(PRAWIE) WSZYSTKOMAJĄCE (MICHAŁ R. WIŚNIEWSKI: 'ZABÓJCZE APLIKACJE. JAK SMARTFONY ZMIENIŁY NASZ ŚWIAT')
A
A
A
Kto w dzisiejszych czasach nie używa smartfona? No właśnie… Z góry można więc przyznać, że książkę Michała R. Wiśniewskiego po prostu warto znać. Tym bardziej, że autor jest bardzo pilnym obserwatorem rzeczywistości opanowanej przez urządzenia mobilne.
Już sam tytuł brzmi dość prowokująco – z powodzeniem mógłby zapowiadać jakiś horror (przy okazji chciałam przypomnieć, że w 2016 roku miała miejsce premiera filmu „Aplik@cja” [reż. A. i B. Vang] promowanego jako: „Kliknij, ściągnij i… spróbuj przeżyć”). Tytułowa „zabójcza aplikacja” [killer application] „(…) wbrew pozorom nie oznacza programu, który kogokolwiek zabije. To branżowe określenie na software tak pożądany, że ludzie są gotowi kupić dla niego dany sprzęt. Program, który umie robić coś, czego nie robił żaden przed nim. Albo który robi to dużo lepiej. Albo jest po prostu fajniejszy” (s. 18).
Książka składa się z intra i outra oraz trzech części (każda z nich podzielona została na trzy rozdziały). Intro – „Nowa normalność” (na którą składaja się „Czy chcieliśmy takiego życia?” oraz „Symbol statusu”) – „robi” nam fundamenty: pyta o tytułowe „przenośne komputerki”, ich użytkowników-konsumentów (świetny, wiele mówiący fragment pozwolę sobie zacytować w tym miejscu: „Pogapmy się i my na ludzi gapiących się w telefon: co właściwie robią? Bez niegrzecznego zaglądania przez ramię można to odczytać z ruchu ich dłoni – czy ruszają kciukiem niczym wycieraczką, przebijając się przez strumień treści na Twitterze lub Facebooku, czy tańcują po ekranie palcem, łącząc ze sobą symbole w jakiejś grze logicznej, czy po prostu trzymają telefon i się gapią, więc niechybnie konsumują treści wideo?” [s. 16]), śledzi „jak znaleźliśmy się w tym miejscu”. Bez większych spojlerów postaram się zaprezentować główne treści obecne w „Zabójczych aplikacjach”.
Część pierwsza „Metamorfoza” – „otwiera się” McLuhanem i opowiada o telefonach, komunikacji telefonicznej („Rozmowy kontrolowane”), współcześnie funkcji nieco „pobocznej”. „Żółte słoneczko, zielona kropka” to kontynuacja wywodu dotyczącego komunikowania w internecie (muszę przyznać, że bardzo lubię te historyczne wycieczki w wykonaniu Wiśniewskiego). „Życie na wideo” natomiast (okraszone kontekstem pandemii COVID-19) pochyla się – a jakże! – nad wizualnością.
„Zabawić się na śmierć” to rozdział „rozrywkowy”: o muzyce („Ścieżka dźwiękowa”) – walkmanach, iPodach, iTunes, Tidalu, Spotify’u oraz TikToku (tak właśnie wygląda krajobraz MTV 2.0), mediach strumieniowych („Trzy ekrany”) oraz konsolach („Gry i zabawy”). Cóż, już przyzwyczailiśmy się do tego, że smartfony stały się tak bardzo „wszystkomające”.
Tytuł ostatniej części był dla mnie małą niespodzianką. „Mapa i terytorium” – czyżby jakieś związki z Jeanem Baudrillardem lub Michelem Houellebecqiem? (Prawie) bingo! Bo tym razem uwerturę stanowią mapy… Google’a, dalej pojawiają się konteksty fit gadżetów ubieralnych („Sport to zdrowie”), aplikacji zastępujących wcześniej wspomnianą mapę i ułatwiających orientację w nowym miejscu („Miasto i świat”) oraz aspekty biznesowo-pandemiczne („Czas kurierów” – co w dobie pandemii nie wymaga chyba wyjaśnienia).
Outro – „Rebelia” (może „Łotr 1” z uniwersum „Gwiezdnych wojen”?) z refleksją o „Detoksie”. Wiadro zimnej wody w tym pozornie idealnym świecie jest wysoce pożądane. Słowa Evgeny’ego Morozova, których autor użył na początku tej części, trafiają w sedno: „Słowo »smart« to dezodorant dla złych pomysłów, magiczny przymiotnik, który sprawia, że okropne produkty mniej śmierdzą” (s. 199). To nie tak miało wyglądać, prawda? Nie wszystko w rzeczywistości „bystrych” urządzeń wygląda jak doszlifowane posty na Instagramie. Zaś detoks, bycie offline jest nowym luksusem.
„A da się żyć w ogóle bez komórki? Da, ale co to za życie” (s. 208).
Tymczasem zapraszam do fanklubu refleksji Michała R. Wiśniewskiego prowadzonych nad nowymi mediami.
Już sam tytuł brzmi dość prowokująco – z powodzeniem mógłby zapowiadać jakiś horror (przy okazji chciałam przypomnieć, że w 2016 roku miała miejsce premiera filmu „Aplik@cja” [reż. A. i B. Vang] promowanego jako: „Kliknij, ściągnij i… spróbuj przeżyć”). Tytułowa „zabójcza aplikacja” [killer application] „(…) wbrew pozorom nie oznacza programu, który kogokolwiek zabije. To branżowe określenie na software tak pożądany, że ludzie są gotowi kupić dla niego dany sprzęt. Program, który umie robić coś, czego nie robił żaden przed nim. Albo który robi to dużo lepiej. Albo jest po prostu fajniejszy” (s. 18).
Książka składa się z intra i outra oraz trzech części (każda z nich podzielona została na trzy rozdziały). Intro – „Nowa normalność” (na którą składaja się „Czy chcieliśmy takiego życia?” oraz „Symbol statusu”) – „robi” nam fundamenty: pyta o tytułowe „przenośne komputerki”, ich użytkowników-konsumentów (świetny, wiele mówiący fragment pozwolę sobie zacytować w tym miejscu: „Pogapmy się i my na ludzi gapiących się w telefon: co właściwie robią? Bez niegrzecznego zaglądania przez ramię można to odczytać z ruchu ich dłoni – czy ruszają kciukiem niczym wycieraczką, przebijając się przez strumień treści na Twitterze lub Facebooku, czy tańcują po ekranie palcem, łącząc ze sobą symbole w jakiejś grze logicznej, czy po prostu trzymają telefon i się gapią, więc niechybnie konsumują treści wideo?” [s. 16]), śledzi „jak znaleźliśmy się w tym miejscu”. Bez większych spojlerów postaram się zaprezentować główne treści obecne w „Zabójczych aplikacjach”.
Część pierwsza „Metamorfoza” – „otwiera się” McLuhanem i opowiada o telefonach, komunikacji telefonicznej („Rozmowy kontrolowane”), współcześnie funkcji nieco „pobocznej”. „Żółte słoneczko, zielona kropka” to kontynuacja wywodu dotyczącego komunikowania w internecie (muszę przyznać, że bardzo lubię te historyczne wycieczki w wykonaniu Wiśniewskiego). „Życie na wideo” natomiast (okraszone kontekstem pandemii COVID-19) pochyla się – a jakże! – nad wizualnością.
„Zabawić się na śmierć” to rozdział „rozrywkowy”: o muzyce („Ścieżka dźwiękowa”) – walkmanach, iPodach, iTunes, Tidalu, Spotify’u oraz TikToku (tak właśnie wygląda krajobraz MTV 2.0), mediach strumieniowych („Trzy ekrany”) oraz konsolach („Gry i zabawy”). Cóż, już przyzwyczailiśmy się do tego, że smartfony stały się tak bardzo „wszystkomające”.
Tytuł ostatniej części był dla mnie małą niespodzianką. „Mapa i terytorium” – czyżby jakieś związki z Jeanem Baudrillardem lub Michelem Houellebecqiem? (Prawie) bingo! Bo tym razem uwerturę stanowią mapy… Google’a, dalej pojawiają się konteksty fit gadżetów ubieralnych („Sport to zdrowie”), aplikacji zastępujących wcześniej wspomnianą mapę i ułatwiających orientację w nowym miejscu („Miasto i świat”) oraz aspekty biznesowo-pandemiczne („Czas kurierów” – co w dobie pandemii nie wymaga chyba wyjaśnienia).
Outro – „Rebelia” (może „Łotr 1” z uniwersum „Gwiezdnych wojen”?) z refleksją o „Detoksie”. Wiadro zimnej wody w tym pozornie idealnym świecie jest wysoce pożądane. Słowa Evgeny’ego Morozova, których autor użył na początku tej części, trafiają w sedno: „Słowo »smart« to dezodorant dla złych pomysłów, magiczny przymiotnik, który sprawia, że okropne produkty mniej śmierdzą” (s. 199). To nie tak miało wyglądać, prawda? Nie wszystko w rzeczywistości „bystrych” urządzeń wygląda jak doszlifowane posty na Instagramie. Zaś detoks, bycie offline jest nowym luksusem.
„A da się żyć w ogóle bez komórki? Da, ale co to za życie” (s. 208).
Tymczasem zapraszam do fanklubu refleksji Michała R. Wiśniewskiego prowadzonych nad nowymi mediami.
Michał R. Wiśniewski: „Zabójcze aplikacje. Jak smartfony zmieniły nasz świat”. Wydawnictwo Czarne. Wołowiec 2021.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |