ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 grudnia 23 (431) / 2021

Natalia Grabka-Lubojańska,

W KRÓLESTWIE STRACHÓW ('SPENCER')

A A A
Dobrze się złożyło, że film o księżnej Dianie wszedł na ekrany kin 5 listopada, bo choć akcja „Spencer” rozgrywa się w trzy dni: wigilię i Boże Narodzenie, nastrojem bliżej mu do Święta Zmarłych, a momentami nawet dnia Wszystkich Świętych niż filmu świątecznego. Nie jest to jednak pieśń na cześć Świętej, a obraz kobiety z krwi i kości. Podobnie jak pokazane tu święta trudno nazwać bajkowym Bożym Narodzeniem.

Reżyser Pablo Larrain zyskał zresztą wprawę w odtwarzaniu osobistych i rodzinnych katastrof, które stają się dramatem przeżywanym przez całe społeczeństwa i odbijają się echem w historii powszechnej. Tak było z „Jackie” z 2016 roku – filmem, w którym towarzyszymy Pierwszej Damie, Jacqueline Kennedy, w dzień zabójstwa jej męża, 35. Prezydenta Stanów Zjednoczonych, Johna F. Kennedy’ego. I tak jest w najnowszym filmie reżysera, „Spencer”, ukazującym prawdopodobnie jedne z najtrudniejszych dni Lady D., podczas których księżna postanawia rozwieść się z księciem Karolem.

Dramat obu ikonicznych kobiet chilijski reżyser przedstawia jednak w sposób szczególny – koncentrując się właściwie na samych bohaterkach. Korzystając z bliskich ujęć, dzięki którym obserwujemy przepełnioną bólem i ukształktowaną lękiem mimikę twarzy, możemy odnieść wrażenie, że wchodzimy w ich głowę i serce, umysł i duszę. W „Spencer” efekt ten jest jeszcze mocniejszy, ponieważ pozostałe postaci, będące przecież pierwszoplanowymi bohaterami czy bohaterkami wielu innych filmów i seriali – jak Królowa Elżbieta czy książę Karol – tutaj zepchnięte są na margines, niemalże do roli kukieł, które w niespełna dwugodzinnym filmie wypowiadają raptem kilka zdań. Kukieł prawie makabrycznych – o groźnej, surowej mimice – bo widzianych z perspektywy samej Diany.

I choć od pojedynczych przyjaznych dusz przebywających w Sandringham House (garderobianej Maggie czy szefa kuchni Darrena) co jakiś czas słyszymy, że nie są „Oni” tacy źli, w pałacu oglądanym oczyma głównej bohaterki trudno nie czuć się jak w panoptikonie. Oczy wielu zwrócone w stronę księżnej są jak zaciskające się sznurki kobiecego gorsetu, wywołujące narastające uczucie duszności i utraty tchu, lub szczelnie zszyte, ciężkie i grube zasłony w oknach sypialni księżnej (teoretycznie osłaniające ją przed obiektywami paparazzich). Więzienie to ma zresztą swój system psychicznych tortur, czyli zasad zobowiązujących Dianę – pod okiem „strażnika” rzecz jasna – do regularnego ważenia się. Taki sposób kontroli sprawia, że rozmowa i wymiana grzeczności stają się zbędne, by utrzymać w ryzach publiczny wizerunek księżnej Walii i pozory bliskiej relacji między nią a członkami królewskiej rodziny.

Równocześnie bierny udział postaci drugoplanowych konfrontuje nas z samotnością Diany, która częściej spotyka strażników, surowego Majora Alistara Gregory’ego czy skazaną na śmierć Annę Boleyn (będącą wytworem jej wyobraźni), niż członków swojej rodziny. A jeśli już wybiera ona kompana do spędzania czasu lub snucia monologu, to jest to oczekujący na odstrzał indyk, kurtka zmarłego ojca zdjęta ze stracha na wróble i nałożona na manekin lub jej przyjaciółka, garderobiana Maggie (jak zawsze wspaniała Sally Hawkins).

To jednak nie jedyne obrazy wprawiające nas, widzów, w dyskomfort. Towarzyszenie księżnej Dianie, obserwowanie jej choroby, problemów i trudnych uczuć, z jakimi nieustannie się mierzy, sprawia, że seans nie należy do najłatwiejszych, a sam film czasem podąża w kierunku thrillera konspiracyjnego, czasem baśni. Nastrój dreszczowca podkręca rewelacyjna muzyka Jonny’ego Greenwooda („Nić widmo”, „Aż poleje się krew”) kontrastująca m.in. z cudownym „Perfect Day” Lou Reeda w wykonaniu chóru Scala & Kolacny Brothers. Baśniowy nastrój wprowadzają natomiast szerokie ujęcia księżnej Diany w plenerze (jak to, gdy brodzi przez pole w stronę stracha na wróble) lub te mroczniejsze we wnętrzach (gdy ucieka z Sandringham House do swojego domu rodzinnego i próbuje sforsować stare, spróchniałe schody w błyszczącej, białej sukni, podczas gdy u szczytu schodów czeka już na nią projekcja Anny Boleyn).

„Zmuś się do tego, czego nie cierpisz. Miej dwa oblicza. To prawdziwe i to fotografowane. Dla dobra kraju” – mówi w pewnym momencie do swej małżonki książe Karol, a jego słowa doskonale obrazują opisane wyżej sekwencje, jak i ścieżkę dźwiękową filmu, w których fasadowy, królewski blichtr kotłuje się z domagającą się autentyczności i „normalności” kobietą, a nastrój pozornego szczęścia próbuje stłumić prawdziwy dramat. To wyobrażenie egzystencji w dwóch światach (a może po prostu w świecie nie-idealnym, a wypełnionym i radością, i smutkiem) najmocniej widać pod koniec filmu, gdy księżna uwalnia się z pałacu z synami Williamem i Harrym u boku, z rozwianymi włosami przemierza kabrioletem szosę, a nawet wspólnie z chłopakami zajada się KFC. To moment ulgi i wytchnienia nie tylko dla bohaterki, ale i widza.

Siła obrazu „Spencer” jest niesamowita – jego ziarnistość i imponujące ujęcia kamery powinny zaspokoić niejedną wrażliwą estetycznie duszę. Nie ma się zresztą co dziwić, skoro za zdjęcia odpowiada Claire Mathon – operatorka znana nam chociażby z „Portretu kobiety w ogniu”. Odgrywająca zaś tytułową rolę Kristen Stewart wydobywa z księżnej Diany kruchość i wrażliwość. Praca kamery sprawia, że momentami trudno nawet rozpoznać w bohaterce słynną Bellę (której to łatki – mimo wielu dobrych kreacji – wciąż chyba jeszcze nie pozbyła się Stewart).

Film „Spencer” nie jest pozbawiony wad i uchybień, szczególnie gdy sprawia wrażenie nadmiernie wydłużonego. Jest on za to wypełniony dobrymi momentami i to właśnie one zostają w pamięci najdłużej. Ostatecznie to film o bólu, samotności i strachu na wróble, którego seans może sprawić, że będzie wam niedobrze. To obraz klaustrofobiczny, wywołujący uczucie duszności i chęć ucieczki. Film o obsesji, do końca nie wiadomo czyjej. Ale i film o pięknie i wrażliwości, który angażuje wiele zmysłów naraz.
„Spencer”. Reżyseria: Pablo Larrain. Scenariusz: Steven Knight. Zdjęcia: Claire Mathon. Muzyka: Jonny Greenwood. Obsada: Kristen Stewart, Sally Hawkins, Timothy Spall, Jack Farthing i in. Niemcy, Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Chile 2021, 111 min.