ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 listopada 22 (406) / 2020

Mateusz Rosicki,

DO USŁUG (MACIEJ TOPOLSKI: 'NIŻ')

A A A
Chociaż wyjęte z materiałów szkoleniowych motto, które otwiera pierwszy rozdział „Niżu”, sugeruje, że w usługiwaniu innym nie ma nic poniżającego, przekonanie to podkopuje już sam tytuł książki. Jego wydźwięk wzmacnia w dodatku fakt, iż restauracja, w której pracuje narrator „Niżu”, jest dość luksusowa. W jej menu znajdują się same wyszukane dania, których zamawianie wymaga zasobnego portfela. Im większa zaś różnica między statusem społecznym gościa restauracji a statusem społecznym kelnera, tym większy rozdźwięk między potrawami na stolikach a suchymi bułkami, którymi zapychają puste brzuchy kelnerzy. Dodatkowych udręk związanych z kelnerowaniem przysparza też fakt, iż praca ta polega na nieustannym poruszaniu się między zapleczem (kuchnią) a sceną (salą). Takie okoliczności powodują, że trzeba jednocześnie dostosowywać się do humorów kucharzy, specjalnie podgrzewających kelnerom talerze tak, aby ci nie mogli ich utrzymać, jak i być wzorem uprzejmości wobec gości. W tym sensie praca kelnera staje się emblematem tego, jak funkcjonuje cała grupa zawodów opartych na rozdźwięku między strefą przygotowań i strefą widowiska (przykładów można by szukać chociażby w świecie mediów). Różnica między zapleczem a sceną nie charakteryzuje jednak tylko przestrzeni, w której poruszają się pracownicy restauracji, ale może także odnosić się do tego, jak skonstruowany jest sam kelner. Jego poddane obciążeniu ciało, jego poddana obciążeniu psychika, która zmuszona jest zapamiętywać nieprawdopodobnie długie listy składników, to zaplecze. Sfera, która w ogóle nie liczy się dla właścicieli i gości restauracji, czyli dla tych, którzy pragną obserwować przede wszystkim scenę – wyprężoną sylwetkę, sprawne ruchy i uśmiech sprawiający wrażenie szczerego.

Maciej Topolski, nie tylko utalentowany pisarz, ale i były kelner, opisując szczegółowo fizyczne i psychiczne doświadczenia związane ze swoją niegdysiejszą pracą, próbuje jednak zakwestionować relacje oparte na dysproporcji między obsługującym a obsługiwanym i przywrócić podmiotowość osobie, która, zamiast być kimś, jest dla kogoś, do czegoś. O dyspozycyjnym charakterze pracy kelnera nie pozwalają zapomnieć krótkie tytuły kolejnych miniatur prozatorskich składających się na „Niż”, które zawsze zaczynają się od tego samego przyimka: „Do usług”, „Do znudzenia”, „Do wytrzymania”, „Do zapamiętania”. Każda z tych miniatur „przygląda się” innemu wycinkowi pracy kelnera, a ich spis tworzy swego rodzaju menu, całkowicie jednak różne od tego, które podaje się gościom restauracji. I to nie tylko dlatego, że widnieją w nim zupełnie inne pozycje, że zamiast wygodnego siedzenia znajdziemy tam obolałe stopy. Także dlatego, że z menu tego kelner nie może sam sobie wybrać dań. Kolejne potrawy są mu serwowane bez pytania (i to w znacznie większej gramaturze niż ta, która byłaby do gładkiego przełknięcia i przetrawienia). Za sprawą prozy Topolskiego można zaś poznać lub, jeśli miało się okazję do podobnych doświadczeń, przypomnieć sobie ich smaki, które zdecydowanie nie pieszczą podniebienia, tylko są „kwaśnawe, zleżałe”.

Miniatury składające się na „Niż” próbują wzbudzić w czytelniku zrozumienie mimo tego, że mógł on nigdy nie dotknąć opisywanej przez Topolskiego rzeczywistości. Starają się to zrobić dzięki dotykowi umożliwionemu przez doświadczenie lektury. Nie można się bowiem oprzeć wrażeniu, że język „Niżu” ma na celu zrekonstruować doznania taktylne związane z pracą kelnera. Prozy Macieja Topolskiego są nasączone fizycznością, szczegółami odczuwanymi przez zmęczone, przeciążone ciało. Nie składają się na wyrazistą narrację, ich celem nie jest przeprowadzanie czytelnika przez kolejne wydarzenia i stopniowe budowanie napięcia. Są one raczej próbami uchwycenia konkretnych zjawisk, takich jak głód czy dezorientacja spowodowana panującym w restauracji zamieszaniem. Wrażenie ich namacalności Topolski stara się uzyskać chociażby poprzez stosowanie narracji w drugiej osobie liczby pojedynczej. Ta ostatnia ma jednak także i inne zadania niż nawiązanie więzi z czytelnikiem. Choć początkowo jest sposobem, w jaki kelner zwraca się do gościa, ostatecznie zaczyna służyć temu, aby kelner odnosił się do samego siebie, jednocześnie pomstując na swoją pracę, jak i słuchając własnych tyrad. I to nie tylko tych wymierzonych w gości, ale także i tych wymierzonych we współpracowników. Między osobami pracującymi w restauracji (zwłaszcza tymi poruszającymi się po sali a tymi poruszającymi się po kuchni) panuje bowiem raczej wrogość niż solidarność.

Do najbardziej przygnębiającego wydarzenia w „Niżu” dochodzi jednak nie podczas zmiany narratora, lecz wtedy, kiedy ten w wolnym czasie sam siada przy restauracyjnym stoliku. W obsługującym go kelnerze nie widzi on wtedy samego siebie od wewnątrz, tego, który doświadczał rozmaitych uciążliwości, tylko samego siebie z zewnątrz, tego, który jest gotowy do usługiwania. W ten sposób książka Topolskiego, która w punkcie wyjścia podejmuje temat raczej społeczny niż filozoficzny, okazuje się tak naprawdę pytać o poznanie i jego granice. O to, czy człowiekowi jest dostępne coś poza jego własnym ciałem i teraźniejszym doświadczeniem. W tym sensie w „Niżu” zostaje wyrażona częściowa niewiara w siłę zdolności empatycznych. O ile bowiem samo powstanie książki zakłada, że dzięki literaturze możliwe jest wczucie się w czyjąś skórę, o tyle Topolski każe się też zastanowić, czy po zakończeniu procesu lektury i wejściu do restauracji niejako milcząco nie akceptujemy tego, że ktoś będzie nam usługiwał. Ktoś, kogo perspektywy nie możemy przyjąć za swoją, o ile sami chcemy czerpać przyjemność z lunchu czy kolacji. Jeśli zaś chodzi o sam akt jedzenia, to w „Niżu” ma on charakter nieco podobny do tego, który odsłonił w „Widmie wolności” Luis Buñuel. Kelner, przyzwyczajony do funkcjonowania między zapleczem a sceną, bez trudu mógłby sobie wyobrazić, że goście siedzą na ustawionych przy stolikach sedesach, a w odosobnione miejsce udają się w celu jedzenia. Jedno i drugie łączy bowiem to samo, czyli zaspokajanie najbardziej elementarnych potrzeb. Luksusowa otoczka wytworzona wokół jedzenia w książkowej restauracji wydaje się zaś tylko przykrywką pierwotności kłów, które wgryzają się w kawałek mięsa.

„Niż” to z jednej strony książka wyjątkowa ze względu na to, iż w niebanalny pod względem literackim sposób opisuje ona doświadczenia związane z pracą fizyczną. Jednak z drugiej strony przynajmniej część tego, co Maciej Topolski opowiedział o pracy kelnera, nie ma charakteru wyłącznego. Podobne odczucia mogłyby zostać wyrażone przez przedstawicieli wielu innych zawodów – chociażby pokojówki hotelowe czy kurierów firm takich jak Uber Eats. Ogółem rzecz biorąc, przez wszystkich tych, których praca polega na usługiwaniu innym w zakresie najbardziej podstawowych potrzeb życiowych, takich jak jedzenie. Nie jest bowiem tak, jak sugeruje Jacek Dehnel w blurbie „Niżu”, iż: „Ludzie pracujący fizycznie i ludzie posiadający pisarski talent oraz umiejętności fachowe, pisarski warsztat, to grupy niemal zupełnie rozdzielne, z bardzo niewielkim zbiorem wspólnym”. Są to grupy znacznie bardziej zbieżne, niż można by sądzić. Problem polega jednak na tym, że doświadczenia takie jak te opisane w „Niżu” często stanowią barierę na drodze do realizacji artystycznych zamiarów. Zabierają zbyt dużo czasu i sił, kiedy trwają, i nie zachęcają pamięci do powrotów, kiedy się kończą. Maciejowi Topolskiemu udało się jednak zmierzyć z tymi przeciwnościami. Autor „Niżu” stworzył obraz pracy fizycznej, w którym odpowiednio wyważone są proporcje między dwoma najważniejszymi czynnikami – bezpośredniością dającą wrażenie naturalności i dystansem koniecznym do krytycznego oglądu.
Maciej Topolski: „Niż”. Korporacja Ha!art. Kraków 2020 [Seria prozatorska].