ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 lutego 3 (411) / 2021

Maja Baczyńska, Szymon Telecki,

ZOSTAWIĆ CZĄSTKĘ SIEBIE

A A A
M.B.: Wytrwale popularyzujesz muzykę polską. Dlaczego głównie tę nowszą, niedawno bądź aktualnie tworzoną?

Sz.T.: W mojej pracy najbardziej ciekawi mnie przekaz kompozytorski. Każdy twórca wkłada całego siebie w dzieło, jakie tworzy, dlatego odkrywanie treści zawartych w dźwiękach i pomiędzy nimi jest dla mnie wprost fascynujące. Jako skrzypek we wszystkich swoich interpretacjach staram się zostawiać cząstkę siebie, nie ingerując oczywiście w wizje kompozytorskie. Jednak ciekawsza jest dla mnie muzyka bliższa naszym czasom czy zupełnie nam współczesna i przede wszystkim polska. Mieszkając rok w Oviedo, obserwowałem, jak Hiszpanie doceniają swoją kulturę i jak bardzo są dumni ze swojego dorobku muzycznego. Wówczas uświadomiłem sobie, że pomimo dużego postępu w promocji naszej kultury narodowej, w porównaniu z Hiszpanią zapatrzoną w artystów Księstwa Asturii jesteśmy jeszcze daleko w tyle! Muzyka polska, a w szczególności muzyka XX wieku, jest tak bogata, iż misją każdego wykonawcy polskiego powinno być coraz to nowsze jej interpretowanie, aby wciąż żyła i miała szansę być poznawana poza granicami naszego kraju. Chociaż może nam się wydawać, że Karol Szymanowski jest już bardzo dobrze znany na całym świecie, to niestety okazuje się, że nadal wielu melomanów zagranicznych, nie zna np. jego słynnych „Mitów”, a po ich wysłuchaniu pojawia się zachwyt i nagłe zainteresowanie tym kompozytorem. Mając za sobą takie doświadczenia, czuję potrzebę promowania i wykonywania muzyki polskiej zawsze, ilekroć tylko mam możliwość koncertowania poza naszym krajem.

M.B.: A jak odnajdujesz się w obecnej sytuacji „pandemicznej”, tak trudnej dla muzyków?

Sz.T.: Niestety obecnie w zawodzie muzyka przyszłość jest wielką niewiadomą. Żadna forma koncertów internetowych nie zastąpi żywego przekazu i nie pozostanie w pamięci odbiorcy tak, jak tradycyjny koncert z udziałem publiczności. Tym więcej, że w wypadku muzyki nowszej kluczowy jest kontakt wykonawcy z kompozytorem, co pozwala na bezpośrednie ukierunkowanie wizji twórczej tego ostatniego. Pierwsze próby wykonawcy przy obecności kompozytora mogą odmienić w pewien sposób wyobrażenie o brzmieniu dzieła. Dlatego prawykonania nowo powstałych utworów są tak fascynujące – ważny jest tu dla wykonawcy pierwiastek współtworzenia utworu, który jak wiadomo bez wykonania jest jedynie zapisem graficznym.

M.B.: Jakie możliwości otwierają się przed skrzypkiem „prawykonującym”, interpretującym muzykę współczesną?

Sz.T.: Główna zaleta to ciągłe odkrywanie samego siebie oraz możliwości instrumentu, na którym się gra, czyli nowych brzmień czy technik wyrażania ekspresji. Jak wspominałem, kontakt z kompozytorem oraz przyczynianie się do powstawania nowych utworów to niezwykle twórczy proces także dla wykonawcy. Zarazem wiąże się to z ogromną odpowiedzialnością wobec kompozytora, który ma pewne oczekiwania w stosunku do zaproponowanej przez nas, pierwszej przykładowej interpretacji, na podstawie której utwór będzie prawdopodobnie grywany również przez innych wykonawców.

M.B.: Zdaje się ciekawi cię też to, co mniej znane. Ostatnio nagrałeś płyty z utworami dwóch stosunkowo mało popularnych kompozytorów.

Sz.T.: Tak, bardzo lubię odkrywać mniej znaną muzykę. Moja nadchodząca płyta z koncertami skrzypcowymi Tadeusza Paciorkiewicza jest efektem mej wieloletniej fascynacji twórczością tego kompozytora, któremu poświęciłem nawet swoją rozprawę doktorską. W tym wypadku razem z prof. Tadeuszem Gadziną pracowaliśmy nad „Koncertem na dwoje skrzypiec i orkiestrę” Paciorkiewicza. Pod okiem profesora przygotowywałem też „Koncert skrzypcowy” napisany przez Paciorkiewicza w 1955 roku, który w 1974 roku prof. Gadzina nagrał dla Polskiego Radia z towarzyszeniem Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Krakowskiej pod dyrekcją Antoniego Wita. Nagrania koncertów skrzypcowych na naszej płycie wykonane zostały z towarzyszeniem Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Częstochowskiej im. Bronisława Hubermana pod dyrekcją Adama Klocka. Współpraca z prof. Gadziną, który na płycie wykonuje partię pierwszych skrzypiec solo była dla mnie wielkim zaszczytem. Z kolei wspólne interpretowanie utworu oraz sam moment koncertów i nagrania stanowiły dla mnie najwspanialszą lekcją wykonawstwa.

M.B.: Co sprawia, że te koncerty są ci tak bliskie?

Sz.T.: Są jak przejmujące historie zapisane w postaci dialogów skrzypiec z poszczególnymi instrumentami z orkiestry. Kompozytor włącza do konwersacji wybrane instrumenty, tworząc ze skrzypcami solo różne zestawienia kolorystyczne. Orkiestra w obydwu koncertach jest bardzo rozbudowana i w wielu fragmentach zestawiona na równi z partiami solowymi, co może nasuwać skojarzenia z symfoniami koncertującymi.

M.B.: Opowiedziałeś na razie o jednej płycie, a co z drugą?

Sz.T.: Tak, rzeczywiście, niemal w tym samym czasie powstały dwie płyty z moim udziałem. Druga płyta to album monograficzny Pawła Pawlika z muzyką jeszcze mniej znanego warszawskiego kompozytora dwudziestolecia międzywojennego – Juliusza Wertheima. Na płycie tej – oprócz utworów fortepianowych – znajduje się „Sonata fis-moll na fortepian i skrzypce” Wertheima, którą wraz Pawłem mam przyjemność wykonywać. Muzyka ta jest bardzo emocjonalna, pełna wybuchów ekspresji i nagłych zmian nastroju oraz długich niemal niekończących się, melodyjnych fraz.

M.B.: Czym chciałbyś się zająć w przyszłości?

Sz.T.: Chciałbym dalej promować świeżo nagrane na płytach dzieła i przyczynić się do tego, żeby muzyka Paciorkiewicza i Wertheima była bardziej znana. Oprócz tego mam wiele marzeń i innych planów artystycznych, ale na razie nie chcę ich zdradzać!

M.B.: Preferujesz grę solową czy kameralną?

Sz.T.: Bardzo lubię po prostu grać i współpracować z innymi muzykami. Solo, w orkiestrze, w różnych składach kameralnych, choć najbardziej chyba jednak z fortepianem, konkretnie z pianistą Pawłem Pawlikiem, z którym tworzymy duet już od ponad dziesięciu lat. Wspólne doświadczenia muzyczne, zrozumienie, brak rywalizacji, a raczej wspólna motywacja, to elementy, dzięki którym muzyka wysuwa się na pierwszy plan. W ten sposób zyskujemy szansę pracowania w pełnym zaufaniu nad różnymi pozycjami z literatury skrzypcowo-fortepianowej. Myślę, że miałem duże szczęście, kiedy jeszcze będąc na studiach poznałem Pawła i zaczęliśmy razem grać oraz jeździć na konkursy kameralne. Sadzę, że w sprawach muzycznych dobrze się rozumiemy, a wspólne granie niezmiennie przynosi nam wiele radości.

M.B.: Gdybyś nie grał na skrzypcach, to...

Sz.T.: Gdybym nie grał na skrzypcach to pewnie próbowałbym swoich sił w jakimś innym zawodzie artystycznym. Od dziecka ciągnęło mnie do muzyki, tańca, śpiewania, w ogóle występowania na scenie. Pewnie moje zainteresowania rozwijałyby się z potrzeby obcowania ze sztuką. Czasem mam też przemyślenia, dlaczego nie zajmuję się czymś prostszym, przynoszącym większe dochody. Jednakże takie myśli szybko mnie opuszczają, bo pomimo wielu trudności, jakie musi pokonywać w życiu muzyk, nie potrafię wyobrazić sobie siebie na innym miejscu.

M.B.: Dziękuję za rozmowę.
Fot. Sebastian Mintus.