ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 czerwca 12 (396) / 2020

Sabina Strózik,

LITERATURA POLSKA NIE CAŁKIEM DLA POLAKÓW (ANNA NASIŁOWSKA: 'HISTORIA LITERATURY POLSKIEJ')

A A A
Po raz pierwszy pozwalam sobie w pełni napisać o książce z perspektywy aspirującego glottodydaktyka. Nie śmiałabym zabrać głosu jako literaturoznawczyni, bo w sprawie tej pozycji padło wiele już słów znawców tematu. Nie tylko w publikowanych recenzjach (m.in. Andrzej Skrendo, Janusz Drzewucki), ale też w rozmowach bezpośrednich czy zasłyszanych przypadkiem opiniach osób związanych z literaturą. Niektóre głosy są bardzo krytyczne – że rozczarowujące, że mało odkrywcze, że nie da się z tej książki niczego dowiedzieć. Ja natomiast, choć rozumiem argumenty leżące u podstaw tych krytycznych ocen, jestem za tę książkę autorce wdzięczna. I już się z tej wdzięczności tłumaczę.

Jak mówić o literaturze polskiej poza Polską?

Proszę pozwolić na chwilę „prywaty”. Nie mam wielkiego doświadczenia lektorskiego, ale trochę przez lata wyrobiłam dydaktycznych godzin. Spędziłam dwa lata na zagranicznych polonistykach, gdzie przyszło mi zmierzyć się z poprowadzeniem kursu literatury. Lektorzy wzbraniali się – jak uczyć? z czego? Dyskusje dotyczące tego, czy teksty literackie upraszczać czy podawać w oryginalnej formie, ale z przypisami, to stałe elementy repertuaru dyskusji, które toczyłam. Padło na mnie, choć nie mogę powiedzieć, że bardzo się wzbraniałam. Potraktowałam to jako wyzwanie, największe chyba do tej pory, wiążące się z koniecznością napisania właściwie programu takiego kursu skrojonego specjalnie na potrzeby nieszczęsnych studentów. Zaczęłam od rozkładu materiału – proces historycznoliteracki, podział na epoki… Łatwizna. Dobór materiałów. Zaczęłam szukać i… nic. Nie sposób przecież czytać ze studentami Miłoszowej wizji literatury, bo to zbyt osobiste, nie da możliwości „szkolnego” zapoznania się z tematem. Podręczniki do liceum? Owszem, ale jedynie we fragmentach. Gdybym miała wtedy możliwość sięgnięcia po „Historię literatury polskiej” Anny Nasiłowskiej, moje zadanie byłoby znacznie łatwiejsze.

Autorka, co zaznacza zaraz w „Uwagach wstępnych”, z myślą o odbiorcy cudzoziemskim tę książkę napisała: „Książka niniejsza stanowi jednotomowy zarys literatury polskiej, adresowany do czytelnika, który niewiele o niej wie” (s. 9). Pokuszę się o stwierdzenie, że to najważniejsze zdanie w całej publikacji. Nie traci go z oczu badaczka, i nie powinniśmy tracić go my, którzy być może kilka kursów historii literatury polskiej już przeszliśmy i trudno nam teraz odebrać książkę jak ktoś, kto nie wie po prostu, kim był Adam Mickiewicz. Gdybyśmy my (poloniści, czy szerzej – humaniści) mogli się z tej pracy przesadnie wiele dowiedzieć, to byłaby to nie najlepsza, w moim mniemaniu, rekomendacja, ale nas samych. Nie znaczy to jednak, że nie możemy książki przeczytać z przyjemnością. Trochę jak powtórkę, trochę jak uzupełnienie białych plam w wiedzy o epokach, którymi nieprzesadnie się interesowaliśmy na studiach czy w czasie własnych lektur. To sztuka zaproponować materiał równocześnie nowy (dla cudzoziemców), jak i „powtórzeniowy” dla rodzimych odbiorców w taki sposób, aby ani jednych, ani drugich nie zamęczyć.

Trud takiego pisania o literaturze potwierdza zresztą to, do czego Nasiłowska się przyznaje: „Pomysł napisania nowej syntezy wyszedł od Dyrekcji Instytutu Badań Literackich (…). Nie była to propozycja skierowana specjalnie do mnie; ogłoszono konkurs, ale zgłosiłam się tylko ja” (s. 12). Domyślam się, jak paraliżująca musi być myśl o konieczności stworzenia jednotomowej historii literatury. Jak ma wyglądać selekcja materiału? Jak opowiedzieć, a nie jedynie wyliczyć, co się działo, i jak wytłumaczyć, dlaczego „Lalka” jest genialną powieścią i czym się różni Skamander od Awangardy Krakowskiej?

Praca nad tomem była więc zapewne, w przeważającym stopniu, sztuką selekcji: „w niedużym zarysie znaleźć się mogą tylko podstawowe nazwiska i klasyczne teksty, które składają się na obraz literatury w przeszłości” (s. 9). Nie ma tu więc wyważania otwartych drzwi. Nasiłowska nie przemeblowała historii, nie dokonała nowych podziałów, nie wyrysowała nowatorskich osi. Odtworzyła klasyczne, znane chronologie, które mogą być, w późniejszym czasie, podstawą do dalszych poszukiwań i własnych rozeznań. Może to staroświecki pogląd, który w obecnym czasie niewielu podzieli, skoro tak wiele nowych, modnych spojrzeń na literaturę, nowych odczytań i interpretacji. Będę się jednak upierać, że dla studentów, którzy nie mają nawet wyobrażenia, czym jest Polska, takie podstawowe usystematyzowanie okaże się niezbędne.

Autorka kończy swoje „Uwagi wstępne” podziękowaniami – między innymi skierowanymi do redakcji „Tekstów Drugich”, którym kłania się za to, że „podtrzymywały też wiarę w zainteresowanie historią literatury polskiej i potrzebę przewartościowania jej obrazu” (s. 11). Tego ostatniego, w moim mniemaniu, autorka nie dokonała. W moim przekonaniu również – na szczęście.

Uwagi do drugiego wydania

Nie wszystko oczywiście w tomie jest doskonałe. Trudno mi się choćby do końca zgodzić z niefrasobliwym: „Dzisiejszy czytelnik ma oczywiście do dyspozycji Wikipedię, i dobrze, jeśli z niej korzysta” (s. 9), choć potem autorka tłumaczy, że jest to „dość zawodne źródło” (s. 9). Tak, studenci zagraniczni sięgają do Wikipedii, ale bez kontekstu, bez selekcji i zrozumienia nie może wyniknąć z tego nic dobrego.

Widać, że Nasiłowska nastawiona jest na odbiorcę niepolskiego, choć europejskiego: „Wydaje mi się, że nieznajomość języka polskiego nie jest przeszkodą uniemożliwiającą korzystanie z tej książki, choć piszę w niej o dziełach, z których wiele nie zostało przetłumaczonych. Sporo jednak zostało zekranizowanych, więc przynajmniej z fabułą i problematyką powieści XIX i XX wieku można się zapoznać, oglądając filmy” (s. 10).

O ciągłym braniu pod uwagę czytelnika nieobeznanego z polską literaturą najdobitniej czy wręcz ironicznie chyba świadczy fragment, w którym badaczka, przytaczając dzieje literatury wojennej i twórczość Tadeusza Borowskiego, notuje: „Za przykład postawy Borowskiego niech posłuży opowiadanie »Proszę państwa do gazu« (…). Już »uprzejmy« zwrot, zawierający zaproszenie do komór masowej śmierci, jest w istocie szyderstwem” (s. 488). Polski czytelnik nie potrzebuje chyba tego rodzaju wzmocnienia.

Kilka zastrzeżeń – jest jeden podstawowy problem z korzystaniem z tomu, jeśli nie zna się języka polskiego – książka została napisana po polsku i ktoś, kto nie zna języka na poziomie B2/C1, nie da rady z niej skorzystać. Mam nadzieję, że znajdzie się tłumacz, który podejmie się tytanicznej pracy i pozycję tę przełoży. Dodatkowo, jeśli ktoś podjąłby trud dołożenia do „Historii…” swoistego zeszytu ćwiczeń, warsztatów interpretacyjnych, to jest to gotowy materiał dla zagranicznych polonistyk.

Protestuję też przeciwko stwierdzeniu, iż język polski jest dość trudny (s. 11), bo umacnia stereotyp, który funkcjonuje i tak niezwykle już silnie. Tak, ma polski swoje niuanse, ale zdecydowanie należy szerzyć pogląd, że jest to język wyuczalny i to wbrew pozorom łatwiej, niż nam się wiecznie wmawia, choćby poprzez żarty dotyczące naszej umiejętności mówienia po polsku, choć to taki trudny język.

Literatura światowa, nie europejska

Upomnieć się także muszę, z sympatii do moich byłych studentów, a także głęboko przekonana o konieczności rozszerzania spojrzenia na krąg, który chcemy literatury polskiej nauczyć, że ściśle europocentryczna perspektywa, jaką przyjmuje Nasiłowska, to nie jest wyjście. Student spoza Europy potrzebuje większych dopowiedzeń, naprowadzenia go choćby na inne myślenie o sztuce, literaturze, ba! periodyzacji. Być może jest to wyzwanie stojące przed tłumaczami, którzy pokusiliby się o przełożenie książki na języki spoza Europy i dokonanie stosownych przypisów. To traktuję jako wersję minimum. Może warto się zastanowić nad wydaniem poszerzonym – choć przy tych rozmiarach publikacji zapewne trudno będzie brać pod uwagę takie rozwiązanie. Wyobrażam sobie natomiast rezygnację z drobnych fragmentów na rzecz szerszego przybliżenia omawianego przedmiotu tak, aby np. Azjata mógł odnaleźć się w dalekim dla niego kontekście kulturowym.

Zadbano o to, żeby nie umknął kontekst europejski i żeby ukazać literaturę polską jako część większej całości. Przy rozdziale poświęconym romantyzmowi cały wyodrębniony fragment traktuje o „polskim romantyzmie na tle europejskim”. Doceniam, że badaczka pomyślała o tym, aby tak znacząco wyodrębnić w tym przypadku kontekst europejski, tak ważny w przypadku swoistości polskich porywów romantycznych. Przy „Lalce” autorka notuje natomiast: „Poza tym lektura powieści dla dzisiejszego czytelnika (a z pewnością dla czytelnika nie polskiego) może okazać się trudna z powodu niedomówień” (s. 293).

Owszem, w niektórych odwołaniach autorka przywołuje autorów i książki nie tylko z naszego kręgu kulturowego, próbując uświadomić spójność pewnych prądów, motywów, poruszanych tematów i wpisać Polskę w szerszy kontekst, ale właśnie to jest jej głównym celem. Nie są to komentarze, które mogłyby się przydać w objaśnianiu naszego kręgu kulturowego. Przypisy przy Schulzu o twórczości Borgesa i Marqueza (zob. s. 432) nie pomogą na przykład w zrozumieniu, po czym spuścizną jest polska literatura w takim kształcie, w jakim ją poznajemy. Stanowią natomiast bardzo ciekawe dopowiedzenie, które może zainteresować czytelnika polskiego.

Książkę ułożono epokami, wyróżnione zostały fragmenty obejmujące kolejne wątki. Nie ma w tych podziałach niespodzianek. Osobną cząstką są choćby „Gall Anonim” (s. 25), „Jan Kochanowski” (s. 53), „Żeromski” (s. 349) czy „Zbigniew Herbert” (s. 523). Dodatkowo, między całostkami, pojawiają się wyodrębnione fragmenty, w których autorka ma możliwość doprecyzowania, rozszerzenia, dywagowania na tematy pomiędzy, które nie mieściłyby się w głównym dyskursie, a badaczka uznaje, że z jakichś przyczyn są ważne. Często zawiera w nich kontekst historyczny, ale także na przykład nieoczekiwanie, jako jeden z tytułów wtrącenia przy okresie pozytywizmu, pojawia się „Susan Sontag”. I, jak się ukazuje, ma to swoje uzasadnienie.

Streszczenia, pojawiające się w tomie, dowodzą tylko konsekwencji autorki w obranym zamyśle. Czytelnik, który niewiele o literaturze polskiej wie, może choć zapoznać się z treścią najważniejszych narodowych dzieł. Muszę przyznać, że mój podziw budzi sposób, w jaki Nasiłowska kondensuje treść „Lalki” czy „Przedwiośnia”. Jej styl, sposób pisania jest godny uznania. Autorka stara się zachować proporcje między koniecznym skrótowym wywodem a płynną narracją. To nie język sztuczny, który znamy z rozmaitych syntez, ale komunikatywny, chciałoby się powiedzieć – jest tom badaczki opowieścią o literaturze. Jasne, że nie wystarczy przeczytać streszczenia czy dwuwersowego wyimku z wiersza. Nie o tym toczy się tu dyskusja. Tom ma być, powinien być, początkiem dalszych poszukiwań – jak każdy dobry podręcznik!

Cieszy, że Nasiłowska upomina się o twórczość kobiet. Wyraźnie zaznacza ich obecność, nie ruguje ich na korzyść innych autorów, ale poświęca im obszerne fragmenty swojego opracowania. Nie pomija też wątków żydowskich, jak choćby w wydzielonej całostce dotyczącej asymilacji w czasie dwudziestolecia międzywojennego (zob. s. 427). Bardzo jestem wdzięczna autorce za umieszczenie w tomie wzmianki o Marii Komornickiej (zob. s. 318) – zarówno jej twórczości, jak osobowości i zmaganiach z własną seksualnością, które wpłynęły na późniejszych twórców.

Postulowałabym ujednolicenie w strukturze zapisu nazwisk omawianych autorów. Niektórzy występują jako „Henryk Sienkiewicz”, „Miron Białoszewski” czy „Bruno Schulz”, natomiast inni to ledwie „Gombrowicz”, „Miłosz”, „Witkacy” czy „Żeromski”.

Jak opowiadać o opowieściach

Nie jest to synteza czysto naukowa, w każdym razie nie jest takim język, jakim praca ta została napisana. Wiele tu literackich wybiegów, widać, że Nasiłowska nie występuje „tylko” jako badaczka, profesor opracowująca zagadnienie, ale nie zatraca tu swojego indywidualnego głosu literatki: „Romantycy (za Gianbattistą Vico) dopatrywali się w rozwoju narodów faz podobnych jak w dojrzewaniu człowieka. Średniowiecze wydawało im się dzieciństwem. Czy można dojrzeć, nie będąc przedtem dzieckiem? Nie można” (s. 39).

Kto oczekiwał historycznego przemeblowania – niech spojrzy na okładkę. Nie wspomnę już o tym, że biel wszystkim studentom polonistyki przywodzi niechybnie na myśl serię podręczników, z których uczyli się do kolejnych egzaminów, ale i wybrana, oszczędna grafika Edwarda Okunia jest niezwykle w swej wymowie klasyczna. Uśmiechnęłam się, kiedy spojrzałam na nią pierwszy raz. Po lekturze przyznaję, że idealnie oddaje zwartość pozycji.

Autorka quasi-leksykonu nie popada w suchą dykcję, faktograficzna mapa wypełniona została subtelnymi komentarzami o przyczynach i skutkach zjawisk, znalazło się miejsce nawet na drobne anegdoty czy biograficzne smaczki.

Dyskurs tomu jest skondensowany, ale daje możliwość oddechu. Można tę książkę czytać jak podręcznik, a można jak powieść – daje nam Nasiłowska szansę na nowo przypomnieć sobie, dlaczego zachwycamy się literaturą polską. A tym, którzy jej nie znają – zrozumieć nasz zachwyt.
Anna Nasiłowska: „Historia literatury polskiej”. Instytut Badań Literackich PAN. Warszawa 2019.