewczyna wpada pod samochód, budzi się na tej samej imprezie; czas zapętla się, biorąc swój początek za każdym razem w łazience, nad kranem z odkręconą wodą.

Nadia z całym swoim barokowym, kwiecistym cynizmem jest bardzo komediową postacią; i nie mam na myśli tylko uciechy widzów, wciągających się w dynamikę jej arogancji i wahań między gwałtownością a ostentacyjnym lekceważeniem. Całe grono jej przyjaciół akceptuje to emploi i podejmuje ustawiczną grę z bohaterką, ale przymus wielokrotnego powtarzania tych samych sytuacji – mimo że repetycja dotyczy tylko Nadii – ujawnia jej w końcu, że jednak czasami przesadza. Ekscentryczna osobowość zaczyna nieprzyjemnie demaskować się jako mistrzowsko wykoncypowany kamuflaż na własne lęki.

W nieustannym przeżywaniu tego samego odcinka czasu bohaterka zaczyna rozkładać swoją osobowość na czynniki pierwsze, choć wcale nie podejmuje tej pracy świadomie, to nie jest jej strategia wydostania się z tej sytuacji (dosłownie) bez wyjścia. Paniczne wysiłki wydostania się z pętli czasowej samorzutnie implikują modyfikację tych samych kilku dni, co prowadzi Nadię do systematycznego rozgrzebywania własnego życia, ciężarów, które sama dźwiga – a wśród których zaginiony kot okazuje się jedynie kroplą, która przelała czarę goryczy. Każda zatem z tych modyfikacji to subtelne przesunięcie w kierunku budowy siebie od nowa, jednak ta rekonstrukcja dokonuje się na tyle stopniowo, że przemiany są nieuchwytne gołym okiem. Dopiero kiedy w pewnym momencie zostaje zderzona jej wersja początkowa i niemal ostateczna, poraża, jak daleką drogę odbyła bohaterka i jak odmienną jest osobą od Nadii obchodzącej feralne urodziny po raz pierwszy.

Uzyskane w ten sposób studium samej siebie to fenomen trudny do osiągnięcia w codziennym biegu życia, nawet jeśli ekstrawagancko przystrojonym, to przecież zdolnym do osunięcia się w szarość i monotonię. Nadia jest zmuszona przyjrzeć się sobie w różnych wariantach i to nie w warunkach gabinetu terapeutycznego (przed którym broni się rękami i nogami), ale wskutek anomalii czasoprzestrzennej. I tak oto wielokrotnie spotyka tego samego bezdomnego, który staje się niejako probierzem jej wewnętrznego rozwoju. Nietrzeźwy facet bez butów nie daje jej spokoju, mimo iż kobieta ma przecież inne problemy na głowie. Ale czy impuls zrobienia czegoś dobrego świadczy na korzyść dobroczyńcy, czy przeciwnie? W którym momencie dochodzi do przejścia od kaprysu czy podbudowania samej siebie do skupienia się na kimś innym?

Bycie z drugą osobą stopniowo okazuje się odpowiedzią. Przekierowanie uwagi na zewnątrz może być przejawem samolubności, ale intensywnie przepracowane staje się ucieczką od egoizmu. Różnica między zaangażowaniem w relacje podejmowanym dla poprawienia sobie samopoczucia a tym niezbędnym dla ocalenia samego siebie jest ogromna, nawet jeśli w języku może to pobrzmiewać sofistyką. Nadia w pewnym momencie dociera do granicy – kiedy uświadamia sobie, że akcja ratunkowa jest naprawdę pilna, musi scalić rozproszoną po kilkunastu liniach czasowych osobowość. Nie może przeczekać tego w odrętwieniu, jak wielu poprzednich lat życia. Za którymś razem nie ocknie się już na imprezie, bo rozwarstwienie jej wnętrza zaczęło też naruszać integralność jej rzeczywistości. Każde z tych ocknięć otwiera jej oczy na coś więcej, ale cały czas za mało, żeby wiedzieć, co robić. Nadia podąża za intuicją, testuje różne metody i podejmuje decyzje – i to tak naprawdę okazuje się fundamentem jej osoby. Ten genialny refleks działa coraz lepiej z każdą kolejną otwartą matrioszką samej siebie. Uzdalnia ją do życia na każdym kolejnym poziomie, do którego się dokopuje; ale nie zdradzę, czy zdąży dotrzeć do ostatniej figurki. Choć to nie jest w tej opowieści najważniejsze.
„Russian Doll”. Reżyseria: Leslye Headland, Jamie Babbit, Natasha Lyonne. Scenariusz: Natasha Lyonne, Amy Poehler, Leslye Headland i in. Obsada: Natasha Lyonne, Charlie Barnett, Elizabeth Ashley. Stany Zjednoczone 2019.
Serial dostępny w serwisie Netflix.