MIĘDZY MŁOTEM A KOWADŁEM (OBCY KONTRA PREDATOR/OBCY KONTRA PREDATOR: WOJNA, CZĘŚĆ 1/OBCY KONTRA PREDATOR: WOJNA, CZĘŚĆ 2/OBCY KONTRA PREDATOR: WOJNA TRZECH ŚWIATÓW)
A
A
A
Wydawnictwo Scream Comics nie ustaje w dostarczaniu nam wszelkiego dobra ze stajni Dark Horse, serwując cykl opasłych tomów zbierających (nie tylko) krótkie historie z przedstawicielami dwóch ikonicznych ras: Alienami i Predatorami. Do kolekcji warto dołączyć dwie kolejne kolorowe cegiełki (wszak, jak pamiętamy, każdy z tomów posiada brzegi barwione inną błyszczącą farbą) dokumentujące epickie starcia ludzi, ksenomorfów i Yautja. Starcia, które przebiegały w najróżniejszych konfiguracjach.
Za sterami oryginalnej serii „Obcy kontra Predator”, jak również pozostałych historii zebranych w recenzowanych woluminach stanął amerykański scenarzysta Randy Stradley. O tym, że jegomość potrafi pisać wciągające, interesujące fabuły, świadczy opowieść otwierająca „żółty” tom. Spójrzmy na sam początek: z „offu” dobiega do nas rozmowa Toma Strandberga oraz Scotta Conovera (pilotów frachtowca handlowego Lector zmierzającego na farmy hodowlane Prosperity Wells znajdujące się na skolonizowanej planecie Ryushi) na temat bezdusznego eksploatowania przez człowieka zasobów mineralnych oraz doprowadzania do zagłady całych ekosystemów. Mężczyźni dyskutują także na temat tego, że życie to walka pojmowana w darwinowskim kluczu (przetrwanie najsilniejszych), jak i o tym, że nie warto zadzierać z Matką Naturą.
Powyższe dywagacje zestawione zostają z wielostronicową sekwencją kadrów ukazujących proces wieloaspektowego przygotowywania się Drapieżców do rytualnej walki z Obcymi, których jaja zostają skrupulatnie rozprowadzone w odludnych zakątkach Ryushii. Nie ma sensu roztrząsać, czy Yautja mieli świadomość, że na planecie znajdują się ludzie: ot, facehuggery zyskały większe pole do popisu, a chestburstery – nowe inkubatory. Faktem jest, że pojawienie się zagadkowych organizmów w pobliżu stada Rhynthów budzi zaniepokojenie związkowców, szczególnie Acklanda (przewodniczącego Związku Farmerów) obawiającego się utraty dochodów spowodowanych wprowadzeniem kwarantanny.
Próba ochrony partykularnych interesów jest jednak skazana na porażkę: sprawę zaczyna bowiem badać Machiko Noguchi, która opuszcza swój biurowy azyl (wszak protagonistka początkowo zachowuje dystans wobec podwładnych) i jak na heroinę przystało bierze sprawy w swoje ręce. Ale w walce z bezlitosnym wrogiem – a właściwie wrogami – może liczyć na wsparcie ze strony lokalnej społeczności oraz Złamanego Kła: Predatora, który w odróżnieniu od swoich pobratymców nie traktuje ludzi jako zwierzyny łownej.
Fascynująca wariacja na temat konwencji westernu, niezapomniane motywy fabularne, bezbłędnie budowana dramaturgia, gęstniejąca z każdą kolejną stroną atmosfera zaszczucia, wartkie tempo akcji, widowiskowe sekwencje walk, świetny design postaci, pojazdów, zbroi oraz dynamicznie zmieniających się lokacji (ukłony w stronę Philla Norwooda i Chrisa Warnera): mimo dobrej trzydziestki na karku oryginalny „Obcy kontra Predator” nie traci kła ani pazura, niezmiennie podnosząc poziom czytelniczej adrenaliny. I wciąż pozostając w zasadzie gotowym materiałem na (potencjalnie) świetny film.
Wspomniany album zamyka pierwsza część „Wojny”: zilustrowana przez Chrisa Warnera oraz ozdobiona posępną paletą barw przez Jamesa Sinclaira opowieść ukazująca dalsze perypetie panny Noguchi, która próbuje odnaleźć swoje miejsce w społeczności Yautja. Moralno-egzystencjalne rozważania protagonistki stanowią tutaj tło zarówno dla całkiem widowiskowych scen akcji, jak i refleksji nad związkami między kulturą Predków a gustującymi w budowaniu gigantycznych uli Alienami.
Posiadający gustowną czarną okładkę wolumin zbierający dwie kolejne opowieści ze wspólnego uniwersum Obcych i Drapieżców przynosi finał „Wojny”, w ramach której Machiko łączy siły z byłymi kolonialnymi marines, będącymi niegdyś częścią zespołu eksterminatorów mającego za zadanie oczyszczenie pewnej stacji kosmicznej z wiadomej zarazy. Równe tempo akcji, protagoniści lawirujący między polującymi na siebie potwornymi rasami, kilka niezłych twistów: komiks Stradleya – tym razem wspieranego przez Mike’a Manleya, Jima Halla, Marka Heike’ego oraz Ricardo Villagrana (plus kolorystę Chrisa Chaldenora) – nieco ustępuje pola pierwszej opowieści ze świata AVP, choć wciąż nieźle sprawdza się jako krwisty akcyjniak z interesującą protagonistką.
Wraz z „Wojną trzech światów” przenosimy się na Caparis VII, gdzie znajduje się kopalnia boksytu należąca do korporacji Chigusa. To właśnie tam ląduje pozaziemski statek, który nie stanowi własności ani firmy, ani wojska. Choć uzbrojeni po zęby górnicy nie należą do ułomków, nie mają najmniejszych szans w starciu z bestialską załogą. Niedługo potem trafiamy na Bellatrix 2, gdzie Machiko wraz ze znaną z poprzedniego epizodu ekipą stara się wieść w miarę spokojny żywot. Jednak kiedy stojący na czele oddziału marines pułkownik Rast pokazuje bohaterce pewne makabryczne nagranie, Noguchi wie, że jej przygoda z Yautja i ksenomorfami jeszcze nie dobiegła końca. Tym bardziej, że na horyzoncie pojawiają się Zabójcy, czyli klan zdegenerowanych Predków, dla których zabijanie bezbronnych nie stanowi najmniejszego problemu.
Stradley napisał energetyzującą, zawierającą sporo (nie)oczekiwanych zwrotów akcji wysokooktanową opowieść, w której nie mogło zabraknąć terkotu broni, eksplozji, rozlewu krwi oraz… sojuszy w walce z nowym wrogiem. Ogólne wrażenie po lekturze „Wojny trzech światów” jest pozytywne, jednak zaledwie poprawne ilustracje Ricka Leonardiego i Marka Penningtona (o ponurą kolorystykę zadbał Wes Dzioba) sprawiają, że w warstwie wizualnej niekwestionowanym liderem w tym zestawieniu pozostaje pierwszy „Obcy kontra Predator” – szlachetny evergreen, który udowodnił, że skonfrontowanie ze sobą przedstawicieli tytułowych ras było strzałem w dziesiątkę.
Za sterami oryginalnej serii „Obcy kontra Predator”, jak również pozostałych historii zebranych w recenzowanych woluminach stanął amerykański scenarzysta Randy Stradley. O tym, że jegomość potrafi pisać wciągające, interesujące fabuły, świadczy opowieść otwierająca „żółty” tom. Spójrzmy na sam początek: z „offu” dobiega do nas rozmowa Toma Strandberga oraz Scotta Conovera (pilotów frachtowca handlowego Lector zmierzającego na farmy hodowlane Prosperity Wells znajdujące się na skolonizowanej planecie Ryushi) na temat bezdusznego eksploatowania przez człowieka zasobów mineralnych oraz doprowadzania do zagłady całych ekosystemów. Mężczyźni dyskutują także na temat tego, że życie to walka pojmowana w darwinowskim kluczu (przetrwanie najsilniejszych), jak i o tym, że nie warto zadzierać z Matką Naturą.
Powyższe dywagacje zestawione zostają z wielostronicową sekwencją kadrów ukazujących proces wieloaspektowego przygotowywania się Drapieżców do rytualnej walki z Obcymi, których jaja zostają skrupulatnie rozprowadzone w odludnych zakątkach Ryushii. Nie ma sensu roztrząsać, czy Yautja mieli świadomość, że na planecie znajdują się ludzie: ot, facehuggery zyskały większe pole do popisu, a chestburstery – nowe inkubatory. Faktem jest, że pojawienie się zagadkowych organizmów w pobliżu stada Rhynthów budzi zaniepokojenie związkowców, szczególnie Acklanda (przewodniczącego Związku Farmerów) obawiającego się utraty dochodów spowodowanych wprowadzeniem kwarantanny.
Próba ochrony partykularnych interesów jest jednak skazana na porażkę: sprawę zaczyna bowiem badać Machiko Noguchi, która opuszcza swój biurowy azyl (wszak protagonistka początkowo zachowuje dystans wobec podwładnych) i jak na heroinę przystało bierze sprawy w swoje ręce. Ale w walce z bezlitosnym wrogiem – a właściwie wrogami – może liczyć na wsparcie ze strony lokalnej społeczności oraz Złamanego Kła: Predatora, który w odróżnieniu od swoich pobratymców nie traktuje ludzi jako zwierzyny łownej.
Fascynująca wariacja na temat konwencji westernu, niezapomniane motywy fabularne, bezbłędnie budowana dramaturgia, gęstniejąca z każdą kolejną stroną atmosfera zaszczucia, wartkie tempo akcji, widowiskowe sekwencje walk, świetny design postaci, pojazdów, zbroi oraz dynamicznie zmieniających się lokacji (ukłony w stronę Philla Norwooda i Chrisa Warnera): mimo dobrej trzydziestki na karku oryginalny „Obcy kontra Predator” nie traci kła ani pazura, niezmiennie podnosząc poziom czytelniczej adrenaliny. I wciąż pozostając w zasadzie gotowym materiałem na (potencjalnie) świetny film.
Wspomniany album zamyka pierwsza część „Wojny”: zilustrowana przez Chrisa Warnera oraz ozdobiona posępną paletą barw przez Jamesa Sinclaira opowieść ukazująca dalsze perypetie panny Noguchi, która próbuje odnaleźć swoje miejsce w społeczności Yautja. Moralno-egzystencjalne rozważania protagonistki stanowią tutaj tło zarówno dla całkiem widowiskowych scen akcji, jak i refleksji nad związkami między kulturą Predków a gustującymi w budowaniu gigantycznych uli Alienami.
Posiadający gustowną czarną okładkę wolumin zbierający dwie kolejne opowieści ze wspólnego uniwersum Obcych i Drapieżców przynosi finał „Wojny”, w ramach której Machiko łączy siły z byłymi kolonialnymi marines, będącymi niegdyś częścią zespołu eksterminatorów mającego za zadanie oczyszczenie pewnej stacji kosmicznej z wiadomej zarazy. Równe tempo akcji, protagoniści lawirujący między polującymi na siebie potwornymi rasami, kilka niezłych twistów: komiks Stradleya – tym razem wspieranego przez Mike’a Manleya, Jima Halla, Marka Heike’ego oraz Ricardo Villagrana (plus kolorystę Chrisa Chaldenora) – nieco ustępuje pola pierwszej opowieści ze świata AVP, choć wciąż nieźle sprawdza się jako krwisty akcyjniak z interesującą protagonistką.
Wraz z „Wojną trzech światów” przenosimy się na Caparis VII, gdzie znajduje się kopalnia boksytu należąca do korporacji Chigusa. To właśnie tam ląduje pozaziemski statek, który nie stanowi własności ani firmy, ani wojska. Choć uzbrojeni po zęby górnicy nie należą do ułomków, nie mają najmniejszych szans w starciu z bestialską załogą. Niedługo potem trafiamy na Bellatrix 2, gdzie Machiko wraz ze znaną z poprzedniego epizodu ekipą stara się wieść w miarę spokojny żywot. Jednak kiedy stojący na czele oddziału marines pułkownik Rast pokazuje bohaterce pewne makabryczne nagranie, Noguchi wie, że jej przygoda z Yautja i ksenomorfami jeszcze nie dobiegła końca. Tym bardziej, że na horyzoncie pojawiają się Zabójcy, czyli klan zdegenerowanych Predków, dla których zabijanie bezbronnych nie stanowi najmniejszego problemu.
Stradley napisał energetyzującą, zawierającą sporo (nie)oczekiwanych zwrotów akcji wysokooktanową opowieść, w której nie mogło zabraknąć terkotu broni, eksplozji, rozlewu krwi oraz… sojuszy w walce z nowym wrogiem. Ogólne wrażenie po lekturze „Wojny trzech światów” jest pozytywne, jednak zaledwie poprawne ilustracje Ricka Leonardiego i Marka Penningtona (o ponurą kolorystykę zadbał Wes Dzioba) sprawiają, że w warstwie wizualnej niekwestionowanym liderem w tym zestawieniu pozostaje pierwszy „Obcy kontra Predator” – szlachetny evergreen, który udowodnił, że skonfrontowanie ze sobą przedstawicieli tytułowych ras było strzałem w dziesiątkę.
Randy Stradley, Phill Norwood, Chris Warner, Rick Leonardi i inni: „Obcy kontra Predator/Obcy kontra Predator: Wojna, część 1/Obcy kontra Predator: Wojna, część 2/Obcy kontra Predator: Wojna trzech światów” („Aliens vs. Predator/Aliens vs. Predator: War, Part I/Aliens vs. Predator: War, Part II/Aliens vs. Predator: Three World War”). Tłumaczenie: Robert Lipski. Scream Comics. Łódź 2020-2021.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |