PANTA RHEI ('BIEGUNI', REŻ. MICHAŁ ZADARA)
A
A
A
Panta rhei kai ouden menei, ale czy na pewno? „Bieguni” Olgi Tokarczuk to powieść pozornie fragmentaryczna, wielowątkowa, choć określiłabym ją też powieścią ponadczasową. Człowiek w podróży odnajduje ład wszechświata. Jednak jak ów ład odnaleźć w teatrze? Michał Zadara, reżyser i współtwórca adaptacji (wraz z Barbarą Wysocką), sięgnął po utwór niesceniczny, mimo to stworzył inscenizację, która na deskach teatralnych ukazuje nam cały świat. Doskonałym miejscem, a właściwie „nie-miejscem”, do pomieszczenia tak wielu wątków zawieszonych w czasie i przestrzeni, stała się poczekalnia. Idealnie skrojona, uniwersalna – bez problemu możemy w niej zobaczyć nowoczesne lotnisko, jak i stary dworzec, z równie złowieszczym, jak i optymistycznym napisem „exodus”. Bo któż wie co nas spotka po jego przekroczeniu? Tylko ten, który podróżuje i poszukuje. „Kropką nad i” scenografii Roberta Rumasa jest automat do kawy Jacobs, okropny i zbawienny podczas podróży.
Spektakl jest postmodernistyczny do szpiku kości, nie ważne jest „co”, ale „po co"? Po co szukamy sposobu na preparowanie ciała? Dlaczego ukochana żona znika? Jedna historia nie wyklucza drugiej. Żaden z ludzi nie dyskredytuje innego. Istotne wydaje się nie to, „jak podróżować”, ale „po co”. Czy wreszcie: nie „jak żyć”, a „po co żyć”. Podczas oglądania premiery online, transmitowanej z Teatru Powszechnego w Warszawie, wielką radość przyniosło mi usłyszenie dokładnych słów książki. Imponujący jest sposób, w jaki autorzy adaptacji zmieścili w tym spektaklu ogromną powieść! Imponujące, a zarazem… rozczarowujące? Niezwykle istotna dla odbioru spektaklu online jest widownia, na której się zasiada – nie byłam na niej sama, ale z innymi osobami, które jednak „Biegunów” nie czytały. Dla moich towarzyszy spektakl był nieco męczący, obrana formuła, skrótowość i poszatkowanie materiału literackiego bardzo ich zawiodło. O ile w powieści odbiorca ma czas, aby przywyknąć do specyficznej narracji, podczas spektaklu fabuła i tekst gnają nieubłaganie. Naszła mnie również pewna refleksja dotycząca teatru. Moi współtowarzysze rozumieli najwięcej, gdy scena przepełniona była emocjami – łakniemy ich, podążamy za nimi, niezależnie od fabuły i tekstu, a gdy taka scena znika, tęsknimy. Szkoda, że nie było tych emocji więcej, wciąż czuję niedosyt. Oczywiście może to przez formułę transmisji online. Jak wiele zostaje pochłonięte przez ekran, trudności techniczne i wybór kadrów transmisyjnych – tego nie wie nikt. Żałuję również, że nie do końca były widoczne projekcje wyświetlane na jednej ze ścian sceny. Jednak piszę to z nadzieją, że ponowna możliwość uczestniczenia fizycznie w życiu teatralnym, umożliwi zaspokojenie ciekawości.
Wspaniałą robotę wykonali aktorzy, kreujący wiele ról, z pełnym przekonaniem. To właśnie na nich spoczywała odpowiedzialność za przedstawienie obszernego scenariusza. Ich precyzyjna gra, wspaniała różnorodność kreacji robi ogromne wrażenie. Nie sposób kogoś wyróżnić, nie było też najsłabszego ogniwa – wszyscy działali na scenie jak dobrze naoliwiona maszyna. Każdy z aktorów umiejętnie wcielał się w wiele ról, które nie dość, że były bardzo złożone i skomplikowane, to jeszcze często wymagały przyjęcia funkcji narratora. Sylwię Achu możemy zobaczyć m.in. we wspaniałej kreacji Józefiny Soliman, która prosi o oddanie ciała ojca, które cesarz Franciszek I wykorzystał jako eksponat w Gabinecie Dziwów Natury. Historią, która pociąga, która wywołuje silne emocje w widzach, jest niewątpliwie wątek Kunickiego (Arkadiusz Brykalski), który początkowo stara się odnaleźć zaginioną żonę i dziecko, później natomiast, po ich powrocie, nie może poradzić sobie z niewiedzą dotyczącą tego, co tak naprawdę się z nimi działo. Mamadou Góo Bâ zachwyca wielokrotnie swoją niesamowitą energią. Nie zabrakło również humorystycznej inscenizacji wątku doktora Blaua (Wiktor Loga-Skarczewski) oraz Pani Mole, wdowy po słynnym profesorze (Ewa Skibińska). Karinę Seweryn trzeba docenić za jej emocjonalność. Barbara Wysocka natomiast znakomicie wciela m.in. w rolę autorki powieści, która swym wizerunkiem przypomina Olgę Tokarczuk.
Wątków, historii, ludzi i miejsc jest w tym spektaklu nieskończenie wiele. Inscenizacja Zadary w fascynujący sposób łączy różnorodne elementy, umieszcza je obok siebie, w czym pomaga piękna reżyseria światła (Michał Zadara, Piotr Pieczyński). To właśnie dzięki niej możemy przenieść się w czasie i oglądać żywe obrazy Rembrandta – „Lekcja anatomii doktora Tulpa” cieszy oczy. Kostium (Julia Kornacka i Kornelia Dzikowska) pełni niezwykłą rolę łącznika między współczesnością a historią oraz między różnymi wątkami (jak w przypadku kurtki Annuszki, którą później zakłada Kunicki). Kostium w tym spektaklu ma niezwykłą zdolność poruszania, tego co umyka, zmusza wręcz widza do patrzenia globalnie, łączenia wszystkich pozornie niezwiązanych elementów układanki, którą jest ludzkość. W powieści niezwykle ważnym motywem jest tworzenie gabinetów osobliwości, badanie ludzkiego ciała i jego staranne preparowanie, poszukiwanie konserwatora dla ludzkiego ciała. W spektaklu te żywe organy były pewnym półśrodkiem – albo były za mało plastikowe, albo też za mało „żywe”. A być może winę za to ponosi ekran – wirtualny teatr. Jak pisała Tokarczuk, „prawda zawsze jest w pewnym sensie.”
Spektakl „Bieguni” Michała Zadary może być dużą pomocą interpretacyjną dla lektury powieści noblistki. Porusza czułe struny, komponuje najważniejsze elementy utworu, które zestawione ze sobą mają dać nam do myślenia. I to właśnie robią. Świadczy o tym burzliwa i wielogodzinna dyskusja, jaką tuż po zakończeniu spektaklu rozpoczęli moi (początkowo znudzeni) towarzysze. Dyskusja na temat sensu sztuki oraz mentalnego wędrowania, w czasie, gdy inna podróż, taka bardziej fizyczna, nie jest możliwa.
Spektakl jest postmodernistyczny do szpiku kości, nie ważne jest „co”, ale „po co"? Po co szukamy sposobu na preparowanie ciała? Dlaczego ukochana żona znika? Jedna historia nie wyklucza drugiej. Żaden z ludzi nie dyskredytuje innego. Istotne wydaje się nie to, „jak podróżować”, ale „po co”. Czy wreszcie: nie „jak żyć”, a „po co żyć”. Podczas oglądania premiery online, transmitowanej z Teatru Powszechnego w Warszawie, wielką radość przyniosło mi usłyszenie dokładnych słów książki. Imponujący jest sposób, w jaki autorzy adaptacji zmieścili w tym spektaklu ogromną powieść! Imponujące, a zarazem… rozczarowujące? Niezwykle istotna dla odbioru spektaklu online jest widownia, na której się zasiada – nie byłam na niej sama, ale z innymi osobami, które jednak „Biegunów” nie czytały. Dla moich towarzyszy spektakl był nieco męczący, obrana formuła, skrótowość i poszatkowanie materiału literackiego bardzo ich zawiodło. O ile w powieści odbiorca ma czas, aby przywyknąć do specyficznej narracji, podczas spektaklu fabuła i tekst gnają nieubłaganie. Naszła mnie również pewna refleksja dotycząca teatru. Moi współtowarzysze rozumieli najwięcej, gdy scena przepełniona była emocjami – łakniemy ich, podążamy za nimi, niezależnie od fabuły i tekstu, a gdy taka scena znika, tęsknimy. Szkoda, że nie było tych emocji więcej, wciąż czuję niedosyt. Oczywiście może to przez formułę transmisji online. Jak wiele zostaje pochłonięte przez ekran, trudności techniczne i wybór kadrów transmisyjnych – tego nie wie nikt. Żałuję również, że nie do końca były widoczne projekcje wyświetlane na jednej ze ścian sceny. Jednak piszę to z nadzieją, że ponowna możliwość uczestniczenia fizycznie w życiu teatralnym, umożliwi zaspokojenie ciekawości.
Wspaniałą robotę wykonali aktorzy, kreujący wiele ról, z pełnym przekonaniem. To właśnie na nich spoczywała odpowiedzialność za przedstawienie obszernego scenariusza. Ich precyzyjna gra, wspaniała różnorodność kreacji robi ogromne wrażenie. Nie sposób kogoś wyróżnić, nie było też najsłabszego ogniwa – wszyscy działali na scenie jak dobrze naoliwiona maszyna. Każdy z aktorów umiejętnie wcielał się w wiele ról, które nie dość, że były bardzo złożone i skomplikowane, to jeszcze często wymagały przyjęcia funkcji narratora. Sylwię Achu możemy zobaczyć m.in. we wspaniałej kreacji Józefiny Soliman, która prosi o oddanie ciała ojca, które cesarz Franciszek I wykorzystał jako eksponat w Gabinecie Dziwów Natury. Historią, która pociąga, która wywołuje silne emocje w widzach, jest niewątpliwie wątek Kunickiego (Arkadiusz Brykalski), który początkowo stara się odnaleźć zaginioną żonę i dziecko, później natomiast, po ich powrocie, nie może poradzić sobie z niewiedzą dotyczącą tego, co tak naprawdę się z nimi działo. Mamadou Góo Bâ zachwyca wielokrotnie swoją niesamowitą energią. Nie zabrakło również humorystycznej inscenizacji wątku doktora Blaua (Wiktor Loga-Skarczewski) oraz Pani Mole, wdowy po słynnym profesorze (Ewa Skibińska). Karinę Seweryn trzeba docenić za jej emocjonalność. Barbara Wysocka natomiast znakomicie wciela m.in. w rolę autorki powieści, która swym wizerunkiem przypomina Olgę Tokarczuk.
Wątków, historii, ludzi i miejsc jest w tym spektaklu nieskończenie wiele. Inscenizacja Zadary w fascynujący sposób łączy różnorodne elementy, umieszcza je obok siebie, w czym pomaga piękna reżyseria światła (Michał Zadara, Piotr Pieczyński). To właśnie dzięki niej możemy przenieść się w czasie i oglądać żywe obrazy Rembrandta – „Lekcja anatomii doktora Tulpa” cieszy oczy. Kostium (Julia Kornacka i Kornelia Dzikowska) pełni niezwykłą rolę łącznika między współczesnością a historią oraz między różnymi wątkami (jak w przypadku kurtki Annuszki, którą później zakłada Kunicki). Kostium w tym spektaklu ma niezwykłą zdolność poruszania, tego co umyka, zmusza wręcz widza do patrzenia globalnie, łączenia wszystkich pozornie niezwiązanych elementów układanki, którą jest ludzkość. W powieści niezwykle ważnym motywem jest tworzenie gabinetów osobliwości, badanie ludzkiego ciała i jego staranne preparowanie, poszukiwanie konserwatora dla ludzkiego ciała. W spektaklu te żywe organy były pewnym półśrodkiem – albo były za mało plastikowe, albo też za mało „żywe”. A być może winę za to ponosi ekran – wirtualny teatr. Jak pisała Tokarczuk, „prawda zawsze jest w pewnym sensie.”
Spektakl „Bieguni” Michała Zadary może być dużą pomocą interpretacyjną dla lektury powieści noblistki. Porusza czułe struny, komponuje najważniejsze elementy utworu, które zestawione ze sobą mają dać nam do myślenia. I to właśnie robią. Świadczy o tym burzliwa i wielogodzinna dyskusja, jaką tuż po zakończeniu spektaklu rozpoczęli moi (początkowo znudzeni) towarzysze. Dyskusja na temat sensu sztuki oraz mentalnego wędrowania, w czasie, gdy inna podróż, taka bardziej fizyczna, nie jest możliwa.
Olga Tokarczuk: „Bieguni”. Reżyseria: Michał Zadara. Adaptacja: Michał Zadara, Barbara Wysocka. Scenografia: Robert Rumas. Projekcje wideo: Artur Sienicki, Michał Zadara, Barbara Wysocka. Kostiumy: Julia Kornacka i Kornelia Dzikowska. Reżyseria światła: Piotr Pieczyński, Michał Zadara. Konsultacje choreograficzne: Tomasz Wygoda. Premiera: 30.01.2021, Teatr Powszechny w Warszawie.
Fot.: Krzysztof Bieliński.
Fot.: Krzysztof Bieliński.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |