ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 października 19 (427) / 2021

Patryk Szaj,

ZWIJAJ ALBO GIŃ (JASON HICKEL: 'MNIEJ ZNACZY LEPIEJ. O TYM, JAK ODEJŚCIE OD WZROSTU GOSPODARCZEGO OCALI ŚWIAT')

A A A
Książkę Jasona Hickela najlepiej czytać w powiązaniu z pracami takich badaczek i badaczy jak Kate Raworth, Silvia Federici, Jason Moore czy David Greaber, by wymienić tylko nazwiska, które przychodzą do głowy jako pierwsze. Nie idzie bynajmniej o to, że przedstawia ona niepełny obraz rzeczy. Wręcz przeciwnie – obraz ten jest tak rozbudowany, że daleko wykracza poza zwykłą analizę ekonomiczną zalet postwzrostu (degrowth). Angielski autor tak naprawdę oferuje antropologiczną opowieść o ostatnich 500 latach historii kapitalizmu i o znakomicie uargumentowanej propozycji (czy raczej konieczności) radykalnego przeorientowania nie tylko naszych tzw. stosunków gospodarczych, ale i ontologicznych przeświadczeń na temat miejsca i roli człowieka w sieci życia.

Jeśli więc w pierwszym zdaniu przywołałem kilkoro innych naukowców, to nie w charakterze uzupełnienia braków wywodu Hickela, ale dlatego, że jego rozległe spojrzenie sprawia, że mimochodem zaczynamy zastanawiać się nad dodatkowymi argumentami wspierającymi jego tezy. A „Mniej znaczy lepiej” to absolutny must-read dla wszystkich, którzy i które odczuwają rodzaj stresu czy depresji klimatycznej. Gdy na ruinach kapitalizmu roi się od przygnębiających książek o końcu świata, Hickel przekonuje, że nie wszystko stracone, i robi to na tyle skutecznie, że nawet nieco (jeśli można tak powiedzieć) clickbaitowy podtytuł „O tym, jak odejście od wzrostu gospodarczego ocali świat” okazuje się całkiem uzasadniony. Nie dostajemy też zwykłej pochwały postwzrostu w rodzaju „In Defense of Degrowth” Giorgiosa Kallisa (2017), z którym zresztą Hickel nierzadko współpracuje. Zanim autor przechodzi do wytłumaczenia, na czym tak naprawdę polega ta idea, poświęca bez mała 200 stron na udzielenie odpowiedzi na dwa pytania: gdzie jesteśmy i jak tu trafiliśmy?

Hickel zaczyna, by tak rzec, z wysokiego C, w tonie znanym z wielu książek na temat katastrofy klimatycznej: przytacza fakty związane z masowym wymieraniem owadów, rozpadem ekosystemów, degradującym gleby rolnictwem przemysłowym, przełowieniem i drenowaniem oceanów oraz skalą i tempem wszystkich tych zmian. Od razu jednak wprowadza do tej retoryki dwie bardzo istotne korekty. Po pierwsze, zauważa jej nieskuteczność: fakty ekologiczne tak naprawdę usypiają czujność, niby to „przygotowując” nas na katastrofę, ale przez to właśnie uniemożliwiając dostrzeżenie, że katastrofa właściwie już się wydarzyła („koniec świata już nastąpił”, jak powtarza Timothy Morton [2013]). Po drugie, nie apeluje do naszych jednostkowych sumień i do konieczności zmiany postaw konsumpcyjnych. Prawdziwa wina leży bowiem po stronie kapitalizmu i – głębiej – wspierającej go ontologii.

Znaczna część książki poświęcona jest więc przedstawieniu skondensowanej historii 500 lat kapitalizmu oraz dementowaniu obiegowych opinii na jego temat. Do tych ostatnich należy choćby przekonanie, że kapitalizm rozpoczął się wraz z rewolucją przemysłową, a więc trwa o wiele krócej niż pięć wieków, czy też uznawanie za jego differentia specifica charakteru rynkowego. Gospodarki rynkowe istniały na długo przed kapitalizmem, o czym sporo pisał też w „Długu. Pierwszych pięciu tysiącach lat” wspomniany w pierwszym akapicie Graeber (2018). Tym, co wyróżnia kapitalizm, jest nastawienie owej rynkowej działalności na wzrost, nie dość, że odbywający się kosztem ludzkich i pozaludzkich natur, to jeszcze niesłużący niczemu poza sobą samym.

Kolejny mit, z którym rozprawia się Hickel, to przekonanie, iż kapitalizm zrodził się jako bezpośrednie następstwo kryzysu feudalizmu. Tak naprawdę bezpośrednio po upadku systemu feudalnego nastąpił złoty wiek europejskiego proletariatu, trwający mniej więcej w latach 1350-1500, i to dopiero w reakcji na tę „nadmierną” swobodę chłopów elity gospodarczo-polityczne wdrożyły nowy reżim, oparty w Europie na grodzeniach dóbr wspólnych, poza Europą zaś – na kolonizacji. Oba te zjawiska były (czy raczej są, o żadnym z nich nie można mówić jako o czymś przeszłym) według Hickela swymi lustrzanymi odbiciami: grodzenia stanowiły w istocie kolonizację wewnętrzną, zaś kolonizacja – grodzenie dóbr i pracy ziem i ludów podporządkowanych. Strategie te zrodziły się jako „remedia” na kryzys permanentnej deakumulacji, a jednocześnie nie dałoby się ich wdrożyć bez czegoś, co autor „Mniej znaczy lepiej” nazywa „sztucznie wykreowanym niedostatkiem” (s. 86). Standardowa opowieść kapitalistów mówi, że potrzebujemy wzrostu, by podniósł się poziom naszego życia, tymczasem historycznie rzecz biorąc, działo się dokładnie na odwrót: aby wygenerować wzrost, trzeba było spowodować zubożenie społeczeństwa: grodzić ziemie wspólne, odcinając ludzi od ich darmowych owoców, nałożyć podatki wpędzające ubogich w spiralę długów czy opodatkować powszechnie dostępne dobra, tak aby zmienić je w towar deficytowy. Mówiąc zwięźlej: akumulacja pierwotna opierała się, i musiała się opierać, na grabieży. W tej narracji rewolucja przemysłowa okazuje się nie początkiem kapitalizmu, ale punktem szczytowym procesu grodzeń, gdy ludzie wyzuci z ziem masowo napływali do miast, zasilając tanią siłę roboczą, zaś odkrycie paliw kopalnych poskutkowało „istną bonanzą przywłaszczeń” (s. 119).

Ontologiczna strona tego procesu wiąże się z „wielkim oddzieleniem”: ideologią antropocentryzmu, traktującą „naturę” jako „zewnętrzne” źródło tanich surowców, względnie „zewnętrzne” składowisko odpadów. Co istotne, oddzielenie to obejmowało także naturę ludzką czy też – ściślej – naturę w obrębie człowieka. Znamy to jako Kartezjański dualizm, Agambenowską maszynę antropologiczną (zob. Agamben 2008) czy Moore’owską tanią naturę (zob. np. Patel, Moore 2019). Jakkolwiek tę ontologię nazwać, to ona odpowiada za oddzielenie człowieka od reszty sieci życia, rozumu od ciała, a „właściwego” człowieczeństwa od ludzi z niego wyłączonych: proletariuszy, niewolników, kobiet itd.

O specyfice kapitalizmu decyduje także radykalne uprzywilejowanie wartości wymiennej kosztem wartości użytkowej. By posłużyć się obrazowym uproszczeniem: kapitalista nie produkuje telefonu po to, by ułatwić nam komunikację, ale po to, by osiągnąć zysk. Chodzi jednak o coś jeszcze: ów zysk trzeba nieustannie reinwestować i zwiększać: „Zyski Amazona nie służą tylko temu, żeby Jeff Bezos miał co jeść – idą one na ekspansję firmy: wykupywanie konkurencyjnych przedsiębiorstw, wypychanie lokalnych księgarń z rynku, włamywanie się na tynki coraz to nowych krajów, budowanie kolejnych centrów dystrybucji, rozpętywanie kampanii reklamowych (…). Jest to samonapędzający się cykl, swoisty młynek, który stale przyspiesza: pieniądze – zysk – więcej pieniędzy – więcej zysku” (s. 122).

Właśnie stąd bierze się przekonanie (czy raczej: diagnoza dobitnie potwierdzana przez empirię), że wzrost nie służy niczemu poza sobą. Amazon (Facebook, Nestle, Shell – you name it) to oczywiście tylko diaboliczna synekdocha całego systemu. Rzecz w tym, że wszyscy musimy grać na jego zasadach: kapitalizm wprowadza strukturalny przymus wzrostu, nazywany przez autora „Mniej znaczy lepiej” ideologią wzrościzmu. Wzrost PKB, od 1944 roku oficjalnie uznawany za wskaźnik postępu gospodarczego, wymusza nieustanne rozpychanie gospodarki. Właśnie dlatego gdy tzw. efekty zewnętrzne (kryzys klimatyczny, wyczerpanie tzw. zasobów, jałowienie gleb – you name it) stają się dla kapitału coraz większą przeszkodą, nie tylko nie rezygnuje on ze swych działań, ale wręcz wzmaga ich agresywność. Doktryna neoliberalna wymuszająca na krajach globalnego Południa tzw. dostosowanie strukturalne, „niekonwencjonalne” metody wydobycia paliw kopalnych, outsourcing, ekspediowanie szkodliwej dla ludzi i nie-ludzi produkcji do krajów tzw. Trzeciego Świata, wszelkiego rodzaju praktyki neokolonialne – wszystko to trwa w najlepsze (i najgorsze zarazem).

Szersze spojrzenie na wzrost gospodarczy każe więc zdefiniować go jako tempo, w którym globalna gospodarka metabolizuje świat żyjący – a jako że tempo to wciąż przyspiesza, dawno już przekroczyło zdolności planety do neutralizowania jego negatywnych skutków. Nie należy przy tym zapominać o istotnej kwestii: „globalna” gospodarka jest tak naprawdę gospodarką zachodnią. Zgodnie z wyliczeniami Hickela „narody globalnej Północy (które stanowią jedynie 19 procent światowej populacji) przyczyniły się do 92 procent przekroczeń emisji [dwutlenku węgla – PS]” (s. 156). Autor nazywa to zjawisko kolonizacją atmosfery – zawłaszczeniem atmosferycznego dobra wspólnego przez bardzo konkretnych graczy (a nie „ludzkość” jako taką).

Dopiero na tym rozległym tle „Mniej znaczy lepiej” rozwija argumentację na rzecz postwzrostu. Prawdę mówiąc, argumentacja ta wydaje się wręcz niepotrzebna, bo nakreślony przez Hickela obraz spustoszenia kapitalistycznego nie pozostawia wątpliwości, że postwzrost jest jedyną zgodną ze stanem wiedzy naukowej oraz sprawiedliwą odpowiedzią na kapitałocen. „Zielony wzrost”, projekty technologiczne czy geoinżynieryjne, skromne działania w rodzaju recyklingu – wszystko to stanowi w najlepszym razie przejaw samooszukiwania się, w najgorszym zaś szkodliwą strategię typu „jeszcze więcej tego samego”.

Hickel poświęca jednak, rzecz jasna, bardzo dużo miejsca zdementowaniu pewnych obiegowych opinii na temat postwzrostu oraz nakreśleniu konkretnych, możliwych do stopniowego wdrażania rozwiązań. Przede wszystkim więc rozprawia się z mitem, iż wzrost gwarantuje dobrobyt społeczny. Jak już wspomniałem, historycznie rzecz biorąc, bardzo często było dokładnie na odwrót. Nawet dziś jednak korelacja między wzrostem a dobrobytem po prostu nie istnieje. Kluczowe znaczenie ma nie samo powiększanie gospodarki, ale sprawiedliwa (re)dystrybucja dóbr, zwłaszcza że globalny PKB znacznie przekroczył już poziom 10 000 dolarów na osobę uznawany za (bezpieczny dla równowagi planetarnej) gwarant dobrobytu. Wynosi on obecnie 17 600 dolarów. „Innymi słowy: moglibyśmy osiągnąć wszystkie te cele społeczne w odniesieniu do każdego człowieka na Ziemi przy mniejszym PKB niż wytwarzamy obecnie. Wystarczyłoby zainwestować w dobra publiczne i bardziej sprawiedliwie dzielić dochód oraz życiowe szanse” (s. 237).

I właśnie: postwzrost nie polega na radykalnym zmniejszeniu całej gospodarki, ale na radykalnym zmniejszeniu tych jej (olbrzymich) gałęzi, które są szkodliwe społecznie i ekologicznie – po to, by rozwinąć te zwiększające dobrobyt, a przy tym nieprzekraczające granic planetarnych. Brzmi to utopijnie i zapewne w aktualnej atmosferze politycznej – gdy państwa stały się de facto zależne od międzynarodowych korporacji, a politycy boją się nawet napomykać o drobnych reformach kapitalizmu – takie właśnie jest. Nie zmienia to jednak faktu, że postwzrost pozostaje jedyną wiarygodną ekonomiczną odpowiedzią na kryzys klimatyczny. Wszystko, co do tej pory robimy, to właściwie systemowy greenwashing, a nawet ambitne programy w rodzaju Green New Deal wydają się daleko niewystarczającą ochroną kapitalizmu przed nim samym, noszącą wszelkie znamiona „prób targowania się”, czyli trzeciego etapu żałoby w typologii Elisabeth Kübler-Ross (zob. Kessler, Kübler-Ross 2005). Hickel przekonująco argumentuje przy tym za możliwością przekucia „utopii” postwzrostu w konkretne działania w konkretnych obszarach gospodarki.

Nie będę już szczegółowo opisywał tych pomysłów, jedynie je wymienię. Obejmują one rozprawienie się z rozmyślną nieefektywnością kapitalizmu (zakaz praktyki planowego postarzania produktów, prawo do naprawy itp.), okrojenie reklamy (zwłaszcza internetowej), przejście od modelu własności do modelu użytkowania, skończenie z marnowaniem żywności (pozwoliłoby ono o połowę ograniczyć współczesną działalność rolniczą), zwijanie branż szkodliwych ekologicznie (wydobycie paliw kopalny, produkcja wołowiny, plastiku, SUV-ów, komercyjne loty itp.) przy jednoczesnym rozwijaniu tych neutralnych klimatycznie, a pozytywnych społecznie, zmniejszenie czasu pracy (jako rozwiązanie problemu zmniejszonego popytu na pracę w szkodliwych branżach), radykalne przeciwdziałanie nierównościom płacowym (wprowadzenie limitu rozpiętości płac pomiędzy prezesami firm a zwykłymi pracownikami, ustanowienie podatku dochodowego od gigantycznych majątków niesłużących niczemu poza pomnażaniem samych siebie), a nawet anulowanie długów, za którym obszerniej argumentował wspominany już Graeber (2018). Wszystko to bynajmniej nie prowadzi do obniżenia globalnego poziomu życia – jeśli kapitalizm opiera się na sztucznie wykreowanym niedostatku, postwzrost wprowadza w jego miejsce radykalny dostatek, w istocie bowiem żadnych dóbr podstawowych nam nie brakuje, są one jedynie niesprawiedliwie redystrybuowane.

Przy tym wszystkim trochę słabiej wypada ostatni rozdział książki, w którym Hickel przekonuje do zmiany ontologii wielkiego oddzielenia na ontologię relacyjną, opartą na przekonaniu, iż wszystko jest ze sobą połączone. Nie żebym nie zgadzał się tu z autorem, jednocześnie jednak w moim odczuciu w części tej zabrakło tak rzetelnej argumentacji, jaka pojawia się w innych partiach. Odwołania do animizmu wypadają trochę, by tak rzec, new-age’owo – przydałoby się obszerniejsze uzupełnienie ich o współczesne koncepcje naukowe, które optują za ontologią relacyjną w sposób (jak sądzę) bardziej przyswajalny dla „zdroworozsądkowych” reprezentantów opcji „wielkiego oddzielenia”. To jednak drobiazg, o który nie warto kruszyć kopii. Zacząłem ten tekst od przekonania, że „Mniej znaczy lepiej” to pozycja obowiązkowa dla wszystkich, którym leżą na sercu sprawy środowiskowo-klimatyczne, ale zakończę go tak: „Mniej znaczy więcej” to pozycja obowiązkowa dla wszystkich.

LITERATURA:

Agamben G.: „Otwarte (fragmenty)”. Przeł. P. Mościcki. „Krytyka Polityczna” 2008, nr 1.

Graeber, D.: „Dług. Pierwsze pięć tysięcy lat”. Przeł. B. Kuźniarz. Warszawa 2018.

Kallis, G.: „In Defense of Degrowth: Opinions and Minifestos”. 2017. https://indefenseofdegrowth.com/contribute/?only=download.

Kessler D., Kübler-Ross E.: „On Grief and Grieving: Finding the Meaning of Grief Through the Five Stages of Loss”. London 2005.

Morton, T.: „Hyperobjects: Philosophy and Ecology after the End of the World”. Minneapolis, London 2013.

Patel R., Moore J.W.: “Tania natura”. Przeł. P. Czapliński, A.W. Nowak. W: „O jeden las za daleko. Demokracja, kapitalizm i nieposłuszeństwo ekologiczne w Polsce”. Red. P. Czapliński, J.B. Bednarek, D. Gostyński. Warszawa 2019.
Jason Hickel: „Mniej znaczy lepiej. O tym, jak odejście od wzrostu gospodarczego ocali świat”. Przeł. Jerzy Paweł Listwan. Wydawnictwo Karakter. Kraków 2021.