ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 maja 10 (418) / 2021

Anna Zagórska,

ŻYCIE UŚREDNIONE (FILIP ZAWADA: 'ZBYT WIELE ZIM MINĘŁO, ŻEBY BYŁA WIOSNA')

A A A
1.

Głos Filipa Zawady jest wyraźny i osobny. Jego książka „Zbyt wiele zim minęło, żeby była wiosna” to proza charakterystyczna i nie do podrobienia. Uzupełnia bogaty przegląd rodzimych literackich portretów osadzonych w rzeczywistości okołotransformacyjnej (narrator i główny bohater powieści Zawady umiejscowiony jest zarówno w szarych przestrzeniach świata przed 1989 r., jak i w rzeczywistości późniejszej). Na myśl przychodzą powieści spisywane na gorąco, jak choćby twórczość Marka Nowakowskiego, ale i proza pisana później np. książki Krzysztofa Vargi (szczególnie „Aleja Niepodległości” z 2010 r.), Mariusza Sieniewicza czy Jerzego Franczaka. Przywołanie tych akurat nazwisk nie jest przypadkowe. Varga, Franczak, ale także przedstawiciele – eksplorowanej przed kilkunastoma laty jakże głęboko i uważnie – tzw. Prozy Północy odmalowywali postaci bliskie narratorowi Zawady. Nieco pokiereszowane teraźniejszością, pasywne i na wskroś zwyczajne, nazbyt łatwo poddające się i niesione przez prądy życia, meandrujące pomiędzy miałkimi decyzjami i (w gruncie rzeczy) nie zawsze istotnymi wyborami. U Vargi w „Alei Niepodległości przeczytamy: „Czy ktokolwiek chciałby być Tobą? Przecież nawet ty sam nie chcesz już być sobą” (Varga, s. 52) – wydaje się, że te pytania mogłyby zostać skierowane także do narratora powieści Zawady.

2.

Proza Zawady jest bezpośrednia i trafia w samo sedno. Nie potrzebuje fajerwerków, nie wysługuje się utartymi frazami. Jest świeża i językowo niezwykle sprawna. Dotyka głęboko, zostaje w nas na długo. Wciąż coś w niej uwiera, gniecie, nie daje spokoju. Jak kamyk w bucie i piasek w skarpecie. „Zbyt wiele zim minęło, żeby była wiosna” to swoisty Bildungsroman, powieść o dojrzewaniu, stawaniu się mężczyzną – obraz ten jest jednak przewrotny i nieco krzywozwierciadlany. Dojrzewanie – obserwowane jako proces – nie ma szans się wypełnić ani sfinalizować, choć jednocześnie odnosimy wrażenie, że narrator nigdy do końca dzieckiem się nie czuł (dzieciństwo uważa za stan narzucony, rodzaj maski i gombrowiczowskiej gęby, do której był zmuszony). Ciąży jednak nad nim widmo dziadka Szczepana. Szczepan jest zadrą, jest kolcem, jest pierwszą przyczyną porażek i negatywnego nastawienia do świata. Szczepan wydaje się też tym, kto sprawia, że dorastanie (dojrzewanie) głównego bohatera jest niczym chocholi taniec zamknięty w błędnym kole: nie widać sposobu, by go przerwać, przeciąć, by – w końcu – iść na dalej, naprzód. „Wszystkie kontakty z dziadkiem przyczyniły się do wykształcenia we mnie prawdziwie udręczonej natury. Nie umiałem żyć bez cierpienia i wierzyłem głęboko, że jest ono cechą przekazywaną w genach” (s. 7) – podsumowuje w pewnym momencie narrator.  Dodać do tego warto, że wraz z tym poczuciem współistnieje także niemoc w przekroczeniu schematów i wybiciu się na niezależność, które wszak zwykle przypieczętowuje dojrzałość.

3.

Życie głównego bohatera to sztuka uników i balansowania. Uciekanie od namiętności, od intensywności, która powinna napędzać naszą ziemską egzystencję, dodawać energii, być źródłem zadowolenia. Tymczasem odnosimy wrażenie, że życie jest dla narratora jedynie cierpkim i cokolwiek uciążliwym obowiązkiem, mieszczącym się pewnie gdzieś pomiędzy wynoszeniem śmieci a robieniem zakupów. Próżno szukać w nim młodzieńczej werwy, nadziei i burzy tak typowej dla młodych głów. „Z wiekiem dochodziłem do pragmatycznych wniosków. Im bardziej byłem zagubiony i sfrustrowany, tym częściej przekonywałem się do tego, żeby iść na skróty. Nie starać się zrozumieć, tylko żyć tak, jakby mnie nie było” (s. 148). Ta chęć do potraktowania życia na skróty, jak najszybszego „odrobienia się” z obowiązków i – de facto – z jakiegokolwiek działania, a więc esencji naszego życia, dojmuje w sposób szczególny. Główny bohater powieści Filia Zawady nie ma w sobie entuzjazmu młodzieńca, nie ma zapału tak charakterystycznego dla adolescencji. Jakby jego życie stanowiło jedynie żmudne zadanie do spełnienia. Nie atrakcyjne przedsięwzięcie i emocjonujący projekt, raczej polecenie wydawane bez naszego udziału, ale przy jednoczesnej konieczności naszego zaangażowania w jego realizację. „Czasami człowiek ma marzenie, żeby wszystko to, co ma zrobić do śmierci, zrobić dzisiaj i mieć to z głowy. Nie da się ukryć, że to dobry plan” (s. 257). Tak właśnie przemawia do nas narrator, z samego środka swej młodości: cierpko, gorzko, przygnębiająco.

4.

„Byłem zmuszony do posiadania dzieciństwa” (s. 20) – punktuje bezlitośnie główny bohater. Beztroska, entuzjazm i zabawa nie są przymiotami jego świata. Odnosimy nieodparte wrażenie, że narrator powieści Filipa Zawady jest bytem osobnym, outsiderem w wyboru, który świadomy jest swojej odrębności. Nie ma w nim spontaniczności ani chęci eksplorowania świata. Wpisuje się w obraz outsidera, o którym w – znakomitym, choć już jakże wiekowym – opracowaniu pisał Colin Wilson, zaznaczając, że „outsider jest zawsze człowiekiem nie poddającym się powszechnemu entuzjazmowi (Wilson, s. 70). Co więcej, gdy Wilson charakteryzuje typ postaci nazwany przez niego outsiderem egzystencjalistycznym, to podkreśla: „Atmosfera, w jakiej żyje outsider egzystencjalistyczny, jest przykra. Przesyca ją coś obrzydliwego, wywołującego mdłości, przeciwnego życiu; ci ludzie, całkowicie bierni, tkwią bezczynnie w swych pokojach, gdyż nie widzą żadnego rozsądnego powodu, by zająć się czymkolwiek. Ich świat, świat bez wartości, jest zasadniczo światem dorosłych” (Wilson, s. 69).

Postać wykreowana przez Filipa Zawadę wydaje się więc niemalże wyjęta z charakterystyk Wilsona – bohater czuje się zmuszony do posiadania dzieciństwa, jakby zawsze odczuwał swoją sytuację jako „dorosłą”, a jednocześnie w tej „dorosłości” charakteryzuje się postawą bezczynną, bierną, pozbawioną wyższego celu i jasnych wartości, za którymi warto podążać.

Narrator Zawady może także mieć coś wspólnego – pozostając przy tropach interpretacyjnych i intuicjach Colina Wilsona – z outsiderskich postaci kreowanych przez Camusa. Im, tak jak bohaterowi książki „Zbyt wiele zim minęło, żeby była wiosna”, towarzyszy obojętność, nieodczuwanie (brak empatii, ale i rozwiniętej emocjonalności), dojmująca negatywna atmosfera, a także – wszak fachowo zdiagnozowana u bohatera Zawady – średniość („Pani syn jest średni. […] Nie jest ani tępy, ani zdolny” [s. 92]). Wilson, gdy pisał o postaci outsidera u Camusa, zaznaczał przecież, że „nie jest geniuszem, nie ma żadnego wielkiego uczucia do ofiarowania” (Wilson, s. 37).

5.

Atmosfera tej historii, a także postawa i przekonania narratora, sprawiają, że mieści się ona również w katalogu powieści kreujących postaci, które nazwać można Nijakimi – szczególnymi wariacjami na temat (znanego literaturze od wieków) everymana. Proza polska ostatnich trzech dekad upodobała sobie i podarowała czytelnikom wiele portretów współczesnych everymanów, których nazwać można Nijakimi. Co więcej, wchodząc w role narratora powieści „Aleja Niepodległości” Krzysztofa Vargi, można wręcz zasugerować, że nijakość stała się jednym z użytecznych liczmanów określających kolejne pokolenia Polaków egzystujących współcześnie: w trudnej rzeczywistości kapitalistycznej Polski, z korzeniami (dzieciństwem) zapuszczonymi w Polsce poprzedniego ustroju. Tak rozumiana literacka nijakość jest wewnętrznie zmącona i zarazem rozmyta aż do przezroczystości, a przez to ani dobra, ani zła: letnia i uśredniona. Powieściowa nijakość (która może prowadzić w wiele frapujących ścieżek interpretacyjnych) opisywana i ukazywana bywa przez cechy takie, jak niezdecydowanie, brak zainteresowań i szczególnych zdolności, poczucie życiowej przegranej oparte nie wyłącznie o brak aspiracji, ale raczej o brak sprecyzowanych dążeń. Nijaki ujawni się niemalże w każdym środowisku, w każdej przestrzeni i czasie. Mimo to bywa samotny – i częściej zdarza się to w przestrzeni zurbanizowanej – jest bowiem wyrugowany z atrakcyjności przez brak zainteresowań, nieciekawą profesję, słabo rozwinięte aspiracje, jest anonimowy, bo niewyjątkowy i zwyczajny. Jest niczym jedna z wielu twarzy w miejskim tłumie – zwielokrotniony, zmultiplikowany, a jednocześnie: bezimienny, transparenty. Taki jest narrator powieści Zawady – średni (ma na to przecież potwierdzenie od specjalistki!), zwyczajny, samotny, bezimienny w końcu. Jest, ale jakby chciał, żeby go w ogóle nie było. Żeby udało się umościć gdzieś na obrzeżu, przeczekać życie. Zawada wykreował postać, której celem i największym pragnieniem wydaje się bierność. Przypomina trochę Zygmunta, bohatera „Czwartego nieba” Mariusza Sieniewicza, głośnej powieści z początku XXI wieku. Jego życie cechuje jednostajność, brak chęci, wewnętrzne spowolnienie – „Przestałem wychodzić z domu. Siedziałem bez ruchu i patrzyłem przez okno na perspektywę, którą odziedziczyłem” (s. 313) – to u Zawady, a u Sieniewicza: „Gdyby ktoś chciał zobrazować przejaw niebytu, mógłby wskazać na Zygmunta Drzeźniaka. […] Z pozoru ciągle to samo. […] Patrzył więc Zygmunt w niebo […]. I było to jedyne pocieszenie w obliczu porażki, jakiej doświadczał, upodabniając się do reszty lokatorów – gnijących godzinami w wyrze, przemieszczając się mozolnie po mieszkaniu” (Sieniewicz, s. 31).

6.

Co (a może raczej: kto?) ukształtowało bohatera, któremu – jak się wydaje – na trwałe odebrano beztroskę zadowolenia, nie tylko w stosunku do przeżyć, przedmiotów i osób, ale nawet do określających je słów? „»Radość«to kanciaste słowo. Składa się ze zbitki słów: »rad« i »ość«, co w luźnej interpretacji oznacza napromieniowany szkielet ryby. Czy to słowo nie staje w gardle? Być może dlatego nie wiedziałem, jak to jest być radosnym. (s. 45)

Główny bohater i narrator tej historii pozostaje pod wpływem Szczepana – dziadka od strony matki. Mimo wzajemnej niechęci, wręcz wrogości i ograniczenia kontaktów do niezbędnego minimum mamy wrażenie, że to Szczepan – wciąż i do samego końca, a także już po swojej śmierci – steruje jego życiem. Historia, którą dzieli się z nami narrator Zawady, jest opowieścią o potknięciach, niepowodzeniach, ersatzach i wypełniaczach. W życiu brakuje życia. Jest sporo przegranych rozdań, codziennych porażek, jakby nie można było przejść suchą stopą przez żadne wyzwanie i żadne, nawet najdrobniejsze przedsięwzięcie.

Literatura:

Sieniewicz M.: „Czwarte niebo”. Warszawa 2003.

Wilson C.: „Outsider”. Przeł. M. Traczewska. Kraków 1959.

Varga K.: „Aleja Niepodległości”. Wołowiec 2010.
Filip Zawada:Zbyt wiele zim minęło, żeby była wiosna”. Wydawnictwo Znak. Kraków 2021.