ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 września 17 (425) / 2021

Gaweł Janik,

NARODOWA ODPORNOŚĆ NA 'NIEMIECKĄ CHOROBĘ' (JOANNA OSTROWSKA: 'ONI. HOMOSEKSUALIŚCI W CZASIE II WOJNY ŚWIATOWEJ')

A A A
W swojej nowej książce Joanna Ostrowska raz jeszcze oddaje głos pomijanym ofiarom II wojny światowej. „Oni. Homoseksualiści w czasie II wojny światowej” to kolejna po wydanej w 2018 roku książce „Przemilczane. Seksualna praca przymusowa w czasie II wojny światowej” praca, w której badaczka upomina się o wymazaną z historii grupę więźniów obozów koncentracyjnych. Podczas gdy w „Przemilczanych” autorka kreśliła biografie kobiet zmuszanych w obozach do prostytucji, „Oni” poświęceni zostali homoseksualnym mężczyznom.

Badania nad losem homoseksualistów w czasie II wojny światowej są właściwie nieobecne na gruncie polskiej refleksji naukowej. Problem ten jest marginalizowany, uznawany za kwestię niedotyczącą polskich więźniów obozów koncentracyjnych. Choć pierwsza inicjatywa umieszczenia na terenie Miejsca Pamięci i Muzeum Auschwitz-Birkenau tablicy upamiętniającej prześladowane w obozie osoby nieheteronormatywne pojawiła się już w 1994 roku, to po dziś dzień pomysł ten nie spotkał się z zainteresowaniem i aprobatą dyrekcji Muzeum. Wszystko to w myśl zasady, iż „w Polsce »takich« rzeczy i »takich« ludzi nie było” (s. 7).

Homoseksualizm nazywano przed wojną „niemiecką chorobą”, zarazą i plagą oraz łączono go bezpośrednio z kwestią etniczną. Polska prasa międzywojenna donosiła, że „homoseksualizm szerzy się wśród młodocianych Berlina” (s. 89). Stereotypowy homoseksualista był w oczach Polaków wywodzącym się z wyższych sfer, niebędącym katolikiem Niemcem. Jak pisze Ostrowska, „stał się uosobieniem wszystkiego, co antypolskie” (s. 236).

Penalizacja zachowań homoseksualnych opierała się w Trzeciej Rzeszy na paragrafie 175, który do niemieckiego prawodawstwa wprowadzony został w drugiej połowie XIX wieku, w wieku XX był zaś kilkukrotnie modyfikowany. Aż do roku 1937 naziści karali podejrzanych o bycie homoseksualistami w celach „wychowawczych”, mając nadzieję na ich „wyleczenie”. Późniejsze działania służyć miały prewencji – „chory element” izolowany był od zdrowej tkanki społecznej, by nie „zarażać” młodych Niemców bakcylem homoseksualizmu. Ostrowska w swojej książce konstatuje: „Homoseksualistów obserwowano, aresztowano, rejestrowano, sądzono i segregowano, aby później ich izolować, reedukować, kastrować, a w końcu mordować” (s. 29). Podkreślić należy, że świetle nazistowskiego prawa za homoseksualistów uznawani byli zarówno geje i lesbijki, jak i osoby biseksualne, transpłciowe, queerowe oraz interpłciowe.

W „Onych” Ostrowska rozprawia się z wciąż pokutującym mitem, jakoby paragraf 175 dotyczył wyłącznie Niemców. Zdaniem badaczki, ta fałszywa teza „o narodowo-niemiecko-niepolskim charakterze paragrafu doprowadziła do tego, że po wojnie polscy więźniowie oskarżeni o relacje seksualne z mężczyznami zostali całkowicie wymazani z pamięci o ofiarach II wojny światowej” (s. 120). Liczbę mężczyzn, którzy w latach 1933–1945 na mocy paragrafu 175 trafili do obozów koncentracyjnych, szacuje się na dziesięć do piętnastu tysięcy. Najnowsze dane mówią o stu trzydziestu dziewięciu więźniach oskarżonych o homoseksualizm (w tym co najmniej czternastu Żydach), którzy osadzeni zostali w obozie Auschwitz-Birkenau-Monowitz. Wśród nich znajdowali się także Polacy, a lista skazanych na mocy paragrafu 175 nie jest zamknięta i wciąż się poszerza. Dopisywane są do niej również kolejne polskie nazwiska.

Badaczka podkreśla w „Onych”, że „kolor winkla nigdy nie decydował o orientacji” (s. 268), gdyż różowym trójkątem znaczono właściwie wyłącznie obywateli Trzeciej Rzeszy. Polacy skazywani na mocy paragrafu 175 otrzymywali zazwyczaj status więźnia ochronnego, co wiązało się z przydziałem czerwonego winkla, który w świadomości ogółu zarezerwowany był dla więźniów politycznych. Obozowe losy homoseksualistów polskiego pochodzenia ukryte są więc za różnymi kolorami trójkątów, niezwykle rzadko za winklami różowymi. W efekcie trudno dziś o wiarygodne i miarodajne szacunki dotyczące liczby homoseksualnych Polaków przebywających podczas II wojny światowej w obozach koncentracyjnych.

„Oni” stają się dowodem na to, że powtarzane od lat argumenty o braku źródeł, małej liczebność grupy homoseksualnych więźniów oraz dostrzeganiu w niej niemal wyłącznie Niemców stosujących wobec pozostałych osadzonych przemoc seksualną nie mają pokrycia w rzeczywistości i przez wiele dekad stanowiły jedynie wygodną wymówkę pozwalającą pomijać niewygodny, wciąż tabuizowany problem. Problem będący „kolejną rysą na polskiej heteronormatywnej historii II wojny światowej” (s. 309), której „squeerowanie” postuluje Ostrowska.

Odtwarzając biografie bohaterów swojej książki, badaczka korzysta przede wszystkim z dokumentów oficjalnych – akt i raportów policyjnych, sądowych, prokuratorskich, więziennych oraz obozowych. Brakuje świadectw, relacji czy wywiadów. Ci, którzy przeżyli, milczeli. Ich wojenne wspomnienia poddawane były autocenzurze, bowiem społeczeństwo w homoseksualistach, którzy trafili do obozów, nie widziało ofiar, a brutalnych oprawców. Już po wojnie uznawano ich za niemieckie bestie, seksualnych drapieżców, gwałcicieli i dewiantów; w najlepszym przypadku za niebezpiecznych uwodzicieli. Nie dziwi więc brak świadectw polskich ocaleńców, którzy do obozów trafili na mocy paragrafu 175. Byli oni bowiem także po wojnie traktowani jako „istoty ze złamanym kręgosłupem moralnym” (s. 253). I choć historie osobiste opisywanych przez autorkę mężczyzn często pozostają nieodkryte, niedopowiedziane, to – jak podkreśla badaczka – „opowieść o nich nie składa się wcale z pojedynczych śladów. Nawet jeśli ich biografie są niepełne, często urwane lub pozbawione finału, to tworzą rozbudowany wielogłos” (s. 9).

Także dokumentacja fotograficzna prezentująca „więźniów z różowym winklem” jest niezwykle uboga. Choć mężczyznom oskarżonym o homoseksualność wykonywano zdjęcia i dołączano je do akt, to dziś niemal zawsze stanowią one brakujący element teczek oskarżonych. Słynne już zdjęcie wykorzystane na okładce książki „Mężczyźni z różowym trójkątem” Heinza Hegera to jeden z niewielu fotograficznych zapisów opisywanej grupy więźniów. Jak zauważa Ostrowska, „zdarza się, że archiwum wymaga zgody rodziny byłego więźnia lub więźniarki, która może nie życzyć sobie publikacji twarzy, informacji o paragrafie 175 albo o tożsamości psychoseksualnej krewnego. Siedemdziesiąt pięć lat po wojnie o wizerunku osób nieheteronormatywnych nadal decydują inni, w gruncie rzeczy uznając obozową historię bliskiej osoby za powód do wstydu i plamę na rodzinnym honorze” (s. 30–31).

Tytułowi „Oni” opisani zostali przez Ostrowską w dziesięciu rozdziałach, których tytuły to zarazem imiona bohaterów książki. Przeczytamy więc o kolejno o Józefie, Janie, Erichu, Stefanie, Helmucie, Kurcie, Egbercie, Josefie, Karlu oraz Stanisławie. Prezentowane przez badaczkę historie dotyczą jednak znacznie większej liczby osób – autorka mozolnie odtwarza biografie kilkudziesięciu mężczyzn oskarżonych na mocy paragrafu 175. Pisze między innymi o Stanisławie Malcu, dzierżawcy miejskiego szaletu, w którym dochodzić miało do homoseksualnych schadzek i orgii, Helmucie – tytułowym bohaterze opowiadania Michała Głowińskiego, które ukazało się w 2016 roku w tomie „Carska filiżanka”, czy wreszcie o dwóch Polakach – malarzu pokojowym Romanie Iglerze oraz czeladniku krawieckim Leonie Zyburtowiczu. Autorka, przywołując wyrok, który zapadł w sprawie ostatniej dwójki, zwraca uwagę na uzasadnienie, w którym sędzia doszukiwał się źródeł orientacji psychoseksualnej skazanych w ich trudnej sytuacji majątkowej, stawiając „znak równości między biedą i demoralizacją, a w następstwie – demoralizacją i homoseksualizmem, czyli zaspokajaniem popędu byle jak i byle gdzie” (s. 129).

Jeden z najbardziej poruszających rozdziałów dotyczy 25-letniego niemieckiego handlowca Ericha Nägela oraz 19-letniego Józefa Niemczyka – polskiego robotnika przymusowego. Ostrowska kreśli opowieść o intymnej relacji między Polakiem a Niemcem. Wśród wszystkich przytoczonych przez badaczkę historii, ta jest najbardziej osobista, a jej bohaterowie dają się poznać czytelnikowi nie tylko jako „przestępcy”, ale także jako zwykli ludzie. Autorka przywołuje pełne emocji listy pisane przez Ericha z aresztu. Martwi się on w nich o los swojej matki, którą naraził na wstyd i hańbę, a także próbuje ratować swojego młodszego kochanka, biorąc na siebie całą winę oraz prosząc o kastrację, która miała być „lekarstwem” na homoseksualizm. Dobrowolne „ubezpłodnienie” początkowo dawało oskarżonym możliwość skrócenia kary lub uniknięcia obozu koncentracyjnego, jednak z czasem stało się zabiegiem przymusowym. Rozdział zamyka niezwykle osobisty wiersz autorstwa Ericha, który napisany został przez mężczyznę w roku 1940, a więc w czasie trwania toczącego się przeciw niemu i Józefowi procesu. Odnaleziony przez badaczkę utwór jest przejmującym świadectwem cierpienia, samotności oraz poczucia wyobcowania młodego mężczyzny. Nägele pisze: „(…) Też chciałbym kochać i całować, / I żyć jak wszystkich ludzi brat. / Więc dźwigam winę, choć bez winy, / Bo jestem, jaki jestem, gdyż / To świat mnie takim sam uczynił: / Me ciało, duszę, serce, zmysł (…)” (s. 116).

Rozdział „»Panienki«, »Szwungi«, »Fajfusy«, »Laleczki«” Ostrowska poświęca piplom – grupie więźniów obozów koncentracyjnych, w której skład wchodzili młodzi mężczyźni, a niejednokrotnie nastoletni chłopcy, „służący” (często także seksualnie) kapo i blokowym. Więźniowie ci bardzo często padali ofiarą przemocy seksualnej. Niejednokrotnie dochodziło także do seksualnego „barteru”, dzięki któremu piple mogli liczyć na lepsze warunki (nieprzypadkowo zaliczani byli do tak zwanej obozowej arystokracji). Jak podkreśla badaczka, „piple zostali symbolicznie usunięci ze społeczności obozowej – także z dyskursu powojennego. Najprawdopodobniej jest to jedna z największych, a na pewno najsłabiej rozpoznanych, grup ofiar przemocy seksualnej w obozie” (s. 268–269). Symptomatycznym jest więc fakt, że pierwsza literacka narracja traktująca o piplu – wydana w 1961 roku książka „Kar'u lo pipel” autorstwa Kacetnika – po dziś dzień nie doczekała się polskiego tłumaczenia.

Ostrowska w swojej pracy nie tuszuje ani nie wybiela odtwarzanych biografii. Historie jej bohaterów są różne, a niektórych z nich uznać należałoby raczej za antybohaterów, zwyczajnych kryminalistów. Na kartach „Onych” przeczytamy zarówno o ofiarach, jak i o seksualnych agresorach. Badaczka wskazuje na ambiwalencję postaw i życiorysów opisywanych mężczyzn. Jak podkreśla, „trudno (…) udawać, że wszyscy bez wyjątku należeli do grupy dzielnych bojowników i ofiar bez skazy. (…) »Oni« – podobnie jak inni przeżywcy – dokonywali różnych wyborów, co w żadnym wypadku nie powinno być powodem wykluczenia” (s. 309–310).

„Oni” to przejaw buntu, próba opowiedzenia o tych, o których „nie da się już dłużej milczeć” (s. 11). Należy podkreślić, że książka to – jak wskazuje sam tytuł – opowieść o mężczyznach. Wśród relacji z obozów niezwykle rzadko znaleźć można fragmenty dotyczące nieheteronormatywnych polskich więźniarek. Ostrowska, która pracując nad swą książka wykonała gigantyczną pracę archiwalną, odnotowuje, że w trakcie przeprowadzonych przez nią kwerend nie udało się jej „odnaleźć żadnej sprawy karnej przeciwko kobiecie oskarżonej o relacje seksualne z inną kobietą” (s. 53). Nie oznacza to oczywiście, że nieheteronormatywne kobiety były w obozach nieobecne. Ich biografie pozostają jednak do tej pory nieodkryte, wciąż wymagają opisania. Konieczne jest, by i te his-, a właściwie herstorie nieheteronormatywnych Polek przebywających w takcie II wojny światowej w obozach koncentracyjnych zostały opowiedziane; wydobyte z mroków zapomnienia i tabuizacji. Sam zaś mam cichą nadzieję, że to właśnie Joanna Ostrowska podejmie się tego wyzwania, gdyż w swoich książkach, jak nikt inny, potrafi oddać głos „przemilczanym”.
Joanna Ostrowska: „Oni. Homoseksualiści w czasie II wojny światowej”. Wydawnictwo Krytyki Politycznej. Warszawa 2021 [seria: Seria Historyczna].