ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 maja 9 (417) / 2021

Adam Pisarek,

ODBICIA ('AUTOETNOGRAFICZNE ''ZBLIŻENIA'' I ''ODDALENIA''. O AUTOETNOGRAFII W POLSCE')

A A A
Lektura książki pod redakcją Marcina Kafara i Anny Kacperczyk przypomina wizytę w gabinecie luster. Wielość ścieżek, zaułków, odbić i konstytuujących się w relacji czytelnika z tekstem perspektyw sprawia, że lektura tomu staje się pełną rozmaitych emocji wycieczką po autoetnograficznej heterotopii.

O wycieczce tej trudno pisać. Trudno pisze się bowiem o miejscach, które zawierają w sobie dziesiątki innych miejsc sklejonych z – przynajmniej pozornie – nieprzystających do siebie porządków, oscylujących między rzeczywistością a iluzją. Nie jest także łatwo wytyczyć konsekwentną ścieżkę, którą można podążać po tym labiryncie tworzonym przez montaż różnych form narracji, stanowisk badawczych oraz – przede wszystkim – podmiotowości zapisanych na papierze i orkiestrujących wielkie bogactwo doświadczeń i emocji.

Pierwszy ze szlaków wytyczyli sami redaktorzy, decydując się na określoną kompozycję całości. W wielkim gabinecie luster, który tworzą, układ ten może zwracać uwagę czytelnika na podwójny status zwierciadeł – są materialne, związane z konkretnymi przedmiotami i osobami, uobecnione w szkle, srebrze, chromie. Jednocześnie jednak wytwarzają reprezentacyjne sobowtóry i światy na opak, emergentnie wyłaniające się z materii i immanentnie z nią związane.

Tak też odczytuję początek – książka zaczyna się od autoetnograficznej próby dookreślenia, czym autoetnografia jest i czego po niej można się spodziewać. Rozważania dotyczące teorii, metodologii i historii tej perspektywy wplecione zostają w tkankę narracji osobistej, ta zaś wykracza poza samą siebie, stając się performansem mającym wywołać w czytelniku określone emocje. Pracę nad tomem także dyskursywnie wyodrębniono – staje się ona kolejną ramą dla opowieści, a jednocześnie działaniem, dzięki któremu owa opowieść może być snuta. Autoetnografia zostaje więc ukonstytuowana co najmniej na trzy sposoby – uobecnia się w praktyce, pisaniu i problematyzowaniu samej siebie. Jest metodą, formą komunikacji i sposobem życia. Łączy intymne z kulturowym, introspekcję z konwencją, badanie z pisaniem, dążenie do zmiany z refleksywnością.

Z tego też powodu autoetnografia przyjmować może różne formy, a autorzy w kolejnych częściach tomu z różnym nasileniem eksponują wymienione powyżej rejestry. Ograniczeniami wypowiedzi okazują się być życiowe trajektorie, warsztat pisarski, ustalane indywidualnie granice prywatności, zaplanowane efekty, jakie wywołać ma tekst, wybrane narzędzia samoobserwacji, zobowiązania etyczne, a także formy współpracy w obrębie praktyki autoetnografii kolaboracyjnej. To powoduje, że każdy zawarty w tomie szkic jest idiosynkratyczny, a jednocześnie łączy się dzięki nieoczekiwanym pasażom z innymi tekstami. Na różne sposoby rezonuje też z wrażliwością i pozycją czytelnika, wywołując zdziwienie, współczucie, zakłopotanie, smutek, niezgodę, oburzenie lub, na przykład, poczucie bliskości. Dla mnie poruszającym i niespodziewanym doświadczeniem była lektura rozdziału napisanego przez Grażynę Kubicę o szyciu ślóńskiej sukni. Pisana z pozycji ustronianki, antropolożki i feministki opowieść o antyhegemonistycznym geście projektowania i noszenia tradycyjnego cieszyńskiego ubrania wywołała we mnie emocje związane z wspomnieniem dorastania w Rudzie Śląskiej i używania na co dzień ślóńskiej godki (część opowieści autorki dotyczy tematu języka).

Gdy już odnalazłem owo jedno odbicie, w którym byłem w stanie rozpoznać, czym projekt pisania autoetnografii może być nawet dla sceptycznego czytelnika, nie spodziewałem się, że redaktorzy i autorzy zaskoczą mnie raz jeszcze. A jednak ostatnia część to kolejna zmiana lustrzanych ustawień. Jej siłą nie są – jak wcześniej – osobista nuta opowieści i rodzące się w trakcie lektury emocje, lecz problematyzacje autoetnografii z pozycji wobec niej zewnętrznych. Trafiamy do kolejnej komnaty – takiej, w której możemy przyjrzeć się z dystansu wszystkim poprzednim. W tym duchu czytam inspirującą próbę Katarzyny Majbrody włączenia autoetnograficzności w obręb antropologicznych tradycji tworzenia usytuowanej, relacyjnej wiedzy. Próbę wywołującą szereg nowych pytań – na przykład, czym podmioty usytuowane różnią się od autoetnograficznych.

Ścieżka obrana przez redaktorów prowadzi jeszcze danej – w kierunku kompleksowej krytyki autoetnografii przeprowadzonej przez Pawła Zgrzebnickiego, który w wyjątkowo klarowny sposób problematyzuje etyczne i ontologiczne zawiłości projektów budowanych w oparciu o tę perspektywę. Forma tak odległa językowo i konceptualnie od wcześniejszych szkiców umieszczona jest w miejscu, które sugeruje, że to jedno z podsumowań książki. Wątpliwości dotyczące granic i charakteru introspekcji, utopii autorstwa, migotliwego statusu powstających reprezentacji, niemożliwych do odnalezienia kryteriów oceny naukowości tekstu autoetnograficznego oraz trudności w wytyczeniu uprawomocnionego miejsca autoetnografii w świecie nauki wyrażają wprost to, o co czytelnik mógł wcześniej pytać samego siebie.

Ostatnie słowo mają jednak redaktorzy i spiritus movens książki – Kafar i Kacperczyk – którzy odbijają metarefleksyjną, ostatnią część tomu od kolejnych zwierciadeł. A może chcą rozbić wcześniej postawione lustra, przeglądając się w nich po raz ostatni? Robią to za pomocą narracji podróżniczej i zarazem tekstowego performansu. Organizują wyjazd za miasto, przeglądają notatki, dyskutują o życiu z tekstem i przez tekst. Ich wyjście z lustrzanej heterotopii jest spektakularne i wiąże się z poczuciem podniebnej swobody, którą zapewnia lot szybowcem. Perspektywa ptasia nie jest jednak figurą odnoszącą się do obiektywizujących podsumowań – łączy się z ograniczonym krajobrazem widzianym przez redaktorów tomu z kabiny pilotów.

Lektura „Autoetnograficzych »zbliżeń« i »oddaleń«” może skutkować jednak odkryciem także nowych układów odbić i jednocześnie sugerować odmienne ścieżki poruszania się po książkowym gabinecie. Spójrzmy znów na lustra. Podobnie jak proponowana przez redaktorów perspektywa, mogą być traktowane dwojako – jako modele czegoś oraz modele dla czegoś. Tworzą i kształtują wzorce, a jednocześnie je odzwierciedlają. Jeśli spojrzymy na dylematy obecne w prowadzonych przez autorów tomu badaniach/narracjach, sporo znajdziemy miejsc charakteryzujących się podobną podwójnością. Nasze myśli szybko mogą natomiast zawędrować w obręb pytań pojawiających się w tradycjach wiedzy, w których badacz staje się jednocześnie narzędziem badawczym, a zmysły, myśli i emocje zostają poddane rekursywnie prowadzonej i niemożliwej do zakończenia analizie, dyskursywizacji i instrumentalizacji.

Model ten wdrażany był przez psychologów eksperymentalnych w XIX wieku, gdy używali własnych ciał do mierzenia reakcji somatycznych. Później trafił między innymi w obręb rodzącej się na przełomie XIX i XX wieku tradycji antropologicznych badań terenowych. William Halse Rivers bardzo poważnie podchodził na przykład do pytania o to, jak ucieleśnione doświadczenie innego stylu życia prowadzonego w tropikalnym środowisku wpływa na percepcję badacza, co zaś wywoływało dalsze pytania o możliwość oddania profilu kognitywno-afektywnego rdzennych mieszkańców wysp Cieśniny Torresa. Listę moglibyśmy łatwo wydłużać, ale dodajmy, że ważnym punktem odniesienia dla autoetnograficznych przedsięwzięć i myślenia o dublowaniu roli badacza wydaje się być „Dziennik” Bronisława Malinowskiego i wywołane przez niego kontrowersje. Stosowana przez Malinowskiego, zakorzeniona w XIX-wiecznych modelach instrumentalizacji pisma, praktyka rozszczepienia dyskursu na publiczny (związany z prezentacją wyników badań, opierający się na tzw. autorytecie etnograficznym) i intymny (związany z pisaniem rozumianym jako narzędzie samokontroli i rozwoju osobowości) wydaje się być modelem, który w projektach autoetnograficznych ulega ciągłemu przemieszczaniu, negocjacji i rozmyciu.

Pod tym względem omawiana książka odnosi się do tradycji wykorzystania pisma do tworzenia ram samoobserwacji i kształtowania osobowości badawczej. Wpisuje przy tym te praktyki o długim kulturowym trwaniu w obręb dyskursów doceniających skonwencjonalizowane, raczej mało dynamiczne i nie zawsze budowane w oparciu o kategorie zaczerpnięte z obszaru wyobraźni psychologicznej, podmiotowości. Ten ruch był wykonywany już wielokrotnie – a jednak próby zawarte w książce pod redakcją Kafara oraz Kacperczyk pokazują, że polska autoetnografia jest wariantem oryginalnym (choć blisko związanym z fundacyjnymi dla wielu pracami Carolyn Ellis i Arta Bochnera), chociażby ze względu na daleko idące rozmycie linii pomiędzy pisaniem jako tworzeniem reprezentacji i afektów a performansem związanym z praktyką życia codziennego. W tym przypadku lustra pozwalające na ustanowienie podmiotu w pozycji przedmiotu i instrumentu łączą się z lustrami, w których badacz widzi i dzięki temu tworzy samego siebie.

Jest jeszcze trzeci sposób myślenia o odbiciach w szkle i srebrze – zwierciadła mogą ujawnić głęboko ukrytą przed naszym wzrokiem prawdę. Dają wgląd w wiedzę tajemną, pozwalają zobaczyć przyszłość, są drogą do innej rzeczywistości albo do lepszego poznania własnego „ja”. Autoetnografia przenikająca wiele tekstów zawartych w tomie ma dużo wspólnego z tym modelem zwrotności, który ująć można w skrócie jako tradycję używania samo-wiedzy jako narzędzia do lepszego zrozumienia i przekształcenia świata. Przesunięcie w kryteriach oceniania opowieści zawartej w piśmie z poziomu adekwatnej reprezentacji w stronę wywołania afektu jawić się może jako odsłanianie wcześniej zasłoniętych uwarunkowań dyskursu budowanego w dialektyce ustanawianej przez relację nauki do fikcji. Nakierowanie na transformację ma też aspekt uzewnętrzniony i aktywistyczny. Wielokrotnie przywoływanym w tomie telosem autoetnografii okazuje się być bowiem społeczna zmiana na lepsze. Ten splot łączący pisanie, obserwację każdego poruszenia duszy i różnorodnie rozumiane zbawienie, przywołuje na myśl „Żywot św. Antoniego Wielkiego” św. Atanazego Aleksandryjskiego, tylko że w ramach pozbawionej instancji innej niż samo-wiedzący autor kosmologii późnej nowoczesności.

Wycieczka przez autoetnograficzny gabinet luster mogłaby zatrzymywać się przy wielu kolejnych konfiguracjach odbić i skupiać na ich szczegółach, prezentować także konkretne opowieści. Starałem się jednak – mimo zdradzenia czytelnikom głównej dominanty kompozycyjnej książki – uszanować koncept redaktorów, którzy celowo nie streszczają we wstępie następujących po sobie części i rozdziałów. Wiele pozostaje więc do odkrycia. Skorzystałem także z zaproszenia, by czytać „Autoetnograficzne »zbliżenia« i »oddalenia«” jako relację ze stanu badań autoetnografii w Polsce i podjąć własną refleksję na temat tej wciąż zyskującej popularność perspektywy. Zapewne omawiana książka to lektura umożliwiająca pogłębiony wgląd w heterotopiczny charakter współczesnych, „humanizujących się” dyskursów.
„Autoetnograficzne »zbliżenia« i »oddalenia«. O autoetnografii w Polsce”. Red. Marcin Kafar, Anna Kacperczyk. Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego. Łódź 2020.