ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 września 17 (401) / 2020

Przemysław Pieniążek,

PIEŚŃ OBCYCH (ALIENS: UPROWADZENI/SPUSTOSZENIE; ALIENS: PIEŚŃ WŁÓCZNI/TWIERDZA)

A A A
Błyszczący srebrnym grzbietem tom „Aliens: Uprowadzeni/Spustoszenie” oraz połyskujący krwistą czerwienią album „Aliens: Pieśń włóczni/Twierdza” to dwa ekskluzywne woluminy zbierające (nie zawsze) krótkie opowieści komiksowe z ksenomorfami w rolach głównych. Ci, którzy znają, nie potrzebują rekomendacji – mają świetną okazję do powtórki. Pozostali miłośnicy alienów niech czym prędzej nadrobią zaległości, bo warto. Ale po kolei.

W pierwszej z przywołanych „cegieł” (format i objętość zobowiązuje) znalazły się cztery opowieści zróżnicowane pod względem konwencji, dramaturgii, jak i metrażu. Patronujący temu wydawnictwu „Uprowadzeni” to solidnie zakropiona czarnym humorem historia grupki przemytników, specjalizujących się w nielegalnym kolportażu obcych form życia. W ramach najnowszego zlecenia bohaterowie zdobywają tuzin (wiadomo jakich) jaj, starając się sprzedać także trzynaste, pokryte paskudnym różowym nalotem. Mimo iż nabywca radzi pstrokatej hałastrze jak najszybciej pozbyć się owego potencjalnego „zbuka”, protagoniści wiedzą swoje, próbując opchnąć skórzaste jajo Saulowi, właścicielowi knajpy w osławionym Barabazonie. Ostatecznie znalezisko trafia do medialnego prowokatora Darryla Zithera – a w zasadzie nie tyle do, co w niego: wszak z jaja wyskakuje chyży twarzołap wprawiający w ruch nieprawdopodobną perypetię. Amerykańscy scenarzyści Jim Woodring („Aliens: Labirynt”) i Justin Green („Binky Brown”), razem z argentyńskim rysownikiem Francisco Solano Lópezem („El Eternauta”) oraz kolorystą Chrisem Chalenorem („The Mask Returns”), stworzyli ujmującą, lekko karykaturalną w formie makabreskę – posiadającą pamiętny finał – która między wierszami oferuje wgląd w codzienne życie dekadenckiego społeczeństwa.

Chwilę potem czeka na nas „Ładunek” – napisana przez Dana Jolleya („House of Teeth”) oraz całkiem realistycznie zilustrowana przez duet John Nadeau („Star Wars”)/Terry Pallot („Star Trek: The Original Series”) opowiastka, w której obowiązki narratora pełni Gerald Coile, do niedawna przemytnik xeno-zipu (psychoaktywnej substancji – będącej jednocześnie dopalaczem – pozyskiwanej ze śluzu wydzielanego przez obcych), aktualnie próbujący wystawić swojego szefa Wydziałowi Antynarkotykowemu. Po przybyciu na luksusowy frachtowiec bohater odkrywa, że jednostka jest opuszczona – a przynajmniej taka się wydaje do momentu, gdy Gerald uświadamia sobie, że wpadł w śmiertelną pułapkę. Ot, kameralny survival horror zwieńczony przewrotnym zakończeniem oraz oferujący przyjemną dla oka paletę barw opracowaną przez Jamesa Sinclaira („The Flash”), który odpowiada także za nastrojową kolorystykę kolejnego epizodu, czyli współtworzonej przez scenarzystę Johna Arcudiego („B.B.P.O. Piekło na Ziemi”) noweli „Obcy”.

Rzeczona historia, w ekspresyjny sposób zilustrowana przez Paula Mendozę („Watson and Holmes”), w ciekawy sposób wykorzystuje tytułową figurę: wszak w tej inicjacyjnej opowieści o pozaziemskim plemieniu cyklicznie atakowanym przez wrednego Nocnego Żniwiarza obcym jest nie tylko agresywny alien, ale także tajemniczy astronauta, z punktu widzenia nastoletniego Suoma będący równie niepożądanym elementem, co wspomniany ksenomorf. Obowiązkowa porcja rzezi szczęśliwie nie przysłania uniwersalnej wymowy tej noweli, będącej przypowieścią o końcu niewinności, ale także o gniewie, zazdrości i chorobliwej ambicji.

Mocnym punktem recenzowanego tomu jest także „Inkubacja” stworzona przez scenarzystę Rona Marza oraz kultowego rysownika Berniego Wrightsona (mających na wspólnym koncie crossover „Batman/Aliens”). W ramach opowieści snutej przez niewidocznego narratora – którego tożsamość poznajemy dopiero w finalnej części utworu – śledzimy cykl rozwojowy ksenomorfów z punktu widzenia grupki zaawansowanych technologicznie kosmitów (i nie mam na myśli reprezentantów rasy Yautja). „Inkubacja” to pełna dywagacji, opresyjna opowieść, która minorową tonację zawdzięcza także koloryście Mattowi Hollingsworthowi („Tokyo Ghost”).

Moim absolutnym faworytem jest jednak „Spustoszenie”, które wyszło spod pióra/klawiatury Marka Schultza („Xenozoic”), okraszone bezbłędnie dobraną przez Pamelę Rambo („Aliens: Mondo Heat”) paletą barw. Punktem wyjścia tej psychodelicznej opowieści jest przybycie ekipy ratunkowej na pokład Lunar Maru – niegdyś najbardziej wystawnego liniowca gwiezdnego w historii, aktualnie zaś dryfującego opuszczonego wraku, z którego ktoś kiedyś nadał sygnał SOS. Opuszczonego rzecz jasna tylko pozornie, wszak ten kosmiczny grobowiec skrywa wyjątkowo paskudnych rezydentów (zgadnijcie, kogo mam na myśli). Cały wic polega jednak na tym, że Lunar Maru jest także… nawiedzony, a pełniący obowiązki narratora „duch” (jakkolwiek go nazwiemy) co rusz opętuje nowego „gospodarza”, przejmując jego punkt widzenia. Tym samym liczące 43 strony „Spustoszenie” staje się istnym festiwalem talentów, gdyż w gronie 43 artystów tworzących ten epizod znaleźli się między innymi Duncan Fegredo („Hellboy”), D’Israeli („Stickleback”), John Totleben („Saga o Potworze z Bagien”), Geofrey Darrow („Hard Boiled”), Kelley Jones („The Sandman”), Guy Davis („B.B.P.O.”), P. Craig Russell („Pierścień Nibelunga”), Sean Phillips („Śpioch”), Gene Ha („Top 10”), David Lloyd („V jak Vendetta”), Moebius („Incal”) czy znany z magazynu satyrycznego „MAD” Sergio Aragonés.

Album zamyka natomiast „Chora miłość’, gdzie poznajmy nastoletniego Jimiego lecącego na planetę RF/C-16 wraz ze swoją ponętną opiekunką Nancy (w której się podkochuje) oraz z doktorem Dakienem (również zakochanym w wiadomej dziewczynie), będącym kierownikiem nowego kompleksu wydobywczego na rzeczonym globie. Jak nietrudno zgadnąć, Nancy (mianowana szefową ochrony) odrzuca awanse przełożonego, który postanawia się zemścić w wyjątkowo perfidny sposób. Trochę humoru, szczypta (z)grozy oraz udatny miks cartoonowej poetyki z nieco bardziej realistycznymi rysunkami to główne zalety „Chorej miłości”, będącej owocem współpracy kanadyjskiego pisarza Thierry’ego Gagnona („Kumiko aux enfers”), amerykańskiego scenarzysty Randy’ego Stradleya („Alien versus Predator”), pochodzącego z Quebecu rysownika Richarda Forguesa („Fable of the North-West”) oraz mieszkającego w Portland kolorysty Cary’ego Portera („Aliens: Pig”).



Przejdźmy do drugiego tomu zbierającego nietuzinkowe opowieści z uniwersum ksenomorfów: tytułowa „Pieśń włóczni” (w oryginale: „Music of the Spears”, będące parafrazą określenia music of the spheres, czyli „muzyki sfer”) to popisowe dzieło prozaika Cheta Williamsona („Ash Wednesday”) ukazującego opłakane skutki poszukiwania doświadczenia wzniosłości. Bohaterem komiksu jest Damon Eddington, pracujący dla korporacji Synsound kompozytor opętany idée fixe: stworzyć symfonię nienawiści, dla której inspiracją będzie zarejestrowana „pieśń” ksenomorfa. Jako że wielka sztuka rodzi się w bólach, cierpienia staną się udziałem większości bohaterów występujących w tym wielowątkowym, drapieżnym, psychodelicznym utworze zilustrowanym przez dwóch Timów: Hamiltona („The Trouble With Girls”) oraz Bradstreeta (doskonale znanego z kapitalnych okładek komiksowych serii, między innymi „Hellblazera” czy „Punishera”). Rzecz bynajmniej nie tylko dla melomanów – miłośnicy krwawej jatki również nie będą rozczarowani lekturą „Pieśni włóczni”, skądinąd pokolorowanej przez Matta Webba („Aliens: Earth Angel”).

Po udanym otwarciu przychodzi pora na „Twierdzę”, czyli efekt kreatywnej współpracy przywoływanego już Johna Arcudiego z Dougiem Mahnke („The Mask”) z Jimmym Palmiottim („Jonah Hex”). Oś dramaturgii wyznacza w tym przypadku nieoczekiwany konflikt, jaki rodzi się między doktorem Casparem Nordlingiem (lubieżnym naukowcem otaczającym się androidami) a Philipem Strunkiem i jego żoną Joy – członkami ekipy technicznej dostarczającej wspomnianemu jegomościowi części zamienne. Świetne dialogi, wartka akcja, garść niebanalnych przemyśleń na temat sztucznej inteligencji oraz silnie zaakcentowany wątek uprzedmiotowienia bliźnich (którymi wcale nie muszą być ludzie): „Twierdza” pozostaje w pamięci na długo, także ze względu na brawurowy występ Jeriego: cybernetycznej, wyjątkowo wygadanej imitacji aliena.

Znaczną część recenzowanego woluminu zagarnia „Szał” – niespełna stustronicowa opowieść, w której śledzimy przygody drużyny z niszczyciela Nemezis. Militarna formacja ma za zadanie dotrzeć do wnętrza kopalni (z uwięzionymi w niej górnikami), która de facto okazuje się gniazdem obcych. W krytycznej sytuacji załoganci mogą liczyć na MAX-a: Mobilnego Atakującego Exo-Żółnierza lub, jak kto woli, „ludzki umysł zamknięty w dwutonowym, uzbrojonym egzoszkielecie” (s. 213). Napędzany potrójną dawką adrenaliny cyborg robi swoje, a w międzyczasie przyczajony reprezentant koncernu Weyland-Yutani wprowadza w życie przebiegły plan. Uproszczona kreska Paula Mendozy (tuszowana przez Andy’ego Mushynsky’ego, znanego chociażby z serii „Star Wars Droids: The Kalarba Adventures”) oraz schludna paleta barw dobrana przez Cary’ego Portera sprawnie współgrają z energetyzującym scenariuszem autorstwa samego Johna Wagnera („Sędzia Dredd”).

Drugi z omawianych tomów zamyka natomiast „Apetyt” – czterostronicowa, w warstwie wizualnej opierająca się na detalach opowiastka z zabawnym twistem pod koniec (nie powiem nic więcej, by nie psuć niespodzianki). Miniaturka napisana przez Edwarda Martina III („Predator: Bad Blood”) oraz zilustrowana przez Marka A. Nelsona („Aliens: Początek”) do spółki z kolorystą Rayem Murtaugh („Predator: Invaders from the Fourth Dimension”) to istna wisienka na tym wielowarstwowym torcie.

Co tu dużo mówić: życzę dobrej zabawy w trakcie lektury, a jeśli będzie wam mało – wypatrujcie kolejnych „obco” wyglądających woluminów z urokliwie błyszczącymi brzegami. Bo pieśń obcych wciąż trwa…
„Aliens: Uprowadzeni/Spustoszenie” („Aliens: Kidnaped/Havoc”). Tłumaczenie: Robert Lipski. Scream Comics. Łódź 2020.
 
„Aliens: Pieśń włóczni/Twierdza” („Aliens: Music of the Spears/Stronghold”). Tłumaczenie: Tomasz Kupczyk. Scream Comics. Łódź 2020.