ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 marca 6 (414) / 2021

Przemysław Pieniążek,

KRONIKI YAUTJA (PREDATOR. 5 LAT SCREAM. TOM 1-4)

A A A
Z okazji pięciolecia swojego istnienia oficyna Scream Comics przygotowała kilka fantastycznych (w każdym tego słowa rozumieniu) niespodzianek: jedną z nich jest wydanie czterech ekskluzywnych woluminów zbierających klasyczne, krótkie i te nieco dłuższe historie z Drapieżcami.

Pierwszy z rzeczonych albumów – wykorzystujący na okładce fragment ilustracji przygotowanej przez Chrisa Warnera („Predator. Betonowa dżungla”) oraz Dana Jacksona („House of Gold & Bones”) – otwiera „Gruba zwierzyna”, w której poznajemy kaprala Enocha Nakaia (późniejszego protagonistę serii „Predator. Łowcy”) odbywającego służbę w bazie wojskowej Cole. Pochodzący z plemienia Nawahów żołnierz, pełniący w tej historii także obowiązki narratora, szybko przekonuje się, że niemożność otrzymania przepustki od złośliwego przełożonego to najmniejszy problem: bestialskie zbrodnie, których ofiarami padają wojacy, oraz odnalezienie osobliwego pojazdu latającego, który zdecydowanie nie należy do siatki szpiegowskiej, stanowią zaledwie preludium makabrycznych wydarzeń z werwą zaprezentowanych przez scenarzystę Johna Arcudiego („B.B.P.O.”).

W tej bezkompromisowej opowieści przypominającej o tym, że role myśliwego i zwierzyny mogą się w każdej chwili odwrócić, na uwagę zasługują dynamiczne, podnoszące poziom czytelniczej adrenaliny ilustracje przygotowane przez Evana Dorkina („Milk and Cheese”), Armando Gila („Jurrasic Park – Raptor”) i kolorystkę Julię Lacquement („Green Arrow”). Mnie w pamięci na długo pozostanie świetnie kadrowane oblicze Predka, którego wyraz oczu nie pozostawia złudzeń, że mamy do czynienia z istotą… szaloną.

Chwilę potem Andrew Vachss („Underground”) oraz Randy Stradley („Aliens versus Predator”) rozpętują istną „Wojnę ras”, w krwisty, choć nieco uproszczony sposób zilustrowaną przez Jordana Raskina („Industry of War”) i Lauchland Pelle („Pink Floyd”) wspieranych przez inkera Ricka Bryanta („Nightmask”) oraz odpowiedzialnych za stonowaną paletę barw Matta Hollingswortha („Tokyo Ghost”) i Rachelle Menashe („The Terminator”). Choć na początku tej (dość przewrotnej w wymowie) opowieści przenosimy się do Kenii, zasadniczym miejscem akcji jest Arizona, ściślej – stanowy zakład karny Paloverde.

To do tej placówki trafia Mark Anthony Towers, który z dumą przyznaje się do licznych zbrodni, także tych stanowiących przedmiot dochodzenia w sprawie tak zwanych „zabójstw w kanionie”. Cały wic polega jednak na tym, iż osławiony recydywista przypisał sobie „trofea” innego mordercy, który skądinąd bez problemu dostaje się na teren więzienia, pozbawiając Towersa głowy wraz z kręgosłupem. Wtedy do akcji wkracza Cross – człowiek do zadań specjalnych i niezrównany łowca doskonale znający modus operandi Drapieżców. Przybierając tożsamość prominentnego członka Bractwa Aryjskiego, Cross próbuje przekonać liderów więziennych gangów, by zjednoczyli siły w walce o przyszłość jednej rasy: ludzkiej.

Po dwóch ociekających testosteronem historiach pora na nieco lżejszą konwencję, którą zapewniają „Najeźdźcy z czwartego wymiaru”, zabierający nas wprost do Hollywood A.D. 1959. Ojciec Tommy’ego pracuje dla jednej z drugorzędnych wytwórni filmowych, której wizytówką są dzieła reżyserowane przez Richarda Flynna, specjalistę od szmir z kosmitami w rolach głównych. Chłopiec otrzymuje od rodzica specjalne okulary, dzięki którym widz może zobaczyć na ekranie kinowym tytułowych najeźdźców niewidzialnych dla protagonistów filmu. Problem w tym, że Tommy zabiera ze sobą okulary na przechadzkę do lasu, gdzie – za sprawą rewolucyjnego gadżetu – demaskuje jednego z przedstawicieli rasy Yautja. A ten nie jest zbyt zadowolony z takiego obrotu spraw.

Co tu dużo mówić: jeśli macie ochotę na sentymentalną podróż w czasie zwieńczoną masakrą w kinie samochodowym, czytajcie w ciemno, bo komiks Jerry’ego Prossera (piszącego między innymi przygody Animal Mana) – zilustrowany przez zespół w osobach Jima Somerville’a („Aliens. Newt’s Tale”), Briana Garveya („The Transformers”) i Raya Murtaugh („Classic Star Wars”) – to niepozbawiona humorystycznych akcentów jazda bez trzymanki.

Album zamykają natomiast rewelacyjne „Krwawe piaski czasu”, których pomysłodawcami byli wydawca i okazjonalny scenarzysta Mike Richardson („Living with the Dead”) oraz nestor amerykańskiego komiksu Dan Barry („The Amazing Spider-Man”), odpowiedzialny także za scenariusz rzeczonego utworu, jak i jego warstwę graficzną (aczkolwiek na tym polu wspierał go wspomniany już Chris Warner i kolorystka Gail Beckett znana chociażby z cyklu „Young Indiana Jones Chronicles”). Tutaj poznajemy perypetie Griggsa Irvinga, adwokata biorącego sprawę Joe Boba Cantrella, zasłużonego żołnierza oraz likwidatora na usługach amerykańskiego rządu.

Cantrell, oskarżony o masową zbrodnię, której nie popełnił, przedstawia obrońcy nieprawdopodobną opowieść, mającą zaskakująco wiele zbieżnych punktów z relacjami uczestników najróżniejszych konfliktów zbrojnych rozgrywanych na przestrzeni dekad. Adwokat wchodzi w posiadanie dziennika francuskiego żołnierza z czasów I wojny światowej, który w okopach Verdun na własne oczy widział, do czego zdolne są Yautja, z morderczą gracją lawirujące między francuskimi i niemieckimi okopami.

Świetnie oddana fantasmagoryczna aura wojennego pandemonium sprawia, że „Krwawe piaski czasu” to unikalne dzieło, będące ożywczym koktajlem łączącym wątki rodem z „Na zachodzie bez zmian” Ericha Marii Remarque’a z poetyką oldschoolowych serii pokroju „Two-Fisted Tales” czy „Opowieści z krypty” ze stajni Williama Gainesa (skądinąd tytuł tego drugiego periodyku zostaje przywołany przez protagonistę komiksu).



Czytelniczy apetyt rozbudzony po lekturze pierwszego woluminu nie słabnie po zapoznaniu się z zawartością drugiego rocznicowego tomu, w którym wykorzystano fragment bardzo klimatycznej ilustracji autorstwa chorwackiego artysty Igora Kordeya („Cable: Soldier X”). Przywoływany już scenarzysta Ivan Dorkin w epizodzie „Zła krew” przedstawił casus psychopatycznego Predka, który po bestialskim zamordowaniu swoich pobratymców przypuszcza atak na uczestników weekendowego zlotu miłośników paintballa. Od tej pory lasy New Jersey stają się polem bitwy między oszalałym Drapieżcą a Johnem Pulnickiem, kierownikiem obozu i byłym agentem CIA w jednej osobie, który zawsze może liczyć na uzbrojonych po zęby dawnych towarzyszy broni (warto wspomnieć, że w ich gronie znajduje się Mandy Graves, przyszła protagonistka serii „Predator. Łowcy”).

Pomysłowe kształty kadrów, mocno zniekształcona perspektywa, wizualna psychodela i świetne sekwencje walk: ekspresyjna kreska Dereka Thompsona („Star Wars Visionaries”) oraz intensywna paleta barw dobrana przez tandem Robbie Busch („The Spectre”)/Chris Chalenor („Ghost: Trophy Ghost”) sprawiają, że „Zła krew” jest pamiętnym doznaniem estetycznym, w ramach którego zostanie obficie zroszeni czerwoną i zieloną posoką.

Z kolei w „Bratnich duszach” – owocu scenopisarskiej współpracy Jasona R. Lamba („Colors in Black”) oraz Scotta Tolsona („Star Wars: X-Wing Rogue Squadron”) – nieco lepiej poznajemy codzienne życie w prowincjonalnym Red Ridge. A tam stojąca na straży porządku szeryf Mathis będzie musiała stawić czoło podwójnemu zagrożeniu: bo nie dość, że w stronę miasteczka zmierza trójka zbiegłych psychopatów, to w dodatku malownicze tereny stanowią idealny teren łowiecki dla Drapieżcy, z którym Buddy – poczciwy właściciel warsztatu – ma zaległe rachunki do wyrównania. Ten przetykany retrospekcjami, niepozbawiony onirycznych akcentów thriller posiada sporo zaskakujących wolt fabularnych, które – obok nieco rzemieślniczych, ale dobrze sprawdzających się w tym utworze ilustracji Briana O’Connella („Aliens versus Predator: The Web”), Rogera Petersona („Swamp Thing”) i Bruce’a Pattersona („Green Lantern”) – skutecznie przykuwają uwagę czytelnika.

Niniejszy tom wieńczy natomiast komiks „Między młotem a kowadłem” napisany przez Marka Schultza („Xenozoic Tales”) oraz w oszczędny sposób narysowany przez Gene’a Colana („Doctor Strange”), którego szkicowe prace nabrały pastelowego, chłodnego odcienia za sprawą tria kolorystów: Gregory’ego Wrighta („Silver Sable”), Jimmy’ego Johnsa („Predator versus Judge Dredd”) i Seana Tierneya („Dark Horse Comics”). Sama opowieść prezentuje się następująco: kapitan Cromartie wraz z załogą twardzieli rusza na potencjalnie samobójczą misję tropem Predka skrywającego się w zimnych (prąd Humboldta!) wodach Pacyfiku. Wielkie kałamarnice, fantastyczne oceaniczne bestie i Drapieżca udowadniający, że rasa Yautja to zdecydowanie coś więcej niż tylko siła olbrzymich mięśni: ot, świetne czytadło, w którym nie zabrakło większych ambicji.



W tomie trzecim – ozdobionym fragmentem ilustracji Dana Nortona („Backlash”) – znalazło się dwa razy więcej materiału w porównaniu z poprzednim albumem, aczkolwiek wynika to z faktu, że w „trójce” mamy do czynienia z opowieściami o względnie średnim bądź krótkim metrażu. Najpierw poczujemy „Pierwotny gniew”: niepozbawioną dystansu opowiastkę (scenariusz Kevina J. Andersona, współtwórcy „Dune: House Atreides”) rozgrywającą się w malowniczym pejzażu Alaski (ściślej: Parku Narodowego Denali), gdzie dzielna leśniczka Anna musi zmagać się nie tylko z ryzykiem pożaru, ale i skutkami wizyty kosmicznego łowcy, który zadziera z niewłaściwym przeciwnikiem: rodzinką niedźwiedzi grizzly. Poprawne rysunki Scotta Kolinsa („9-11”) i Johna Lowe („Batman. New Gotham”) w asyście jasnej, przyjemnej dla oka palety barw przygotowanej przez Dave’a Nastelle („Predator. Mroczna rzeka”) sprawiają, że lektura tego epizodu przebiega bez zakłóceń.

O wiele większe wrażenie robi jednak kolejna opowieść, czyli „Nemezis”, za którą odpowiadają szkocki scenarzysta Gordon Rennie („Necronauts”) oraz brytyjski rysownik Colin MacNeil („Sędzia Dredd: Ameryka”). W tym utworze obowiązki narratora sprawuje kapitan Edward Soames (protoplasta Jayi Soames znanej z serii „Predator. Łowcy”), który na prośbę Mycrofta Holmesa (zgadza się, chodzi o starszego brata Sherlocka) podejmuje się arcyważnej misji: powstrzymania zagadkowego seryjnego mordercy – godnego następcy Kuby Rozpruwacza – którego działalność może zagrozić stabilności brytyjskiego imperium. Stylowa, rozgrywająca się w miejskim pejzażu Londynu A.D. 1896 oraz zmyślnie nawiązująca do hinduskiego folkloru opowieść pozostaje w pamięci na długo zarówno dzięki solidnemu scenariuszowi, jak i minorowym w tonie ilustracjom MacNeila.

Nietuzinkowa pozycja to także „Świadkowie” – przygotowany przez Jamesa Vance’a („Kings in Disguise”) i Kate Worley („Omaha The Cat Dancer”) zapis przesłuchania, jakiemu poddawana jest doktor Bergstrom (pracująca nad programem odbudowy populacji wilków w Parku Narodowym Yellowstone) oraz George Sperling, fotograf-wolny strzelec fotografujący kanadyjskie jelenie na zlecenie przyrodniczego periodyku. Oboje mieli bowiem kontakt z Drapieżcami: Bergstrom śledziła poczynania „starego” Yautja oddającego się zagadkowym rytuałom, podczas gdy Sperling natrafił na ślad morderczej działalności trójki „młodszych” Predków. Całość układa się w dość zaskakującą antropologiczną opowiastkę, której szata graficzna – autorstwa Toby’ego Cypressa („Batman/Nightwing: Bloodborne”) i Marka Lipki („Ripley’s Believe It or Not!”) – może budzić skojarzenia z poetyką najbardziej szalonych kreskówek z Cartoon Network. A paleta barw dobrana przez samego Dave’a Stewarta („Hellboy”) tylko to uczucie wzmacnia.

Jeśli chcecie poznać zagadki pewnego odludnego zakątka Luizjany, sięgnijcie po zaprawione czarnym humorem „Tajemnice bagien”, w których scenarzysta Brian McDonald („Old Souls”) ukazał feralne spotkanie trójki myśliwych z bestią rodem z podań Cajunów. Ot, zwięzła, wywołująca niezobowiązujący rechot nowelka w przejrzysty sposób zilustrowana przez Mitcha Byrda („Jaguar God”) i Jasena Rodrigueza („Star Wars. Republic: Honor and Duty”), schludnie pokolorowana przez Jamesa Sinclaira („Batman: Demon”).

Fabularny minimalizm przy jednoczesnym formalnym dopracowaniu cechuje „Złoto demona” – okraszoną retrospektywną narracją opowieść o tym, jak banda hitlerowców, zamiast upragnionego złota i srebra z czasów konkwisty, znalazła Drapieżcę, który w dość wybiórczy sposób podchodzi do tematu litości i łaski. Prosty, ale trafiający w punkt scenariusz Rona Marza („Green Lantern: Kyle Rayner”) oraz wystylizowane ilustracje Claudio Castelliniego („Wolverine: The End”) sprawiają, że wspomniana miniaturka to jeden z mocniejszych punktów tego zbioru.

Omawiany album zamyka natomiast „Krwawa waśń” Neila Barretta, Jr. („Jurassic Park Annual”) z realistycznymi, choć mocno uproszczonymi ilustracjami Leo Duranona („Vampirella”) okraszonymi ciepłą paletą barw dobranych przez Erika Vincenta. Rozgrywająca się w Kraju Kwitnącej Wiśni uwspółcześniona opowieść o niewidomym szermierzu Zatoichim pozostaje przykładem (nieco enigmatycznej w treści) historii o zemście po latach.



Aż dziesięć opowieści udało się zebrać w finalnym, czwartym tomie rocznicowym, na którego okładce przemycono fragment malarskiej pracy George’a Pratta („Enemy Ace: War Idyll”). I w przeważającej większości są to historie co najmniej bardzo dobre. Na początku czeka nas „Obrzęd przejścia”: utrzymana w konwencji komiksu niemego retrospektywna opowieść o spotkaniu afrykańskiego łowcy z Predatorem. Ian Edginton („Stickleback”), mimo skromnych środków wyrazu i równie oszczędnego metrażu, stworzył intrygujące dziełko w lekko karykaturalny sposób zilustrowane przez Ricka Leonardiego („Green Lantern versus Aliens”) oraz Dana Panosiana („Slots”).

Po tym epizodzie nie następuje bynajmniej pożegnanie z Afryką: chwilę potem bowiem Chuck Dixon („Batman”) serwuje opowieść zatytułowaną „Lwy z Nghasy”, ukazującą mrożące krew w żyłach perypetie strażnika parku narodowego w Kildeer. Mężczyzna w 1936 roku stanął oko w oko z Drapieżcą z łatwością rozprawiającym się z białymi myśliwymi o czarnych sercach. Naskórkowo (ale jednak) poruszony problem kolonializmu oraz zacne nawiązania do sztuki afrykańskiej (komiks zilustrował Enrique Alcatena znany chociażby z „Predator versus Judge Dredd”) sprawiają, że niniejszą historię również trudno zapomnieć.

Przywoływany John Arcudi powraca z „Najszczerszą prawdą”, za sprawą której trafiamy na bagna Everglades A.D. 1926, gdzie trójka mężczyzn ściga zbiegłego przestępcę. Nie muszę dodawać, że obławie uważnie przygląda się Predek, który ma własną wizję tego, jak niniejsze polowanie powinno się zakończyć. Czarno-białe, realistyczne ilustracje Roba Waltona („Ragmop”) i również wspominanego wcześniej Armando Gila idealnie dopełniają tę kameralną opowiastkę wzbogaconą o pierwiastek ironii.

Znany rodzimemu czytelnikowi Enoch Nakai powraca w nieco dłuższej opowieści zatytułowanej „Krew na Górze Dwóch Czarownic”, aczkolwiek w historii napisanej przez Terry’ego LaBana („Edge City”) obowiązki narratora sprawuje tym razem dziadek protagonisty, przywołujący dramatyczne wydarzenia związane z przejmowaniem świętych terenów Indian przez kompanię naftową. Jak nietrudno zgadnąć, wspomniane przejęcie wiąże się z aktami przemocy i rozlewem krwi, które niezawodnie zwracają uwagę Yautja. Wyraziste rysunki Howarda Cobba („Virus”) w przejrzysty sposób pokolorowane przez Leę Hernandez („Killer Princesses”) są przykładem dobrego rzemiosła, podobnie jak ilustracje D. Alexandra Gregory’ego współtworzącego oprawę graficzną do kolejnej opowieści zawartej w recenzowanym woluminie, czyli „Miasta łowów” według scenariusza Charlesa Moore’a (antologia „Negative Burn”). Tytułową lokacją okazuje się Nowy Jork A.D. 1947, ściślej – Manhattan, gdzie pewien fotoreporter zgłębia tajemnicę brutalnych morderstw, których ofiarami padają miejscowi gangsterzy.

Nieco bardziej zaawansowaną podróż w czasie oferuje nowelka „1718” Henry’ego Gilroya („Star Wars: The Clone Wars”), w ramach której przenosimy się na rajskie wybrzeże Gwinei, gdzie stajemy się świadkami starcia między kapitanem pirackiego okrętu a jego chciwymi kamratami. W tej nierównej walce protagonista zyskuje nieoczekiwanego sojusznika kierującego się w życiu dość specyficznym kodeksem honorowym. Szybko, zwięźle i na temat: ot, perełka, przepięknie namalowana przez przywoływanego już Igora Kordeya.

Całkowitym przeciwieństwem wspomnianego utworu jest natomiast „Ksenogeneza”: napisany przez Iana Edgintona przydługi, futurystyczny akcyjniak ukazujący perypetie funkcjonariuszy Włóczni (globalnej agencji ds. bezpieczeństwa), będący jednocześnie opowiastką o kryzysie zaufania i (znów) historią o wyrównywaniu zamierzchłych rachunków. Kalejdoskopowa zmienność lokacji (Morze Południowochińskie, Kolorado, Birmingham, Paryż), liczne sekwencje walk z (tym razem drużynowo atakującymi) Drapieżcami plus mocno karykaturalne, pokolorowane przez Dave’a Stewarta ilustracje duetu Mel Rubi („Aliens versus Predator versus The Terminator”)/Andrew Pepoy („Baśnie”) mogą pozyskać sympatię czytelnika. Aczkolwiek w porównaniu z pozostałymi opowieściami zebranymi w tym tomie „Ksenogeneza” robi najmniejsze wrażenie.

Tego samego nie powiem już o „Piekielnym wędrowcu”, będącym dowodem na bardzo udaną współpracę między amerykańską pisarką Nancy A. Collins (mającą na koncie także inne komiksowe inicjatywy takie jak chociażby „Dhampire: Stillborn”) a brytyjskim artystą Deanem Ormstonem („Czarny Młot”). Trzecioosobowa narracja zabiera nas w tym średniometrażowym dziele w rejon Gór Ozark (Arkansas) A.D. 1863, gdzie pozostała przy życiu garstka żołnierzy walczących po stronie Unii oraz niedobitki Konfederatów (wszystkich zaś zgodnie prześladują demony przeszłości) łączą siły w bezpardonowym starciu z – dosłownie – nieludzkim przeciwnikiem.

Z miejsca rozpoznawalna kreska Brytyjczyka wraz z dobraną przez niego paletą wyjątkowo ponurych barw stanowi ozdobę „Więźnia” (według scenariusza Gordona Renniego), czyli posiadającej ujmujący pazur historii o eksperymencie, w ramach którego naukowcy trzymają schwytanego Drapieżcę pod kopułą (w której odtworzony został naturalny habitat Predków) i obserwują jego łowieckie nawyki. Tyle tylko, że okaleczony, znudzony Yautja wcale nie czuje się więźniem – co udowadnia z właściwym sobie wdziękiem.

Album wieńczy za to króciutka „Bestia, choć dzika…” Mike’a W. Barra („Batman: Narodziny Demona”) – okraszona cytatem z „Ryszarda III” Szekspira opowieść o wdowie po kapitanie Cyrusie Trasku, który przeszedł do krainy wiecznych łowów za sprawą pewnego lwa. Teraz rezolutna protagonistka wysyła w pogoń za zwierzęciem grupę specjalistów od mokrej roboty, których umiejętności blakną jednak w obliczu myśliwskich talentów metodycznego kosmity, z gracją uwiecznionego w rzeczonym utworze przez przywoływanego już Scotta Kolinsa i Dana Schaefera („Death Race 2020”).

Zdaniem podsumowania: imponujące gabarytami, zamknięte w twardych oprawach rocznicowe tomiszcza gwarantują pasjonującą lekturę, rekomendowaną nie tylko zagorzałym fanom polimedialnej franczyzy.
„Predator. 5 lat Scream. Tom 1-4”. Tłumaczenie: Robert Lipski. Scream Comics. Łódź 2020-2021.