ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 września 17 (425) / 2021

Wiktoria Łakota,

WIEDZA TAJEMNA? (DAVID SINCLAIR, MATTHEW LAPLANTE: 'JAK ŻYĆ DŁUGO? DLACZEGO SIĘ STARZEJEMY I CZY NAPRAWDĘ MUSIMY?')

A A A
„Starość nie radość, młodość nie wieczność”. Tak brzmi jedno z najbardziej znanych przysłów o starości. Choć powszechnie przyjęło się uważać, że złoty wiek jest naturalnym zjawiskiem, jednym ze stadiów życia każdego człowieka, to nie musi tak wcale być. Czy możliwe jest dożyć stu dwudziestych piątych urodzin, zachowując przy tym trzeźwość umysłu i sprawność młodego człowieka? Australijski biolog i profesor genetyki David Sinclair podkreśla, że to nie tyle możliwe, ile nieuniknione.

Ludzkość od wieków marzy o długowieczności. Znamy opowieść o mitycznym źródle wiecznej młodości, którego woda posiada niezwykłe, odmładzające właściwości. Chociaż historia ta nie znajduje potwierdzenia historycznego, nadal cieszy się żywym zainteresowaniem. Pisarze i reżyserzy chętnie sięgają po motyw tajemniczego obiektu, z którym bezpośrednie zetknięcie daje gwarancję młodości i wszystkich korzyści z niej płynących. Moc pozwalająca żyć wiecznie nie musi być żadnym mitem. Naukowe odkrycia udowadniają, że źródło wiecznej młodości jest na wyciągnięcie ręki, potrzeba tylko zaangażowania oraz samozaparcia, by móc cieszyć się jego życiodajnymi właściwościami.

Z wiekiem tracimy energię, siły, pamięć i radość życia. Godzimy się z losem, ze stwierdzeniem, że starość to kolejny etap w naszym życiu, który jest nieunikniony. Obawiamy się przyszłości, obserwując, jak z jej nadejściem pojawia się więcej ograniczeń, trudności i niepokoju. A gdyby tak istniał lek na chorobę nazywaną starością? Taki, który z łatwością przedłuża życie o kolejne dekady? Taki, który jest łatwo dostępny i dużo nie kosztuje? Istnieje nie jeden, lecz kilka sposobów na przedłużenie swojego życia i bynajmniej nie musimy przemieniać się w wampiry, by móc doświadczyć długowieczności.

Według autora „Jak żyć długo? Dlaczego się starzejemy i czy naprawdę musimy” starzenie się jest chorobą: „Wierzę, że jest uleczalne. Wierzę, że możemy zacząć je leczyć za naszego życia. Wierzę, że dzięki temu wszystko, co wiemy o ludzkim zdrowiu, ulegnie fundamentalnej zmianie” (s. 110). Sinclair ma swoje pomysły na długowieczność, jedne z nich są bardziej innowacyjne, drugie mniej zaskakujące, niemniej jednak wydają się przekonujące. Uważa on, że należy przewidywać to, co może się wydarzyć, i zawczasu temu zapobiegać.

Wszystko ma swój czas

Badacze i naukowcy nieustannie prześcigają się w teoriach, przeprowadzanych badaniach, latach obserwacji i zdobytym doświadczeniu. Wszystko po to, by z niecierpliwością małego dziecka wyglądać obiecującej przyszłości. Jednak nie każda teoria wytrzymuje próbę czasu, co w świecie nauki jest zupełnie naturalnym i często spotykanym zjawiskiem, a „nowe odkrycia prowadzą do nowych pytań, na które teoria nie daje pełnych odpowiedzi, a te pytania rodzą kolejne pytania (…)” (s. 40).

Sam autor pisze o sobie, że ma pięćdziesiąt lat i czuje się jak dziecko. Podobnie jak dzieci, on również przejawia chęć poznawania tego, co go otacza. Odkąd pamięta, pragnął zrozumieć, dlaczego się starzejemy. Często kluczył w swoich poszukiwaniach, trafiał w ślepe uliczki, ale ostatecznie udało mu się przybliżyć do poznania prawdy, czego efektem jest książka „Jak żyć długo?”.

Czy istnieje przepis na długowieczność?

Tak i nie. Według Sinclaira: „Istnieje kilka sposobów na przyspieszenie innowacji i znalezienie leków i technologii wydłużających zdrowe życie, a najbardziej dostępny jest też najmniej skomplikowany: przedefiniować starość tak, by zaczęła być rozumiana jako choroba. Nic innego nie musi się zmieniać. Uczeni zajmujący się starością będą na równych prawach rywalizować z badaczami zajmującymi się pozostałymi chorobami” (s. 308). Genialne w swojej prostocie? Być może, choć niekoniecznie takie proste. Dlaczego? Przeświadczenie, że starzenie się jest nieuchronne zakorzeniło się w naszych głowach na tyle głęboko, że nie potrafimy pojąć tego, że możemy je opóźnić, a tym bardziej powstrzymać. Jednak z czasem zdmuchnięcie ponad stu świeczek na torcie nie będzie niczym niesamowitym, a zupełnie normalnym. Sinclair przewiduje, że pierwszego stupięćdziesięciolatka poznamy gdzieś w XXII stuleciu.

(Nie)znane fakty?

Zdrowa i zbilansowana dieta, uprawianie sportu, unikanie używek takich jak alkohol czy papierosy – oto sposoby na dożycie późnej starości. Tylko tyle i aż tyle.

Czy ceniony badacz długowieczności zaskakuje nas czymś nowym? Poleca przetestować standardowych rozmiarów obrączkę, która monitoruje pracę serca, temperaturę ciała i ruchy. Ponadto informuje o jakości snu i jego długości. Trudno powiedzieć, czy jest to zbędny gadżet, czy urządzenie pierwszej potrzeby, w które powinien zaopatrzyć się każdy z nas. Sinclair podejrzewa, że to tylko kwestia czasu, kiedy postępy biotechnologiczne zmienią świat. Dostrzega w tym szereg korzyści. Jest pewny, że „W niedalekiej przyszłości rodziny będą monitorowane dzięki bioczułym urządzeniom osobistym, niewielkim urządzeniom domowym i implantom, które zoptymalizują nasze zdrowie i uratują życie, sugerując posiłki i wykrywając spadki formy, infekcje i choroby. Po zauważeniu anomalii lekarz podczas wideokonferencji w asyście AI przyśle karetkę, pielęgniarkę lub lekki pod nasze drzwi” (s. 229). Wizja świata rodem z serialu „Black Mirror” jest więc o wiele bliższa, niż możemy przypuszczać.

Badacz zdecydowanie opowiada się po stronie nowych technologii i ich rozwiązań, jednocześnie będąc zwolennikiem starych, sprawdzonych metod. Według niego, aby móc cieszyć się długim życiem, musimy jeść mniej. Zaleca, aby pomijać jeden posiłek dziennie lub przynajmniej zjeść bardzo mało – czego sam przestrzega. Jak podkreśla, poszczenie to krok w stronę długowieczności, a odpowiednia redukcja kalorii jest korzystna dla naszego zdrowia. Należy przy tym pamiętać, że redukcja nie jest dietą dla każdego. Co ciekawe – patrząc na prozdrowotny wydźwięk książki ­– autor nie bierze pod uwagę faktu, że nie każdy ze względów zdrowotnych może sobie na nią pozwolić. Od razu zakłada, że tylko nieliczni posiadają odpowiednio silną wolę, aby wytrwać w swoim postanowieniu. Warto zwrócić również uwagę na to, co jemy. Powinniśmy ograniczyć spożywanie przetworzonego czerwonego mięsa. Według setek przeprowadzonych badań hot dogi, kiełbasa, szynka oraz boczek mogą przyczynić się do powstania nowotworów jelita grubego, trzustki i prostaty.

A skoro już jesteśmy przy temacie jedzenia, to pewnie niewiele osób wie, że powinniśmy sięgać po zestresowane rośliny. Może brzmi to niedorzecznie, ale rośliny również doświadczają stresu. Wytwarzają wówczas „związki chemiczne, które mówią ich komórkom, by się wyciszyły i przetrwały (…) uważamy, że ludzie mogli ewoluować tak, by wyczuwać te związki chemiczne, które produkują one w trudniejszych czasach, że to swego rodzaju nasz system wczesnego ostrzegania, by uczulić nasze ciała na konieczność przejścia w podobny tryb” (s. 164). Chodzi przede wszystkim o resweratrol – substancję pochodzenia roślinnego. Sinclair zaleca, by szukać roślin o najintensywniejszych kolorach: żółtym, czerwonym, pomarańczowym lub niebieskim.

Sinclair jest przeciwnikiem palenia. Jego matka była długoletnią palaczką, u której w wieku pięćdziesięciu lat zdiagnozowano nowotwór. Badacz zdawał sobie sprawę z tego, że „palenie przyspiesza bicie zegara biologicznego i ryzyko śmierci – o 15 lat” (s. 100). Jednak Diana znalazła w sobie na tyle dużo siły, by w odpowiednim momencie zerwać z nałogiem. Wykrycie guza w stosunkowo młodym wieku sprawiło, że mogła dożyć siedemdziesięciu lat. Naukowiec popiera finansowanie kampanii antynikotynowych, programów rzucania palenia czy ostrzeżenia, które są umieszczane na opakowaniach papierosów. Działania te zwiastują lepszą przyszłość. Mimo to Sinclair daje nam jasno do zrozumienia, że gdyby przeznaczyć znaczące środki na walkę ze starzeniem się, ludzie zrozumieliby w końcu, że to choroba, którą można normalnie leczyć.

Nie tylko dym papierosowy jest dla nas szkodliwy. Oprócz papierosów szkodzą nam chemikalia i smog. Badacz zaznacza, że „Każde źródło naturalnego lub sztucznego promieniowania, takie jak promieniowanie UV, rentgenowskie, gamma i z radonu w naszych domach (jest to druga najpopularniejsza przyczyna występowania nowotworów płuc poza paleniem), może powodować dodatkowe uszkodzenia DNA, co skutkuje koniecznością zawezwania ekipy epigenetycznej, aby je naprawić” (s. 146). Rozpuszczalniki, odtłuszczacze, pestycydy, ale również sztuczne ognie i żółty tusz w domowej drukarce są dla nas równie niebezpieczne. Nieważne, czego byśmy nie robili i czego unikali – uszkodzenia DNA są nieuniknione. Sinclair pozwala sobie w tej kwestii nawet na żart: „Nie da się uniknąć cząsteczek radonu ani promieniowania kosmicznego, chyba że mieszka się w ołowianym pojemniku na dnie oceanu” (s. 146).

Przeciążenia naszej planety

Życie oraz śmierć to naturalny cykl życia. Każde pokolenie rodzi się i umiera, by ustąpić miejsca następnemu. Obecnie na naszej planecie żyje ponad 7,8 miliarda ludzi, a liczba ta będzie wciąż rosła. Konsekwencji rosnącej liczby ludności na świecie nie trzeba szukać daleko. Doświadczamy skutków efektu cieplarnianego na własnej skórze. Zmagamy się z nieustającym zapotrzebowaniem na żywność i wodę, której zasoby kurczą się w mgnieniu oka. Czy idea długowieczności ma w tym przypadku rację bytu?

Sinclaira nie zniechęca wizja przeludnionego świata. „Mimo tego, że wydłużenie ludzkiego życia może zaognić część najpoważniejszych problemów, z którymi się zmagamy, i być może stworzyć nowe, patrzę z optymizmem na potencjał tej rewolucji zmieniającej świat na lepsze” (s. 272). Twierdzi on, że człowiek stale przesuwa granice swoich własnych ograniczeń. Naszą siłą napędową jest chęć przetrwania. Zdaje się, że nic nas w tym nie powstrzyma, a tym bardziej „limit dla liczby ludności, którą planeta mogłaby pomieścić (…)” (s. 280). Powołuje się w tym miejscu na profesora ochrony środowiska Uniwersytetu Marylandu Erle’a Ch. Ellisa. Wyjaśnił on, że nie da się jednoznacznie określić naturalnej pojemności środowiska, a jeżeli takowa istnieje, to człowiek przekroczyłby ją dziesiątki lat temu. Nieustannie ingerujemy w ekosystemy, naginając je do swoich potrzeb. Zdaje się, że już dawno przekroczyliśmy wszystkie granice.

Według Sinclaira wydłużenie ludzkiego życia jest inwestycją na długie lata, która nie zaszkodzi naszej planecie, a wręcz przeciwnie – sprowadzi ją na właściwie tory. Jako argument przywołuje fakt, że im zdrowszy człowiek, tym dłużej żyje, a co za tym idzie – może pozostać aktywny zawodowo. Będzie mógł bez przeszkód realizować swoje plany i marzenia, bawić się z prawnukami bez obaw o bycie zmęczonym czy zdezorientowanym. Skończy się dyskryminacja w zatrudnieniu, bowiem coraz trudniej będzie stwierdzić, kto jest starszy. Swoje przemyślenia na temat korzyści płynących z przedłużenia życia o dodatkowe lata, kończy następującymi słowami: „Zapobieganie chorobom i niepełnosprawności to być może najważniejsze, co możemy zrobić, by zapobiec globalnemu kryzysowi wywołanemu przez zmiany klimatyczne, paraliżujące obciążenia ekonomiczne i przyszłe społeczne niepokoje. Nie stać nas na pomyłkę” (s. 300).

Tylko dla wtajemniczonych?

„Jak żyć długo? Dlaczego się starzejemy i czy naprawdę musimy?” liczy dokładnie czterysta dwadzieścia osiem stron. Jak na książkę popularnonaukową nie jest to wcale aż tak dużo. Autorzy postanowili podzielić ją na trzy części: co już wiemy (przeszłość), czego się dowiadujemy (teraźniejszość) i dokąd zmierzamy (przyszłość). Pięćdziesiąt jeden stron zajmują same przypisy. Doktor David Sinclair wzbogacił swoją książkę specjalistycznym słowniczkiem, życiorysami wielkich uczonych z całego świata, systemem miar, a także kilkoma grafikami. Znajdziemy także informacje o autorach książki. Co zabawne, opis dokonań Sinclaira zajmuje prawie połowę strony, podczas gdy opis LaPlante’a liczy tylko dwa zdania.

Jak to często w tego typu książkach bywa, nie zabrakło zachwalających komentarzy „kolegów i koleżanek po fachu”, którzy zachęcają do przeczytania książki. Oto niektóre urywki cytatów, których całość możemy przeczytać na bocznych obwolutach: „Przełomowa książka autorstwa jednego z najwybitniejszych badaczy długowieczności naszych czasów (…)”, „To najbardziej wizjonerska książka o starzeniu się, jaką kiedykolwiek czytałem. Chwytaj dzień… I chwytaj za tę książkę!” – wyczuwam inspirację Horacym, „Mają Państwo w ręku jedną z najlepszych dostępnych dzisiaj książek poświęconych zdrowej długowieczności (…) Zachęcam do lektury i cieszenia się długim, zdrowym życiem!”. Niestety nie mogę się z nimi zgodzić i zaraz wytłumaczę dlaczego.

Po obiecującym wstępnie przechodzimy do pierwszej części książki – to tu zaczynają się pierwsze schody. Sinclair zakłada, że czytelnik jest na tyle dobrze zaznajomiony z biochemią, że nie trzeba mu nic tłumaczyć. To spory błąd, ponieważ już na samym początku trudność w zrozumieniu treści zniechęca do dalszej lektury – a przecież zapowiadało się tak ekscytująco! Problem okazuje się na tyle duży, że nie pomoże słowniczek, który z nieznanych powodów nie jest nawet ułożony alfabetycznie – to kolejny błąd. Zniecierpliwiony czytelnik zdąży już zapomnieć, czego właściwie szuka.

Mimo szczerych chęci tej książki nie czyta się dobrze. Nie wynika to ze złego podejścia czytelnika, a z chaosu informacyjnego, który widnieje niemal na każdej czytanej stronie. Laik, który będzie chciał dowiedzieć się czegoś o mechanizmie długowieczności, skapituluje po kilku pierwszych rozdziałach, a może nawet i wcześniej. Mam wrażenie, że Sinclair jest miłośnikiem retardacji i retrospekcji, które nic nie wnoszą, a ich użycie powoduje więcej szkody niż pożytku. Pada jakaś intrygująca teza, ale zanim badacz ją potwierdzi lub obali, wcześniej wspomni coś ze swojego życia. Na przykład swój lot do Bostonu, by móc przejść rozmowę kwalifikacyjną, którą „przeprowadził z nim gigant w dziedzinie badań nad komórkami macierzystymi, Douglas Melton z Helen Hay Whitney Foundation Fellowship, organizacji od 1947 roku zapewniającej wsparcie badawcze absolwentom nauk biomedycznych po doktoracie” (s. 58). Bardzo długie zdanie, które nic nie wnosi, a w książce jest wiele podobnych. Ale to nie koniec tej przejmującej historii, którą dzieli się z nami Sinclair. Po czasie zorientował się, że wino, które podarował wówczas Meltonowi, mogło zostać odebrane jako łapówka.

Wystarczyłoby wprowadzić kilka ulepszeń i od razu czytałoby się tę publikację lepiej. Mam kilka propozycji. Po pierwsze napisać odpowiednie wprowadzenie (i nie mam tu na myśli omawianego już wstępu). Tak jak w szkole na lekcji, by w sposób zrozumiały zaznajomić się z tematem i nowymi zagadnieniami, które co jakiś czas będą się powtarzać. Owszem, Sinclair stara się nam coś tłumaczyć, ale językowo bliżej temu do seminarium dla doktorantów niż do podstawowej, biochemicznej wiedzy. Zdaję sobie sprawę z tego, że o procesach starzenia się i długowieczności nie da się pisać prosto, ale zawsze można spróbować. Po drugie pogrubiłabym najważniejsze pojęcia, które pojawiają się w tekście, tak aby czytelnik zwrócił na nie uwagę. Ułatwi to korzystanie z dołączonego słowniczka oraz pozwoli coś z tego zapamiętać. Po trzecie przydałoby się podsumowanie pod każdym rozdziałem, które usystematyzowałoby zdobytą już przez nas wiedzę. Poza tym do podsumowania wrócić łatwiej niż do ponownej lektury całego rozdziału. Po czwarte mniej znaczy więcej – mniej retrospekcji, a może więcej tabelek i grafik? Po piąte radziłabym umiejętniej wplatać słownictwo biochemiczne do treści książki. Nic tak skutecznie nie zniechęca do czytania jak trudny i niezrozumiały język. Jeżeli nie jest się specjalistą z tej dziedziny, to niewiele się z tego zrozumie. „Kartki tej książki to dla was przepustka za kulisy i wasze miejsce w pierwszym rzędzie” (s. 19), ale pod warunkiem, że jesteście prawdziwymi entuzjastami biochemii, nie laikami.

***

Czy jest to „wizjonerska książka”? Trudno powiedzieć. Sposoby na zapewnienie sobie dłuższego, zdrowszego życia są już nam znane od lat. Co ciekawe, Sinclair pisze, że jest naukowcem, nie lekarzem, więc nie ma odpowiednich kompetencji, by mówić komukolwiek, co ma robić, i nie reklamuje suplementów diety ani innych produktów. Ogranicza się jedynie do swojej rutyny: zażywa dzienną dawkę witaminy D i K2 oraz 83 mg aspiryny. Spożywa mało cukru, chleba i makaronu, w wieku czterdziestu lat zrezygnował z deserów, ale zdarza się, że podkrada małe kęsy od innych. Pomija jeden posiłek dziennie lub je bardzo mało. Wykonuje comiesięczne badania krwi, jeśli wyniki nie są zadowalające, koryguje je dietą i ćwiczeniami. Chętnie spaceruje i wspina się po schodach, a raz w tygodniu chodzi z synem na siłownię. Spożywa mięso tylko w dniach, kiedy ćwiczy. Je dużo roślin. Nie pali, stara się unikać nadmiernej ekspozycji na promienie słoneczne. Przebywa w chłodnych pomieszczeniach w ciągu dnia i w czasie snu. Utrzymuje prawidłową wagę ciała albo wskaźnik BMI. To samo radzi swoim czytelnikom. Musimy z nadzieją patrzeć w przyszłość. Długowieczność jest na wyciągnięcie ręki – wystarczy po nią sięgnąć i już dziś zacząć dbać o swoje zdrowie.
David A. Sinclair, Mathhew LaPlante: „Jak żyć długo? Dlaczego się starzejemy i czy naprawdę musimy”. Przeł. Agnieszka Myśliwy. Wydawnictwo Znak Horyzont. Kraków 2021.