ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 września 17 (401) / 2020

Joanna Soćko,

JA JESTEM (SAMUEL TAYLOR COLERIDGE: 'BIOGRAPHIA LITERARIA')

A A A
Trudno powiedzieć, czy Samuel Taylor Coleridge myślał też o sobie, gdy w swojej „Biographia literaria” pisał o wielkich umysłach, które wciąż żyją w książkach, żeby czytelnik mógł z nimi obcować (zob. s. 171). Nie ulega wątpliwości, że – jako niezły dramaturg – zainscenizował w „Biografii literackiej” możliwość takiego spotkania, mając zarazem świadomość przygodności refleksji i spostrzeżeń, jakich czytelnik może, lecz nie musi, dokonać w trakcie lektury. Charakterystyczna dla romantyków świadomość wpływu, jaki na kształtowanie umysłu mają wszelakie bodźce wobec niego zewnętrzne, ujawnia się w zebranych tu esejach, które nurzają intelektualny wywód torujący drogę filozoficznej refleksji w barwne anegdoty, dowcipne przycinki czy refleksje związane ze stanem czytelnictwa, krytyki literackiej i rozwojem politycznych wydarzeń. Słuchamy dzisiaj pana Coleridge’a jak oderwanego od rzeczywistości profesora, podśmiewując się czasem – choć nie zawsze z jego żartów – i utyskując nieco na miejscami rozwlekły, miejscami dygresyjny styl jego wypowiedzi; słuchamy go jednak z uwagą, bo wiemy lub czujemy, że wciąż może on mieć do powiedzenia coś bardzo ważnego.

Nie mielibyśmy – jako polscy czytelnicy – możliwości wzięcia pełnego udziału w tym spotkaniu, gdyby w pierwszym polskim tłumaczeniu tego sławnego dzieła nie przedstawił nam Coleridge’a Bartosz Działoszyński – doktor filozofii i świetny tłumacz, który w krótkich fragmentach przedmowy daje się poznać również jako niezły eseista. Działoszyński wprowadza nas do refleksji Coleridge’a „od kuchni”, silnie osadzając jego pisma w jego biografii. Dostarcza nam tła dla filozoficznych wynurzeń i politycznych komentarzy, zwracając uwagę na te aspekty intelektualnej drogi pisarza, które Coleridge – jak pisze sam Działoszyński – zaciera „lisią kitą” (s. XLVIII). Tłumacz pozwala nam też zobaczyć życie i twórczość Coleridge’a we współczesnym kontekście, zdradzając m.in. jaki jest jego związek z Kate Moss (zob. s. XIII), czy zwracając naszą uwagę na nieoczekiwaną karierę, jaką zafundowały poezji romantyka takie zespoły jak Iron Maiden czy The Tiger Lillies. Po obszernym wprowadzeniu Działoszyński zostaje z nami, wyjaśniając i komentując – niejednokrotnie z dużym dystansem i dowcipem – liczne odniesienia, które, dzięki jego kompetentnym adnotacjom, możemy odnieść do polskiego uniwersum czytelniczego.

1.

Głównym problemem, który – jak się wydaje – drąży tunel w gąszczu myśli Coleridge’a, jest nie tyle historia jego własnego intelektualnego rozwoju, ile specyfika ludzkiego umysłu jako takiego. Sposób, w jaki postrzega on tę kwestię, moglibyśmy potocznie nazwać romantycznym lub „ekspresywistycznym”, jak zrobił to Charles Taylor w swoich monumentalnych „Źródłach podmiotowości”. Jako znawca i popularyzator niemieckiego idealizmu transcendentalnego, Coleridge podkreśla wagę autonomicznej jednostkowości i doświadczenia wewnętrznego, a jego głównym celem jest osiągnięcie pełnej, podmiotowej samoświadomości. Równocześnie, podobnie jak zaprzyjaźniony z nim William Wordsworth – choć w różny od niego sposób – słyszy on w wewnętrznym głosie brzmienie natury rozumianej najszerzej: jako wszystko, co istnieje. W przeciwieństwie zatem do Kanta – a zwłaszcza do Fichtego – Coleridge na romantyczny sposób dążyć będzie do przezwyciężenia poszerzanej przez rozwój nauk przyrodniczych schizmy pomiędzy postulowaną przez idealistów podmiotową wolnością a mechanistycznym determinizmem przyrody – schizmy pociągającej za sobą rozszczepienie umysłu i ciała. Dostrzeżenie w sobie samym uniwersalnego strumienia życia – kosmicznego dążenia przenikającego naturę – pozwala na przekroczenie tej przepaści ugruntowanej przez tradycję racjonalistyczną; nie prowadzi jednak jeszcze do poznania. Prawdziwą drogą do osiągnięcia samoświadomości będzie wyartykułowanie tego, co odnajdujemy w nas samych (zob. Taylor 2012: 690), stąd nacisk na istotną rolę artysty postrzeganego już nie jako ktoś, kto naśladuje, ale jako ktoś, kto udostępnia: ujawnia to, co – jak pisze Taylor – „w przeciwnym razie pozostałoby niewidzialne” (tamże, s. 699).

W tym właśnie kontekście umieścić należy pojawiającą się w XIII rozdziale „Biographia literaria” słynną definicję twórczej wyobraźni. Przypomnijmy ją tutaj in extenso: „Uznaję zatem, że WYOBRAŹNIA może być pierwotna lub wtórna. Za WYOBRAŹNIĘ pierwotną uważam żywą władzę i pierwotny czynnik sprawczy wszelkiej ludzkiej percepcji, będący powtórzeniem w skończonym umyśle wiecznego aktu stworzenia w nieskończonym JA JESTEM. Za wtórną uważam echo tej pierwszej; współistnieje ona ze świadomą wolą i jest identyczna z pierwotną co do typu działania, a różni się od niej tylko stopniem oraz modusem operacji. Rozkłada, rozprasza, rozszczepia, aby stworzyć na nowo” (s. 224). Obok tej najważniejszej władzy człowieka, za jaką uznaje Coleridge wyobraźnię, wyróżnia on też fantazję, którą definiuje jako umiejętność kojarzenia treści danych na drodze empirycznego doświadczenia.

Znajdująca się w centrum tak zarysowanej mapy władz umysłowych „wyobraźnia pierwotna” ma być powtórzeniem aktywności źródłowej dla wszystkiego, co istnieje. Coleridge wychodzi z judeo-chrześcijańskiej tradycji pojmowania sacrum, w której – istotnie – początkiem nie jest osoba, ale akt tworzenia (Genesis nie mówi nam o tym, że „na początku był Bóg…”, ale o tym, że „na początku Bóg stworzył…” [Rdz 1,1]; podobnie Ewangelia wg św. Jana rozpoczyna się od konstatacji stwierdzającej prymat Słowa „przez które wszystko się stało” [zob. J 1,3], nawet jeśli Ewangelista utożsamia owo Słowo z Bogiem). W owym JA JESTEM słyszymy też głos Jahwe przemawiającego do Mojżesza z gorejącego krzewu. Warto zwrócić przy tym uwagę, że skoro dopiero wtórna wyobraźnia „współistnieje ze świadomą wolą”, pierwotna zdaje się pozostawać niejako poza zasięgiem świadomości.

Ta słynna definicja wyobraźni – nieskomentowana szerzej przez Coleridge’a zapowiadającego rozwinięcie swojej myśli w eseju o Logosie, który ostatecznie nie powstał (chodzi oczywiście o esej, nie o Logos) – dotyka, jak się wydaje, sedna problemu dotyczącego koncepcji podmiotowości wyłaniającej się z twórczości angielskich i niemieckich romantyków. Widać w niej różnicującą siłę bijącą w samym sercu „ja” naznaczonego obcym wpływem, którego istoty nie jest sobie w stanie uświadomić. Jak pisze Robert Walton opowiadający historię Victora Frankensteina w słynnej książce Mary Shelley: „[w] duszy mojej dzieje się coś niezrozumiałego” (Wollstonecraft Shelley 1989: 10). Zainspirowany między innymi pismami Coleridge’a Gabriel Marcel napisze w połowie XX wieku: „mój byt to o wiele więcej niż mój byt” (Marcel 1995: 262).

Z przedstawionej w „Biographia literaria” definicji władz umysłowych wyłania się niewyraźna wizja podmiotowości podatnej z jednej strony na wpływ owej wewnętrznej aktywności, z drugiej zaś na wpływ świata zewnętrznego dokonujący się na drodze zmysłowego doświadczenia. Rolą dążącego do samoświadomości twórcy będzie próba uchwycenia zachodzących w nim procesów i zależności oraz wydobycia ich z wewnętrznych mroków w formie – jak powiedziałby zapewne Coleridge – symbolu, w którym to, co ponadindywidualne prześwieca przez to, co jednostkowe (zob. Coleridge 1953: 25).

2.

Rewolucja w badaniach nad romantyzmem, która w latach 70. dokonała się na amerykańskich uniwersytetach – zwłaszcza pod szyldem krytycznych pism Paula de Mana – odarła romantyczne „ja” z tego metafizycznego, wewnętrznie różnicującego komponentu, który stanowił dla Coleridge’a wyobraźnię pierwotną. Wtórując Jacques’owi Derridzie w jego krytyce obecności, de Man widzi w sercu podmiotowości „czarną dziurę” – różnicującą siłę czasu. „Ja” jest u niego tym, co zawsze przychodzi, ale nigdy w pełni się nie uobecni; jest nieskończenie odwleczoną w czasie różnicą pomiędzy mną a innym (zob. np. de Man 1979: 170). Z kolei u Harolda Blooma kształtujący twórczą podmiotowość wpływ ogranicza się głównie do oddziaływania innych, poprzedzających danego twórcę poetów i pisarzy (zob. Bloom 2002).

W Polsce oryginalnej „rewizji romantycznej” podjęła się Agata Bielik-Robson, która w „Duchu powierzchni” czerpie zarówno z de Mana – wprowadzając do swojej koncepcji „kondycję opóźnienia” – jak też z Blooma, przedstawiając romantyczną podmiotowość jako „duszę czującą”, którą wyróżnia przemożna świadomość wpływu. Z kolei twórczy akt ekspresji, pozwalający chwilowo scalić rozsunięte i zagubione w świecie obcych wpływów „ja” opisuje filozofka w kontekście Freudowskiego Durcharbeiten – mozolnej pracy języka próbującego wydobyć na powierzchnię to, co kryje się w mrokach nieświadomości. W koncepcji Bielik-Robson, mającej stanowić alternatywną wobec dekonstrukcyjnej ideę podmiotowości – nie ma już śladu po owym obcym wewnętrznym „ja jestem”, które stanowiłoby dla niej krok w tył: cofnięcie się w stronę metafizyki obecności (zob. Bielik-Robson 2004).

Podobna redukcja owego nieokreślonego, metafizycznego składnika odróżniającego człowieka od niego samego dokonuje się w zupełnie odmiennej w swoim charakterze recepcji pism Coleridge’a. Z całą pewnością rację miał Ivor Armstrong Richards, kiedy w swojej książce o wyobraźni w pismach autora „Biographia literaria” stwierdził, że jego twórczość „jest z rodzaju tych, które – jeśli naprawdę zamierzamy badać je poważnie – zmuszają nas do ponownego rozważenia naszych najbardziej fundamentalnych koncepcji, takich jak bycie człowieka – natura jego umysłu i jego wiedzy” (Richards 1960: 19; tłum. moje). Aktualność spuścizny autora „Kubla Khan” polega zapewne na tym, że dla kolejnych pokoleń będzie to oznaczało zmierzenie się z innym zestawem mitów. Nie bez znaczenia jest fakt, że Coleridge pisał swoją „Biographia literaria” w czasie, w którym kształtowały się specjalistyczne dyskursy poszczególnych dyscyplin – jego refleksję możemy postrzegać jako jedną z coraz mniej licznych prób przemyślenia specyfiki funkcjonowania ludzkiego umysłu ponad podziałami: Coleridge ewidentnie wierzył bowiem, że trafność jego koncepcji powinna przemówić zarówno do tych, co badają ciało, jak i do tych, co zajmują się duchem.

Powtórzenie tego przedsięwzięcia w dzisiejszych warunkach wiąże się z koniecznością uwzględnienia dynamicznie rozwijanych badań nad ludzkim mózgiem; tym zaś, co najbardziej interesowałoby obecnie Coleridge’a, byłoby niewątpliwie pytanie o proweniencję i charakter funkcjonowania ludzkiej świadomości, która wciąż owiana jest dla nas aurą tajemnicy. Jedną z prób pogodzenia teorii Coleridge’a ze współczesnym rozwojem neurobiologii podjął Michael Miller, który przeanalizował interesującą nas definicję wyobraźni w kontekście hipotezy świadomości zaproponowanej przez Geralda Edelmana.

Zgodnie z teorią noblisty mózg jest samoorganizującym się systemem, a jego struktura tworzy się w procesie spontanicznego przemieszania się komórek i rozrastania połączeń pomiędzy rosnącą liczbą neuronów. Mózg, jako produkt ewolucji, działa poprzez selekcję – a zatem w reakcji na bodźce zewnętrzne – tworząc specyficzne mapy neuronowe. Nie ma tu jednego miejsca, w którym mieszkałaby świadomość. Upraszczając, można powiedzieć, że rodzi się ona w procesie, dla którego kluczowe jest przesyłanie między neuronami sygnałów zwrotnych, umożliwiających utworzenie się dynamicznej struktury obejmującej poszczególne mapy neuronalne, nazywanej przez Edelmana „odwzorowaniem globalnym”. Według Millera, w sposób analogiczny do teorii Edelmana „wyobraźnia Coleridge’a »przechodzi« przez wszystkie władze umysłu, odbierając sygnały z każdej władzy, tak jak w przypadku percepcyjnej kategoryzacji [termin Edelmana – J.S.], (…) w której ośrodki językowe współtworzą sygnały zwrotne, umożliwiając pojawienie się wyższego rzędu świadomości” (Miller 2000: 203; tłum. moje). Obiecujące wydaje się zestawienie tej teorii z dywagacjami romantycznych rewizjonistów.

Kusząca jest wizja romantycznego poety, który w swojej proroczej wizji antycypuje poparte zaawansowanymi badaniami teorie neurobiologiczne XX wieku, wyrażając językiem literackim to, co zostanie doprecyzowane na kanwie specjalistycznego dyskursu. Obawiam się jednak, że Coleridge nie byłby zachwycony tak redukcyjnym potraktowaniem jego refleksji wykuwanej m.in. w ogniu sporu z Humphryem Davym – przedstawicielem rozwijających się nauk przyrodniczych ewoluujących w stronę coraz bardziej mechanistycznych teorii. Myślę, że obecnie autor „Biographia literaria” z podobnym zapałem kontestowałby obowiązujący w naukach ścisłych paradygmat materialistyczny przedstawiający świadomość jako efekt uboczny funkcjonowania mózgu. W sporze o umysł Coleridge z pewnością stanąłby po stronie tej mniej licznej grupy naukowców z pogranicza filozofii, psychologii, psychiatrii i nauk biologicznych, którzy – powołując się na niewyjaśnione przez główny nurt nauki zjawiska takie jak fenomen geniuszu i doświadczenia mistyczne czy „okołośmiertne” (near-death experience) – postulują rewizję obecnych teorii świadomości, tak aby uwzględniały one możliwość naszego udziału w owym ponadjednostkowym źródle wszelkiej idei sacrum będącym tajemnicą pulsującą w samym sercu podmiotowości (zob. np. Kelly, Williams Kelly, Crabtree, Gauld, Grosso, Greyson 2007).

LITERATURA:

Bielik-Robson A.: „Duch powierzchni. Rewizja romantyczna i filozofia”. Kraków 2004.

Bloom H.: „Lęk przed wpływem”. Przeł. A. Bielik-Robson. Kraków 2002.

Coleridge S.T.: „Statesman’s Manual: Political Tracts of Wordsworth, Coleridge and Shelley”. Cambridge 1953.

Kelly E., Williams Kelly E., Crabtree A., Gauld A., Grosso M., Greyson B.: „Irreducible Mind”. New York 2007.

Man P. de: „Allegories of Reading. Figural Language in Rousseau, Nietzsche, Rilke, and Proust”. New Haven and London 1979.

Marcel G.: „Tajemnica bytu”. Przeł. M. Frankiewicz. Kraków 1995.

Miller M.G.: „Modern Neuroscience and Coleridge's Theory of the Imagination”. W: „European Romantic Review” 2000, vol. 11.

Richards I.A.: „Coleridge on the Imagination”. London 1960.

Taylor Ch.: „Źródła podmiotowości. Narodziny tożsamości nowoczesnej”. Przeł. M. Gruszczyński, O. Latek, A. Lipszyc, A. Michalak, A. Rostkowska, M. Rychter, Ł. Sommer. Warszawa 2012.

Wollstonecraft Shelley M.: „Frankenstein”. Przeł. H. Goldman. Poznań 1989.
Samuel Taylor Coleridge: „Biographia literaria”. Przeł. i oprac. Bartosz Działoszyński. Wydawnictwo Naukowe PWN. Warszawa 2019 [seria: Biblioteka Klasyków Filozofii].