ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 lipca 13 (421) / 2021

Natalia Grabka-Lubojańska,

Z BROADCHURCH DO EASTTOWN, CZYLI ZNANA I LUBIANA UKŁADANKA (MARE Z EASTTOWN)

A A A
Prowincjonalne miasteczko to wciąż popularna sceneria na doświadczanie ludzkich tragedii, horroru i surowości natury (człowieka i przyrody), nieustannie zataczającej koło miejscowej obyczajowości i rutyny, którą przełamuje jedynie niespodziewane morderstwo, co z kolei staje się okazją do odkrycia innych tajemnic. Jest w tej przestrzeni coś mistycznego, znajdującego się na pograniczu dwóch światów – życia i śmierci, natury i cywilizacji, przeszłości i teraźniejszości, realizmu i mitu. W takich miasteczkach jak Easttown, choć wszyscy są dla siebie sąsiadami, depczą sobie po piętach i można mieć wrażenie, że wystarczy zapukać, by zobaczyć, co znajduje się za progiem czyjegoś domu – ostatecznie zawsze nic nie jest tym, czym wydaje się być. I właściwie ten krótki opis w ogólny sposób przedstawia moją słabość do prowincjonalnych opowieści.

W „Mare z Easttown” wiele jest elementów wartych docenienia – począwszy od świetnie napisanego scenariusza przez oddające klimat prowincjonalnego niepokoju zdjęcia aż po utalentowaną obsadę aktorską. I choć potrafię sobie wyobrazić powodzenie tej produkcji bez obsadzenia w tytułowej roli Kate Winslet (wszak uwielbiam odkrywać w niepopularnych twarzach nowe talenty, wcielające się w główne role, jak np. w bliskim klimatem i tematyką „Happy Valley” z wspaniałą rolą Sarah Lancashire), to jednak odgrywana przez Winslet rola najmocniej utkwiła w mojej pamięci.

Tytułowa Mare przypomina mi z jednej strony detektyw Ellie Miller z „Broadchurch” graną przez Olivię Colman, z drugiej – Frances McDormand z takich produkcji jak „Trzy billboardy za Ebbing, Missouri”, „Fargo” czy nawet „Olive Kitteridge” (notabene dwie ostatnie również są produkcjami HBO). Te trzy aktorki w powyższych rolach łączy wiele: każda z nich jest kobietą, która posiada moc sprawczą i sposobem bycia, zachowaniem, rolą, jaką pełni w domu lub w pracy, nie tyle przełamuje, ile burzy stereotypy związane z postrzeganiem kobiecych bohaterek. Kino próbuje robić to od dawna, jednak obserwowanie tego na ekranie nieustannie mnie cieszy. To niezwykle naturalne wizerunki, którym spójności dodaje wygląd – równie naturalna fryzura i twarz nieprzykryta makijażem. I choć różnią się od siebie kulturowo („Broadchurch” to przecież produkcja brytyjska, „Mare…” – amerykańska z brytyjską aktorką, zaś filmy i seriale z udziałem Frances McDormand są na wskroś amerykańskie), opowiadają podobne historie.

W „Mare z Easttown” znajdziemy zresztą więcej bohaterów i bohaterek sprawiających wrażenie od dawna nam znanych. Podobnie jak Mildred z filmu „Trzy billboardy za Ebbing, Missouri” – Mare traci dziecko (w wyniku samobójstwa), a córka Dawn Bailey znika w okolicznościach, których nie potrafi wyjaśnić lokalna policja. Wiele motywów obecnych w produkcji HBO oglądaliśmy już m.in. w „Broadchurch” – począwszy od surowości pejzaży, poprzez sprawcę zbrodni, który okazuje się być bliżej niż chciałaby tego główna bohaterka – po wątek homoseksualny, który jednak w amerykańskiej produkcji jest po prostu jednym z wielu wątków i pozostaje bez komentarza (co ma swoje plusy, bo w konsekwencji wypada jako naturalny element świata przedstawionego). Obok wątków pobocznych są te szczególnie ikoniczne, jak rola ofiar, która przypada młodym kobietom (jak w „Miasteczku Twin Peaks”, „Dochodzeniu”, „Tajemnicach Laketop” etc.), czy postać detektywa, który dzięki wybitnym osiągnięciom zostaje oddelegowany do zadania specjalnego i wysłany do miasteczka, by pomóc głównym bohaterkom – jak Colin Zabel czy Alex Hardy.

Wspólne wielu prowincjonalnym obrazom są również ikonografia, miejsca i pejzaże. Ujęcia miasteczka przypominają te z ekranizacji Stephena Kinga (np. to otwierające miniserial przywodzi na myśl „Castle Rock”), a zdjęcia domów i ulic dopełnia lokalny pub, sklep, kościół i stacja benzynowa, gdzie można przypadkowo spotkać któregoś z sąsiadów. Istotne w topografii przestrzeni są oczywiście znajdujący się nieopodal miasteczka las, będący miejscem tragicznych wydarzeń, z pozoru przytulne wnętrza domów sąsiadów, a także strychy, skrywające ludzkie traumy.

To wszystko dobrze znamy i wydawać by się mogło, że już nauczyliśmy się, jak oglądać tego typu produkcje, a także wiemy, w jaki sposób rozwiązywać zagadki, by dojść do prawdy, zanim uczyni to bohater czy bohaterka. „Mare z Easttown” jest sprawnie połączoną układanką, dzięki czemu platforma HBO może pochwalić się kolejną wartą obejrzenia produkcją, której nie sposób wymazać z pamięci. Seans miniserialu okazuje się wyjątkowo satysfakcjonującym czasem prowadzonego przez widza na własną rękę śledztwa. Znajomość użytych w serialu tematów, wątków i motywów działa tylko na korzyść produkcji. Po pierwsze to zbiór sprawdzonych, bo lubianych wśród publiczności puzzli. Po drugie trudniej jest stworzyć coś znanego w taki sposób, by zachować oryginalną jakość, a to się twórcom udało. Dlatego jedną z najbardziej zaskakujących kwestii w tym miniserialu jest to, że to wszystko wciąż działa, a przynajmniej w tym przypadku. I może nie brzmi to zbyt zachęcająco, ale jak wiadomo, zaskoczenie jest mile widziane i wpisane w konwencję kryminału. I nawet jeśli samo rozwiązanie zagadki nie zadziwiło mnie w takim stopniu jak finał „Ostrych przedmiotów”, mam ochotę wrócić do Easttown i na nowo przeżyć historię Mare i jej sąsiadów.
„Mare z Easttown” („Mare of Easttown”). Twórcy: Craig Zobel, Kate Winslet i in. Obsada: Kate Winslet, Jean Smart, Julianne Nicholson, Cailee Spaeny, Guy Pearce i in. Stany Zjednoczone 2021, 85 min.