ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 lutego 4 (52) / 2006

Roman Lewandowski,

PAROKSYZM „SKOMPROMITOWANYCH” KOLORÓW

A A A
Na najnowszej swej wystawie w krakowskiej Galerii Starmach Jadwiga Sawicka prezentuje swe nowe prace, które reprezentują to wszystko, co już znamy z różnych odsłon i wariantów w twórczości tej artystki w ciągu ostatnich dobrych paru lat. Jak w przypadku większości ekspozycji Sawickiej elementem inaugurującym bądź rodzajem swoistej klamry jest tytułowy obraz, określający jakiś stan, intencje czy emocje. Tym razem jest to dość przewrotne i maksymalistyczne w wyrazie stwierdzenie – „Daj mi wszystko”. Dopełniają go prace figuratywne z modelunkami ubrań, wianków i wieńca. Wszystko jest tu już jakby skądś znane i mimochodem przez nas oswojone. I tu rodzą się pierwsze wątpliwości, bo trudno w tym miejscu nie zadać sobie pytania, czy ten rodzaj wizualnego sztafażu, kontynuowanego permanentnie i z całą świadomością, nie stanowi zbyt doskwierającego obłożenia znakiem i estetyką – zarówno dla odbiorcy, krytyka, być może samej autorki...?

Oczywiście, przez ostatnie lata przywykliśmy do tego tonu wypowiedzi, który jednych może drażnić, innych zachwycać, bo przecież pojawiają się w tym malarstwie ważne problemy. Mamy w nim do czynienia z dyskursem z formą i namysłem nad sztucznością i cielesnością, mamy pełne spektrum kolorów, które Sawicka utożsamiła ze swą malarską „dykcją”. Domyślam się też, że ten wizualny miazmat i pogodna ironia są dość adekwatną formułą do opisania własnych rozterek oraz artystycznych (i pewnie nie tylko estetycznych) refleksji. Jednak bezustanne karmienie odbiorcy „pokracznymi wzorami, idealnie skorumpowanymi przez ciało” – jak to określiła autorka w zamieszczonej w katalogu rozmowie z Anną Markowską – wydaje mi się na dłuższą metę uciążliwe i wtórne. Oglądając krakowską wystawę można wręcz odnieść wrażenie, jakby Jadwiga Sawicka chciała już teraz, już dzisiaj, uczynić z siebie klasyka. Powielanie dyskusji nad związkami między formą a ciałem, notabene, już dawno przepracowane w polskiej kulturze przez Gombrowicza i licznych jego kontynuatorów, nie wydaje mi się szczególnie owocne, jeśli nie odniesie się tej wypowiedzi do szerszego (i bardziej współczesnego) kontekstu albo też nie zacznie dekonstruować tego – dość zresztą sztucznego – podziału. Dychotomia pomiędzy tym, co naturalne, a tym, co przypisane kulturze, jest już dzisiaj sporem mocno „przykurzonym”, podobnie jak cały strukturalistyczny dukt myślenia. Czas binarnych podziałów w świecie, który skazany jest na wielość i współzależność, wydaje się prezentować równie płaską optykę, co zdecydowana większość tzw. nowej figuracji i pop-banalizmu. Bezsprzecznie – podobna taktyka działa i nieźle funkcjonuje na rynku, ale to jest typ działania obliczony, zazwyczaj, na krótki dystans. Z drugiej strony – w przypadku Sawickiej – trudno pracom tej autorki odmówić konceptualnego namysłu nad przestrzenią własnej „widzialności”. Bo przecież – bez wątpienia – fakt, że artystka ustawicznie posługuje się monochromatycznym tłem, które tworzy pustą, aurę, że sprzęga wszystkie swe myśli i emocje wokół najbanalniejszych rekwizytów codzienności, nie jest tu bynajmniej przypadkowy. Rytm powtarzalności, obsesyjność motywów i paroksyzm „skompromitowanych” kolorów konstruują zaskakującą osobność tej twórczości. Jeśli jednak tekstualne prace Sawickiej wydają się nawet dzisiaj, po Barbarze Kruger i Jenny Holzer, wciąż ważne, agresywne i niekiedy odświeżające, o tyle najnowsze obrazy – rozpościerające przed nami ciągle tę samą konfigurację motywów i tę samą „letnią” emanację – nie mają w sobie świeżości i po kolejnej ich lekturze lekko nudzą.
Jadwiga Sawicka „Daj mi wszystko”. Galeria Starmach, Kraków. 31 stycznia – 28 lutego 2006.