
STANY (NIE)NATURALNE (URSZULA KLUZ-KNOPEK: 'POŁĄCZENIE NIE ZOSTAŁO PRZERWANE')
A
A
A
Wystawa Urszuli Kluz-Knopek „Połączenie nie zostało przerwane” w cieszyńskiej Galerii 12, której kuratorką jest Barbara Głyda, to wizualny zapis trudnych chwil, jakie towarzyszą odchodzeniu i śmierci bliskiej osoby. Żałoba, jak mówi słownikowa definicja, to „tradycyjnie uzewnętrznienie tego, co dzieje się z kimś, kto stracił bliskiego. (…) Żałoba a przeżywanie straty to dwa różne pojęcia, gdyż przeżywanie straty zachodzi wewnątrz. Jest to reakcja całego ja na stratę” (Wikipedia). Przeżywanie tych emocji, a przede wszystkim mówienie o nich, jest tak trudnym do przyjęcia zjawiskiem, jak sam fakt śmierci. Kiedy spotykamy osobę, która właśnie przeżywa ten stan, staramy się za wszelką cenę uważać na słowa, które i tak ostatecznie grzęzną w gardle. Zdanie, które miało być w swoim zamyśle wielokrotnie złożonym, kończy się najczęściej na słowach „wyrazy współczucia”, „bardzo mi przykro”. Stan żałoby i stan śmieci zawsze są spowite woalkami milczenia i ciszy, które jeszcze bardziej pogłębiają silnie odczuwaną nieobecność. Tymczasem Urszula Kluz-Knopek nie stara się unikać mówienia o własnych emocjach, jak i o śmierci, która powinna być zresztą zjawiskiem niezbędnym do oswojenia, zwłaszcza dzisiaj, kiedy niepodzielnie króluje wciąż kult młodości i żywotności, a śmierć wypchnięta jest poza wizualny oraz językowy margines.

fot. U. Kluz-Knopek
Wystawa Kluz-Knopek „Połączenie nie zostało zerwane” jest przede wszystkim osobistym wyznaniem miłości. Bardzo wyjątkowym, bo skierowanym dla taty, który odszedł po długotrwałej chorobie. Dla artystki żałoba to nie stan, pojawiający się z zewnątrz, wbrew słownikowej i nieco kalekiej definicji, tylko stanowi pewnego rodzaju akt kreacji, tworzenia, którego efekty wybrzmiewają przy każdej, nawet ulotnej retrospekcji. Żałoba to także walka z niedowładem zmysłów, które cierpią przede wszystkim z powodu braku wizualnej obecności, a także zapachu skóry i aromatu charakterystycznej wody toaletowej, zaczynający powoli wietrzeć z pozostawionych samotnie ubrań. Ciało potrzebuje dużo czasu, aby oswoić brak. Musi dostosować się do nowych warunków, a jest to proces trudny i bolesny. I tę właśnie drogę oswajania w swojej wystawie rejestruje Kluz-Knopek, która dzieli się niezwykle osobistymi przemyśleniami, mogących w widzach wywołać pewien opór, bo są po prostu autentyczne, silnie przeżywane. Pytanie, czy widz jest gotowy na tak mocną, prawdziwą historię? Czy nie będzie czuł się nieswojo, że uczestniczy nie tylko w wystawie, ale też tak naprawdę w procesie zbudowania na nowo rozdartej ciągłości? Ów stan, który bez wątpienia może się w publiczności pojawić, jest z jednej strony chropowaty, gęsty, szorstki, pokryty wciąż gojącymi się bliznami, z drugiej, pełen przejmującego smutku i z każdą chwilą narastającej czułości. Ten dysonans poznawczy, z którym na pewno będą zmagać się widzowie, zarówno w trakcie, jak i po obejrzeniu wystawy, jest tutaj wartością dodaną, bo prace Kluz-Knopek wdzierają się głęboko pod skórę i jeszcze długo tam pozostają. Jej realizacje noszą silny ładunek tęsknoty, jak i jednoczesnego pogodzenia, który oczekuje na spełnienie w przeżyciu publiczności, bo emocje, jakie one wywołują, są trudne, a problemy – potencjalnie niewygodne. Na pewno ma to silny związek z tabuizacją przemijalności, która nadal nie jest sensownie przepracowana, a na którą wciąż spogląda się z bezpiecznej odległości. Kluz-Knopek znosi ten dystans, pokazując realnie przeżywaną śmierć. Dlatego też ekspozycja artystki pozostawia po sobie dotkliwe uczucie skończoności własnej egzystencji, nad którą, bądźmy szczerzy, mało kto się zastanawia.

fot. U. Kluz-Knopek
Swoją wędrówkę po ekspozycji, której towarzyszy oszałamiająca biel ścian, widz rozpoczyna od zdjęcia, na którym widnieje sama artystka i jej tata, w mocnym, pełnym miłości uścisku. Jest to ostatnie zdjęcie, jakie udało się jej wykonać wspólnie z ojcem, pod znamiennym tytułem „Koniec lata”. Zaraz obok umiejscowione są tykwy, które ulegają powolnej degradacji. Pełne są uszkodzeń i pęknięć, które zostały zaakcentowane złotą farbą. W tym działaniu Kluz-Knopek odwołuje się do japońskiej filozofii naprawiania ceramiki, która nosi nazwę kintsugi. Polega ona na pracochłonnym kształtowaniu od nowa stłuczonego naczynia, które później, po to, aby je wzmocnić, ozdabia się charakterystycznymi żyłkami ze szlachetnych metali. Dla Kluz-Knopek te procesy ginięcia, zepsucia, a potem powstawania na nowo, są momentami granicznymi, wzmacniającymi duchowo, które jednocześnie wpływają na sposób percepcji, uważnego uczestnictwa w doświadczaniu własnych emocji. Pracy tej towarzyszą także zapiski składające się na pracę „Czas kamienia”, które stanowią pewnego rodzaju pamiętnik żałoby. Pełno w nich wyimków, krótkich zdań, które oddają jej sposób myślenia o śmierci. Myślenia, które jest piekielnie trudne do wyobrażenia, jeśli człowiek nie znajduje się w momencie przeżywania straty. Artystka poszukuje w nich intensywnie śladów obecności taty, także na własnym ciele w postaci pieprzyków czy podobnych kształtów palców.

fot. U. Kluz-Knopek
Istotnym elementem na wystawie Kluz-Knopek stają się także włosy, które przyjmują na wystawie charakter silnie symboliczny. Tata artystki niemal przez całe swoje życie nosił je długie, do których był bardzo przywiązany. W trakcie chemioterapii wypadły, pozostawiając po sobie wrażenie utraty tożsamości. Proces utraty włosów rejestrują wielkoformatowe fotografie artystki. Zwłaszcza jedno z nich jest bardzo symptomatyczne – długie, wilgotne włosy jej taty zostają równo obcięte do połowy swojej długości, tymczasem te, które zostały ścięte przylegają już nieśmiało do skóry pleców. Na tym kadrze, artystka nożyczkami wyznaczyła granicę pomiędzy tym, co żywotne, a tym, co martwe. W alchemii włosy przyjmują pewien specyficzny charakter, który związany jest z odradzaniem się materii. Rozpuszczone, swobodnie falujące włosy oznaczały chaos natury, jej dzikość i nieokiełznanie, zaś uczesane, przynależność do kultury, odejście od naturalnego stanu rzeczy (Kowalski 1998: 603). Obcięte, oddzielone od pierwotnego, ludzkiego środowiska, stawały się odrębnym tworem, pozostając wciąż w głębokim związku z całością ciała. Dlatego też wierzono, że we włosach drzemią energie i siły witalne, które można przenieść na inne jednostki. Nie bez powodu zatem artystka po śmierci ojca, obcięła swoje włosy i dyskretnie włożyła je do kieszeni spodni ukochanego taty, z którym zawsze łączyła ją silna i niezwykła więź. Gest ten to pewnego rodzaju prywatna próba transmutacji skończonego życia w pełen miłości stan nieobecności, z którym trzeba nauczyć się żyć.
Ekspozycję buduje także prywatne archiwum artystki, któremu towarzyszą fotografie z szycia chust do zakładania na głowę dla jej taty, a także zdjęcia rodzinne. Najmocniejszym elementem wystawy, który tak naprawdę towarzyszy widzom od początku wejścia na ekspozycję w postaci gwizdania melodii z piosenki Mieczysława Fogga „Ta ostatnia niedziela”, jest film artystki, który prezentuje taniec jej rodziców. Bardzo bliski, bardzo intymny. Słychać w nim pracę ciała, oddechy, mlaśnięcia. Niemal natychmiast fizyczność tego filmu uderza widza, któremu przejmujący gwizd jeszcze długo będzie dźwięczał w uszach, zwiastując jakiś nieuchronny koniec.

fot. U. Kluz-Knopek
Urszula Kluz-Knopek, budując swoją wystawę, podkreślała, że wędrówka po niej ma przypominać wejście do jelita. Układ wystawy zresztą bardzo mocno go przypomina. Kluz-Knopek chodziło o właśnie tę zmysłowość, fizyczność, bliskość, odczuwalność, które są przecież niezaprzeczalnym faktem żywotności. Jedną z prac na wystawie stanowią wycinki ze starych albumów, które swoim kształtem przypominają niebo. Dla Kluz-Knopek nieboskłon to jedyny stały element ludzkiej egzystencji w tym nieustannym procesie powstawania i ginięcia. Zmieniają się chmury, pogoda, poru roku, ale wszystko to odbywa się na stabilnym tle nieba. I które jako jedyne po nas pozostanie, jak słusznie zauważa Kluz-Knopek.
Ekspozycja „Połączenie nie zostało przerwane” Urszuli Kluz-Knopek to wystawa, na której artystka pokazuje swój własny, wypracowany język mówienia o śmierci i żałobie. Język bardzo potrzebny, wręcz niezbędny, ponieważ, pomimo tylu wydawnictw, tekstów, artykułów czy wizualnych dzieł na temat odchodzenia, można odnieść wrażenie, że lęk przed śmiercią wciąż nie został wystarczająco zracjonalizowany. Perspektywa patrzenia na ten nieodłączny element ludzkiej egzystencji, zawęża się przede wszystkim do intensywnie odczuwanego przerażenia. Kiedyś przeczytałam w książce, nie pamiętam już jakiej, taką oto wymianę zdań, w której pada pytanie, czy bohater obawia się własnej śmierci. Pada w niej odpowiedź: „Nie. Wcale. Jestem ciekawy, co następuje po niej”. Warto spojrzeć na śmierć, która przecież dotyczy każdego z nas, nie tylko ze strachem, bo jest on w tym kontekście naturalny i nieunikniony, ale też właśnie z ciekawością, wrażliwością i subtelnością. W ten oto sposób można dotknąć sedna egzystencji, jak i własnej cielesności. Doskonale pokazują to prace Kluz-Knopek, która przekroczyła granicę pomiędzy tym, co fizyczne, a duchowe, ulotne i kruche. Artystka opowiada o wciąż trwającej obecności jej taty, która pojawia się w mikrogestach, makrozachwytach, w spojrzeniu w niebo czy stąpaniu po ścieżkach, po których wędrował jej ukochany ojciec. Połączenie nie zostało przerwane. Ono wciąż jest, tylko przybrało zupełnie inny status ontyczny, który działa bardzo pokrzepiająco w momencie dotkliwej straty.
LITERATURA:
Kowalski P.: „Leksykon Znaki Świata. Omen, przesąd, znaczenie”. Wydawnictwo Naukowe PWN. Warszawa 1998.

fot. U. Kluz-Knopek
Wystawa Kluz-Knopek „Połączenie nie zostało zerwane” jest przede wszystkim osobistym wyznaniem miłości. Bardzo wyjątkowym, bo skierowanym dla taty, który odszedł po długotrwałej chorobie. Dla artystki żałoba to nie stan, pojawiający się z zewnątrz, wbrew słownikowej i nieco kalekiej definicji, tylko stanowi pewnego rodzaju akt kreacji, tworzenia, którego efekty wybrzmiewają przy każdej, nawet ulotnej retrospekcji. Żałoba to także walka z niedowładem zmysłów, które cierpią przede wszystkim z powodu braku wizualnej obecności, a także zapachu skóry i aromatu charakterystycznej wody toaletowej, zaczynający powoli wietrzeć z pozostawionych samotnie ubrań. Ciało potrzebuje dużo czasu, aby oswoić brak. Musi dostosować się do nowych warunków, a jest to proces trudny i bolesny. I tę właśnie drogę oswajania w swojej wystawie rejestruje Kluz-Knopek, która dzieli się niezwykle osobistymi przemyśleniami, mogących w widzach wywołać pewien opór, bo są po prostu autentyczne, silnie przeżywane. Pytanie, czy widz jest gotowy na tak mocną, prawdziwą historię? Czy nie będzie czuł się nieswojo, że uczestniczy nie tylko w wystawie, ale też tak naprawdę w procesie zbudowania na nowo rozdartej ciągłości? Ów stan, który bez wątpienia może się w publiczności pojawić, jest z jednej strony chropowaty, gęsty, szorstki, pokryty wciąż gojącymi się bliznami, z drugiej, pełen przejmującego smutku i z każdą chwilą narastającej czułości. Ten dysonans poznawczy, z którym na pewno będą zmagać się widzowie, zarówno w trakcie, jak i po obejrzeniu wystawy, jest tutaj wartością dodaną, bo prace Kluz-Knopek wdzierają się głęboko pod skórę i jeszcze długo tam pozostają. Jej realizacje noszą silny ładunek tęsknoty, jak i jednoczesnego pogodzenia, który oczekuje na spełnienie w przeżyciu publiczności, bo emocje, jakie one wywołują, są trudne, a problemy – potencjalnie niewygodne. Na pewno ma to silny związek z tabuizacją przemijalności, która nadal nie jest sensownie przepracowana, a na którą wciąż spogląda się z bezpiecznej odległości. Kluz-Knopek znosi ten dystans, pokazując realnie przeżywaną śmierć. Dlatego też ekspozycja artystki pozostawia po sobie dotkliwe uczucie skończoności własnej egzystencji, nad którą, bądźmy szczerzy, mało kto się zastanawia.

fot. U. Kluz-Knopek
Swoją wędrówkę po ekspozycji, której towarzyszy oszałamiająca biel ścian, widz rozpoczyna od zdjęcia, na którym widnieje sama artystka i jej tata, w mocnym, pełnym miłości uścisku. Jest to ostatnie zdjęcie, jakie udało się jej wykonać wspólnie z ojcem, pod znamiennym tytułem „Koniec lata”. Zaraz obok umiejscowione są tykwy, które ulegają powolnej degradacji. Pełne są uszkodzeń i pęknięć, które zostały zaakcentowane złotą farbą. W tym działaniu Kluz-Knopek odwołuje się do japońskiej filozofii naprawiania ceramiki, która nosi nazwę kintsugi. Polega ona na pracochłonnym kształtowaniu od nowa stłuczonego naczynia, które później, po to, aby je wzmocnić, ozdabia się charakterystycznymi żyłkami ze szlachetnych metali. Dla Kluz-Knopek te procesy ginięcia, zepsucia, a potem powstawania na nowo, są momentami granicznymi, wzmacniającymi duchowo, które jednocześnie wpływają na sposób percepcji, uważnego uczestnictwa w doświadczaniu własnych emocji. Pracy tej towarzyszą także zapiski składające się na pracę „Czas kamienia”, które stanowią pewnego rodzaju pamiętnik żałoby. Pełno w nich wyimków, krótkich zdań, które oddają jej sposób myślenia o śmierci. Myślenia, które jest piekielnie trudne do wyobrażenia, jeśli człowiek nie znajduje się w momencie przeżywania straty. Artystka poszukuje w nich intensywnie śladów obecności taty, także na własnym ciele w postaci pieprzyków czy podobnych kształtów palców.

fot. U. Kluz-Knopek
Istotnym elementem na wystawie Kluz-Knopek stają się także włosy, które przyjmują na wystawie charakter silnie symboliczny. Tata artystki niemal przez całe swoje życie nosił je długie, do których był bardzo przywiązany. W trakcie chemioterapii wypadły, pozostawiając po sobie wrażenie utraty tożsamości. Proces utraty włosów rejestrują wielkoformatowe fotografie artystki. Zwłaszcza jedno z nich jest bardzo symptomatyczne – długie, wilgotne włosy jej taty zostają równo obcięte do połowy swojej długości, tymczasem te, które zostały ścięte przylegają już nieśmiało do skóry pleców. Na tym kadrze, artystka nożyczkami wyznaczyła granicę pomiędzy tym, co żywotne, a tym, co martwe. W alchemii włosy przyjmują pewien specyficzny charakter, który związany jest z odradzaniem się materii. Rozpuszczone, swobodnie falujące włosy oznaczały chaos natury, jej dzikość i nieokiełznanie, zaś uczesane, przynależność do kultury, odejście od naturalnego stanu rzeczy (Kowalski 1998: 603). Obcięte, oddzielone od pierwotnego, ludzkiego środowiska, stawały się odrębnym tworem, pozostając wciąż w głębokim związku z całością ciała. Dlatego też wierzono, że we włosach drzemią energie i siły witalne, które można przenieść na inne jednostki. Nie bez powodu zatem artystka po śmierci ojca, obcięła swoje włosy i dyskretnie włożyła je do kieszeni spodni ukochanego taty, z którym zawsze łączyła ją silna i niezwykła więź. Gest ten to pewnego rodzaju prywatna próba transmutacji skończonego życia w pełen miłości stan nieobecności, z którym trzeba nauczyć się żyć.
Ekspozycję buduje także prywatne archiwum artystki, któremu towarzyszą fotografie z szycia chust do zakładania na głowę dla jej taty, a także zdjęcia rodzinne. Najmocniejszym elementem wystawy, który tak naprawdę towarzyszy widzom od początku wejścia na ekspozycję w postaci gwizdania melodii z piosenki Mieczysława Fogga „Ta ostatnia niedziela”, jest film artystki, który prezentuje taniec jej rodziców. Bardzo bliski, bardzo intymny. Słychać w nim pracę ciała, oddechy, mlaśnięcia. Niemal natychmiast fizyczność tego filmu uderza widza, któremu przejmujący gwizd jeszcze długo będzie dźwięczał w uszach, zwiastując jakiś nieuchronny koniec.

fot. U. Kluz-Knopek
Urszula Kluz-Knopek, budując swoją wystawę, podkreślała, że wędrówka po niej ma przypominać wejście do jelita. Układ wystawy zresztą bardzo mocno go przypomina. Kluz-Knopek chodziło o właśnie tę zmysłowość, fizyczność, bliskość, odczuwalność, które są przecież niezaprzeczalnym faktem żywotności. Jedną z prac na wystawie stanowią wycinki ze starych albumów, które swoim kształtem przypominają niebo. Dla Kluz-Knopek nieboskłon to jedyny stały element ludzkiej egzystencji w tym nieustannym procesie powstawania i ginięcia. Zmieniają się chmury, pogoda, poru roku, ale wszystko to odbywa się na stabilnym tle nieba. I które jako jedyne po nas pozostanie, jak słusznie zauważa Kluz-Knopek.
Ekspozycja „Połączenie nie zostało przerwane” Urszuli Kluz-Knopek to wystawa, na której artystka pokazuje swój własny, wypracowany język mówienia o śmierci i żałobie. Język bardzo potrzebny, wręcz niezbędny, ponieważ, pomimo tylu wydawnictw, tekstów, artykułów czy wizualnych dzieł na temat odchodzenia, można odnieść wrażenie, że lęk przed śmiercią wciąż nie został wystarczająco zracjonalizowany. Perspektywa patrzenia na ten nieodłączny element ludzkiej egzystencji, zawęża się przede wszystkim do intensywnie odczuwanego przerażenia. Kiedyś przeczytałam w książce, nie pamiętam już jakiej, taką oto wymianę zdań, w której pada pytanie, czy bohater obawia się własnej śmierci. Pada w niej odpowiedź: „Nie. Wcale. Jestem ciekawy, co następuje po niej”. Warto spojrzeć na śmierć, która przecież dotyczy każdego z nas, nie tylko ze strachem, bo jest on w tym kontekście naturalny i nieunikniony, ale też właśnie z ciekawością, wrażliwością i subtelnością. W ten oto sposób można dotknąć sedna egzystencji, jak i własnej cielesności. Doskonale pokazują to prace Kluz-Knopek, która przekroczyła granicę pomiędzy tym, co fizyczne, a duchowe, ulotne i kruche. Artystka opowiada o wciąż trwającej obecności jej taty, która pojawia się w mikrogestach, makrozachwytach, w spojrzeniu w niebo czy stąpaniu po ścieżkach, po których wędrował jej ukochany ojciec. Połączenie nie zostało przerwane. Ono wciąż jest, tylko przybrało zupełnie inny status ontyczny, który działa bardzo pokrzepiająco w momencie dotkliwej straty.
LITERATURA:
Kowalski P.: „Leksykon Znaki Świata. Omen, przesąd, znaczenie”. Wydawnictwo Naukowe PWN. Warszawa 1998.
Urszula Kluz-Knopek: „Połączenie nie zostało przerwane”. Galeria 12, Cieszyński Ośrodek Kultury. 12.05-26.06.2020.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |