ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 listopada 21 (405) / 2020

Przemysław Piwowarczyk,

KSIĘGA TYSIĄCA SIEDMIUSET I PIĘTNASTU PRZYPISÓW (GAJUSZ JULIUSZ SOLINUS: 'ZBIÓR WIADOMOŚCI GODNYCH UWAGI ALBO POLIHISTOR')

A A A
W powieści „Baudolino” Umberto Eco opisuje podróż do położonego gdzieś na krańcach świata królestwa księdza Jana. Kiedy bohaterowie wkraczają w jego granice, okazuje się, że zamieszkane jest ono przez chrześcijan o niecodziennej powierzchowności. Baudolino i towarzysze nie zostali jednak tym spotkaniem zaskoczeni: „Nasi przyjaciele, słysząc słowo »blemia«, byli przygotowani na to, że ujrzą to, co ujrzeli” (Eco 2000: 359). Dlaczego „nie byli zaskoczeni”? (My zapewne byśmy byli, widząc osobnika bez głowy, za to z ustami w okolicach mostka). Może dlatego, że mieli za sobą lekturę jednego z najpopularniejszych w średniowieczu kompendiów wiedzy o świecie Collectanea rerum memorabilium Solinusa, wedle którego „wieść głosi, że Blemiowie (…) rodzą się z korpusem bez głowy, a usta i oczy mają na piersiach” (XXXI 5). W powieści Eco prowadzi ukryty dialog ze średniowieczną erudycją, czytelnika pozostawia jednak w dużej mierze nieświadomym biblioteczki na zapleczu. Dzięki komentowanemu przekładowi Solinusa autorstwa Bartosza Jana Kołoczka możemy spojrzeć Eco przez ramię i zobaczyć, jak tnie i wkleja w swą powieść wątki i obrazy.

Jest to jednak tylko jeden, wcale nie najważniejszy, pożytek z dzieła, które dostajemy do rąk. Przekład Solinusa z komentarzem to wszak dużo więcej niż tylko literacka ciekawostka. To poważna praca naukowa. I choć sam Kołoczek zaprasza także niefachowego czytelnika, nie będzie to dla niego łatwa lektura.

O samym Solinusie niemal nic nie wiadomo. Przypuszcza się, że napisał swoje dzieło najpewniej w III w. n.e. Jest ono przewodnikiem po całym ówcześnie znanym świecie, choć trzeba uprzedzić czytelnika, że autor porusza się krętymi drogami, a jego zainteresowania są zasadniczo ograniczone do kilku kwestii. Po pierwsze to powiązanie topografii z mitologią grecko-rzymską, pod drugie osobliwe ludy, rośliny i zwierzęta, po trzecie kamienie. Do tego garść uwag wszelakich. Dzieło to zainteresuje miłośników osobliwości i tych, którzy lubią szukać u źródeł. Nie jest to jednak źródło łatwe. Początkującym miłośnikom wszelkiej maści dziwów ludzkich i zwierzęcych radziłbym zacząć raczej od wczesnośredniowiecznej „Księgi monstrów” (Liber monstrorum de diversis generibus) – niedawno przełożonej i opatrzonej obszernym, ale przystępnym wstępem przez Jacka Sokolskiego (zob. Sokolski 2019).

Już po pobieżnej lekturze Solinusa czytelnik zauważy, że erudycja dość luźno przylega do rzeczywistości. Autor prowadzi nas raczej po wyobrażeniach starożytnych niż po świecie, który zamieszkiwał. Jest to ogólną cechą antycznej literatury erudycyjnej, ale u Solinusa występuje w sposób spotęgowany. Skłonność do zaludniania kresów świata istotami niezwykłymi może wydać się nam naturalna, ale niewiele mamy materiału porównawczego z innych kręgów kulturowych. Jeśli jednak wziąć pod uwagę relacje chińskie o krajach na zachodzie, to uderza zasadniczo kupiecka trzeźwość, wyliczenia surowców i towarów, mało natomiast w nich niezwykłości. A kiedy już się pojawiają, to są odświeżająco oryginalne, jak choćby ta z „Zapisów o Osobliwościach” Zhu Yinga, powstałych w tym samym III w. n.e., co dzieło Solinusa: „Na północ od <Da> Qui (Cesarstwa Rzymskiego) znajduje się mała osada, gdzie jagnięta rosną w ziemi, [mieszkańcy] czekają aż będą bliskie kiełkowania i budują wokół nich ściany, ze strachu, żeby ich [jagniąt] nie pożarły dzikie zwierzęta” (Żuchowska, Sarek 2017: 89). Skądinąd publikację tę odkryłem właśnie w komentarzach Kołoczka do Solinusa i bardzo ją wszystkim polecam.

Przejdźmy teraz do samej książki. Jej struktura jest złożona, a poszczególne warstwy wymagają różnych kompetencji. Po pierwsze dostajemy więc oryginalny tekst łaciński. Nie jest on jednak przedrukiem żadnego z istniejących wydań, nie jest też wydaniem nowym. Opierając się na najnowszym wydaniu Kaia Brodersena (2014), Kołoczek wprowadza do niego pewne (nieliczne) zmiany. Szkoda, że nie zamieścił ich bezpośrednio pod tekstem, jako namiastki aparatu, a trzeba ich szukać w komentarzu pośród mnóstwa innych uwag. Podanie podstawy przekładu pozwala przygotowanemu czytelnikowi kontrolować tłumaczenie i docenić jego wysoką jakość, Solinusa wydrukowano bowiem w układzie: przekład na recto, a oryginał na verso. Dzięki obecności tekstu oryginalnego nie powinniśmy czuć się w żadnym miejscu zwodzeni przez tłumacza. Jest to również przejaw rzetelności i odwagi wystawienia warsztatu swojej pracy na powszechny audyt. Wszystko to ucieszy filologów klasycznych i starożytników różnych dyscyplin, inni odbiorcy łacinę raczej pominą.

Za zasadniczą warstwę publikacji, przeznaczoną dla najszerszego odbiorcy, należy uznać przekład. Jest on płynny, nie podąża niewolniczo za tekstem łacińskim, ale sprawnie oddaje polską składnię i utarte w polszczyźnie frazy. Literówki zdarzają się sporadycznie. W wielu miejscach tłumacz nie interpretuje przekładem tożsamości miejsc, nazw roślin, zwierząt czy kamieni, ale podaje transliterację bądź jedynie spolszcza formy łacińskie. I odsyła do komentarza. Wydaje się to najlepszym rozwiązaniem. Zostawiam innym analizę przekładu zdanie po zdaniu (wielu jest miłośników tej złośliwej rozrywki), sam zwrócę uwagę jedynie na dwa miejsca, których niefortunne tłumaczenie wprowadza błędy merytoryczne:

1. XIX 19 (s. 174-175) – jest to opis zwierzęcia tragelaphus („kozojeleń”):

„(…) tantum quod illi [i.e. tragelaphi : PP] villosos habent armos et menta promissis hirta barbis”.

„(…) w odróżnieniu od tamtych mają mniejsze łopatki i podbródki porośnięte gęstą brodą” (przeł. Kołoczek).

Tymczasem nie mówi się tu nic o wielkości łopatek. Przymiotnik „villosus” znaczy „owłosiony” i odnosi się do „armos”. Trudno mi też wyobrazić sobie opisywanie zwierzęcych łopatek. Także samo stwierdzenie, że zwierzę ma owłosione boki (na zasadzie pars pro toto), nie wydaje mi się niczym godnym odnotowania. Sądzę, że „armos” należy odnieść raczej do kłębu i tłumaczyć: „w odróżnieniu od tamtych (tragelafy) mają grzywiaste kłęby i długie kosmate brody”.

2. XXXII 17 (s. 222-223) – rzecz dotyczy znamienia na ciele byka Apisa:

„(…) macula, quae dextero lateri eius ingenita corniculantis lunae refert faciem”.

„(…) znamię, od urodzenia znajdujące się na jego prawym boku, kształtem przypominające księżyc w nowiu” (przeł. Kołoczek).

Otóż w nowiu tarcza księżyca jest niewidoczna, a w tekście chodzi oczywiście o księżyc ubywający lub przybywający, stąd trzeba by tłumaczyć: „przypominające półksiężyc”.

Dostajemy wreszcie komentarz. Jest to być może najciekawsza warstwa książki. Niezwykle obszerny, przekraczjący ponaddwukrotnie objętość samego źródła. Składa się z 1715 odnośników, od jednozdaniowych po całostronicowe. Lektura dzieła co rusz zaprasza do skonsultowania komentarza, Solinus bowiem szpikuje je nazwami i odniesieniami, które większości z nas nic nie mówią. I tutaj okazuje się wadą przyjęcie dla komentarza formy przypisów końcowych. Czytać trzeba właściwie przy pomocy dwóch zakładek. Bardziej przyjaznym czytelnikowi rozwiązaniem byłoby zastosowanie komentarza w formie przypisów dolnych lub umieszczenie go na stronie z przekładem w wyodrębniony graficznie sposób.

W komentarzu Kołoczek podaje najczęściej miejsca paralelne lub poruszające ten sam temat u innych autorów, których często cytuje. Część komentarzy rozważa kwestie leksykalne. Inne podają pewne bądź prawdopodobne identyfikacje wspomianych przez Solinusa wydarzeń, postaci, toponimów, etnonimów, zwierząt, roślin i kamieni. Wreszcie wiele komentarzy prostuje informacje podane przez Solinusa lub dopowiada istotny kontekst. Właśnie w tym ostatnim punkcie ciekawość czytelnika nie znajduje pełnego zaspokojenia. Pełne opracowanie komentarza wymagałoby bez wątpienia pracy zespołu badaczy, w którego skład weszliby także botanicy, zoologowie (i zoogeografowie), geologowie itd. Niedostatek takich uwag nie stanowi zarzutu stawianego autorowi, a raczej postulat. Nie jest on jednak niemożliwy do zrealizowania. W samym wydawnictwie Historia Iagellonica ukazała się praca Adama Izdebskiego (2018), oparta na założeniach metodologicznych i danych uzyskanych w ramach licznych multidyscyplinarnych projektów badawczych, przy współpracy klimatologów, geologów i chemików. Dopiero co na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Śląskiego obroniona została praca doktorska Macieja Helbiga pt. „Musa illa rustica. Rośliny w sielankach Wergiliusza”, która miała dwóch promotorów: starożynika i botanika. Podobnie recenzje przygotowali filolog klasyczny i botanik. Bardzo dobrym przykładem krytycznego podejścia do Herodota jako źródła do zoografii historycznej był również niedawny wykład Krzysztofa Tomasza Witczaka podczas konferencji „Starożytność na łonie natury. Relacja człowieka z przyrodą na przestrzeni wieków” zorganizowanej także w Uniwersytecie Śląskim. Prelegent poddał analizie rzetelność listy zwierząt libijskich u Herodota („Dzieje”, IV 192). Uciekł się przy tym nie tylko do językoznawstwa porównawczego – okazuje się bowiem, że niektóre nazwy zwierząt są w istocie zapożyczeniami z dialektów berberyjskich (i, swoją drogą, mówią coś o dialekcie Greków kyrenejskich) – ale przyjrzał się także historycznym danym na temat rozmieszczenia poszczególnych gatunków na obszarze Afryki Północnej. Świat zwierzęcy (dodajmy też: i roślinny) nie jest wszak statyczny; w jego ramach mamy raczej do czynienia ze stałymi zmianami zasięgów, powodowanymi antropopresją, introdukcjami i zawleczeniami.

Przygotowanie podobnego komentarza do każdego akapitu Solinusa przekracza oczywiście możliwości jednego badacza. Na przykładzie chcę jednak pokazać, że powiedzenie „sprawdzam” może przynieść bardzo interesujące rezultaty. Zajmę się niuansem herpetologicznym, który interesuje mnie samego. Przyjrzyjmy się relacjom o wyspach wolnych od węży. Jest to wątek, który przewija się regularnie w relacjach Solinusa. Tymczasem opierając się na danych z miarodajnego portalu herpetologicznego www.hylawerkgroep.be oraz na publikacjach fachowych, można sprawdzić wiarygodność tych informacji. Zdaniem Solinusa od węży wolne są następujące wyspy:

– Sardynia (IV 2). Tymczasem występuje tam jeden z podgatunków zaskrońca (Natrix natrix cetti) oraz jego bliski krewny zaskroniec żmijowy (Natrix maura), a także połoz żółtozielony (Hierophis viridiflavus) i połoz podkowiasty (Hemorrhois hippocrepis).

– Kreta (XI 11). Występuje tam kilka gatunków węży. Kołoczek w komentarzu (s. 373) nie prostuje informacji Solinusa, ale dziwi się, jak to możliwe, że wobec braku węży mamy ich przedstawienia z okresu minojskiego. Kwerenda herpetologiczna czyni ten komentarz bezprzedmiotowym.

– Thanet (Tanatus) (XXII 10). Obecnie jest to półwysep w hrabstwie Kent. Trudno powiedzieć coś na temat jego herpetofauny dwa tysiące lat temu, niemniej obecnie na obszarze Kentu żyje zaskroniec.

– Ibiza (Ebusus) (XXIII 11). Ta informacja jest prawdopodobnie wiarygodna, kilka bowiem gatunków węży obecnie występujących na Ibizie to względnie niedawni przybysze (zob. Fernández, Carretero 2011).

–  Gozo (Gauloe) (XXIX 8). Obecnie na wyspie występuje jeden gatunek węża – połoz żółtozielony Hierophis viridiflavus (zob. Borg, Schembri 1991).

Chcę podkreślić raz jeszcze, że podobna weryfikacja każdego stwierdzenia Solinusa wymagałaby olbrzymiego nakładu pracy i jej brak nie jest zarzutem wobec autora, choć – jak pokazuje to przykład kreteński – unieważnia pewne jego uwagi poczynione w oparciu o źródła literackie i ikonografię. Już jednak ten niewielki materiał pozwala na postawienie ważnych pytań. Dlaczego informacje Solinusa są tak rażąco błędne, i to nawet przy wzięciu poprawki na możliwe zmiany w zasięgu występowania niektórych gatunków? Bez wątpienia to kwestia jego źródeł. Rodzi to inne pytanie – o umiejętność i chęć obserwacji przyrody przez starożytnych. Wyobrażamy sobie, że żyjąc w bezpośredniej bliskości przyrody, potrafili oni lepiej niż przeciętny współczesny mieszczuch dostrzegać drobne przejawy życia i identyfikować różnice między organizmami. Tymczasem lektura antycznej literatury zadaje jawny kłam takim założeniom. I znowu pytanie – czy to przypadłość tylko konkretnych autorów, żyjących w świecie książek, czy może wszystkich ówczesnych? Na pewno zawodowi myśliwi, zielarze czy rolnicy poruszali się w rzeczywistości przyrody lepiej niż literaci, można jednak przypuszczać, że i tak znali przyrodę swej okolicy gorzej niż przeciętny uczeń szkoły podstawowej po kursie biologii.

Starożytność nie opracowała systematycznych zielników, kolekcji motyli i atlasów ptaków. Zwróćmy też uwagę, że wężowa obsesja nie wzięła się z rzeczywistego zagrożenia. Większość śródziemnomorskich węży jest dla człowieka zupełnie niegroźna, a te jadowite nie są aż tak niebezpieczne, jak się starożytnym zdawało. Dla ciekawych przywołam dane, że w latach 1970-2010 na całym obszarze Europy oraz Turcji (ok. 750 mln osób) od ukąszeń węży umierało średnio niecałe 5 osób rocznie (zob. Chippaux 2011). Oczywiście musimy wziąć pod uwagę spadek populacji węży, rozwój medycyny i dostępność surowic, ale nadal nie wydaje się, aby szczególna obawa przed tym akurat zagrożeniem miała rzeczywiste podstawy. Przyczyn należy więc szukać w obszarze mentalności. A to już jest pytanie dla humanistów – starożytników. Dogłębny komentarz do Solinusa na pewno ujawniłby szereg podobnych prawidłowości i pomógł postawić nowe pytania.

Książka zawiera również obszerne wprowadzenie w zagadnienia związane z tożsamością autora, jego warsztatem pracy, językiem, tradycją rękopiśmienną i tradycją tekstu. Ponadto za komentarzem znajdziemy kilka dodatków źródłowych – krótkich i ciekawych utworów, które w średniowieczu powiązano z Solinusem (znowu mamy oryginał i przekłady). Niezwykle cenne są indeksy – nie tylko typowe wykazy osób i toponimów, lecz także zwierząt, roślin i skał. Ogromnie ułatwia to odnalezienie poszukiwanych informacji i czyni książkę poręcznym narzędziem pracy.

Podsumowując, publikacja jest efektem ogromnej pracy i erudycji, w swej naturze raczej narzędziem badawczym niż wieczorną lekturą. Posłużyć może wszystkim humanistom, zwłaszcza zainteresowanym wyobraźnią starożytną i średniowieczną, a także tym, których zajmuje modny ostatnio temat potworności. Pewne rozwiązania tłumaczeniowe, zwłaszcza dobór i treść komentarzy, mogą wzbudzać sprzeciw lub niedosyt, ale całość można zaliczyć do dobrych owoców trwającego urodzaju na wydania z literatury antycznej, który – jak pisze Kołoczek, a ja się z nim zgadzam – „już teraz stawia Polskę w awangardzie europejskiego rynku tłumaczeń” (s. 71).

LITERATURA:

Borg M.J., Schembri P.J.: „A short note on the herpetofauna of Gozo”. „British Herpetological Society Bulletin” 1991, nr 38.

Brodersen K. [przeł. i oprac.]: „Solinus: Wunder der Welt”. Darmstadt 2014.

Chippaux J.-Ph.: „Epidemiology of snakebites in Europe: A systematic review of the literature”. „Toxicon” 2012, nr 59.

Eco U.: „Baudolino”. Przeł. A. Szymanowski. Warszawa 2001.

Fernández S.P., Carretero M.A.: „The Balearic herpetofauna: A species update and a review on the evidence”. „Acta Herpetologica” 2011, nr 6.

Izdebski A.: „Średniowieczni Rzymianie i przyroda. Interdyscyplinarna historia środowiskowa”. Kraków 2018.

Sokolski J. [przeł. i oprac.]: „Księga monstrów”. Wrocław 2019.

Żuchowska M., Sarek K.: „Da Qin i Fulin. Obraz Zachodu w źródłach chińskich z I tysiąclecia n.e.”. Warszawa 2017.
Gajusz Juliusz Solinus: „Zbiór wiadomości godnych uwagi albo Polihistor”. Przeł. i oprac. Bartosz Jan Kołoczek. Towarzystwo Wydawnicze „Historia Iagellonica”. Kraków 2020.