ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 grudnia 23 (407) / 2020

Sabina Strózik,

PRZEZ SAFONĘ DO SERCA (ANNA CARSON: 'SŁODKO-GORZKI EROS')

A A A
„Topos »słodko-gorzkiego« Erosa pojawia się stosunkowo często w literaturze antycznej” – konstatuje w swym opracowaniu „Liryki greckiej” Jerzy Danielewicz (1999: 205). Taki stan rzeczy nie dziwi – dzisiejszy odbiorca dostaje dwoistego Erosa wraz z całym kontekstem kulturowym, wydaje się on kliszą niemalże na równi ze zgranym mariażem miłości i róży. A jednak – ktoś przecież musiał być pierwszy i jako pierwszy ukazać przepaść, która mieści się w pragnieniu, a którą tak trudna opisać. Safona była tą, u której odnajdujemy pierwszy ślad mówienia o Erosie jako o tworze łączącym w sobie początkową słodycz uniesienia i późniejszą gorycz. Na tym pozornie niewielkim rozpięciu słów kanadyjska pisarka buduje swoją opowieść – i jest to opowieść wielka.

„Eros jest pomiędzy” (s. 130)

Anne Carson swe rozważania konstruuje wokół pozornie niewielkiego tekstu Safony, w którym poetka tak opisuje paradoks erosa: „Eros uderzył mnie i obezwładnił, / ten słodko-gorzki i zawsze zwycięski stwór” (s. 11). Nie dość, że Eros jawi się tu jako siła zdolna do przemocy i nielicząca się ze środkami na drodze do swojego celu, to najmocniej chyba wybrzmiewa tu próba definicji, po którą sięga antyczna poetka. Stwór słodko-gorzki, związany więc ze smakiem – aby go doświadczyć, musimy go w pewnym stopniu inkorporować, poczuć, a potem dać mu zwyciężyć.

Jeśli ktoś miałby się obawiać, że treści książki będą dla niego tak odległe, jak epoka, o której mówi, niech te obawy porzuci. Carson w tok wywodu wplata odniesienia współczesne, już we wstępie pojawia się nawiązanie do pięknej opowieści/przypowieści Franza Kafki, którego autorka przywołuje, by wysnuć wniosek niejako fundacyjny dla jej dalszych rozważań: „Tematem tego opowiadania jest rozkosz, jaką czerpiemy z metafory” (s. 7).

Nie jest bowiem eros powiązany jedynie z cielesnością, jak funkcjonuje w społecznym obiegu. Kanadyjska pisarka pokazuje, jak eros może działać w czasie, przestrzeni, języku, jak przybiera geometryczne formy (najbardziej oczywiście sprzyja mu… trójkąt: „Słowo »zazdrość« pochodzi o greckiego dzēlos, co oznacza »żarliwość« lub »gorliwą pogoń«. Jest to gwałtowny i niszczący poryw ducha, wyrastający z lęku i karmiący się resentymentem” [s. 24]), a jak – językowe, alfabetyczne, szukające ujścia w słowach tak, aby emocje zapośredniczyć i użyć ich jako, choćby chwilowego, schronienia.

Z uwagi na wykształcenie autorki (Carson jest filolożką klasyczną) wiele tu typowo filologicznych rozważań, które tylko ubarwiają i wzbogacają argumentację. Słowa podziwu należą się także Renacie Lis, tłumaczce, która zapewne, tłumacząc z angielskiego pasaże o grece, musiała być wyjątkowo ostrożna, by nie popaść w pułapkę zbyt łatwych językowych chwytów. A zasadzek tu wiele – i powodów do zastanowienia. Choćby: „Trudno to przetłumaczyć. »Słodkogorzki« brzmi źle, a tradycyjna angielska wersja »gorzkosłodki« (bittersweet) odwraca kolejność pojęć w safickim złożeniu glykypikron” (s. 12).

„Eros zawsze jest opowieścią” (s. 196)

Można swobodnie zachwycać się, jak misternie utkana została narracja tego eseju. Nawet podział na rozdziały nie jest podziałem. Każda właściwie całostka kończy się suspensem, który znajdzie swoje rozwinięcie w części następnej. Narracja płynie, zagarniając coraz to większe obszary, coraz wszechstronniejsze są obserwacje autorki. Oczywiście, rdzeniem rozważań jest eros, ale autorka porusza rozmaite zagadnienia, luźno połączone z tematem zasadniczym. Pisze o lodzie, zmrożeniu chłodem niekochającego, o piśmie, które zarówno przybliża, jak i oddala, o spojrzeniu, które trzeba wytrzymać… Zakres tych rozważań jest tak szeroki, dykcja poprowadzona w sposób tak kompletny, że publikacja na pewno dostarczy narzędzi do badań tekstów nowszych.

Największy podziw należy się za uwspółcześnienie tekstów, które (przyznać trzeba ze wstydem) niewiele osób czyta. Tymczasem Carson boleśnie wręcz uświadamia, jak aktualne to obserwacje, jak fundacyjne i jak bardzo wyrasta z nich późniejszy namysł nad tą dwoistą siłą, jaką jest erotyzm. Tym bardziej dziwi, że ani Georges Bataille, który sięgał w swych rozważaniach po twórców starożytnych, ani Michel Foucault nie wspomnieli o Safonie ani słowem.

Oprócz Franza Kafki autorka przytacza Simone Weil, Simone de Beauvoir, Jacques’a Lacana, Virginię Woolf, Rolanda Barthes’a, Itala Calvina, Michela Foucaulta i wielu innych. Pojawia się także Emma Bovary i Anna Karenina – trudno o lepszą reprezentację literackiego erosa w wydaniu słodko-gorzkim, prawda? Carson na jednej stronie, aby udowodnić swoją tezę, przywołuje diachronicznie nazwiska niezwykle sobie odległe. Zespala Platona i Petrarkę z Emily Dickinson i pokazuje, że swoisty głód nie przynależy epoce, ale człowieczeństwu jako takiemu. Efektem poniekąd ubocznym jest to, że esej staje się wielką przemową na rzecz uniwersalności sztuki, która okazuje się większa niż upływ czasu i odporna na periodyzacje.

Podziwiam umiejętność snucia opowieści, którą ma Carson. Lekkość, z jaką prowadzi opowieść, zdarza się rzadko. Nigdzie nie rezygnuje z rzeczowości, ale, utrzymując się na pograniczu prozy niemalże poetyckiej, snuje opowieść nieprzytłaczającą, a uwodzącą.

„Eros jest czasownikiem” (s. 28)

Wśród wielu zalet, które ma publikacja Carson, jedną z niebagatelnych stanowi także i to, że pokazuje, że eros jest dzianiem się, ruchem, że bywa orbitą przesunięć, różnych rozkładów ciężkości, które powodują rozładowujące się potencjały pragnienia. Jest to pragnienie w działaniu, nie skostniały artefakt, ale wykuwający się na drodze doznań ruch. Carson pokazuje te przesunięcia na tekstach literackich, buduje z nich figury geometryczne, śledzi orbity przesunięć głodu, chłodu, zazdrości. Szczególnie upodobała sobie słowo „triangulacja”, którego używa, by pokazać trajektorie, po których krąży eros wśród obezwładnionych kochanków – „Sięganie pragnienia określa się w działaniu: jako piękne (przez swój przedmiot), daremne (w swoim dążeniu), nieskończone (w czasie)” (s. 41).

Równie interesująca, co próba przypisania „smaku” doznaniu erotycznemu, jest dalsza część frazy, którą zapisuje Safona: „zawsze zwycięski stwór”. Choć nie nad tym pochyla się Carson, jej książka jednak udowadnia podskórnie, że na wszystkich polach bitwy, na których stawiają się zakochani, ostatecznym triumfatorem jest właśnie on: eros. Wszak „Pragnienie nie jest proste. W grece akt miłosny jest mieszaniem się (mignymi), a pragnienie obezwładnia (lysimelēs)” (s. 16). Eros jest więc także bitwą, gwałtownością i próbą wywalczenia sobie pożądanego jeńca.

„Eros jest wywłaszczeniem” (s. 44)

Bataille pisze: „Przedmiot pożądania nie jest tym samym, co erotyzm: erotyzm go przerasta, ale nie może się bez niego obejść” (Bataille 2015: 126-127). A obiekt ten wyzwala w nas najróżniejsze reakcje. Niejako atakuje nas, wydziera nam cząstki własnej podmiotowości, którą oddajemy z radością, zatracając się w ubytku na rzecz pogoni za spełnieniem. Carson opisuje, w jaki sposób eros doprowadza nas do utraty własnego ja, swoistego rozpuszczania się, utraty granic. Odbywa się to zresztą nie zawsze w planie łagodnym, nie zawsze możemy użyć metafory przenikania czy roztapiania: „Oprócz topienia możemy przytoczyć metafory przekłuwania, miażdżenia, kiełznania, przypiekania, żądlenia, kąsania, ścierania ścinania, trucia, przypalania i mielenia na proch, a wszystkie one używane są przez poetów w odniesieniu do erosa, dając skumulowane wrażenie głębokiej obawy o własną integralność i kontrolę nad ciałem. Kochanek uczy się cenić odgraniczoną całość własnej osoby, kiedy ją traci” (s. 54). Eros bywa niebezpieczny, wydziera nam nas samych i użycie czasowników pełnych gwałtowności, sugerujących skrajną ingerencję w nasze jestestwo, w nasze ciało, jest w pełni uprawnione. Eros, jak stwierdza Carson, wywłaszcza nas z jedynego miejsca, które od zawsze było nasze – z nas samych.

„Twoja nieobecność w składni mojego życia” (s. 66)

„Greckie słowo eros oznacza »potrzebę«, »brak«, »pragnienie tego, czego się nie ma«. Kochanek pożąda tego, czego nie posiada. Z definicji nie może posiąść tego, czego pożąda, bo jeśliby to posiadł, w tej samej chwili przestałby tego pożądać” (s. 19) – wiele w tomie podobnych filologiczno-filozoficznych uwag. Wiele przede wszystkim miejsca zajmuje, nomen omen, brak. Boleśnie uświadomiona niemożność pochwycenia obiektu pragnienia. Carson pisze o tym niezwykle celnie, w żadnym momencie nie popadając w czułostkowość czy przesadnie ciemne tony. Tak, zdarzają jej się zdania sentencjonalne (co udowadniają jakoś zapewne wybrane przeze mnie śródtytuły), ale nie można odmówić im uroku i jakiejś prawie bolesnej celności.

Eros, w ciągłym ruchu, kryjący się w napięciach, spojrzeniach, niejednorodny, niejednoznaczny, najlepiej opisywany przez przeczenia, nawiedza poetycką wyobraźnię od czasów najdawniejszych, przedpiśmiennych. Potem zmieniła się – jedynie i aż – forma snutej refleksji, zapośredniczonej przez pismo i dalej, aż do czasów współczesnych. I dziś, w tych czasach unurzanych w erosie przedziwnym, często spotworniałym, zapominamy może, jakie były jego dzieje i że przecież sama jego istota nie zmieniła się ani o jotę. Nadal także ma ten sam, słodko-gorzki, smak.

LITERATURA:

Bataille G.: „Erotyzm”. Przeł. M. Ochab. Gdańsk 2015.

„Liryka grecka T. II; „Melika”. Oprac. J. Danielewicz. Warszawa-Poznań 1999.
Anne Carson: „Słodko-gorzki eros”. Przeł. Renata Lis. Wydawnictwo Sic!. Warszawa 2020.