ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 września 17 (401) / 2020

Marek S. Bochniarz,

DAM CI ŚMIERĆ (CZŁOWIEK BEZ PAMIĘCI - WYDANIE DVD)

A A A
Długowłosy i zagubiony Byeong-soo ma coraz większe kłopoty z pamięcią. Cierpi na Alzheimera – a jedyne, co na pocieszenie mówi mu bezceremonialnie lekarz, to to, że można co najwyżej opóźnić przebieg choroby. Lecz i tak będzie już tylko coraz gorzej. Doktor przyczynę problemów dostrzega w dawnym wypadku samochodowym, w wyniku którego Byeong-soo doznał urazu głowy. Na szczęście mężczyzna ma jednak nastoletnią, uroczą, kochaną córkę Eun-hee. Niezbyt rozgarnięci policjanci co jakiś czas „łapią” go, gdy powędruje za daleko, i potem na posterunku policji czekają razem na przyjście dziewczyny. A że Byeong-soo zajmował się weterynarią, to na początku filmu robią to w towarzystwie uroczego szczeniaczka, którego zabrał ze sobą mężczyzna. I byłby to doprawdy idealny, wręcz podręcznikowy koreański melodramat, gdyby ten dziwny, starszy pan nie był „emerytowanym” seryjnym mordercą.

„Człowieka bez pamięci” zbudowana na zasadzie serii zagadek. Gdy Byeong-soo dowiaduje się o zabójstwach młodych kobiet – zaczyna zadawać sobie pytania, czy sam ich nie dokonał, tylko w międzyczasie zdążył o tym zapomnieć. To jednak zaledwie preludium do pojawiających się w fabule kolejnych tajemnic – i nieoczekiwanych konfrontacji, które czekają na bohatera. W międzyczasie zastanawiamy się, co spowodowało, że został on seryjnym mordercą. Próbujemy też rozstrzygnąć, co bohaterowi się wydaje, że zrobił – a co faktycznie uczynił. Seans z „Człowiekiem bez pamięci” potrafi zaskoczyć. Z perspektywy całej serii Mayfly „Asia Extreme” to jeden z najmniej oczywistych tytułów w ich dystrybucji. Reżyser Won Shin-yun mistrzowsko wykorzystał w nim kilka konwencji i motywów charakterystycznych dla kinematografii południowokoreańskiej i lokalnej kultury popularnej. Żonglując kliszami thrillera i melodramatu, sięgając po bohaterów stylizowanych na gwiazdki k-popu i kpiąc z konwencjonalnego humoru – zrobił to wszystko z umiarem i przy zachowaniu szacunku do mainstreamowej publiczności. Nie popadając w przesadę, pozostawił wciąż wiele niespodzianek dla uważnego odbiorcy. Dlatego – nie będąc tak ekscentrycznym dziełem jak „Lament” Na Hong-jina – „Człowiek bez pamięci” zaspokoi potrzeby gatunkowe każdego widza – również i takiego, który bardzo nie lubi kina azjatyckiego.

Pamiętam zaniepokojenie, jakie wywołała we mnie proza Kim Young-ha, gdy na początku studiów (być może to zresztą idealny okres na taką literaturę) wziąłem do ręki polski przekład jego debiutanckiej powieści „Mogę odejść, gdy zechcę”. Jej główny bohater pełni funkcję asystenta przy samobójstwach. Sama profesja wydaje się może i osobliwa, a temat doskonały do przepracowania w słodko-melancholijny sposób, lecz Kim zdecydował się na zgoła inne podejście. Szukając najlepszego porównania, znajduję literata z przeszłości – stąd moje wrażenie, że jako pisarz jest człowiekiem równie brutalnym względem tworzonych przez siebie postaci, co Mishima Yukio – więc nie miał skrupułów i nie wstrzyma się przed szokowaniem odbiorcy czy zapędzeniem bohatera ku strasznej, nierzadko groteskowej śmierci. Dlatego na pewno nie nazwałbym go w potocznym tego znaczeniu „humanistą”. Kim wyróżnia się na tle literatury południowokoreańskiej skłonnością do podejmowania rzadko w niej obecnych zjawisk i tematów z pola kultury popularnej, a także wybieraniem osobliwych dekoracji, w których umiejscawia akcję powieści i opowiadań. Udaje mu się w ten sposób niebezpośrednio czasem ujmować z ambiwalentnego punktu widzenia ponowoczesną rzeczywistość kapitalistyczną. Wynajduje przy tym nowe zawody i usługi, charakteryzujące dziwaczność naszego świata „przyszłości doskonałej w przeszłości”.

Gdy dowiedziałem się, że w Korei Południowej powstał nietypowy film o seryjnym mordercy, będący w dodatku adaptacją prozy tak wyjątkowego pisarza jak Kim Young-ha, obawiałem się, że twórcy polegną w konfrontacji z dziełem tego autora. Jednak „Człowiek bez pamięci” spełnił moje wygórowane oczekiwania – a Won Shin-yun nawet trochę mnie zaskoczył tym, jak bardzo samoświadomy i metafilmowy twór udało mu się zrealizować, nie przekraczając przy tym ram kina (potencjalnie) kasowego. I właśnie dlatego czuję do niego większy podziw niż do niejednego artystowskiego reżysera, tworzącego osobliwe dzieła. Bo zdolność do subtelnego podważania konwencji przy jednoczesnym ich zachowaniu w granicach „normy” jest doprawdy rzadka.

Sol Kyung-gu – znany choćby z ról u Lee Chang-donga – w „Człowieku bez pamięci” stworzył mistrzowską kreację aktorską. W wieku pięćdziesięciu lat udźwignął rolę bardzo trudną nie tylko fizycznie, ale i pod względem zbudowania skomplikowanej charakterystyki bohatera. Jego Byeong-soo wzrusza, wywołuje sympatię i współczucie, by w jednej chwili przerazić i zmrozić kamiennym wzrokiem psychopaty. Znani z kultury popularnej zerojedynkowi seryjni mordercy wypadają wręcz blado w zderzeniu ze zniuansowaną grą Sola Kyung-gu i ambiwalencją jego bohatera. Aktor okazał się doskonałym, wręcz wymarzonym partnerem dla reżysera w „spisku” zawiązanym celem stworzeniu filmu, który wciąż będąc doskonałym thrillerem, zmierzy się ze sztampą narracji o seryjnych mordercach. Można wręcz dodać, że – podobnie, jak w „Osoi hito” Shibaty Gō – mamy do czynienia z produkcją inkluzywną, zrealizowaną w imię podważenia status quo. W obu przypadkach twórcy stawiają pytanie o to, dlaczego role morderców rezerwuje się dla takich, a nie innych postaci. W japońskim filmie zabijał człowiek o wysokiej niepełnosprawności ruchowej zagrany przez osobę niepełnosprawną, pana Sumidę. W „Człowieku bez pamięci” reżyser i aktor dopominają się o więcej miejsca dla starszych osób w kinie. I idą o wiele dalej niż Michael Caton-Jones w „Zawodowcu”.

Odnoszę wrażenie, że trochę snobistyczna i – jak to bywa w takich przypadkach – wybiórcza moda na oscarowy „Parasite” stawia w głębokim cieniu kino południowokoreańskie, a zwłaszcza produkcje gatunkowe. Trochę tak, jakby ten film wyłonił się z pustki. Ironii dodaje też to, że filmy, które Bong Joon-ho zrealizował po „Snowpiercerze”, nie były w Polsce wyświetlane. „Człowiek bez pamięci” mógłby stanowić przykład tego, jak wiele tracimy na takim śmiesznym podejściu. Wśród tytułów dystrybuowanych przez Mayfly w serii „Asia Extreme” jest zresztą wiele innych doskonałych tytułów – że tylko o bardzo niedocenionym „Szpiegu” Yoon Jong-bin wspomnę.

Wydanie DVD oferuje kopię filmu z polskimi napisami i lektorem. Dodatki na płycie docenią fani Kim Young-ha, bo w „Pomyśle na film” możemy dowiedzieć się sporo o powieści i podejściu twórców do jej adaptacji – zrobienia „najwierniejszego, a zarazem zupełnie innego filmu”. Z kolei w „Efektach specjalnych” możemy spojrzeć z innej perspektywy na film, od strony kuchni filmowej – na przykładzie sceny wypadku samochodowego. Mayfly wydało DVD w przejrzystym pudełku, po którego otwarciu widzimy, że nadruk na płycie stanowi część reprodukowanego wewnątrz kadru – wybranego zresztą nieprzypadkowo. Dbałość o tak drobne elementy zaskakuje – zwłaszcza na tle bylejakości polskiego rynku DVD i Blu-ray.
„Człowiek bez pamięci”. Reżyseria: Won Shin-yun. Scenariusz: Hwang Jo-yun i Won Shin-yun. Obsada: Sol Kyung-gu, Shin Ki-joon, Kim Nam-gil, Kim Seol-hyun. Korea Południowa 2017, 118 min. Dystrybutor: Monolith. Film dostępny na DVD i Blu-ray.