ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 sierpnia 15-16 (423-424) / 2021

Noel Jeżyk,

MIOUSH I JANOSCH. O RUCHOMYCH MIASTACH POGRANICZA

A A A
I

Trudno nie przyznać racji Slavojowi Žižkowi, kiedy w „Kruchym absolucie” orzeka, że „Bałkany są zawsze gdzie indziej” (Žižek 2009: 13). Bałkany są dziedzictwem niechcianym, dziką prowincją czy – jak powiada słoweński filozof – „barbarzyńskim Innym”. Zaczynają się zawsze gdzieś na południowym wschodzie, tam, gdzie kończy się cywilizowana Europa Zachodnia. Dla Brytyjczyków, konstatuje Žižek, Bałkanami jest właściwie cały kontynent. Bałkanów nie ma na mapie, bowiem w ich przypadku „nie mamy do czynienia z rzeczywistą geografią, lecz z kartografią wyobrażoną” (Žižek 2009: 14). Oto kraj mityczny – kres mapy. Bałkany to świat, który nie może wyzwolić się spod jarzma przeszłości; to widmo nawiedzające Europę. Zdaniem Žižka Bałkany są „wirem destrukcyjnych etnicznych namiętności, są rodzajem multikulturalistycznego marzenia, które zmieniło się w koszmar” (Žižek 2009:13). Będąc zawsze gdzie indziej, Bałkany przejawiają się w różnych regionach i krajach, w różnych epokach przemieszczając się po mapach świata.

Takimi Bałkanami były w XIX wieku wschodnie rubieże państwa niemieckiego, ziemie leżące przy granicy z Austrią i Rosją. Ich mieszkańcy, Słowianie, posługujący się archaiczną polszczyzną z wpływami języka niemieckiego (tzw. wasserpolnisch) pozostawali zupełnie obcy dla prawdziwych, rdzennych Niemców. Gdy powstanie państwo polskie, także dla Polaków Górny Śląsk stanie się dzikim i niebezpiecznym pograniczem, choć nie tak dalekim i obcym jak Dolny Śląsk.

II

Czy możliwe jest, aby miasto znalazło się w innym kraju niż otaczające je wsie i osady? Czy miasta mogą się przemieszczać niezależnie od regionów, kultur i ludzi? Czym miasto przytwierdzone jest do powierzchni ziemi? Co je trzyma w ryzach? Co przykleja je do dyskursów i narracji? Co powoduje, że miasto jest tym konkretnym miastem, a nie jakimś innym? Czy chodzi o samo miejsce, w którym się znajduje? O ludzi? O nazwę? O historię?

Zapomnijmy na chwilę o wyjaśnieniach naukowych, lingwistyce czy socjologii; skierujmy się ku metafizycznym odmętom fenomenologii.

Stare miasto, średniowieczny rynek i parę kwartałów zabudowy wokół niego to serce prastarego grodu. To jest początek, epicentrum. Ale tak naprawdę taka starówka to niewielki spłachetek, zaledwie skrawek miasta. I większość tego, z czego miasto się składa, znajduje się poza nią. A bywa i w ten sposób, że historyczna starówka zostaje unicestwiona, a na jej gruzach buduje się fantazyjną rekonstrukcję. Kiedy zaś znika centrum, to peryferie (choćby przejściowo) pozwalają przetrwać miastu. A bywa i tak, że samo centrum przenosi się w inne miejsce. W czeskim Moście starówkę wyburzono i przeniesiono całe miasto gdzie indziej – nie tylko mieszkańców, ale i niektóre budynki. Podobnie dzieje się ze szwedzką Kiruną, która zaczęła się przeprowadzać całkiem niedawno. Najbardziej chyba ambitny był plan wyburzenia Bytomia i przeniesienia całego miasta w okolice Pyskowic. We wszystkich tych przypadkach chodziło o uzyskanie nieskrępowanego dostępu do węgla lub żelaza.

Takich dziwnych przypadków, irracjonalnych prze-mieszczeń było więcej, niż mogłoby się zdawać.

III

Płeć jest tylko konstruktem kulturowym, luźno opartym na faktach naukowych. Podobnie jest z narodowością. Ale płeć i narodowość towarzyszą nam na każdym kroku, strukturyzują nasze doświadczenie, są faktami społecznymi i w jakimś sensie ich władza jest niezbywalna. Płeć i narodowość są też – z pragmatycznego punktu widzenia – użytecznymi skrótami myślowymi. Może w przyszłości te kategorie zanikną. Póki co osadzone są twardo w naszym myśleniu i konstrukcjach językowych. Płeć nie istnieje, ale autor tych słów jest mężczyzną. Narodowość też nie istnieje, ale autor tych słów jest Ślązakiem.

Sprawa narodowości śląskiej jest bardzo skomplikowana. Setki tysięcy osób deklaruje narodowość, która według polskiego rządu nie istnieje. Wydaje się, że jest tak, jak rapuje Miuosh: „to kraj w kraju”. Ostoją narodowości śląskiej jest konurbacja – metropolia górnośląsko-zagłębiowska, GZM. Narodowość śląska (jeśli istnieje, a wygląda na to, że tak) jest narodowością robotniczą, jest narodowością miejskiej biedoty, proletariuszy. Wywodzi się z osiedli – najpierw familoków, potem bloków z wielkiej płyty. Zarówno Górny Śląsk Janoscha, jak i Miuosha to Śląsk całkowicie miejski, podobnie jak Górny Śląsk Kazimierza Kutza, zresztą Horst Bienek też pisze o życiu w mieście, warto jednak zaznaczyć, że jest on autorem nie robotniczym, a mieszczańskim.

Górny Śląsk jest uniwersum zurbanizowanym – paradoksalnie, gdyż większość jego historycznych ziem to rolnicza Opolszczyzna. Wyobraźnia śląskich twórców jest przykryta kurzem przemysłowej konurbacji. A miasta śląskie to zjawiska bardzo interesujące, skłonne do częstych i zaskakujących przeobrażeń.

IV

Miasta pozornie nie ruszają się z miejsc, a przynajmniej tak jest, dopóki myślimy o betonie i stali. Ale miasto stworzone przez mieszkańców, a ich prawa, język i zwyczaje przemieszcza się nieustannie. Bywa, że ruch ten jest płynny, naturalny i wręcz niezauważalny, jak w przypadku Krakowa czy Kielc. Bywa jednak bardzo zagmatwany.

Początkowo Śląsk przemieszczał się oszczędnie i z rezerwą. Bywał częścią Polski, Czech, Austrii, Prus i Niemiec. Nigdy jednak w żadnym państwie nie był naprawdę. Polacy z Galicji byli Ślązakom jeszcze bardziej obcy niż Niemcy z Monachium. Nie bez powodu tylu polskojęzycznych Ślązaków zagłosuje w plebiscycie za Niemcami.

Z początkiem XX wieku miasta śląskie zaczęły przemieszczać się w sposób zupełnie zwariowany. Jadąc z niemieckiego Bytomia do niemieckich Gliwic, mijało się polskie wsie, lasy i pola. Miasta pojechały bowiem na zachód, a wsie zostały na wschodzie. Mieszczanie mówili po niemiecku, chłopi po wodnopolsku.

Po plebiscycie i po rozróbach, które jedni nazywają powstaniami śląskimi, a inni wojną domową, Śląsk rozdzielono granicą polsko-niemiecką. Terenu nijak nie dało się podzielić według narodowych sympatii mieszkańców, więc po obu stronach znaleźli się zwolennicy tak Polski, jak Niemiec. Zaczęły się wielkie przeprowadzki z jednej strony granicy na drugą, bowiem wielu chciało zamieszkać w tym państwie, na które głosowali. W praktyce były to migracje na kilka kilometrów, z Bytomia do Królewskiej Huty czy z Katowic do Gliwic. Dwa zwaśnione narody, dwa odrębne światy, choć przecież dla wielu ówczesnych mieszkańców Śląska te nacjonalistyczne narracje były zupełnie niezrozumiałe.

V

Potem historia komplikowała się tylko bardziej. Wszystko zmieniało się bardzo szybko. Nawet propolscy Ślązacy szybko przyjmowali niemiecką tożsamość, bo lepiej być żołnierzem Wehrmachtu niż więźniem Dachau. Niektórzy dostawali się później do polskiej armii, inni zostawali w niemieckiej, jedni wracali do domu, drudzy ginęli, trzeci emigrowali. Armia Czerwona, gdy wkracza na Śląsk zimą 1945 roku, gwałci, morduje i rozkrada wszystko, co wpadnie w jej ręce. Niemcy przeobrażają się w Polaków albo uciekają na Zachód. Zaczyna się fala zmian nazwisk i imion, paszportów, deklaracji narodowościowych i politycznych. Rzadko dobrowolna. A ze wschodu nadciągają tysiące kresowiaków, Polaków wyrzuconych z domów. Adam Zagajewski w „Dwóch miastach” wspomina, jak dawni mieszkańcy Lwowa próbują nie tyle zaaklimatyzować się w Gliwicach, co Lwów zrekonstruować. Chodzą po mieście, jak we śnie, jakby chodzili ulicami swojego rodzinnego miasta. Tymczasem gliwickie mieszczaństwo siedzi w Hanowerze i Monachium. Zmieniają się nazwy, zmieniają się mieszkańcy, zmienia się kultura i język. A gdy nowa władza zacznie porządki, zmienią się także granice miast. Niemal każda wieś stanie się jakąś dzielnicą. Z przedwojennego Śląska zostały nam tylko widokówki. Może więc należało zmienić nazwę „Gleiwitz” nie na „Gliwice”, a na „Nowy Lwów”?

VI

Wincenty Pol pisał o rodzie Szafgoczów, że są „od Polaków Niemcami, a od Niemców Polakami zwani, co właściwie oznacza stanowisko rodziny na pograniczu osiadłej” (Pol 1848: 96). Tyle w temacie arystokracji, względnie mieszczaństwa. A robotnicy i chłopi? Należałoby chyba powtórzyć za Marksem, że „robotnicy nie mają ojczyzny”. Niewolnik nie ma narodu, ma swojego pana, a to, za kogo się ten pan uważa i komu służy, pozostaje bez znaczenia. Kiedyś myślano, że o narodowości człowieka decyduje dialekt, jakim się posługuje. Wcale nie jest to jednak takie proste. Pewnego razu zapytano Janoscha, w jakim języku mówiło się w jego domu. Ten odparł: „jaki to tam był język. Moi znali wszystkiego pięćdziesiąt słów”.

VII

Górnośląskie miasta są mitem – zawiera się w nich pewna prawda, choć wydawałoby się, że to tylko estetyczna fikcja. Ale uściślijmy: czy sam Górny Śląsk nie jest przypadkiem miejską legendą?

Śląsk jest narracją, którą co chwila ktoś chce wpleść w swój mniej lub bardziej nacjonalistyczny projekt, w swoją polityczną i etyczną wizję świata. Górny Śląsk to literatura mówiona, przekazywana bardziej w rozproszonych wspomnieniach, fragmentach i jednostkowych doświadczeniach niż w dziełach pisanych. I jest to literatura wstydliwa. Po lekturze śląskiego miasta, jeśli się czyta szanując tekst, dochodzi się do prawd mało przyjemnych.

Ta górnośląska historia (niedo)mówiona opowiadana jest zawsze w kontekście miejskim, jakby dla niej naturalnym. Śląsk to gęsta zabudowa robotniczych dzielnic, cegła i beton, setki kilometrów linii tramwajowych, setki tysięcy ludzi skupionych na jednym z najbardziej zatłoczonych kawałków Europy. Górnośląskie miasta są brudne i spracowane, oddychające gorącym powietrzem buchającym z hutniczych pieców. Gdzie indziej slogan „miasto, masa, maszyna” brzmi tak celnie? Czy gdzieś było więcej miasta, więcej masy i więcej maszyn niż na Śląsku?

VIII

Dwie narracje, które fascynują mnie najbardziej, dzieli niemal wszystko. Janosch pisze powieści i bajki, Miuosh rapuje. Janosch stroni od ludzi, ukrywa się w swoim domu na Teneryfie, tymczasem Miuosh jest showmanem, który żyje tam, gdzie jego publiczność. Janosch pisze po niemiecku, Miuosh po polsku. Choć ich pseudonimy brzmią podobnie i prawdziwie kosmopolitycznie, to prawdziwe nazwiska zdradzają jakie dwa narody stoczyły na Śląsku walkę o rząd dusz. Janosch to Horst Eckert, Miuosh to Miłosz Borycki. Janosch należy do XX wieku, jest starszym panem, którego nieraz boleśnie doświadczył los. Miuosh, choć urodzony w poprzednim stuleciu, należy już do trzeciego tysiąclecia, jest młody i pełny energii. Co mają wspólnego? Górny Śląsk Janoscha już dawno zniknął w powierzchni ziemi, nic go nie łączy z ojczyzną Miuosha. A jednak wydaje się, że musi istnieć coś swoiście śląskiego, co twórczość obu w dziwny sposób naznacza. Syndrom pogranicza? Syndrom peryferii? Bieda przedmieść robotniczych miast?

W „Piątej stronie świata” Miuosh rapuje:

„Bo kiedy bierzesz wdech da się wyczuć pech tych ulic

To zeszły wiek wszystkich nas tak znieczulił

Pomoc dla nas to populizm, nie raz nim nas opluli

My to ten gorszy naród – biedy, brudu i żuli

Przekuli nasze dobro, na nasze wieczne brzemię”.

Czy to nie jest ten sam Śląsk, który tak gorzko odmalował Janosch w powieściach „Szczęśliwy, kto poznał Hrdlaka” i „Cholonek, czyli dobry Pan Bóg z gliny”? Śląsk biedy, brudu i żuli, Śląsk lumpenproletariatu, nieco pogardzany za to, czym się stał, a przecież nie stał się tym z własnej winy. Robotników od samego początku epoki industrialnej okradano i upadlano. Wąska kasta elity zbierała niemal wszystkie owoce ich pracy. A Ślązacy są przecież narodem robotników. Dlatego narracje Janoscha i Miuosha, będąc narracjami miejskimi, nie dotyczą sytych śródmieść, lecz nędznych dzielnic. Akcja „Cholonka” dzieje się w nędzarskiej Porembie, obecnie części Zabrza. Co się tyczy tekstów utworów Miuosha, to trudno, rzecz jasna, mówić w ich wypadku o fabule i miejscu akcji. Trzeba jednak pamiętać, że hip-hop jest muzyką z getta – to sztuka ludowa młodzieży z wielkich miast, ale nie z ich centrów ani zamieszkiwanych przez klasę średnią przedmieść, lecz z biedniejszych, peryferyjnych dzielnic. Hip-hop słusznie kojarzony jest z ubóstwem, trudnymi warunkami życia, brakiem perspektyw, walką o przetrwanie i własną godność. Wydaje się, że właśnie taka jest muzyka Miuosha, co dobrze uwidacznia między innymi tekst utworu „Matka i krew”.

Miuosh i Janosch są artystami biednych dzielnic, artystami getta. Z ich dzieł wyłania się smutek i gorycz, brak nadziei na lepszą przyszłość i beznadziejność codzienności. Są ofiarami pogranicza, kłopotliwej prowincji, która podważa wiarygodność oficjalnych narracji.

IX

Literatura Górnego Śląska to literatura nomadycznych miast, które wciąż przecina jakaś kłopotliwa granica. Śląsk bowiem, jak Bałkany, jest po części wyobrażony, niestabilny i niedookreślony. Jest też w pewnej mierze niechciany, kłopotliwy. A kto nigdzie nie może się zadomowić, ten musi wędrować. Czasem wędrują pojedynczy ludzie, czasem całe narody – czasem przemieszczają się miasta.

LITERATURA:

Pol W.: „Z wycieczki [list III]”. „BNZOssol.” 1848, nr 1.

Žižek S.: „Kruchy absolut. Czyli dlaczego warto walczyć o chrześcijańskie dziedzictwo”. Przeł. M. Kropiwnicki. Warszawa 2009.

 

Zdjęcie: https://pixabay.com/pl/photos/nikiszowiec-osiedle-robotnicze-3454961/