ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 kwietnia 7 (415) / 2021

Marcel Warbisch,

SPRAWDZAJ SIĘ W PRZEMIJANIU, BO 'TO WSZYSTKO JEST ZMYŚLONE' (ANNE BOYER: 'OBUMARŁA')

A A A
Jeszcze do niedawna wątpiłem w taką lekturę książki, która potrafiłaby wprawić w rodzaj przedziwnej, nieustępującej poznawczej niemocy. Chodzi mi o taki stan, w którym zebranie myśli oraz wytworzenie adekwatnego języka jest jakby niemożliwe. Być może ustawia mnie to w roli co najmniej mało wprawionego czytelnika albo ckliwego głupca, ale mimo tych obaw (skądinąd błahych) przepracowywanie książki Anne Boyer wciąż mi towarzyszy. Można bowiem napisać książkę o chorobie, która stanowić będzie ciekawe studium przypadku, antropologiczną rozprawę pełną intelektualnych wytrychów – a tym samym zagwarantować czytelnikom i czytelniczkom godziny rozmów o (bio)polityce i tym, co znaczy chorować. Byłoby rzecz jasna ciekawie i angażująco.

Rzecz jednak w tym, że można też napisać książkę taką, jaką napisała Anne Boyer. Inną niż inne – mimo okropnej banalności tego stwierdzenia. Pracę wnikliwą i szalenie erudycyjną, ale jednocześnie wymykającą się prostym schematom i naukowym uogólnieniom. Być może dlatego nie wstydzę się swojej niemocy w mówieniu i pisaniu o tej książce – chociaż bardzo chciałbym uchwycić jej formę i treść. Gdy autorka dowiaduje się o tym, że choruje na złośliwego raka piersi (potrójnie ujemny rak piersi), w wyniku czego poddaje się chemioterapii, a następnie podwójnej mastektomii, jej rzeczywistość nie ulega prostemu rozpadowi – nie jest realizowana klasyczna narracja o chorym ciele – lecz stanowi początek ciekawie modelowanej rozprawy otwierającej czytelnika i czytelniczkę na możliwość doświadczania różnych składowych rzeczywistości. Boyer we wstępie do swojej książki pisze: „Powszechne obecnie formy literackie dotyczące raka piersi pomijają przemysłową etiologię tej choroby, mizoginiczną i rasistowską przeszłość oraz praktykę medycyny, straszliwą kapitalistyczną machinę zysku oraz nierówną dystrybucję klasową cierpienia i śmierci” (s. 15).

Jest więc to nie tyle książka o cierpieniu, zmaganiu się z chorobą, ciałem, wstydem i strachem (chociaż te konteksty autorka opisuje niezwykle), ile żarliwa odpowiedź na medyczno-korporacyjny wyzysk. Boyer mistrzowsko rozpoznaje i opisuje stechnicyzowaną maszynerię, która sprawnie wywleka nas z własnych ciał i wystawia na migoczące światło ekranu: „Witaj w świecie maszyn, których imiona są akronimami: MRI, CT, PET. Włóż słuchawki, włóż fartuch, zdejmij fartuch, ręce do góry, ręce w dół, wdech, wydech, pobieranie krwi, kontrast, głowica tu, głowica tam, poruszanie się i bycie poruszaną – radiologia zmienia osobę z uczuć i ciała w pacjentkę ze światła i cieni. Milczący technicy, głośne łomotanie, ciepłe koce, filmowe piski” (s. 21). Gdy opisuje pawilon onkologiczny, w którym poddaje się leczeniu (określenie „poddawać się leczeniu” w kontekście lektury tej książki nabiera nowego znaczenia), zauważa, jak mylnie interpretujemy neoliberalne strategie systemowej troski i opiekuńczości, a jednocześnie nie wynajdujemy nowych języków i znaczeń, by oddać czym jest (bądź czy jest możliwa) opieka niezapośredniczona przez jakikolwiek system. Dokonuje się wtedy zresztą, jak pisze Boyer, ciekawe odwrócenie stające się wyjaśnieniem patriarchalnej tendencji: „Praca troski i praca danych współistnieją w paradoksalnej symultaniczności: łączy je to, że tak często wykonują je kobiety (…)”. Autorka podsumowuje: „Ale to lekarze mnie czytają – czy raczej czytają to, czym stało się moje ciało: złożoną z informacji pacjentkę stworzoną przez pracę kobiet” (s. 60-61). Nakłuwanie, badanie, wprowadzanie danych do systemu – to praca wykonywana przez pielęgniarki. Przy czym jednocześnie składają się na nią, jak opowiada Boyer, żarty bądź trzymanie za dłoń, by uśmierzyć ból terapii. To właśnie w tym momencie przecina się wspomniany system troski i danych, cały zaś realizowany podług seksistowskiej polityki. Boyer przepisywana jest przez kobiety, by następnie być odczytaną przez mężczyznę.

To, jak niejednoznacznie autorka prowadzi swoją narrację, sprawia, że jej książka jest jakby czystym sensem, bez nadbudowanych wokół niego retorycznych klisz. Taką opowieścią, która nie uzurpuje sobie prawa do wytwarzania języka – stanowi raczej świadomą egzemplifikację jego braku. Jednocześnie jednak: o ile nie sposób określić tego, co czuje chora/chory, o tyle system zawłaszczeń i rynkowych wyzysków w polityce wyniszczania ciał jest zupełnie obnażony. Chorujące na raka piersi kobiety są ofiarami nie tylko systemowego uprzedmiotowienia, w ramach którego tracą prawo do samodzielnego określania własnej podmiotowości. Są bowiem „wytwarzane” w polu krzywdzącej narracji „zwyciężczyń” i „przegranych”. To także „kultura różowej wstążki”, ta przedziwna perwersja tłumacząca się z rzekomego wspierania chorych, często będąca niczym innym, jak tylko frazesami, reklamowymi sloganami i idiotycznymi broszurami „pomocowymi”. Gadżetami w postaci t-shirtów z heroicznymi napisami: „pieprzyć raka”. W rzeczywistości ustawia się kobiety wobec doświadczeń zaprojektowanych. Boyer pisze: „Oczekuje się, że smutek zachowamy dla siebie, ale odwagą podzielimy się ze wszystkimi. Że, jak można zobaczyć na filmikach z YouTube’a, pójdziemy na mastektomię tanecznym krokiem albo jak w »Seksie w wielkim mieście« staniemy z Samanthą w sali balowej i wyrzucimy w górę nasze peruki, na co tłum bankietowych gości zareaguje okrzykiem aprobaty” (s. 79).

Poza politycznym i rynkowym kontekstem, o którym pisze autorka, istotną częścią książki jest dyskutowanie egzystencji chorego, jego języka i obrazu świata, jaki mu towarzyszy. Boyer robi to w sposób wirtuozerski, chociaż nie zamierza usilnie wytwarzać literackich sensów. To po prostu szczera, przełamująca milczenie i tabu opowieść o rzeczywistości utkanej z projekcji i symboli, ale także z pragnień i lęków. Jak w tym fragmencie: „Moja choroba nie była po prostu zestawem odczuć, nauką interpretacji czy tematem literackim, choć była także tym wszystkim. Moja choroba była uwięzionym strachem, że umrę i zostawię córkę bez środków w nieprzyjaznym świecie, a także obawą, że poświęciłam całe życie i wszystko, co miałam, pisaniu, by nigdy nie doczekać się za to nagrody. Była przerażeniem, że wszystko, co kiedykolwiek napisałam, będzie tkwiło przeanalizowane, ale nieczytane na serwerach Google’a, aż nawet one obrócą się w proch, a ja stanę się tym niemym czymś, martwym człowiekiem, który zbyt wcześnie zostawił to, co najbardziej kochał, samotne i pozbawione ochrony” (s. 126).

Z jednej więc strony mamy książkę, która uderza w seksistowski konsumeryzm, obnaża „kosztowny festiwal śmierci” (s. 135), ukazuje splątane języki i sfabrykowane treści (mity wytwarzane wokół chorowania, budzące grozę niekonwencjonalne metody leczenia itp.). Z drugiej strony autorka wprowadza nas w przestrzeń płynnych, niejasnych znaczeń i przeżyć. Nie ucieka się do taniej poetyckości, ale z ogromną siłą opowiada o tym, o czym zapominamy w kontekście zmedykalizowanej choroby. A przecież, jak zauważa Boyer, rak to nie coś konkretnego. To bardziej idea fundującą nasze myślenie niż materialny obiekt. Zresztą, co istotne, autorka nie rozpatruje swojej choroby w perspektywie fortunności. Gdy opisuje historię Kathy Acker, pisarki, która decyduje się nie poddawać chemioterapii, Boyer z wielką siłą krytykuje neoliberalny dyskurs wyboru: „Rak zabija ludzi, tak samo jak zabija ich leczenie i brak leczenia – to, w co wierzymy i co czujemy, nie ma tu nic do rzeczy. Mogłabym podpisywać się pod wszystkimi słusznymi przekonaniami, przejawiać wszelkie możliwe cnoty, spełniać same dobre uczynki i przestrzegać wszystkich instytucjonalnych zaleceń, a i tak umrzeć na raka piersi – albo mylić się we wszystkim i wszystko robić źle, a jednak żyć nadal” (s. 187). Jestem przekonany, że tak odważnie stawianych sądów potrzeba nam więcej. Można by zresztą uznać, że książka Boyer jest tak odważna, bo też poetycko gniewna wobec patriarchalnych narracji i medycznej korporacyjności. Jak pisze Agata Sikora, recenzując książkę Boyer w „Dwutygodniku”: „Cała nadzieja w tym gniewie” (www.dwutygodnik.com).

Długo zastanawiałem się nad tym, dlaczego książka Boyer stanowi dla mnie pewnego rodzaju wyłom intelektualny w dyskursie o chorowaniu i cierpieniu. Humanistyka bogata jest w te konteksty, nie mniej przecież zaskakujące i ważne. Nie sposób jednak nie uznać, że książka Boyer daje początek innemu mówieniu o stracie i cierpieniu. Fragmenty, w których autorka tak sugestywnie pisze o bólu czy wyczerpaniu, będą – jestem tego pewien – cytowane często i śmiało w kontekście badań nad chorobą, bo stanowią rodzaj filozofii pytań i zwątpień. To nie absolutystyczna opowieść, którą paraliżuje potencjalna „względność”. Sama autorka konkluduje: „To wszystko jest zmyślone. To znaczy posiadanie ciała w świecie nie jest posiadaniem ciała w prawdzie – jest posiadaniem ciała w historii” (s. 237). Boyer być może otwiera nowe (albo przynajmniej mocno dopełnia już istniejące, by wspomnieć o cytowanych przez samą Boyer Susan Sontag czy Audre Lorde) humanistyczne archiwum choroby. Jej praca jest bez wątpienia czymś więcej niż tylko poetyckim świadectwem cierpiącego ciała.

LITERATURA:

Sikora A.: „Destylat gniewu”. https://www.dwutygodnik.com/artykul/9347-destylat-gniewu.html.
Anne Boyer: „Obumarła. Ból, słabość, śmiertelność, medycyna, sztuka, czas, sny, dane, wyczerpanie, rak i opieka”. Przeł. Karolina Iwaszkiewicz. Wydawnictwo Czarne. Wołowiec 2021.