ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 marca 6 (414) / 2021

Andrzej Ciszewski,

PRZECIW 'UKOBIECANIU' (TWARZ, BRZUCH, GŁOWA. MEMUAR GRAFICZNY)

A A A
Wanda Hagedorn („Totalnie nie nostalgia”) powraca z nowym, bezkompromisowym w treści i formie memuarem graficznym. Tym razem urodzona w Szczecinie, od lat mieszkająca w Australii aktywistka – związana z najróżniejszymi organizacjami pozarządowymi oraz koordynatorka projektów dotyczących tematyki genderowej, jak również tych mających na celu zapobieganie przemocy wobec kobiet – bierze po lupę zjawisko „ukobiecania” (termin zaproponowany przez samą autorkę), czyli „wieloletniego i wieloetapowego procederu instruowania dziewczynek jak być dziewczynkami według przepisu patriarchalnego” (s. 7).

O tym, jak ów proceder wyglądał (nie tylko) w przypadku Hagedorn, przekonamy się w trakcie lektury zwięzłego, lecz mimo to treściwego wstępu. W rozdziale pierwszym recenzowanego memuaru („Twarz”) narratorka bez taryfy ulgowej opowiada o swoich doświadczeniach z medycyną estetyczną, poruszając jednocześnie temat podwójnego wstydu: z jednej strony wynikającego z tego, że tytułowa część ciała nie jest już tak jędrna i gładka jak kiedyś, z drugiej – spowodowanego gotowością do podjęcia radykalnych działań mających na celu zmianę tego problematycznego stanu. Hagedorn zwraca przy tym uwagę na sedno problemu zasygnalizowane już wcześniej przez Susan Sontag: kobiecy image jest kontrolowany przez seksistowski, patriarchalny system wmawiający kobietom, że korygowanie/odmładzanie twarzy jest ich moralnym obowiązkiem.

O skuteczności tej ideologicznej perswazji przekonuje się sama autorka, rozdarta między sprzeciwem wobec napływających zewsząd (oraz wzmacnianych przez dochodzący do głosu strach przed przemijaniem) zachęt do przywdziania wyestetyzowanej „maski” (skrywającej oblicze naznaczone naturalnym upływem czasu) a pragnieniem podarowania sobie „odrobiny luksusu” (przywołując hasło z pewnej starej reklamy). Problem w tym, że przygoda z botoksem oraz głębokim laserowym przepowierzchniowieniem skóry – po którym twarz bohaterki zaczyna przypominać tatar – okazuje się w przypadku Hagedorn bolesnym (w każdym tego słowa znaczeniu) doświadczeniem.

Rozdział drugi („Brzuch”) ukazuje dalszy ciąg batalii z zaszczepianymi przez patriarchat stereotypami, tym razem dotyczącymi „ślicznościwiotkości” (s. 119), czyli modelowej sylwetki, w której nie ma miejsca na jakiekolwiek wypukłości związane z tytułową częścią ciała. „Wszystkie bohaterki powieści dla dziewczynek, i wszystkie jak jedna królewny i księżniczki w baśniach, nawet biedne sierotki w bajkach były bezbrzuszne i wiotkie. Niepłaskobrzuszność dyskwalifikowała jako wzorzec literacki” (s. 128) – wspomina narratorka, przyznając, że sama poddawała się owemu dyktatowi zwalczania zbędnych kilogramów utrwalanemu między innymi przez polskie seriale i hollywoodzkie filmy. Wątek dotyczący ciąży autorki (w tym jej doświadczeń z promowanym przed laty „kunsztem rodzenia” w zupełnej ciszy, bez słowa skargi) idzie tutaj w parze z dalszą refleksją na temat wszechobecnej „tyranii wiotkości”, według narratorki odpowiedzialnej między innymi za problem anoreksji, bulimii, tłuszczofobii, ale także przypadków samookaleczeń i stanów depresyjnych.

Reakcja męskiego gremium na wystąpienie Grety Thunberg na forum ONZ staje się z kolei punktem wyjściem dla zawartych w „Głowie” (czyli rozdziale trzecim) rozważań na temat istoty mansplainingu (sytuacji, w której mężczyzna usilnie wyjaśnia daną kwestię kobiecie, ignorując fakt, że ona wie więcej w danym temacie niż on) i rożnych, czasem tragicznych w skutkach przejawów mizogini. Dzieło zamyka zwięzłe podsumowanie dokumentujące okoliczności, w jakich autorka udaje się festiwal idei feministycznej „Broadside”.

Utkany z licznych retrospekcji, bezpośredni, zaangażowany, ale i niepozbawiony ujmującego (auto)dystansu memuar Hagedorn – w ramach którego narratorka nawiązuje między innymi do pism i wypowiedzi Simone de Beauvoir, Rebeki Solnit, Meery Atkinson, Susie Orbach, Michela Foucaulta czy Christiane Northrup („najwyższej kapłanki ruchu wellness” [s. 58]) – w niczym nie ustępuje świetnie przyjętej „Totalnie nie nostalgii” zilustrowanej przez Jacka Frąsia. Tym razem oprawą wizualną zajęła się Ola Szmida: pochodząca z Myszkowa rysowniczka, ilustratorka („Miasto w teatrze. Subiektywny przewodnik po Poznaniu i spektaklach Strefy Ciszy” Ewy Obrębowskiej-Piaseckiej) oraz reżyserka filmów animowanych („Unwanted Desires”).

Ekspresyjne, lawowane, wykorzystujące jednak barwne dominanty prace artystki nadają opowieści dodatkowych smaczków i niewątpliwego pazura. Operowanie językiem graficznej metafory, swobodna kompozycja kadrów, udane stylizacje (vide: screeny stron internetowych; sceny z serialu „Seks w wielkim mieście”) – to najważniejsze, choć nie jedyne atuty prac tej utalentowanej artystki.

We wstępie do „Twarzy, brzucha, głowy” Hagedorn zaznacza, iż jednym z celów służących powstaniu niniejszego memuaru było „wy-pisanie wewnętrznego buntu” (s. 12) oraz (choćby częściowe) przezwyciężenie uczucia bezsilności. Mam nadzieję, że drugą część zadania udało się autorce spełnić. Z pierwszego bowiem wywiązała się rewelacyjnie.
Wanda Hagedorn, Ola Szmida: „Twarz, brzuch, głowa. Memuar graficzny”. Kultura Gniewu. Warszawa 2021.