ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 czerwca 12 (396) / 2020

Zuzanna Sokołowska,

TAJEMNICE ZOFII RYDET (FERENC, JÓŹWIAK, RÓŻYCKI: 'ZAPISY PAMIĘCI. HISTORIE ZOFII RYDET')

A A A
Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego, po świetnej książce Jakuba Dziewita i Adama Pisarka zatytułowanej „Ocalać. Zofia Rydet a fotografia wernakularna”, proponuje czytelnikom kolejną odsłonę twórczej działalności wybitnej artystki w postaci publikacji Tomasza Ferenca, Karola Jóźwiaka i Andrzeja Różyckiego „Zapisy pamięci. Historie Zofii Rydet”. Jest to opracowanie, które przede wszystkim skupia się na biografii Rydet, jeszcze nie tak dobrze zbadanej i odkrytej, jakby się to mogło pozornie wydawać. Trzeba przyznać, że lektura tej książki jest fascynującym i niezwykle cennym źródłem wiedzy o życiu artystki, która pozwala wielowymiarowo spojrzeć na jej twórczość.

Publikacja „Zapisy pamięci. Historie Zofii Rydet” podzielona jest na trzy autorskie części. Pierwszą z nich jest rozdział Karola Jóźwiaka, krok po kroku odsłaniający wątki biograficzne Rydet, które, jak się okazało, miały znaczny wpływ na jej twórczość i artystyczną tożsamość. Rydet była świadkiem traum I i II wojny światowej, która zabrała tak dobrze jej znany i oswojony wcześniej świat. Dlatego też w swoich fotografiach skupiała się tak intensywnie na obserwowaniu i zapisywaniu rzeczywistości, która powoli zmierzała ku unicestwieniu, tak jak to miało miejsce w przypadku jej legendarnego „Zapisu socjologicznego”. Karol Jóźwiak, oprócz wątków poświęconych warunkom, które wpłynęły na obranie fotograficznej drogi przez artystkę, starał się także zrekonstruować burzliwe, wojenne losy Stanisławowa, rodzinnego miasta Rydet, z którego jej rodzina musiała uciekać. Trzeba przyznać, że rozdział Jóźwiaka, skupiający się przede wszystkim na faktach historycznych, stanowi przy okazji doskonałe studium powoli rodzącej się tożsamości artystycznej Rydet, która za swój główny cel obrała wymykanie się za wszelką cenę znikaniu. Kiedy spogląda się na twórczość artystki, mimowolnie można wyczuć usilne pragnienie głębokiego, wręcz tkankowego wnikania w istnienie, nie pozwalając rzeczywistości uwięzić się w bezkształtnym niebycie. Ale jednocześnie w tej całej praktyce czai się niepokój związany z własną przemijalnością, dotkliwą w swoich skutkach starością. Ten niepokój artystki, która bardzo chroniła swoją prywatność i jak można przeczytać w tekście Jóźwiaka „zasłoniła okres 45 lat swojego życia kurtyną milczenia” (s.24), udziela się również czytelnikowi, który ma przy okazji szansę przyjrzenia się innym cyklom fotograficznym niż tylko słynnemu „Zapisowi socjologicznemu”.

Wydanie to obfituje w szereg reprodukcji fotografii Rydet związanych w dużej mierze nieco mniej znanemu, ale równie docenianemu cyklowi „Świat uczuć i wyobraźni”, stanowiący prywatną, niezwykle osobistą próbę rozliczenia się z przeszłością. Bardzo trafnym zabiegiem, jaki zastosował w swoim materiale Jóźwiak było wprowadzenie pojęcia afazji, które związane jest z niemożliwością mówienia. Bolesne wspomnienia, które naznaczone były także utratą bliskich przez Rydet, były tak silne, że nie mieściły się one w języku. „W istocie bowiem musiała ona uciec od tej niewygodnej pamięci, musiała przynajmniej pozornie, wyrzec się tego, co nawarstwiało się w niej przez lata, co w niej źródłowe i pierwsze. Nie mogła tego wyrazić w języku, w słowach, ale doszła do przekonania, że język wizualny, język fotografii, jest tysiąc razy silniejszy i mocniejszy aniżeli słowa. Ta metaforyczna afazja stała się jednocześnie zaczynem dla jej twórczości wizualnej, utrzymującą ją przez kolejne czterdzieści lat w stanie ciągłej ekscytacji i niepohamowanej energii twórczej (jakże irracjonalnej i zastanawiającej). A podkreślić należy, że mowa o twórczości niezwykle emocjonalnej, indywidualnej, przepełnionej uczuciami i pasją” (s. 37) – trafnie zauważa Jóźwiak. W słowach badacza kryje się także osobisty podziw i zachwyt nad twórczością artystki, który dla czytelnika jest szalenie ujmujący. Przyznaję szczerze, że jest to też moja ulubiona część książki, dzięki której wiele nieznanych mi wcześniej faktów z życia Rydet wpłynęło na moją prywatną, pogłębioną już teraz interpretację jej zdjęć, w których zauważam już nie tylko chęć zapisywania światów i samej siebie, ale także zmagania artystki ze śmiercią, z jej pojęciem i definicjami, które przemycała do swoich kadrów. Istotnym elementem w jej twórczości jest także samotność. Jóźwiak w swoim rozdziale opisuje intensywny romans artystki, który skończył się niestety tragicznie. Ten prywatny etap w życiu Rydet wpłynął na jej pojęcie bliskości, intymności. Można pokusić się o stwierdzenie, że taką bliską, choć trzeba przyznać, zastępczą relację z drugim człowiekiem fundował jej aparat, bo to właśnie dzięki niemu i też niebywałemu talentowi do nawiązywania kontaktów, budowała swoją więź ze światem i ludźmi.

Kolejny rozdział, tym razem autorstwa Andrzeja Różyckiego, autora filmu „Nieskończoność dalekich dróg. Podsłuchana i podpatrzona Zofia Rydet” (1989) jest w całości poświęcona kulisom powstawania tego niezwykłego dokumentu, którego tytuł jest bardzo symptomatyczny dla twórczości Rydet. Owa nieskończoność dotyczy tutaj przede wszystkim niewyczerpanych pokładów kreatywnej energii twórczyni, która ze swoim aparatem przemierzać mogła bardzo odległe ścieżki. Różycki sporo również pisze o swojej przyjaźni z artystką, która staje się świadectwem tego, w jaki sposób myślała o fotografii nie tylko Rydet, ale także sam autor tego rozdziału, tropiący ukryte i głębokie sensy tego medium. Niezmiernie intrygujące są jego rozważania o fotozofii, która stanowi jego autorskie pojęcie definiujące sposób rozumienia fotografii. Nie mniej istotne są tutaj też refleksje dotyczące tytułu najsłynniejszego cyklu Rydet „Zapis socjologiczny”, który badacze określają najczęściej i w sumie chyba najbardziej trafnie „zapisem eschatologicznym”.

Tymczasem Tomasz Ferenc w swoim rozdziale „Ślady utrwalone w pamięci”, który stanowi ostatnią odsłonę omawianej tutaj publikacji, skupia swoją uwagę na pojęciu pamięci w twórczości Rydet, badając także jej postawę oraz praktykę twórczą, jak i metody pracy w terenie. Legendarna nieomal stała się już anegdota o tym, w jaki sposób Rydet zachęcała bohaterów swoich zdjęć do pozowania, obiecując, że odbitki trafią do papieża Jana Pawła II. Okazuje się jednak, że nie była to tylko zwykła, niewinna w swoim wydźwięku manipulacja, ale realny plan Rydet, który nigdy jednak nie doszedł do skutku. Oczywiście warto też w tym miejscu wspomnieć o innej anegdocie, o której można przeczytać w książce, kiedy to artystka swoim dobrze już sprawdzonym sposobem zaczepiła starszą kobietę, z tobołkiem na ramieniu, jak zwykle prawiąc komplementy o tym, że jest piękna. Trzeba przyznać, że słowa „piękna”, „piękny” czy „śliczne” bardzo często pojawiało się w kontekście nawiązywania relacji z pozującymi dla niej ludźmi. Tymczasem jednak starsza pani, zupełnie nieoczekiwanie odmówiła wykonania zdjęcia, stwierdzając, że Rydet sprawiłaby jej tym ogromną przykrość. Zaskoczona artystka odeszła z kwitkiem, jeszcze długo pozostawając w stanie dotkliwego zdumienia. Po tej opowieści jestem bardzo ciekawa, jak mogła wyglądać ta staruszka, której wizerunek tak mocno zachwycił Rydet.

Ferenc wzbogaca swój tekst archiwalnymi wypowiedziami bliskich znajomych i przyjaciół artystki, którzy widzieli w Rydet przede wszystkim człowieka o wielkiej pasji i sercu, z którą można było dyskutować do rana o sztuce i fotografii. Wspomnienia te są przede wszystkim przepełnione czułością, sympatią, jak i ogromnym szacunkiem. Można trochę żałować, że nie znalazło się ich w tym rozdziale więcej. Nie umniejsza to jednak w żaden sposób tekstowi Ferenca, któremu udało się stworzyć wciągający czytelnika materiał o niespożytej pasji tworzenia.

Nie będę ukrywać, że „Zapisy pamięci. Historie Zofii Rydet” autorstwa Tomasza Ferenca, Karola Jóźwiaka i Andrzeja Różyckiego to kolejna, bardzo ważna publikacja, odsłaniająca mniej znane fakty z życia tej wybitnej artystki, która wciąż fascynuje i pobudza do dalszych badań czy nowatorskich interpretacji jej dzieł. Bez wątpienia jest to publikacja, od której można zacząć swoje intelektualne, jak i wizualne zmagania z dorobkiem tej wybitnej postaci świata fotografii, która dodatkowo obfituje w wiele rodzinnych zdjęć. Z książki autorów wyłania się intrygujący portret Rydet, której nieustannie, gdzieś z tyłu głowy, pojawiały się trudne do stłumienia dźwięki słów „muszę zdążyć”. Rydet ścigała się nie tylko z rzeczywistością, ale i własnym ciałem, które coraz bardziej odmawiało jej posłuszeństwa. Nie chcę tutaj pisać, że również starała się mierzyć z czasem, bo zabrzmi to jak zwykły banał, klisza czy truizm, który dość mocno ograniczy spojrzenie na jej zdjęcia. Lektura „Zapisów pamięci” skutecznie zresztą zmusza czytelnika do unikania tego rodzaju uproszczeń.

W jednym z fragmentów książki pojawia się stwierdzenie Susan Sontag, że myśl to forma odczuwania, a dla Rydet podobną formą odczuwania było patrzenie, robienie zdjęć. Ale może i nie tylko. Dla artystki fotografowanie było najtrwalszą formą istnienia, a także podskórnym działaniem codzienności, jaką bez wątpienia są emocje. I to właśnie owa codzienność wyznaczała rytm życia Rydet, która, jak pisała Jolanta Brach-Czaina w „Szczelinach istnienia” jest rzeczywistością skazaną i skazującą nas na zapomnienie. (…) Istnieje tak, jakby zarazem jej nie było. Pozwala nam krzątać się bez ustanku, bez śladów i mimochodem pozbawia nas sił” (s. 62) – podkreślała filozofka. Tymczasem stała się ona dla Rydet przepustką do nieskończoności, a tym samym nieśmiertelności. To sztuka, która udaje się tylko wybitnym.

LITERATURA:

Brach-Czaina J.: „Szczeliny istnienia”. wyd. eFKa. Kraków 2006.
Tomasz Ferenc, Karol Jóźwiak, Andrzej Różycki: „Zapisy pamięci. Historie Zofii Rydet”. Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego. Łódź 2020.