ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 sierpnia 15-16 (399-400) / 2020

Agnieszka Sroczyńska Kostuch,

TAŃCZ ALBO TOŃ (KRZYSZTOF GRYKO: 'UPRZEDZANIE ŚPIEWU')

A A A
Kolejne wiersze Krzysztofa Gryki wyszły na świat w zbiorze pod tytułem „Uprzedzanie śpiewu”, tym razem za sprawą PIW-u. Posiadając emblemat takiego wydawnictwa, trudno będzie ich nie zauważyć, a przynajmniej mam taką nadzieję, bo z zauważaniem przez krytyków poprzednich książek Gryki było różnie, mówiąc najdelikatniej.

Nie jestem krytykiem literackim, o czym regularnie przypominam czytającym moje recenzje. Co więcej, nie lubię, kiedy ktoś (najczęściej z sympatii) chce włożyć mnie w buty krytyka zawodowego. I nie wynika to z asekuracji, tylko z szacunku, jaki mam do tej profesji oraz z przeświadczenia o istotnej roli w życiu książki tzw. zwykłego (czyt. bez wykształcenia filologicznego) czytelnika.

Krzysztof Gryko przyzwyczaił już swoich stałych czytelników do muzykalności swoich tekstów. Dlatego na pewno ta cecha wierszy z nowego tomu nie jest zaskoczeniem. Gryko traktuje poezję jako zjawisko zespolone z dźwiękami. Przywracając tym samym jej pierwotną funkcję – zaśpiewu słów. Tak bardzo się ucywilizowaliśmy, doprowadzając poezję na krawędź bankructwa słownego (m.in. używając języka korporacji i cyberświatów, niby w ten sposób walcząc z nimi), że zapomnieliśmy o jej źródłach. O jej melodyjności, rytmie, rymie i harmonii wyróżniających ją (przynajmniej kiedyś) spośród gatunków literackich. Warto przytoczyć tu fragment książki profesora Ryszarda Przybylskiego o klasycyzmie, w którym wspomina o tych źródłach: „Utwór literacki był dla Arystotelesa kompozycją złożoną ze słów, które należy odczytać głośno. Dlatego jedną z podstawowych kategorii jego retoryki była lexis, czyli sposób czytania tekstu. Na kategorię tę składały się dwa elementy: opsis, która oznaczała w tym wypadku wrażenie wzrokowe zasugerowane przez słowa, i melos, które można by utożsamić z czysto muzycznym aspektem słów, z muzycznym brzmieniem mowy. U podstaw teorii Arystotelesa tkwiło przekonanie, że materiałem poezji jest słowo brzmiące i słyszane, «żywy logos», który – jak pisze Paolo Emilio Carapezza – jest «muzyką w stanie surowym, niby złotem w postaci rudy»” (Przybylski 1996:75). W tym samym rozdziale, o znaczącym tytule „Muzyka słowa”, Przybylski pisze: „Słowa nie muszą być śpiewane, aby stały się muzyką. Wystarczy je wypowiedzieć. Kiedy słyszymy słowa, słuchamy muzyki. Z tego punktu widzenia mowa to muzyczna ruda, z której artysta może wydobyć różne rodzaje muzyki” (Przybylski 1996: 74).

Krzysztof Gryko ma świadomość potencjalnej meliczności tekstów, o czym świadczą również jego spotkania autorskie, podczas których czyta swoje wiersze jak mało który z poetów. Wtedy faktycznie jego wiersze ożywają i stają się czytelne (albo przynajmniej bardziej czytelne).

Wracając jednak do „Uprzedzania śpiewu”. O ile już wcześniej Gryko wykorzystywał całą paletę wyrazów dźwiękonaśladowczych i nadawał rytm niektórym swoim wierszom, czasem stosując w nich rymy, o tyle w nowym zbiorze poszedł dalej – rezygnując z interpunkcji i poprawnej gramatyki. Chciałoby się powiedzieć, że postawił wszystko na jedną kartę, czyli na melodyjność, zawierzając swoje wiersze naszemu słuchowi i naszej wrażliwości. Z tej to przyczyny (jak myślę), mimo że byłam wcześniej obeznana z jego poetyką i jako że jestem wzrokowcem, na początku trudno było mi czytać te nowe teksty. Zdecydowanie lepiej przemawiały do mnie w wersji audio – niektóre z nich znalazły się jako teksty piosenek na płycie Gryko Sensual Bandu „Close YourEyes”(najnowszym muzycznym projekcie Gryki – www.grykosensualband.com).Ale po kilkukrotnej lekturze książki oswoiłam się z nową formą wierszy i spróbowałam dać się im ponieść.

Poza powracającymi z wcześniejszych tomów motywami jak morze, piasek, słońce, deszcz, ulice, czy tematami takimi jak miłość, wojny (uchodźcy), śmierć, również powraca jego „roszadowa” metoda budowania wierszy poprzez wykorzystanie tych samych słów w kolejnych strofach, tylko w zmienionych pozycjach. I o ile w wierszu „Roszada” zabieg ten przeprowadził bardzo prosto, o tyle w dwóch innych – „Not for sale” i „Hasło” wykazał się już większą finezją.

oddechy są słone

odległości są spalone

słońce świeci



poranki są okrągłe

od miłości i pieniędzy

unosi się dym



noce są spalone

oddechy są okrągłe

od ziemi i tlenu



chce nam się iść



odległości są słone

oddechy są spalone

słonce świeci



poranki są nucone

podmioty są ocalone

więc



chce nam się żyć („Hasło” [s. 33])

W ten sposób poeta buduje kilka możliwych scenariuszy. Tak jakby chciał nam powiedzieć: „Masz wybór ułożenia sobie świata, siebie w tym świecie tak, jak chcesz”. Tożsame przesłanie wybrzmiewa również w wierszu „Kołysanka” (s. 45).

kiedy nie możesz zasnąć

obstaw któryś z wariantów –

rano świat będzie istniał

świat nie będzie istniał

[…]

Poeta kończy wiersz stwierdzeniem: „nie wiem co wybierzesz”. Brzmi banalnie? Tak. Gryko nie boi się banału, jeśli tylko odpowiada on rzeczywistości. Takich podjętych wprost prób dialogu z czytelnikiem jest więcej w tym tomie:

nie mów mi że nie jesteś

białą wstążką zdaniem

trzymanym w tajemnicy

[…] („Nie” [s. 10])



spytaj ulicę

jak się ma… sz

w ustach rzeźników

i zatrzymanych łzach

ich kobiet

[…]

chodź zobacz to albo posłuchaj

bez ciebie nie umiera sen

bez ciebie nie wybucha świat

[…] („Tupet” [s. 12])



zapomnij o rozkazach

gramatyce wojny w miastach

spraw i haseł bez odzewów

[…] („Rada” [s. 17])

Dlatego trudno zarzucić autorowi egotyzm, nawet jeśli dwa wiersze skonstruował z pomocą anafory zbudowanej z zaimka „ja”.

ja nucę

ja miauczę

ja słyszę

ja tańczę („Nad ranem” [s. 49])

To raczej część tego samego dialogu, który występował we wcześniej cytowanych wierszach. Tak jakby podmiot chciał nam powiedzieć: „Nie wiem, co ty wybierasz, ale ja wybieram tak”. Zamiast granatu wybiera jabłko, zamiast pola bitwy – „front wiersza” i przesypia wszystkie wojny. Ale to, co najbardziej go określa – w moim odczuciu – to wiara w miłość:„miłość ma ręce które prowadzą / do dekonspiracji wszystkiego” („Rada” [s. .15]), „jest formą przetrwania” („No panic” [s. 46]), „miłość nie mieści się nawet w dłoni / montera silosów // jest większa niż myślałem” („Przypływ’ [s. 53]).

Zresztą, tą wiarą w siłę miłości Gryko dzieli się od dawna w swojej poezji. Chciałoby się powiedzieć, że jest to jego sztandarowa alternatywa na koniec świata, który inni ogłaszają każdego dnia, a wielu poetów celebruje w swoich wierszach. I właśnie tę miłosną lirykę uważam za najmocniejszą stronę „Uprzedzania śpiewu”, jak i poprzednich książek Gryki. Ważnym jej elementem (również nienowym) jest budowanie klimatu intymności za pomocą szeptu i ciszy.

Jednym z admiratorów ciszy w poezji był Tadeusz Różewicz, który z kolei odwoływał się w tym zakresie do poezji Norwida.

„Milczenie otacza poezję Norwida. Występuje często między zwrotkami wiersza, przedłuża trwanie poezji. (…) Przez wiele lat nie mogłem czytać w spokoju. Hałas miasta, hałas polityczny niszczyły moje próby. Trudno jest o ciszę. Ciągle walczę o ciszę, by zacząć swoją lekcję – o Norwidzie i u Norwida. (…) Ale zamiast zacząć moją lekcję, podpieram głowę, zamykam oczy, czuję zmęczenie, mam ochotę zasnąć” (Różewicz 2010: 264).

Być może te słowa przynoszą też odpowiedź na pytanie, skąd nasze trudności z odczytaniem poezji Gryki. Pozostając jednak w temacie ciszy w poezji chciałabym zacytować inną wypowiedź Różewicza, co prawda odnoszącą się do gry aktorskiej, ale przystającą również do sztuki pisarskiej.

„Problemy (nawet najgłębsze) można wypowiedzieć ciszej, byle wyraźnie. Nauczcie się szeptać wymownie” (Różewicz 2010: 70).

Chciałoby się zadać niektórym poetom, szczególnie lewicowym, wojującym odezwami zapisanymi monstrualną czcionką, to samo pytanie, które Różewicz postawił w tytule tego artykułu: „Czemu tak wrzeszczycie?”, skoro ciszej znaczy wymowniej. A za przykład może posłużyć choćby „Odzew Gryki” (s. 43) z „Uprzedzania śpiewu”:

jesteśmy w strefie pokoju

nie ma nas w strefie płaczu

byliśmy w strefie zachmurzeń



jesteśmy w strefie miłości

nie ma nas w strefie klienta

będziemy w strefie wszystkiego



jesteśmy w strefie podszytu

nie ma nas w strefie nalotów

byliśmy w strefie ciepła



będziemy w strefie szaleństwa

byliśmy w strefie ciszy

jesteśmy w strefie szeptu

Można mówić o „złym kapitalizmie” bez wrzasków? Można.

Można pisać niebanalne wiersze o miłości w XXI wieku? Można.

Krzysztof Gryko udowadnia po raz kolejny, że poezja może być odporna na hałas świata, dać wytchnienie zmęczonym, zabieganym ludziom, przypomnieć im o „skrzydle co kiedyś wytrysło z ramienia” (Różewicz 1952: 56).

Literatura:

Przybylski R.: „Klasycyzm, czyli prawdziwy koniec Królestwa Polskiego”. Gdańsk 1996.

Różewicz T.: „Margines, ale…”. Oprac. J. Stolarczyk. Wrocław 2010.

Różewicz T.: „Wiersze i obrazy”. Warszawa 1952.
Krzysztof Gryko: „Uprzedzenie śpiewu”. Państwowy Instytut Wydawniczy. Warszawa 2020.