CO CZYTA NOBLISTA? (NIEKTÓRE) LEKTURY JOHNA MAXWELLA COETZEE'EGO (JOHN MAXWELL COETZEE: 'PÓŹNE ESEJE 2006-2017')
A
A
A
Wydany niedawno przez Karakter zbiór „Późne eseje” w przekładzie Dariusza Żukowskiego to kolejne spotkanie polskich czytelniczek i czytelników z południowoafrykańsko-australijskim pisarzem, który tym razem w dwudziestu trzech tekstach opowiada o „tradycji i nowoczesności” literatury powszechnej. John Maxwell Coetzee proponuje nam przynajmniej dwa warianty, w obu przypadkach dość swobodnej i poznawczo satysfakcjonującej, lektury, mimo wszystko niewykraczającej poza konwencję wypowiedzi spod znaku eseju literaturoznawczego. Trzeba podkreślić, że wcześniej po polsku ukazały się inne zbiory szkiców Coetzee’ego, między innymi „Dziwniejsze brzegi. Eseje literackie 1986–1999” (Kraków 2008, przeł. Anna Skucińska) czy „Wewnętrzne mechanizmy. Eseje literackie 2000–2005” (Kraków 2012, przeł. Marek Król).
Pierwszy sposób czytania „Późnych esejów” to swego rodzaju metaanaliza. Coetzee, pochylający się nad dziełami twórców klasycznej i nowoczesnej literatury światowej – wśród nich znaleźli się Defoe, Goethe, Flaubert, Tołstoj czy Beckett – to dobry przedmiot badań dla literaturoznawców zajmujących się praktykami czytania i interpretowania literatury przez tych, którzy sami literaturę uprawiają. Jakimi metodami czyta pisarz/literaturoznawca? Jaką ma bibliografię „pod ręką”? Po jakie interpretacje oraz inspiracje sięga? Co afirmuje, a co odrzuca? Na ile w jego dziełach można prześledzić odciski myśli twórców, których czyta i omawia? Tego rodzaju „analiza analizy” tekstów pomieszczonych w „Późnych esejach” otwiera na rozmaite problemy i zagadnienia: kanonu dzieł światowych (postawionego w opozycji do kanonów osobistych), krytyki literackiej, warsztatu pisarskiego, auto/biblio/biografii, edukacji literaturoznawczej etc.
Dodać należy, że w tym zestawieniu – zawierającym w sumie 19 nazwisk (niektórym z nich autor poświęcił więcej niż jeden tekst) – znalazł się jeden Polak (Zbigniew Herbert) i tylko jedna pisarka (Irène Némirovsky). Dlaczego właśnie oni? Coetzee pośrednio odpowiada na to pytanie zarówno w tych esejach, jak i w całej swojej twórczości prozatorskiej oraz badaniach nad literaturą: interesuje się bowiem postaciami tragicznymi, nietuzinkowymi, ale też na różne sposoby wykluczonymi i odstającymi od partykularnych wymogów zmieniającej się rzeczywistości. Ponadto w wypadku tego zbioru esejów określenie „późne” oznacza i to, że najstarszy z tych tekstów, dotyczący poezji Hölderlina, był pierwotnie opublikowany w roku 2006 na łamach „New York Review of Books”, i to, że w tej książce Coetzee wypowiada się szeroko na tematy literackie jako laureat Nobla i niekwestionowany autorytet w dziedzinie literatury. Po prostu trzeba by rzec, że autor „Hańby” to w jakimś sensie żywa legenda – legenda, której wizerunek ewoluuje, a te poszczególne przemiany można prześledzić w „Późnych esejach”.
I ten ostatni fakt prowadzi nas do drugiego sposobu czytania omawianego tu tomu. „Późne eseje” zaspokoją być może powodowane ciekawością pytanie o to, co (a także: w jakich okolicznościach) czyta współczesny laureat najważniejszej nagrody w dziedzinie literatury. Ciekawa odpowiedź byłaby taka: noblista czyta to, co czytać musi, ponieważ będąc „klasykiem”, nie może od klasyki uciec, podąża zatem śladami wielkich nazwisk i pomnikowych dzieł. Potwierdza tę tezę w dużej mierze nota bibliograficzna. Wszystkie teksty z „Późnych esejów” były wcześniej publikowane jako wstępy do innych książek czy recenzje lub szkice w periodykach literaturoznawczych, w związku z tym pełniły określone „funkcje”: biografistyczną, krytyczną, ekspercką oraz pewnie także, w związku z pozycją autora w literackim świecie, prestiżową. Trudno jednak odnieść wrażenie, że są to teksty przypadkowo złożone czy do siebie nieprzystające. Przeciwnie: razem, jako pewien ciąg lekturowy (nie chronologiczny, a problemowy) zyskują one nowe znaczenia i być może – właśnie z punktu widzenia jednostkowego odbioru – teraz znajdą inne niż dotychczas interpretatywne odcienie.
Oczywiście te dwie wcześniej wspomniane „profesje” Coetzee’ego (badacza literatury i pisarza) przenikają się gdzieś na poszczególnych stronach „Późnych esejów”. Weźmy na przykład tekst o twórczości Daniela Defoe, łączący w sobie wątki biografistyczne (poznajemy interesujące szczegóły z życia pisarza) oraz interpretatywno-warsztatowe, kiedy Coetzee omawia powieść klasyka literatury przygodowej pod tytułem „Roxana, czyli szczęśliwa kochanka” z roku 1724. Pod koniec eseju autor stwierdza: „Defoe w trakcie pisania nie znał żadnych wcześniejszych przykładów tak rozbudowanych utworów prozatorskich – w toku pracy na bieżąco wymyślał nie tylko fabułę, lecz także formę opowieści. Choć nie sposób tego dowieść, wszystko wskazuje, że pisał pośpiesznie, prawie nie przeglądając tekstu” (s. 18). Ile w tej wypowiedzi znalazło się własnych doświadczeń pisarskich Coetzee’ego, przełożonych na powoli zamazywane przez upływ czasu doświadczenia autora „Roxany”? A ile jest w nich literaturoznawczej potrzeby odkrywania i przekazywania zawartych w utworze znaczeń, które stanowią wypadkową hermeneutycznego rozbioru „formy i treści”?
Nie wspomniałem wcześniej tego nazwiska, ale wśród przedstawicieli literatury XX i XXI wieku znalazł się także Philip Roth. Esej o nim jest interesujący z kilku powodów. I dlatego, że dotyczy powieści „Nemezis”, opowiadającej o epidemii polio w latach 40. XX wieku, tym samym idealnie pasującej do atmosfery „naszych czasów”, i dlatego, że sam Roth był niejako wielokrotnym „rywalem” Coetzee’ego w zmaganiach o nagrodę Nobla, z tym że nigdy jej nie otrzymał. Coetzee w niektórych miejscach z pewnym podziwem wypowiada się o utworze amerykańskiego kolegi. Pisze na przykład tak: „»Nemezis« to misternie skonstruowana, trzymająca w napięciu powieść z nieprzewidywalnym punktem zwrotnym pod koniec. Otóż okazuje się, że Bucky Cantor (główny bohater, dwudziestotrzyletni nauczyciel-wuefista, tak samo jak Roth to Żyd z Newark – przyp. S.I.) jest nosicielem wirusa polio, a konkretnie jednym z tych rzadkich nosicieli, którzy sami nie wykazują objawów choroby. Chłopcy, którzy zmarli pod jego opieką, mogli zarazić się właśnie od niego” (s. 54). Jednocześnie Coetzee potrafi być wobec Rotha wyraźnie krytyczny, jak w zakończeniu eseju, kiedy stwierdza, że: „Możliwości, jakie dano nakreślonym w fabule »Nemezis« bohaterom, i działania, które podejmują, są zbyt ograniczone, by powieść ta mogła realnie zagłębić się w wielkie kwestie, których dotyka, a nie tylko prześlizgnąć się po ich powierzchni” (s. 67). Czy Coetzee chciałby tę powieść – i jej fabułę, której skonstruowania podjął się Roth – inaczej opisać? Rozwinąć jej wątki? Innymi drogami poprowadzić bohaterów? Można odnieść takie wrażenie – i to nie tylko w odniesieniu do twórczości Rotha, ale także innych mistrzów literatury pięknej. Nie ma mimo to w tych sądach jakiejś wyczuwalnej wyższości czy arogancji. Coetzee nikogo nie próbuje pouczać, jak pisać literaturę, jawi się natomiast jako czytelnik-badacz zaangażowany w lekturę, a przy tym w profesjonalny sposób obiektywny.
Zerknijmy jeszcze na chwilę – powodowani zapewne ciekawością! – do eseju o Zbigniewie Herbercie. Coetzee przedstawia polskiego poetę jako wybitnego humanistę i mistrza literatury, roztaczając bardzo dobrą aurę nie tylko nad oceną jego wyborów moralnych, ale przede wszystkim artystycznych. Tak pisze o autorze „Przesłania Pana Cogito”: „Wierność zasadom i upór pozbawiony widowiskowości czy bohaterszczyzny nie tylko cechują życie Herberta, lecz także wybrzmiewają w jego poezji” (s. 217). To właśnie w Panu Cogito Coetzee upatruje najważniejszą postać twórczości Herberta, a przy tym jego światopoglądowe alter ego. Pan Cogito jest zawsze „bohaterem naszych czasów”. Pytanie: czy i dzisiaj jego postawy znajdują zrozumienie i szerszy odbiór? Pewnie nie – a przynajmniej nie w takim zakresie, o jakim pisze w swoim eseju „O Zbigniewie Herbercie” Coetzee.
Natomiast jako literaturoznawca autor „Hańby” jest chyba najbardziej znany z prac o Samuelu Becketcie, którego dzieła towarzyszą mu właściwie przez całą karierę naukową (dysertacja doktorska Coetzee’ego z 1969 roku była na owe czasy nowatorską komputerową analizą języka prozy Becketta). W zbiorze „Późne eseje” znalazły się cztery teksty poświęcone Beckettowi. Wszystkie zawierają urzekającą kombinację wątków biograficznych oraz interpretacji tekstów literackich. Czytamy między innymi, że: „Becketta od profesorskiej kariery najbardziej odrzucała konieczność prowadzenia wykładów. Dzień po dniu nieśmiały, małomówny młody człowiek musiał mierzyć się z salą pełną synów i córek irlandzkiej protestanckiej klasy średniej, próbując ich przekonać, że Ronsard i Stendhal są godni ich uwagi” (s. 230).
To oczywiście tylko kilka przykładów esejów o twórcach literatury światowej, których biografie, dzieła i poglądy omawia Coetzee. Warto do nich sięgnąć – czytające je i jako kanon osobisty Johna Maxwella Coetzee’ego, i listę lektur do obowiązkowego poznania.
Pierwszy sposób czytania „Późnych esejów” to swego rodzaju metaanaliza. Coetzee, pochylający się nad dziełami twórców klasycznej i nowoczesnej literatury światowej – wśród nich znaleźli się Defoe, Goethe, Flaubert, Tołstoj czy Beckett – to dobry przedmiot badań dla literaturoznawców zajmujących się praktykami czytania i interpretowania literatury przez tych, którzy sami literaturę uprawiają. Jakimi metodami czyta pisarz/literaturoznawca? Jaką ma bibliografię „pod ręką”? Po jakie interpretacje oraz inspiracje sięga? Co afirmuje, a co odrzuca? Na ile w jego dziełach można prześledzić odciski myśli twórców, których czyta i omawia? Tego rodzaju „analiza analizy” tekstów pomieszczonych w „Późnych esejach” otwiera na rozmaite problemy i zagadnienia: kanonu dzieł światowych (postawionego w opozycji do kanonów osobistych), krytyki literackiej, warsztatu pisarskiego, auto/biblio/biografii, edukacji literaturoznawczej etc.
Dodać należy, że w tym zestawieniu – zawierającym w sumie 19 nazwisk (niektórym z nich autor poświęcił więcej niż jeden tekst) – znalazł się jeden Polak (Zbigniew Herbert) i tylko jedna pisarka (Irène Némirovsky). Dlaczego właśnie oni? Coetzee pośrednio odpowiada na to pytanie zarówno w tych esejach, jak i w całej swojej twórczości prozatorskiej oraz badaniach nad literaturą: interesuje się bowiem postaciami tragicznymi, nietuzinkowymi, ale też na różne sposoby wykluczonymi i odstającymi od partykularnych wymogów zmieniającej się rzeczywistości. Ponadto w wypadku tego zbioru esejów określenie „późne” oznacza i to, że najstarszy z tych tekstów, dotyczący poezji Hölderlina, był pierwotnie opublikowany w roku 2006 na łamach „New York Review of Books”, i to, że w tej książce Coetzee wypowiada się szeroko na tematy literackie jako laureat Nobla i niekwestionowany autorytet w dziedzinie literatury. Po prostu trzeba by rzec, że autor „Hańby” to w jakimś sensie żywa legenda – legenda, której wizerunek ewoluuje, a te poszczególne przemiany można prześledzić w „Późnych esejach”.
I ten ostatni fakt prowadzi nas do drugiego sposobu czytania omawianego tu tomu. „Późne eseje” zaspokoją być może powodowane ciekawością pytanie o to, co (a także: w jakich okolicznościach) czyta współczesny laureat najważniejszej nagrody w dziedzinie literatury. Ciekawa odpowiedź byłaby taka: noblista czyta to, co czytać musi, ponieważ będąc „klasykiem”, nie może od klasyki uciec, podąża zatem śladami wielkich nazwisk i pomnikowych dzieł. Potwierdza tę tezę w dużej mierze nota bibliograficzna. Wszystkie teksty z „Późnych esejów” były wcześniej publikowane jako wstępy do innych książek czy recenzje lub szkice w periodykach literaturoznawczych, w związku z tym pełniły określone „funkcje”: biografistyczną, krytyczną, ekspercką oraz pewnie także, w związku z pozycją autora w literackim świecie, prestiżową. Trudno jednak odnieść wrażenie, że są to teksty przypadkowo złożone czy do siebie nieprzystające. Przeciwnie: razem, jako pewien ciąg lekturowy (nie chronologiczny, a problemowy) zyskują one nowe znaczenia i być może – właśnie z punktu widzenia jednostkowego odbioru – teraz znajdą inne niż dotychczas interpretatywne odcienie.
Oczywiście te dwie wcześniej wspomniane „profesje” Coetzee’ego (badacza literatury i pisarza) przenikają się gdzieś na poszczególnych stronach „Późnych esejów”. Weźmy na przykład tekst o twórczości Daniela Defoe, łączący w sobie wątki biografistyczne (poznajemy interesujące szczegóły z życia pisarza) oraz interpretatywno-warsztatowe, kiedy Coetzee omawia powieść klasyka literatury przygodowej pod tytułem „Roxana, czyli szczęśliwa kochanka” z roku 1724. Pod koniec eseju autor stwierdza: „Defoe w trakcie pisania nie znał żadnych wcześniejszych przykładów tak rozbudowanych utworów prozatorskich – w toku pracy na bieżąco wymyślał nie tylko fabułę, lecz także formę opowieści. Choć nie sposób tego dowieść, wszystko wskazuje, że pisał pośpiesznie, prawie nie przeglądając tekstu” (s. 18). Ile w tej wypowiedzi znalazło się własnych doświadczeń pisarskich Coetzee’ego, przełożonych na powoli zamazywane przez upływ czasu doświadczenia autora „Roxany”? A ile jest w nich literaturoznawczej potrzeby odkrywania i przekazywania zawartych w utworze znaczeń, które stanowią wypadkową hermeneutycznego rozbioru „formy i treści”?
Nie wspomniałem wcześniej tego nazwiska, ale wśród przedstawicieli literatury XX i XXI wieku znalazł się także Philip Roth. Esej o nim jest interesujący z kilku powodów. I dlatego, że dotyczy powieści „Nemezis”, opowiadającej o epidemii polio w latach 40. XX wieku, tym samym idealnie pasującej do atmosfery „naszych czasów”, i dlatego, że sam Roth był niejako wielokrotnym „rywalem” Coetzee’ego w zmaganiach o nagrodę Nobla, z tym że nigdy jej nie otrzymał. Coetzee w niektórych miejscach z pewnym podziwem wypowiada się o utworze amerykańskiego kolegi. Pisze na przykład tak: „»Nemezis« to misternie skonstruowana, trzymająca w napięciu powieść z nieprzewidywalnym punktem zwrotnym pod koniec. Otóż okazuje się, że Bucky Cantor (główny bohater, dwudziestotrzyletni nauczyciel-wuefista, tak samo jak Roth to Żyd z Newark – przyp. S.I.) jest nosicielem wirusa polio, a konkretnie jednym z tych rzadkich nosicieli, którzy sami nie wykazują objawów choroby. Chłopcy, którzy zmarli pod jego opieką, mogli zarazić się właśnie od niego” (s. 54). Jednocześnie Coetzee potrafi być wobec Rotha wyraźnie krytyczny, jak w zakończeniu eseju, kiedy stwierdza, że: „Możliwości, jakie dano nakreślonym w fabule »Nemezis« bohaterom, i działania, które podejmują, są zbyt ograniczone, by powieść ta mogła realnie zagłębić się w wielkie kwestie, których dotyka, a nie tylko prześlizgnąć się po ich powierzchni” (s. 67). Czy Coetzee chciałby tę powieść – i jej fabułę, której skonstruowania podjął się Roth – inaczej opisać? Rozwinąć jej wątki? Innymi drogami poprowadzić bohaterów? Można odnieść takie wrażenie – i to nie tylko w odniesieniu do twórczości Rotha, ale także innych mistrzów literatury pięknej. Nie ma mimo to w tych sądach jakiejś wyczuwalnej wyższości czy arogancji. Coetzee nikogo nie próbuje pouczać, jak pisać literaturę, jawi się natomiast jako czytelnik-badacz zaangażowany w lekturę, a przy tym w profesjonalny sposób obiektywny.
Zerknijmy jeszcze na chwilę – powodowani zapewne ciekawością! – do eseju o Zbigniewie Herbercie. Coetzee przedstawia polskiego poetę jako wybitnego humanistę i mistrza literatury, roztaczając bardzo dobrą aurę nie tylko nad oceną jego wyborów moralnych, ale przede wszystkim artystycznych. Tak pisze o autorze „Przesłania Pana Cogito”: „Wierność zasadom i upór pozbawiony widowiskowości czy bohaterszczyzny nie tylko cechują życie Herberta, lecz także wybrzmiewają w jego poezji” (s. 217). To właśnie w Panu Cogito Coetzee upatruje najważniejszą postać twórczości Herberta, a przy tym jego światopoglądowe alter ego. Pan Cogito jest zawsze „bohaterem naszych czasów”. Pytanie: czy i dzisiaj jego postawy znajdują zrozumienie i szerszy odbiór? Pewnie nie – a przynajmniej nie w takim zakresie, o jakim pisze w swoim eseju „O Zbigniewie Herbercie” Coetzee.
Natomiast jako literaturoznawca autor „Hańby” jest chyba najbardziej znany z prac o Samuelu Becketcie, którego dzieła towarzyszą mu właściwie przez całą karierę naukową (dysertacja doktorska Coetzee’ego z 1969 roku była na owe czasy nowatorską komputerową analizą języka prozy Becketta). W zbiorze „Późne eseje” znalazły się cztery teksty poświęcone Beckettowi. Wszystkie zawierają urzekającą kombinację wątków biograficznych oraz interpretacji tekstów literackich. Czytamy między innymi, że: „Becketta od profesorskiej kariery najbardziej odrzucała konieczność prowadzenia wykładów. Dzień po dniu nieśmiały, małomówny młody człowiek musiał mierzyć się z salą pełną synów i córek irlandzkiej protestanckiej klasy średniej, próbując ich przekonać, że Ronsard i Stendhal są godni ich uwagi” (s. 230).
To oczywiście tylko kilka przykładów esejów o twórcach literatury światowej, których biografie, dzieła i poglądy omawia Coetzee. Warto do nich sięgnąć – czytające je i jako kanon osobisty Johna Maxwella Coetzee’ego, i listę lektur do obowiązkowego poznania.
John Maxwell Coetzee: „Późne eseje 2006–2017”. Przeł. Dariusz Żukowski. Wydawnictwo Karakter. Kraków 2020.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |