ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 marca 6 (414) / 2021

Konrad Kopel,

DARWINA (I NIE TYLKO) 'SWOISTE EMPATYCZNE NASTAWIENIE BADAWCZE' (JUSTYNA SCHOLLENBERGER: 'STWORZENIA DARWINA. O GRANICY CZŁOWIEK-ZWIERZĘ')

A A A
Suche stwierdzenie, że darwinizm był (jest) ściśle powiązany z paradygmatami modernistycznymi, to frazes. Nie stawia oporu podczas czytania, nie wzbudza podejrzeń, może jedynie ziewnięcie. Znudzone przyjęcie banału ma jednak w sobie coś niepokojącego, ale i wzniosłego. Wytworzyła go przecież złożona maszyneria języka, pól dyskursu, wyobrażeń oraz formuł lokalnych i ponadlokalnych, obciążyła go aksjologią, a potem zamknęła w skomplikowanym sejfie założeń, znaków, śladów konotacji, sugestii denotacji. Ziewnięcie zaś to sygnał dobrze pracującego naszego układu maszynowego, skoro, bezwysiłkowo przyjmując tak ciężką paczkę, swoim znudzeniem konstytuujemy całość maszyny wytwarzającej. Podobną perspektywę przyjmuje Ewa Kosowska, badając, jak darwinizm wpływał i wpływa nie tylko na myślenie codzienne, ale również wybory metodologiczne dokonywane w murach akademii. Popularność paradygmatu wpłynęła bowiem również na „ambiwalentny stosunek do Karola Darwina, który stał się nie tylko ikoną ewolucjonizmu, ale i w jakimś sensie ofiarą jego metodologicznej atrakcyjności” (Kosowska 2010: 46). Stał on się przecież twarzą nie tylko pod wieloma względami intrygującej koncepcji, ale także „wulgarnego darwinizmu” uprawomocniającego m.in. triumf silnych nad słabymi.

Badania nad tym jednym z najbardziej rozpoznawanych (co nie znaczy znanych) w Europie naukowców pociągają za sobą wiele niebezpieczeństw i zagrożeń. A już wykorzystanie najświeższych narzędzi teoretycznych wymaga szczególnej ostrożności, skoro „wydobywając na jaw (…) »braki« (tj. nieme założenia autorów – K.K.) unieważniamy jakąś ważną część ich doświadczenia i zastępujemy je własnym” (Kosowska 2010: 38). Justyna Schollenberger skupia się na „brakach” szczególnych, bowiem bada pisma Darwina pod kątem modeli „postaw wobec zwierząt i człowieka (jako zwierzęcia i istoty wyróżnionej) z intencją wskazania ich niejednoznaczności i skomplikowania” (s. 30). W „Stworzeniach Darwina” zostaje tym samym podjęty problem o wyjątkowym znaczeniu dla europejskich dyskursów minionych, ale również obecnych. Problem, od którego zależeć będą w dużym stopniu działania podejmowane (na szczeblu lokalnym oraz ponadlokalnym), zarówno w odniesieniu do kryzysów generowanych przez antropocen, jak i spraw być może mniej „spektakularnych”, jak prawa zwierząt (nie-ludzkich) do ziemi, na której mieszkają. Problemem tym jest „granica człowiek–zwierzę”.

Szczególność badanego „braku” wynika z jego niejednoznacznej obecności w teksach Darwina. Z jednej strony bowiem zwierzęta oraz człowiek są głównymi przedmiotami zainteresowań przyrodnika. W odniesieniu do nich zostaje skonstruowana jego teoria ewolucji, która ma wyjaśnić ich genezę. Z drugiej strony – poziom ten jest powierzchniowy i dopiero wykorzystanie odpowiednich narzędzi teoretycznych pozwala na namysł nad tym, jakie wyobrażenia oraz myślowe formuły skłaniają Darwina do wyznaczania określonych delimitacji oraz stawiania często opresyjnych tez. Schollenberger kompletuje więc złożony (chociaż opisany niezwykle przejrzyście) aparat teoretyczny w celu śledzenia w pismach przyrodnika „»istot granicznych« (…), oraz zwierząt traktowanych jako stale obecne zaplecze służące wyjaśnianiu zachowań ludzkich” (s. 30). Dzięki temu wydobywa ona zawarte w darwinowskich pracach „niedające się przezwyciężyć napięcie wynikające z jego teorii, umieszczającej człowieka pośród reszty zwierząt” (s. 30). Autorka sięga w tym celu po koncepcje m.in. Jacquesa Derridy, Giorgia Agambena, Donny Haraway, Tima Ingolda, a więc filozofek i antropologów postmodernistycznych oraz posthumanistycznych. Co jednak kluczowe, stworzona przez nią konstrukcja teoretyczna nie zagarnia materiału źródłowego jako swojej „pożywki”. Często bowiem zdarza się, że nowe i szczególnie perswazyjne koncepcje (do jakich niewątpliwie zaliczają się ustalenia przytoczonych myślicieli/myślicielek) są wykorzystywane przez interpretatora do dowolnej reorganizacji „badanych” materiałów. Od razu muszę zaznaczyć, że nie jest to jednak przypadek „Stworzeń Darwina”. Schollenberger z konstrukcji teoretycznej korzysta w celu wyodrębnienia i zbadania problemu granicy człowiek–zwierzę, jednak fundamentem jest sumienna analiza tekstów (oraz kontekstów) źródłowych. Autorka wykazuje się ostrożnością i nieufnością względem stosowanych narzędzi, a świadomość ograniczeń oraz możliwości własnych założeń pozwoliła jej na napisanie monografii, której wartości nie sposób podważyć.

„Stworzenia Darwina” podzielone są na trzy części. W pierwszej zostaje wprowadzona problematyka granicy człowiek–zwierzę oraz większość narzędzi wykorzystywanych przez autorkę w kolejnych partiach wywodu. Część druga „w całości poświęcona jest analizie »Podróży na okręcie Beagle’«” (s. 37), w trakcie której Darwin po raz pierwszy styka się całym spektrum Innego (od Innego krajobrazu, przez zwierzęcego-Innego po Innego człowieka-dzikiego). W części trzeciej autorka bierze na warsztat późne prace przyrodnika oraz jego pełne napięć relacje z „granicznymi” psami, małpami i dżdżownicami. Tym samym, chociaż Schollenebrger odwołuje się do ustaleń z zakresu animal studies (w pierwszej części), to, jak widać, zgodnie z deklaracjami skupia się głównie na postaci Darwina, a właściwie jego dziełach, przez które przechodzi do wątków biograficznych oraz uwarunkowań kulturowych. Trudna, a wręcz wątpliwa byłaby analiza pism pod kątem występujących na ich kartach zwierząt – i chociaż te również są bohaterami monografii (m.in. psia przyjaciółka Darwina, Polly), to na pierwszym planie pozostaje człowiek pełniący kulturową rolę naukowca. Nie jest to jednak zarzut, ponieważ w centrum namysłu znajdują się złożone procesy wyznaczania granicy, a nie granica rozumiana jako transcendentny, obiektywny podział.

Kolejne badawcze zagrożenie wiąże się właśnie z badaniem człowieka, ale nie byle jakiego, bo przecież Darwina. Szczególne miejsce w kulturach europejskich rozpoznawanego ewolucjonisty sprawia, że łatwo popaść w pisanie „Wielk(ich) Narracj(i) o Wielkich Ludziach odsłaniających prawa natury i kultury” (Kosowska 2010: 40). Równie niebezpieczne jest jednak poddanie się modernistycznemu paradygmatowi postępu i krzywdzące narzucenie swojego systemu wartości osobie, której życie i pracę chce się poznać. Schollenberger i tym razem unika wyborów niekorzystnych dla wartości monografii. Autorka, przywołując ustalenia Gillian Beer i Georgea Levina, zaznacza, że z dzieł Darwina przebija „uparta ciekawość świata połączona ze swoistym empatycznym nastawieniem badawczym” (s. 35). Z każdym kolejnym rozdziałem ujawniała się jednak przede mną „badawcza empatia” nie tylko przyrodnika, ale i samej Schollenberger. W żadnym wypadku nie znaczy to, że „Stworzenia Darwina” wybielają tytułowego naukowca lub usprawiedliwiają jego nierzadko okrutne i budzące sprzeciw czytelników decyzje, opinie czy działania. Tak na przykład stosunek Darwina do tubylców (nazywanych przez niego „nędznymi, upodlonymi dzikusami” [s. 187]) jest przez autorkę jednoznacznie określony jako wykorzystanie „kolonizatorski[ch], imperialistyczn[ych] wzorc[ów]” (s. 163) do oceny innych kultur, a sam ewolucjonizm wskazany zostaje jako „świetne i wszechstronne narzędzie do krytyki kultur uważanych za »prymitywne«” (s. 163).

Zatrzymanie się w tym momencie lub przeprowadzenie gruntownej krytyki postawy przyrodnika byłoby jednak rozczarowujące, a wręcz wtórne. Schollenberger wybiera rozwiązanie być może trudniejsze, ale na pewno dużo ciekawsze pod względem badawczym oraz bardziej empatyczne. W miejsce „Wielkiego Człowieka” wprowadza bowiem dwudziestokilkuletniego Karola, który dotąd żył w Anglii wśród bruku, muślinu i koncepcji transcendujących europejską logikę jako uniwersalne prawa myślenia. Ten młodzieniec jest oczywiście wytworem zachodniej maszyny, jej kolonializmu oraz imperializmu, jednak jest on też przerażony i „nie odnajduje z mieszkańcem Ziemi Ognistej płaszczyzny rzeczywistego porozumienia, ponieważ ich sposoby doświadczania rzeczywistości się nie pokrywają, jednocześnie łączy ich wspólnota człowieczeństwa” (s. 175). Nie chodzi więc o prostą krytykę osoby żyjącej w zupełnie innym świecie. Próba przynajmniej częściowego zrozumienia używanych przez badany podmiot formuł oraz wyobrażeń myślowych, a także konkretnych sytuacji, w których się znalazł, ma uwidocznić pracę „maszyny antropologicznej” (wyznaczającej granice człowiek–zwierzę) w tekstach Darwina. W takim ujęciu tubylec dla przyrodnika staje się niemal tricksterem, „który nie zachowuje się ani jak zwierzę, ani jak człowiek, wykazuje, że istnieje jakaś luka w kontinuum człowiek – zwierzę” (s. 191). Warto jednak cały czas pamiętać, że ten dwudziestolatek po powrocie opublikuje książki, które wpłynęły na kształt dzisiejszej Europy. Tak więc praca „maszyny antropologicznej” w tychże książkach ukazuje nie tylko dyskursywne mechanizmy, z których korzysta (niekoniecznie świadomie) Darwin, ale analiza ich funkcjonowania daje nam również częściowy wgląd w niezwerbalizowane fundamenty tekstów, koncepcji późniejszych.

Tym samym autorka każdorazowo wychodzi od analizy pism Darwina, jednak w celu dookreślenia poszczególnych wątków przekracza tekst, sięgając do biografii, historii oraz antropologii kultury. Na koniec powraca do początkowego tekstu, pokazując, na czym opiera się praca konkretnych jego partii. Powyższy przykład spotkania przyrodnika z tubylcem z Ziemi Ognistej obrazuje ten tok badania oraz prowadzenia wywodu. Nastawiony jest on jednak na rozpoznawanie perspektywy Darwina. Czy więc „badawcza empatia” autorki ogranicza się jedynie do Europejczyka? Żeby nie pozostawiać wątpliwości, od razu odpowiadam, że nie.

Badanie (opisywanie/rekonstruowanie) perspektywy/umysłowości/właściwości Innego jest jednym z problemów napędzających antropologię (właściwie od jej wyodrębnienia się w drugiej połowie XIX wieku), ale nie tylko ją, bo historycy również zaczynają sobie uświadamiać nieredukowalną inność ludzi, których uznajemy za naszych przodków. Posługując się monstrualnym wręcz uproszczeniem, całą trudność pisania o Innym można sprowadzić do wyznaczania ścieżki porozumienia pomiędzy dwoma przepaściami. Z jednej strony zionie otchłań, do której badacz wpada w chwili, gdy uznaje swoje koncepcje za narzędzia umożliwiające obiektywny opis badanych Innych jak gdyby „z zewnątrz”, bez potrzeby wchodzenia z nimi w bezpośrednią interakcję (casus ewolucjonizmu m.in. Jamesa Georga Frazera). Wpaść do drugiej można równie łatwo, gdy antropolog uzna, że jego umysłowość po wielu latach studiów stała się tak „gibka”, że może w jakiś (intelektualny lub poza intelektualny sposób) uzyskać dostęp do perspektywy Innego, spojrzeć jego oczami na jego świat. Wpadnięcie w jedną albo drugą przepaść kończy się bardzo często beztroskim projektowaniem swoich wyobrażeń na umysł ludzi badanych, co w najlepszym razie generuje przekłamania, a w najgorszym – szowinizmy i wykluczenia. I kolejny raz muszę przyznać, że Schollenberger jest tego świadoma. Zaznacza, że Indianie zostali przez Darwina w dużej mierze odpodmiotowieni, jednak rozumie również, że może zwrócić im podmiotowość jedynie poprzez uznanie, że „(a)dekwatne oddanie ich przeżyć jest niemożliwe, staje się dla nas raczej ćwiczeniem na umiejętność dostrzegania wielości możliwych perspektyw, wykluczających się punktów widzenia” (s. 205).

Empatyczny szacunek Schollenberger nie ujawnia się jedynie w stosunku do ludzi. Przytaczane przeze mnie fragmenty spotkań z tubylcami Ziemi Ognistej są opisywane jako kontakt z istotami niejednoznacznymi dla Darwina, wymuszającymi na nim przemyślenie delimitacji i figur, które dotąd uznawał za niepodważalne. Prócz Indian autorka jako istoty niejednoznaczne wyróżnia jednak zwierzęta dla Darwina ważne, problematyczne, a także mu bliskie. Schollenberger ustrzega się używania antropomorfizacji, dostrzegając równocześnie w antropomorfizacjach stosowanych przez przyrodnika nie tylko projekcję ludzkiej umysłowości na nie-ludzkie zwierzę, ale i potencjał ukazania „działalnoś(ci) intencjonaln(ej) w całym królestwie zwierzęcym” (s. 430). Rozpoznawanie pracy granicy człowiek–zwierzę wymaga podążania za siecią zależności i spotkań aktorów ludzkich oraz nie-ludzkich, jednak sama granica powstaje po stronie ludzi (co nie znaczy, że zwierzęta nie mogą wyznaczać analogicznych granic np. pies–zwierzę).

Schollenberger wychodzi od badania pism Karola Darwina jako osoby. Umieszcza go w konkretnym kontekście kulturowym, rekonstruuje poszczególne zdarzenia i spotkania z jego życia, wyszczególnia lektury, które miały wpływ na przyrodnika. Dopiero to skupienie się na fragmencie, zlokalizowanych wpływach i funktorach pozwala jej na przejście do imponującej rekonstrukcji pracy, dynamicznie przez Darwina (re)formowanej, granicy. Rekonstrukcji imponującej nie tylko ze względu na wnikliwość, ostrożność oraz szacunek autorki do badanych podmiotów. Schollenberger podjęła trudną próbę przejścia od badania szczegółu, jednostkowego wytworu (serii wytworów) kulturowych do dookreślenia procesów całościowych, których tenże jednostkowy wytwór jest częścią. Próba ta zakończyła się sukcesem, a „Stworzenia Darwina” stanowią w moim odczuciu ważną pozycją nie tylko dla antropologów, historyczek, kulturoznawców czy filozofek.

LITERATURA:

Kosowska E.: „Dar i wina Darwina”. „Świat i Słowo” 2010, nr 1.
Justyna Schollenberger: „Stworzenia Darwina. O granicy człowiek–zwierzę”. Instytut Badań Literackich PAN. Warszawa 2020 [seria: Nowa Humanistyka, t. 64].