ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 września 18 (426) / 2021

Kamila Czaja,

ZAMIAST JACUZZI (FRAN LEBOWITZ: 'NIE W HUMORZE')

A A A
Jeżeli ktoś jeszcze nie zna Fran Lebowitz, może obejrzeć netfliksowe „Udawaj, że to miasto” Martina Scorsesego albo zacząć od portretów i wywiadów (zob. wyborcza.pl, vouge.pl), opublikowanych na fali premiery tego miniserialu oraz wydania, wreszcie i w naszym kraju, felietonów popularnej w Stanach autorki. Ale może też od razu sięgnąć po prostu po zbiór tekstów, Lebowitz ma bowiem tę właściwość, że jest w swojej publicznej personie niewiarygodnie konsekwentna, czy to na ekranie, czy w książce, czy to w latach 70., czy dziś (na co zwraca uwagę także Piotr Kofta, odkrywając z zaskoczeniem, że nowojorska pisarka jest taka sama w wieku lat trzydziestu i siedemdziesięciu [zob. polskieradio24.pl]). A oryginalność i bezkompromisowość tej postaci budzą, nawet jeśli podszyte miejscami frustracją, uznanie.

Niepoprawność snobistyczna

„Nie w humorze” to przekład (prawie całego, o czym za chwilę) zbioru „The Fran Lebowitz Reader”, czyli tomu zawierającego dwie wcześniejsze książki: „Metropolitan Life” i „Social Studies”. Jeśli spojrzeć na sprawę wąsko, można uznać, że Lebowitz pisze przede wszystkim o Nowym Jorku, jednak już spis treści pokazuje, że zakres tematów jest bardzo szeroki – autorka analizuje bowiem kwestie takie jak „Życie w wielkim mieście” (tu: „Obyczaje”, „Nauka”, „Sztuka”, „Literatura”) i „Studia społeczne” („Ludzie”, „Rzeczy”, „Miejsca” i „Idee”). Trudno o ogólniejsze hasła, a równocześnie łączy te wątki zarówno wspomniana nowojorska perspektywa, jak indywidualny styl – myślenia i pisania – Lebowitz. Zdarzają się w tych felietonach aforyzmy niczym z Oscara Wilde’a, w rodzaju: „Sen to taka śmierć, tylko mniej zobowiązująca” (s. 105), częściej jednak autorka prowadzi „operacje” na konkrecie. Robi to w sposób politycznie niepoprawny i niemożliwie zabawny, przy czym problem (?) w tym, że w „Nie w humorze” jedno nierozerwalnie wiąże się z drugim.

Jeśli jest temat, co do którego uznalibyśmy, że ryzykownie się z niego śmiać, to na pewno Lebowitz z niego właśnie się śmieje. Dostrzega pozytywne „skutki uboczne ucisku i obsesji” – choćby jazz i sarkazm (zob. s. 16-17). W „Przewodniku po zawodach dla wyjątkowo ambitnych” pyta zaczepnie: „A więc chcesz być papieżem?” (s. 19), by dwieście stron dalej spastiszować gazetowe profile w tekście „Szczerze z papieżem”, w którym zdecydowanie mniej święty ojciec święty – na parę dekad przed serialami Paola Sorrentino z Jude’em Law – nosi T-shirt z hasłem „Nieomylny, lecz elastyczny” (s. 226). Kpi Lebowitz z komunizmu, rozważa kwestię „Dzieci: za czy przeciw?”, dochodząc do wniosku, że i tak najgorsi są rodzice. Tym ostatnim udziela zresztą rad z gatunku: „Nie pozwalaj, aby twoje dziecko zwracało się do ciebie po imieniu. Za krótko się znacie” (s. 217). Obśmiewa bogatych, którym tłumaczy, że przepracowanie to coś, co „przypomina jet lag” (s. 205), i epatuje własnym ubóstwem („memento pori” [s. 258]). Ale snobizm finansowych elit zastępuje własną wersją snobizmu – intelektualnego, obyczajowego, miejscami nad wyraz egocentrycznego. W jego ramach zmieści się więc walka o prawa palaczy, ale już nie o prawa psich pupilów czy… osób z niepełnosprawnościami. W efekcie podczas lektury „Wskazówek dla zwierząt domowych” parskanie śmiechem podszyte jest poczuciem winy i skandaliczności takiego tekstu dziś. Lebowitz bowiem najchętniej zakazałaby posiadania psów, zwłaszcza w Nowym Jorku, a wobec argumentu, że potrzebują ich ludzie ociemniali i samotni, proponuje wyjście: „Nie jestem osobą całkiem pozbawioną współczucia, dlatego poświęciłam tej kwestii wiele namysłu i znalazłam, jak mi się wydaje, idealne rozwiązanie: niechaj samotni prowadzą ociemniałych” (s. 254).

Nie to ładne, co ładne, ale co się Lebowitz podoba

Ludzie, zwierzęta, miejsca, rzeczy, „twórczość” i w ogóle wszelkie zjawiska niemieszczące się w wyśrubowanych kryteriach snobizmu à la Fran Lebowitz nie mogą liczyć na miłosierdzie. Drżyj, Erico Jong. Drżyj, Los Angeles, gdzie „T-shirty nastolatków obojga płci przeczą tezie, jakoby młodzież nie lubiła czytać, natomiast wyrazy ich twarzy przeczą T-shirtom” (s. 287). Drżyjcie, przechodnie z napisem na ubraniu („Spójrzmy prawdzie w oczy: jeśli inni ludzie nie są zainteresowani tym, co macie do powiedzenia, dlaczego miałoby ich interesować, co ma do powiedzenia wasz sweter?” [s. 138]) bądź, o zgrozo, w poliestrowych garniturach. A jeśli komuś się wydaje, że ma coś twórczego do powiedzenia, to Lebowitz nie tylko pozostaje sceptyczna: „Oryginalna myśl jest jak grzech pierworodny: jedno i drugie przydarzyło się innym ludziom, którzy umarli na długo przed tym, zanim przyszedłeś na świat” (s. 198), ale najwyraźniej nieszczególnie by za kimś takim na świecie tęskniła, skoro podpowiada brutalnie: „Jeżeli uważasz, że myśli samobójcze świadczą o poetyckim usposobieniu, nie zapominaj, że czyny mówią głośniej niż słowa” (s. 162).

Jeżeli ktoś zastanawiałby się nad kryteriami potępienia, wystarczy, że sięgnie do strony 65, gdzie Lebowitz wprost wymienia „trzy absolutnie zasadnicze kwestie”: „1. Czy coś jest ładne? 2. Czy coś jest zabawne? 3. Czy coś zna swoje miejsce?”. Według kogo ładne, zabawne i na swoim miejscu? Oczywiście według Fran Lebowitz. A jednak nawet jeśli czytelnik w iluś miejscach poczuje kategoryczny sprzeciw wobec poglądów autorki oraz tonu, jakim zostają one „wygłoszone”, to podobnie jak w przypadku „Udawaj, że to miasto” nie da się tej narracji oprzeć. Jest błyskotliwie uargumentowana, konsekwentna, niepozbawiona autoironii. To punkt widzenia wart poznania i jakoś odświeżający na tle innych, nawet jeśli mniej bezsporny, niż próbuje nam narzucić Lebowitz. Ale ilu zostało na świecie ludzi, dla których – jak dla Fran w jej wizji „handlowania humorem”, gdy przychodzi do niej mafiozo, domagając się spłaty długu – najgorsza możliwa groźba brzmi: „Albo zapłacisz do poniedziałku, albo rozpuszczę wiadomość, że mieszasz metafory” (s. 315)? Zbyt niewielu.

W polskim humorze

Tym bardziej, mimo kilku dziesięcioleci opóźnienia, cieszy fakt trafienia „Nie w humorze” w ręce tych polskich czytelników, którzy nie mieli okazji zapoznać się z oryginałem. Trzeba jednak zauważyć, że już informacje na stronie redakcyjnej wzbudzać mogą niepokój, skoro znajdziemy tam sformułowania „wybór tekstów” i „Niektóre felietony zostały nieznacznie skrócone za zgodą Autorki”. Dobrze by było rozwinąć temat w pożądanej tu nocie edytorskiej, zamiast „przemycać” w takim miejscu. Nie chodzi nawet o to, że książka jakoś szczególnie na wyborze traci. Naliczyłam, oprócz brakującego krótkiego wstępu autorki, zaledwie dziewięć felietonów, których brakuje (zapowiadanych skrótów w tekstach opublikowanych po polsku nie śledziłam), a zawarte w nich tezy często mocno się zestarzały – zwłaszcza z feministycznego punktu widzenia, ale są tu też niebrzmiące dziś dobrze żarty z pedofilii, okresu czy faszyzmu. A cześć dowcipów tak mocno bazuje na nieprzetłumaczalnych kontekstach czy frazach, że nie wypadłyby udanie po polsku – jakkolwiek żal mi, znów wilde’owskiego, fragmentu z pominiętego felietonu „Ideas”: „those who use the word »lifestyle« are rarely in possession of either”. Ale właśnie: czy takie polityczno-językowe były kryteria selekcji? Jeśli tak, to gdzie leżała granica niepoprawności czy nieprzekładalności? W pozostawionych w tym wydaniu tekstach znajdziemy wszak i fragment: „cenna informacja dla osób gustujących w nieletnich” (s. 83), i sporo stereotypów czy wyśmiewania ruchów wolnościowych (feministycznych, rasowych). Chciałabym o tych edytorskich decyzjach – czyich? polskiego wydawcy? wydawcy amerykańskiego? samej Lebowitz, skoro skróty były za jej zgodą? – dowiedzieć się znacznie więcej.

Rodzime wydanie zawiera natomiast krótkie wyjaśnienia „Od tłumacza”. Łukasz Witczak zdradza, że sporo kontekstów musiał uogólnić, żeby stały się czytelne dla polskiego odbiorcy. Wystarczy zresztą zerknąć do oryginału, by uwierzyć, że stopień trudności zadania był ogromny. I chociaż mimo starań tłumacza trzeba nieraz „wygooglować” pewne zapomniane bądź zupełnie nieznane u nas nazwiska, to przekład „Nie w humorze” zasługuje na wielkie uznanie. „Ciętość” Lebowitz nie ginie w polskiej wersji, a o kunszcie Witczaka niech świadczą choćby dwa fragmenty. W felietonie kpiącym z różnych przejawów współczesnej sztuki Lebowitz proponuje grę z angielskim fragmentem psalmu „Make a joyful noise unto the Lord”: „We were an inescapable influence on the culture and inspired a fanatical devotion, for we made a joyful noise unto the bored”, co Witczak w natchnieniu przekłada na: „Wywieraliśmy przemożny wpływ na kulturę i budziliśmy fanatyczne oddanie, grając skocznie dzieciąteczkom” (s. 131). Z kolei w felietonie o tym, że dziecko może być pisarzem, autorka wobec niebudującego i nieścisłego obrazu, który zarysowała, przestrzega rodziców takiego delikwenta: „two wrongs don’t make you write”. Wydawałoby się, że tłumacz nie wybrnie, tymczasem dostajemy rewelacyjną maksymę: „dwa minusy nie zawsze dają Prousta” (s. 169).

***

Tym, którzy są odporni na charyzmę Lebowitz, można by rzec tak, jak proponuje ona sama, wspominając tych, którzy na temat sensu istnienia wiadomości mają inne zdanie: „Cóż mogę powiedzieć takim ludziom? Mylicie się” (s. 187). (Chociaż – i tu jest chyba jedna z nielicznych zmian od lat 70., gdy zaczynała pisać felietony – współcześnie przyznaje, że po nieprawdopodobnym dla niej wyniku wyborów prezydenckich 2016 zaczyna wygłaszanie opinii od: „Mogę się mylić, ale...” [zob. wyborcza.pl]). Warto też zwrócić uwagę na trafny slogan na polskiej okładce: „Felietony, które stworzyły współczesny Nowy Jork”. To odwrócenie, ta sprawczość (Lebowitz nie jako ktoś, kto opisuje istniejące miasto, ale kto je stwarza, więc słowo staje się miastem, Nowym Jorkiem z naszych wyobrażeń) muszą imponować. A do tego trzeba dodać niesamowity, wbrew wszystkiemu ponadczasowy sarkazm, czyli – jak twierdzą według autorki mieszkańcy Los Angeles – „to, co mają nowojorczycy zamiast jacuzzi” (s. 288). Po lekturze „Nie w humorze” zostaje się z pełnym przekonaniem, że na co komu jacuzzi, skoro można sobie poczytać Lebowitz.

LITERATURA:

Lebowitz F.: „The Fran Lebowitz Reader”. New York 2011 [e-book].

„»Nie w humorze« i »Pottsville«. Krytycznie i z dowcipem o współczesnej Ameryce”. https://www.polskieradio24.pl/8/2827/Artykul/2787269,Nie-w-humorze-i-Pottsville-Krytycznie-i-z-dowcipem-o-wspolczesnej-Ameryce.

Prodeus A.: „Fran Lebowitz: Nic tak nie przybliża do świata jak czytanie”. https://www.vogue.pl/a/rozmowa-z-fran-lebowitz-pisarka-z-nowego-jorku.

Szostak N.: „Najlepiej sprawdziłaby się w roli dziedziczki fortuny. Ikona lenistwa Fran Lebowitz nie lubi się starać”. https://wyborcza.pl/ksiazki/7,154165,27252353,ikona-lenistwa-fran-lebowitz-nie-lubi-sie-starac.html.
Fran Lebowitz: „Nie w humorze”. Przeł. Łukasz Witczak. Wydawnictwo Znak Literanova. Kraków 2021.