ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 grudnia 24 (408) / 2020

Marcel Warbisch,

POPYT, PODAŻ I CAŁKIEM UDANY SEKS (KRISTEN R. GHODSEE: 'KOBIETY, SOCJALIZM I DOBRY SEKS. ARGUMENTY NA RZECZ NIEZALEŻNOŚCI EKONOMICZNEJ')

A A A
Wydawać się może, że neoliberalne strategie polityczne, mimo swoich słabości, wciąż zawłaszczają dyskusje dotyczące wolności i równości. Od pewnego czasu powstają jednak prace, które sukcesywnie rewidują ten przekaz. Jak się bowiem okazuje, dosyć łatwo jest zmanipulować dyskusję polityczną. Spolaryzować ją do tego stopnia, że bez żadnej świadomości wyznaczamy linię demarkacyjną, która oddziela demokratyczne państwa dobrobytu od komunistycznych systemów totalitarnych. Oczywiście trudno zapomnieć, jak wiele krzywdy wyrządził oraz wyrządza państwowy socjalizm (dzisiaj rzecz jasna w nieco innej postaci), lecz czy aby na pewno słusznie rezygnujemy z badań nad niektórymi z jego rozwiązań? Jak się okazuje, to wielka strata, czego spektakularnie dowodzi Kristen R. Ghodsee. Amerykańska krytyczka, wykładowczyni problematyki wschodnioeuropejskiej od lat bada to, co stało się z państwami dawnego bloku wschodniego oraz z jakimi konsekwencjami zmierzyć musiały się kobiety w obliczu transformacji politycznej lat 90.

Książka „Kobiety, socjalizm i dobry seks. Argumenty na rzecz niezależności ekonomicznej” to głos w sprawie równouprawnienia. Badaczka przygląda się temu, w jaki sposób socjalizm wytwarzał przestrzeń wolności ekonomicznej, a co za tym idzie – uczuciowej i seksualnej dla wielu kobiet żyjących w dawnych państwach komunistycznych. Tym samym zaznaczyć należy, że Ghodsee nie czyta ślepo idei socjalistycznych. Autorka doskonale zdaje sobie sprawę z ucisku politycznego, w jakim znajdowały się osoby żyjące w państwach komunistycznego reżimu. Jednocześnie jednak skupia się na tych kwestiach, które w ogólnym dyskursie historycznym zostały przemilczane bądź zapomniane. Tymczasem nieuregulowany kapitalizm zawłaszcza kobiety, wykluczając je z przestrzeni zawodowych oraz skazując na nieodpłatną pracę opiekuńczą, zaś mężczyźni zbijają na tym gigantyczny kapitał. Ghodsee pisze: „Kiedy państwa tną wydatki rządowe na edukację, opiekę zdrowotną lub emerytury, to matki, córki, siostry i żony muszą brać sprawy w swoje ręce i kierować swoją energię na opiekę nad młodymi, chorymi i starymi. Kapitalizm kwitnie i rozwija się dzięki nieodpłatnej pracy kobiet wykonywanej w domach, ponieważ opiekuńcza praca kobiet umożliwia utrzymywanie podatków na niższym poziomie. Niższe podatki zaś oznaczają większe zyski dla tych, którzy znajdują się na szczycie drabiny dochodów – przy czym na ogół są to mężczyźni” (s. 19-20). Jak zauważa więc Ghodsee, kapitalistyczny wolny rynek nieustannie eksploatuje kobiety, dając jedynie złudzenie nieskończonych możliwości zawodowych i prywatnych. Co więcej, już rządy krajów socjalizmu państwowego w sposób systemowy usiłowały zmniejszyć ekonomiczną zależność kobiet od mężczyzn. I chociaż motywacja była raczej ściśle polityczna, bo jak pisze Ghodsee: „Państwo wspierało kobiety jako robotnice i jako matki po to, by mogły pełniej uczestniczyć w kolektywnym życiu narodu” (s. 28), to jednocześnie należy sobie zadać pytanie: dlaczego pewnych propozycji gospodarczych rozwiązań nie wykorzystać dzisiaj, realizując tym samym wolnościowe i równościowe polityki? Tym bardziej, kiedy służą one nie tylko wolności ekonomicznej kobiet, ale również dają możliwość spełniania się w przestrzeni uczuciowej i erotycznej.

Książka Ghodsee rzuca światło na kilka istotnych kwestii, ale przede wszystkim dotyczy szeroko pojętej równości. Autorka przytacza liczne badania, z których jasno wynika, że kobiety na rynku pracy wciąż opłacane są gorzej, a gdy decydują się na dziecko, to rzadko kiedy mają szanse na powrót do życia zawodowego. Co więcej, kultury patriarchalne nieustannie sprowadzają kobiety do ekonomicznej zależności względem mężczyzny (męża bądź partnera), uniemożliwiając im jakiekolwiek samostanowienie. Jak podaje Ghodsee, aż do 1957 roku w Niemczech Zachodnich mężatki nie mogły pracować poza domem bez zgody męża. Podobne prawo w Stanach Zjednoczonych zniesiono dopiero w latach 60. (zob. s. 53-54). Niestety, obecnie sytuacja nie różni się bardzo od tej sprzed kilkudziesięciu lat. W wielu zachodnich państwach rynek przejęty został przez przedsiębiorstwa prywatne, które nie zapewniają określonego zabezpieczenia socjalnego, a sektor publiczny regularnie ubożeje. Badaczka zauważa tym samym, że socjalistki i socjaliści już dawno pojęli, że na równość kobiet i mężczyzn wpływ będzie miało np. „kolektywne wsparcie w wychowywaniu dzieci” (s. 83). Już w 1897 roku, niemiecka feministka Lily Braun postulowała, aby utworzyć systemowe „ubezpieczenia macierzyńskie”. Jej propozycje, chociaż kosztowne, nie umknęły uwadze socjalistom i socjalistkom radzieckim (z Aleksandrą Kołłontaj i jej sekcją kobiecą o nazwie Żenotdieł na czele). I chociaż ostatecznie ten eksperyment się nie udał (w latach 30. Stalin zablokował wszelkie próby liberalizacji prawa i obyczajów), to – jak zauważa Ghodsee – te propozycje dały początek licznym zmianom w socjaldemokratycznych państwach północnej Europy (skądinąd uchodzących dzisiaj za wzory w kwestii przestrzegania praw kobiet i mniejszości), a także w państwach Europy Wschodniej, takich jak NRD, Polska, Czechosłowacja, Bułgaria czy Węgry.

Wszelkie propozycje socjalne, o których autorka pisze w perspektywie projektów państw bloku wschodniego oraz ZSRR, zostały przez Zachód zapomniane bądź uznane za pozorne. Zresztą, książka Ghodsee to nie tylko próba odnalezienia alternatywy względem „dzikiego” kapitalizmu. To także sugestywna krytyka liberalnego społeczeństwa amerykańskiego, w którym jest coraz więcej przestrzeni dla mizoginicznych postaw wobec kobiet, a także coraz intensywniej pogłębiających się nierówności ekonomicznych. Badaczka zamyka zresztą swoją książkę czymś na wzór obywatelskiego manifestu, w którym jasno zaznacza, że zmiana społeczna jest możliwa wyłącznie dzięki świadomej pracy i wiedzy. Ghodsee pisze: „Młodzi ludzie muszą kształcić się z podstaw teorii politycznej. Czytaj książki, oglądaj filmy, słuchaj podcastów, przeglądaj infografiki – rób cokolwiek, co pozwoli ci poszerzyć twoją wiedzę o tym, jak i dlaczego organizujemy się w państwa narodowe i pozwalamy sobą rządzić innym oraz jak i dlaczego zmienia się to z biegiem czasu” (s. 227). Oczywiście autorka skupia się na wydarzeniach w Stanach Zjednoczonych (np. na pomysłach uchylenia 19. poprawki), lecz nie sposób nie zauważyć, że jej apel jest aktualny także w perspektywie europejskiej. Ten „manifest” z kolei pokrywa się niejako z wezwaniem, od którego badaczka zaczyna swoją książkę, a więc aby w sposób całościowy czytać historię polityczną. Ghodsee w zmanipulowanym przez amerykański dyskurs odczytywaniu komunizmu dostrzega bowiem politykę obrazowych zawłaszczeń oraz wspieranie szowinistycznego i kapitalistycznego wyzysku kobiet przez globalny rynek dystrybuujący nie tylko określone dobra, ale również porządki władzy.

Poza wspomnianymi wyżej kontekstami (ściśle ekonomicznymi i gospodarczymi) nie sposób nie wspomnieć o tym, który wydaje się stanowić oś całej książki, a dokładniej o erotycznej przyjemności. Autorka, wprowadzając w temat, przygląda się tzw. „ekonomii seksualnej”. Odwołuje się do artykułu z 2004 roku, w którym przekonywano, że seks jest utowarowionym produktem wymiany pomiędzy kobietami i mężczyznami (autorzy Roy Baumeister i Kathleen Vohs skupiają się wyłącznie na relacjach heteroseksualnych), przy czym należy zaznaczyć, że nie chodzi o dosłownie rozumianą pracę seksualną. Ghodsee tłumaczy, że „Teoria ekonomii seksualnej, inaczej teoria wymiany seksualnej, głosi, że wczesne etapy erotycznego flirtu i uwodzenia można opisać w kategoriach rynku, na którym kobiety sprzedają seks, a mężczyźni go kupują, korzystając z zasobów niezwiązanych z seksualnością” (s. 150-151). Teoria ta, co nie umyka autorce, została szeroko skrytykowana: feministki dostrzegły głęboko mizoginicznie i seksistowskie zaplecze tych przekonań (z czym zresztą trudno się nie zgodzić), psychologowie oraz psycholożki uznali z kolei, że przeświadczenie autorów, jakoby kobiece pożądanie było słabsze niż męskie, nie jest w żaden sposób udokumentowane. Bez względu jednak na ten kontekst, Ghodsee z teorii ekonomii seksualnej czyni bardzo ciekawy użytek badawczy, oceniając go jako, mimo wszystko, istotny wkład w dyskusję wokół tego, jak seksualność jest postrzegana oraz doświadczana w społeczeństwach kapitalistycznych (zob. s. 157).

W tym przypadku autorka także dokumentuje i przybliża prace socjalistów i socjalistek, którzy zauważyli, że ekonomiczny przymus ogranicza i przemocowo redystrybuje seksualność kobiet. Idąc za Fryderykiem Engelsem, Ghodsee podkreśla, że męska dominacja konsekwentnie ograniczała się do pragnienia przekazania majątku legalnym potomkom. Autorka pisze: „Mężczyzna, aby zagwarantować sobie, że dziecko będzie naprawdę jego, musiał wykorzystać instytucję monogamicznego małżeństwa i poddać kontroli kobiecą seksualność” (s. 160). Gdy wspomniana wcześniej Kołłontaj czyta pracę „Kobiety i socjalizm” autorstwa Augusta Bebla, pragnie wprowadzić nowy model „postępowej moralności” (s. 161). Miłości i seksualności, która nie jest zapośredniczana przez ekonomiczny wyzysk. Oczywiście, co dostrzega Ghodsee, chociaż tezy rosyjskiej polityczki i działaczki wciąż miały charakter mocno konserwatywny, to jednak nie ulega wątpliwości, że były to istotne działania mogące zmienić sytuację kobiet w społeczeństwie radzieckim. Obie kwestie autorka zestawia, pisząc: „Możemy potraktować socjalistyczną wizję seksualności zaproponowaną przez Kołłontaj i wizję zaproponowaną przez teorię ekonomii seksualnej jako dwa konkurencyjne poglądy na to, jak urządzić heteroseksualną seksualność. Pierwsza wizja opiewa niezależność ekonomiczną kobiet jako warunek konieczny autentycznej miłości, druga dostrzega w niezależności ekonomicznej zaledwie jeden z czynników wpływających na relatywną cenę seksu na rynku, na którym seks stanowi towar oferowany mężczyznom” (s. 166).

Oczywiście można z Ghodsee nie zgodzić się w paru kwestiach (nawet jeżeli dane statystyczne oraz badania i świadectwa, na które powołuje się badaczka, jasno wskazują, że zarówno kobiety, jak i mężczyźni w państwach dawnego bloku wschodniego czerpali dużo większą satysfakcję erotyczną i uczuciową w relacjach, w porównaniu do mieszkańców z Zachodu, a to wszystko za sprawą transparentnej sytuacji ekonomicznej kobiet mieszkających w państwach komunistycznych), jednak należy oddać jej pracy to, że ukazuje ona kluczową korelację pomiędzy niezależnością ekonomiczną, którą zapewniać powinno państwo, a poczuciem bezpieczeństwa oraz, co za tym idzie, świadomą i nieskrępowaną możliwością decydowania o sobie. Dodać również trzeba, że autorka czyta socjalizm nad wyraz ostrożnie – w pełni świadomie odnotowuje jego zapomniany potencjał ekonomiczny oraz, co bardzo ważne, w swojej ksiażce nieustannie przypomina o tym, jak niedoreprezentowana jest grupa kobiet w myśl idei socjalistycznych (autorka jasno zaznacza, że nie powinniśmy zapomnieć o transkobietach, lesbijkach czy osobach niebinarnych). Uważam, że to lektura obowiązkowa.
Kristen R. Ghodsee: „Kobiety, socjalizm i dobry seks. Argumenty na rzecz niezależności ekonomicznej”. Przeł. Anna Dzierzgowska. Wydawnictwo Post Factum. Katowice 2020.