
WIERSZE
A
A
A
Dom nie do poznania
na stole leżały okulary
z tłustymi soczewkami
w zaroślach nieopodal domu
zagnieździły się borsuki
patrząc na nie wzdychałaś
powtarzając, że domowe kłótnie
wcale nie są lepsze od domowych
wojen, a krzyki od strzałów
z uwagi na to, że przeszłaś
już niejedną rzeź klnąc pod nosem
bluźnierstwa, które brzmiały jak
melodia albo pean na cześć idioty
wdychałaś głośno powietrze
po rozpoczęciu południowego seansu
i stadion słów wyrastał w twojej
tchawicy, nie chcąc zgasnąć
wtedy wlewałaś w siebie litry
mętnych trunków, a ja nie wiedząc
co jest w środku butelki
i ciebie, próbowałem przeczytać
napis na zdartej plakietce
kichając od kurzu wpadałem w powietrze
przyjrzyj się uważnie
/pełznął żółty obraz
…………………..
obraz pełznął żółty
…………………..
…………………..
żółty obraz pełznął
…………………..
…………………..
…………………..
pełznął obraz żółty
…………………..
…………………..
…………………..
…………………..
obraz żółty pełznął
…………………..
…………………..
…………………..
…………………..
…………………..
żółty pełznął obraz/
Noc krupiera
widziałem brunatnego kozła
na południe od Nebraski
widziałem włos mojej dziewczyny
zaplątany w fałdach prześcieradła
mój sen nie kojarzył się z miejscem,
byłem czysty.
bezburzy
1. któregoś dnia była niedziela
maleńki kot na drobince kurzu
nie zauważył że światło może zaraz zasnąć
przy wjeździe do jego ucha stał warsztat samochodowy
który zamykano punkt dwudziesta
2. psiakość (!)
psiakrew (!)
wszystko było psie
dla kota już nie starczyło wnętrzności
Schizjoner
ty statysto spłoszony z
klatówy dostąp zaszczytu
wywoływania psychoz
co znaczy jedna skupiona
twarz przy kiblu obsypanym
zeschłym prochem ze spłuczki
klozetowej i co jest w końcu
wyznacznikiem twojej skąpej
/obecności/
ogień z popsutej zapalniczki
albo pieprzenie trzy po trzysta
chyba że jakiś kret co się zarył
w grząskim kopcu gliny i nigdy
żeśmy już go nie widzieli na oczy
śniąc błotnistą powłokę faktów
kolejny raz proszę cię żebyś zgadnął tytuł (to nie jest takie trudne)
nasze szczury chorują na epilepsję
nasze szczury, oj tak, mają worki pod oczami
worki pełne błota i spalin
są święte i jajorodne
uchylają się przed absurdalnymi pretensjami
nasze szczury, oj tak, kochanie
gdzie byłaś przed naszymi szczurami (?)
karmimy je odchodami i świecącym kompasem zwycięstwa
nasze szczury mają apopleksję, kiedy wiercą dziury w tyłku
nasze szczury lubią dziury, nie w serach, w tyłkach
dziewczyny lubią brąz kochanie, lubią go też nasze szczury
dyrygujące poplątane reżimy i dyskursy władzy
nasze szczury to nie szczury, to bizony, kochanie.
Odkryłam kamienną planetę
rozmawiali slangiem koczkodanów
jurni żołnierze rzadko patrzyłam na
ich scenariusz zza klauzuli sumienia
zwiedzałam Fruktopolis odcieni szarości
byłam matką wszystkich małp barwą
wojenną on zniknął po pierwszych
sekundach żelazny erudyta i kutafon
nigdy nas nie kochał porzucił szybko
po głupio-ważnym teatrzyku szczerości
silva
każdy owoc może być zjedzony
na co najmniej kilka sposobów
ale nie zawsze. czasami opierają
się próbom pożarcia. kiedyś jako
mrówka przemierzyłem las liściasty.
wzdłuż i na opak. nie żałuję ani
jednej urojonej kropli potu. ani
jednej uronionej myśli. jestem
rozdarty(m) prześcieradłem albo
wrzeszczącym bachorem połykającym
poprzecinaną przestrzeń mrugnięć
migawki i oczu, które wlepione w ekran
próbują nie zasnąć przed zakończeniem
serialu. jestem prosty. nie mam zbyt wiele
do powiedzenia do wykrzyczenia tym
bardziej nie. ecce homo – tak mnie piszą
jak mnie widzą. głupota drąży skałę i
rozmiękcza cement. odwaga jest
deserem dla pokaleczonych zwierząt.
Mandżuria
Mandżuria to oddech wielowątkowego starca
sprzęt z allegro po przecenie
Mandżuria to krew z Botswany
gibiąca się do muzyki kwadratu
Mandżuria ma w sobie coś z ojczyzny
coś z wygnania
Mandżuria to spustoszenie
wielka kolizja międzykostna
Mandżuria to galaktyka, materia
ale też umysł, wnętrze
Mandżuria ma w sobie coś z kobiety
coś z mężczyzny
Mandżuria to permisywna przestrzeń nonsensu
swoboda pieprzenia bzdur i dłubania w nosie
Mandżuria ma w sobie coś ze starego dziada
coś z dorosłego, coś ze brzdąca
Mandżuria przekracza te kategorie
i jednocześnie stanowi ich istotę
Mandżuria łagodzi obyczaje
bulgocząco skrzeczy ponad podziałami
Mandżuria nie pasie się na łąkach
zimne i okrutne granie to jej pastwiska
Mandżuria chodzi dookoła głowy
wałęsa się po nieznanych terenach mieszków włosowych
Mandżuria nie przejmuje się konwenansem
robi co się rzewnie podoba
Mandżuria nie przejmuje się regułami języka
mówi co ślina na język przywiezie
Mandżuria to pełnia, ale też pustka
jest bardzo łagodna, bardzo oddana
Mandżuria to podmiejskie metro
które dudni pod chodnikiem siejąc ferment
Mandżuria straszy ptaki
rozwala wesołe gromady skrzydeł
Mandżuria spyta cię o drobne
pożyczy stówę jak będzie trzeba
Mandżuria – złośliwi nazwą ją dialektyką
dla mnie to przepaść bez wyznania
Mandżuria to korodujący metal
rozładowanie napięcia elektrycznego na powierzchni skóry
Mandżuria to mandżurski folklor
błazen w czapce z noktowizorami na palcach
Mandżuria to bestia bez piór
ostrząca zęby o klatkę schodową
Mandżuria nie ocenia
Mandżuria rozumie
Mandżuria straszy w opuszczonym domu
nawiedza wewnątrzczaszkowy prześwit szaleńca
Mandżuria jest romantyczna
stanowi głos rozsątku w otchłani bełkotu
Mandżuria podróżuje międzykontynentalnie
ma wiz(j)ę na całość planety
Mandżuria nie zbawia świata
ale pozwala zapomnieć o jego istnieniu
Mandżuria wchodzi przez dziurę w skarpecie
zostawia swoją ślinę tam gdzie nie rosną zęby
Puk puk
którejś wesołej nocy
mój pies wyprowadził mnie
na spacer, noc była miejscem
gdzie zamienialiśmy się rolami
wiedząc, że świadkowie Jehowy
zabraniają przetaczania krwi,
nie nosiliśmy nieswoich kagańców
unikaliśmy pustych kalorii
patrzenia na brzydkie rzeczy
uważałem, żeby pomiędzy pierwszym
a ostatnim słowem, nie stracić
łagodności, przetrzymywałem mocz
on zaciskał pęcherz bo nie
chciał wyjść przed zakończeniem
seansu, wtedy zaczynaliśmy szarżę
krople tańczyły na łydkach kankana
Dyska
/ekspedientka wyjęła spod lady
żebra co widziały wszystko
żądła wbite w skórę/
/gołą ziemię po paleniskach
młodzieżowy dom kultury
gry komputerowe i statki/
/można już zamknąć
drzwi i powieki
można już czekać/
/jak na dach przylecą ptaki
jak z piętra zniknie odór
z rąk odciski/
/pies skończył obgryzać kość
tylko słuchać aż zacznie mlaskać
w fortecy minionego lamentu/
/otworzyłem zakon żebraczy
od słów do czynów
wgrałem tam wesołą melodię miasta/
Strach 2
Ludzkie zwierzęta kąsają mnie od środka
zżerają organy i mówią, że to bułka z masłem
chodzę skołowany już od trzech tygodni
nie widzę szans na poprawę, tylko białe myszy
wszyscy mieli w głowach film z zapętloną taśmą
łagodny stukot kół sunących po koleinach,
budził mieszkańców tego małomównego miasteczka.
Ekstrakcja
/mrożone kabriolety na bezbrzeżnych stołach
wibrują
obok wydętych opon mózgowych
i falujących ciał/
/fajnie się pławi w brudnej wodzie;
fantazje mogą pozostać w ukryciu,
dzięki braku przejrzystości/
/urlop od życia to dziecinada;
lepiej wziąć się w garść,
na kozetce, w popołudniowym raju
nim wystygnie ci herbata/
na stole leżały okulary
z tłustymi soczewkami
w zaroślach nieopodal domu
zagnieździły się borsuki
patrząc na nie wzdychałaś
powtarzając, że domowe kłótnie
wcale nie są lepsze od domowych
wojen, a krzyki od strzałów
z uwagi na to, że przeszłaś
już niejedną rzeź klnąc pod nosem
bluźnierstwa, które brzmiały jak
melodia albo pean na cześć idioty
wdychałaś głośno powietrze
po rozpoczęciu południowego seansu
i stadion słów wyrastał w twojej
tchawicy, nie chcąc zgasnąć
wtedy wlewałaś w siebie litry
mętnych trunków, a ja nie wiedząc
co jest w środku butelki
i ciebie, próbowałem przeczytać
napis na zdartej plakietce
kichając od kurzu wpadałem w powietrze
przyjrzyj się uważnie
/pełznął żółty obraz
…………………..
obraz pełznął żółty
…………………..
…………………..
żółty obraz pełznął
…………………..
…………………..
…………………..
pełznął obraz żółty
…………………..
…………………..
…………………..
…………………..
obraz żółty pełznął
…………………..
…………………..
…………………..
…………………..
…………………..
żółty pełznął obraz/
Noc krupiera
widziałem brunatnego kozła
na południe od Nebraski
widziałem włos mojej dziewczyny
zaplątany w fałdach prześcieradła
mój sen nie kojarzył się z miejscem,
byłem czysty.
bezburzy
1. któregoś dnia była niedziela
maleńki kot na drobince kurzu
nie zauważył że światło może zaraz zasnąć
przy wjeździe do jego ucha stał warsztat samochodowy
który zamykano punkt dwudziesta
2. psiakość (!)
psiakrew (!)
wszystko było psie
dla kota już nie starczyło wnętrzności
Schizjoner
ty statysto spłoszony z
klatówy dostąp zaszczytu
wywoływania psychoz
co znaczy jedna skupiona
twarz przy kiblu obsypanym
zeschłym prochem ze spłuczki
klozetowej i co jest w końcu
wyznacznikiem twojej skąpej
/obecności/
ogień z popsutej zapalniczki
albo pieprzenie trzy po trzysta
chyba że jakiś kret co się zarył
w grząskim kopcu gliny i nigdy
żeśmy już go nie widzieli na oczy
śniąc błotnistą powłokę faktów
kolejny raz proszę cię żebyś zgadnął tytuł (to nie jest takie trudne)
nasze szczury chorują na epilepsję
nasze szczury, oj tak, mają worki pod oczami
worki pełne błota i spalin
są święte i jajorodne
uchylają się przed absurdalnymi pretensjami
nasze szczury, oj tak, kochanie
gdzie byłaś przed naszymi szczurami (?)
karmimy je odchodami i świecącym kompasem zwycięstwa
nasze szczury mają apopleksję, kiedy wiercą dziury w tyłku
nasze szczury lubią dziury, nie w serach, w tyłkach
dziewczyny lubią brąz kochanie, lubią go też nasze szczury
dyrygujące poplątane reżimy i dyskursy władzy
nasze szczury to nie szczury, to bizony, kochanie.
Odkryłam kamienną planetę
rozmawiali slangiem koczkodanów
jurni żołnierze rzadko patrzyłam na
ich scenariusz zza klauzuli sumienia
zwiedzałam Fruktopolis odcieni szarości
byłam matką wszystkich małp barwą
wojenną on zniknął po pierwszych
sekundach żelazny erudyta i kutafon
nigdy nas nie kochał porzucił szybko
po głupio-ważnym teatrzyku szczerości
silva
każdy owoc może być zjedzony
na co najmniej kilka sposobów
ale nie zawsze. czasami opierają
się próbom pożarcia. kiedyś jako
mrówka przemierzyłem las liściasty.
wzdłuż i na opak. nie żałuję ani
jednej urojonej kropli potu. ani
jednej uronionej myśli. jestem
rozdarty(m) prześcieradłem albo
wrzeszczącym bachorem połykającym
poprzecinaną przestrzeń mrugnięć
migawki i oczu, które wlepione w ekran
próbują nie zasnąć przed zakończeniem
serialu. jestem prosty. nie mam zbyt wiele
do powiedzenia do wykrzyczenia tym
bardziej nie. ecce homo – tak mnie piszą
jak mnie widzą. głupota drąży skałę i
rozmiękcza cement. odwaga jest
deserem dla pokaleczonych zwierząt.
Mandżuria
Mandżuria to oddech wielowątkowego starca
sprzęt z allegro po przecenie
Mandżuria to krew z Botswany
gibiąca się do muzyki kwadratu
Mandżuria ma w sobie coś z ojczyzny
coś z wygnania
Mandżuria to spustoszenie
wielka kolizja międzykostna
Mandżuria to galaktyka, materia
ale też umysł, wnętrze
Mandżuria ma w sobie coś z kobiety
coś z mężczyzny
Mandżuria to permisywna przestrzeń nonsensu
swoboda pieprzenia bzdur i dłubania w nosie
Mandżuria ma w sobie coś ze starego dziada
coś z dorosłego, coś ze brzdąca
Mandżuria przekracza te kategorie
i jednocześnie stanowi ich istotę
Mandżuria łagodzi obyczaje
bulgocząco skrzeczy ponad podziałami
Mandżuria nie pasie się na łąkach
zimne i okrutne granie to jej pastwiska
Mandżuria chodzi dookoła głowy
wałęsa się po nieznanych terenach mieszków włosowych
Mandżuria nie przejmuje się konwenansem
robi co się rzewnie podoba
Mandżuria nie przejmuje się regułami języka
mówi co ślina na język przywiezie
Mandżuria to pełnia, ale też pustka
jest bardzo łagodna, bardzo oddana
Mandżuria to podmiejskie metro
które dudni pod chodnikiem siejąc ferment
Mandżuria straszy ptaki
rozwala wesołe gromady skrzydeł
Mandżuria spyta cię o drobne
pożyczy stówę jak będzie trzeba
Mandżuria – złośliwi nazwą ją dialektyką
dla mnie to przepaść bez wyznania
Mandżuria to korodujący metal
rozładowanie napięcia elektrycznego na powierzchni skóry
Mandżuria to mandżurski folklor
błazen w czapce z noktowizorami na palcach
Mandżuria to bestia bez piór
ostrząca zęby o klatkę schodową
Mandżuria nie ocenia
Mandżuria rozumie
Mandżuria straszy w opuszczonym domu
nawiedza wewnątrzczaszkowy prześwit szaleńca
Mandżuria jest romantyczna
stanowi głos rozsątku w otchłani bełkotu
Mandżuria podróżuje międzykontynentalnie
ma wiz(j)ę na całość planety
Mandżuria nie zbawia świata
ale pozwala zapomnieć o jego istnieniu
Mandżuria wchodzi przez dziurę w skarpecie
zostawia swoją ślinę tam gdzie nie rosną zęby
Puk puk
którejś wesołej nocy
mój pies wyprowadził mnie
na spacer, noc była miejscem
gdzie zamienialiśmy się rolami
wiedząc, że świadkowie Jehowy
zabraniają przetaczania krwi,
nie nosiliśmy nieswoich kagańców
unikaliśmy pustych kalorii
patrzenia na brzydkie rzeczy
uważałem, żeby pomiędzy pierwszym
a ostatnim słowem, nie stracić
łagodności, przetrzymywałem mocz
on zaciskał pęcherz bo nie
chciał wyjść przed zakończeniem
seansu, wtedy zaczynaliśmy szarżę
krople tańczyły na łydkach kankana
Dyska
/ekspedientka wyjęła spod lady
żebra co widziały wszystko
żądła wbite w skórę/
/gołą ziemię po paleniskach
młodzieżowy dom kultury
gry komputerowe i statki/
/można już zamknąć
drzwi i powieki
można już czekać/
/jak na dach przylecą ptaki
jak z piętra zniknie odór
z rąk odciski/
/pies skończył obgryzać kość
tylko słuchać aż zacznie mlaskać
w fortecy minionego lamentu/
/otworzyłem zakon żebraczy
od słów do czynów
wgrałem tam wesołą melodię miasta/
Strach 2
Ludzkie zwierzęta kąsają mnie od środka
zżerają organy i mówią, że to bułka z masłem
chodzę skołowany już od trzech tygodni
nie widzę szans na poprawę, tylko białe myszy
wszyscy mieli w głowach film z zapętloną taśmą
łagodny stukot kół sunących po koleinach,
budził mieszkańców tego małomównego miasteczka.
Ekstrakcja
/mrożone kabriolety na bezbrzeżnych stołach
wibrują
obok wydętych opon mózgowych
i falujących ciał/
/fajnie się pławi w brudnej wodzie;
fantazje mogą pozostać w ukryciu,
dzięki braku przejrzystości/
/urlop od życia to dziecinada;
lepiej wziąć się w garść,
na kozetce, w popołudniowym raju
nim wystygnie ci herbata/
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |