ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 stycznia 1 (433) / 2022

Kamila Czaja,

FACECI W CZERNI (PIOTR STASIEWICZ: 'SZEŚĆ ODCIENI CZERNI. SZKICE O KLASYKACH POWIEŚCI NOIR')

A A A
Wygląda na to, że Piotr Stasiewicz, literaturoznawca z Uniwersytetu w Białymstoku, ma szerokie zainteresowania. Pisał o XVIII-wiecznym poecie Tomaszu Kajetanie Węgierskim, o fantasy i grach komputerowych, a jego najnowsza książka poświęcona została powieści noir. Lektura „Sześciu odcieni czerni. Szkiców o klasykach powieści noir” pozwala jednak przyjąć, że autora naprawdę cechuje po prostu rozległość zainteresowań, a nie dyletancka powierzchowność w przeskakiwaniu między odległymi, chwytliwymi (choć z tego pewnie należałoby wyjąć Węgierskiego) tematami. To książka, mimo pewnych mankamentów, przemyślana i poparta znajomością licznych powieści i, wyraźnie mniej licznej, literatury przedmiotu, głównie zagranicznej.

Terminologiczne wymierzanie sprawiedliwości

„Zamiast wstępu” przynosi jasno wyłożony sprzeciw wobec dotychczasowej polskiej terminologii („czarny kryminał”) i chęć zaprowadzenia tu rewolucji opartej na wzorach piśmiennictwa zachodniego. Przekonuje też Stasiewicz, że „[z]wiązek między hardboiled a noir ma charakter procesu, swoistej ewolucji (…)” (s. 23), chociaż zabrakło mi w tym „nie-wstępie” przywołania pracy Tadeusza Cegielskiego, który o hardboiled pisał w książce „Detektyw w krainie cudów. Powieść kryminalna i narodziny nowoczesności 1841-1941” (2015). Wprowadzające wywody autora „Sześciu odcieni czerni” zarysowują jego przekonanie, że powieść noir to powieść raczej psychologiczna, „w której element kryminalny prowokuje bohatera lub bohaterów do przyjęcia skrajnych postaw i reakcji” (zob. s. 33), niż kryminalna. Stasiewicz konsekwentnie rozwija tę wstępną tezę w szkicach poświęconych poszczególnym twórcom, które pozwalają czytelnikowi rozwiać rodzącą się przy lekturze wprowadzenia pytanie, czy jeśli utwór literacki przełamuje gatunkowe konwencje, to już jest tak kategorycznie czymś odrębnym od tradycyjnego gatunku.

Badacza w podjętym zagadnieniu interesuje raczej analiza niż synteza (zob. s. 35), stąd rozdziały o kolejnych autorach „mają charakter minimonografii ich twórczości lub (…) ich najbardziej charakterystycznych tekstów” (s. 39). Kiedy czyta się książkę jako całość, miejscami przeszkadzać może powtarzalność zasadniczych tez, jednak czasami badacz nawiązuje do wcześniejszych rozdziałów, więc lektura szkiców jako całkiem niezależnych wydaje się gorszym wyborem. Pewnie najlepiej przeczytać całość, a potem wracać do danego, „potrzebnego” w tej chwili czy po prostu ulubionego, pisarza.

Sprawcy znani i mniej znani

Gdy popatrzeć na poszczególne „minimonografie” osobno, dostrzec można, że Stasiewicz umiejętnie wydobywa kluczowe dla każdego z autorów motywy czy znaczenia. Wyjaśnia więc, na czym polega rewolucyjność Dashiella Hammetta, pokazuje filozofię jego bohaterów (świetnie wypada fragment o istotnej roli, nieobecnej w ekranizacji z Humphreyem Bogartem, Hammettowskiej opowieści o Flitcrafcie w „Sokole maltańskim”). Rozdział na temat Jamesa Mallahana Caina, znanego w Polsce, ale głównie dzięki filmowym adaptacjom jego książek, zawiera wciągające – chociaż snute często po prostu za zagranicznymi badaczami noir – interpretacje powieści „Podwójne odszkodowanie” i „Listonosz dzwoni zawsze dwa razy”, w tym faktu, że ukazywały one sytuację z punktu widzenia przestępców, oraz przenikliwe porównanie dwóch par postaci.

Najbardziej znany z omawianego grona, Raymond Chandler, doczekał się interesującego szkicu między innymi o przewrotnej wersji rycerskich legend („[…] Chandlerowski rycerz jest w praktyce bezbronny, a jego jedyną tarczą jest język” [s. 133]), o przestrzeni („W warunkach amerykańskich, a szczególnie kalifornijskich, europejską strukturę pionową zastępuje struktura pozioma” [s. 137]) i przejściu od hardboiled do noir, które oznaczałoby według badacza postawienie na „dylematy etyczne w świecie ogarniętym moralną zgnilizną i upadkiem” (s 185). Czyta się to świetnie, chociaż – co pogłębi się przy kolejnym szkicu – momentami można się zawahać, czy nie za łatwo przychodzi Stasiewiczowi intepretowanie Marlowe’a jako projekcji pisarza, który go stworzył.

Kolejne rozdziały poświęcono mniej znanym w Polsce autorom, przez co nawet fanom i fankom klimatu hammettowskiego, chandlerowskiego czy arcydzieł kinowego noiru lektura przyniesie sporo odkryć. Stasiewicz jest zmuszony momentami dość dokładnie streszczać fabuły, łącznie z finałami, co w przypadku oryginalnych rozwiązań wielu przywoływanych powieści może niestety odebrać radość z „nadrabiania” tych książek… Ale trzeba przyznać, że autor ten streszcza tak, iż nie nudzi. W szkicu o Cornellu Woolrichu elegancko zbiera najważniejsze motywy: „przypadek i fatalizm, alienacja bohatera, motyw kochającej i skłonnej do skrajnych poświęceń kobiety, tożsamość i jej zmiana, oskarżenie niewinnego człowieka o popełnienie zbrodni, obsesja czasu, zemsta i czerń jako kategoria ontologiczna” (s. 201), pokazując je na przykładach. Razi jednak nieco zbyt proste tłumaczenie iluś wątków niechęcią Woolricha do własnego homoseksualizmu, przy czym Stasiewicz wielokrotnie obstaje za Francisem M. Nevisem – chociaż trzeba przyznać, że wspomina i inne spojrzenia na tę prozę.

Rozdział o Davidzie Goodisie to między innymi interesujące wnioski z wpływu na jego twórczość przeniesienia akcji do Filadelfii oraz ważne analizy postaci kobiecych. Bardziej niż w poprzednich szkicach uderza tu jednak niewielka liczba cytowań samych powieści, przez co można odnieść wrażenie, że trzeba zawierzyć Stasiewiczowi i przywoływanym przez niego badaczom trochę a priori, gdy na przykład forsują interpretację „Księżyca w rynsztoku” w kluczu kazirodczym, bo „koresponduje to także z innymi powieściami Goodisa” (s. 267) i „czyni sytuację psychologiczną głównego bohatera i jego finalną decyzję bardziej wiarygodną” (s. 267). Na szczęście literaturoznawcza rzetelność każe Stasiewiczowi przyznać, że choćby Jay A. Gertzman interpretuje tę powieść inaczej. Ale chwilami autor „Sześciu odcieni ciemni” chyba za bardzo wierzy nie tylko w niektóre wykładnie, ale i w omawianych pisarzy – mam pewien problem z przyjęciem, że jeśli coś w powieści (tu w „Night Squad”) jest infantylne, to zapewne celowo: „niemal infantylny (a więc być może ironiczny) freudyzm” (s. 275).

Ostatni z tytułowych sześciu szkiców dotyczy Jima Thomsona, co się o tyle dobrze składa, że wychwalana przez Stasiewicza powieść „Pop. 1280” wreszcie ukazała się niedawno w Polsce pod tytułem „Pottsville”. W przypadku tego niezwykle trudnego do zaszufladkowania autora przypomniano koncepcję Wayne’a C. Bootha (niewiarygodna narracja) i podkreślono, że na kartach książek Thompsona toczy się „nieustanna i wielowymiarowa gra” (s. 285), a to czyniłoby z pisarza postmodernistę przed postmodernizmem. Na koniec proponuje Stasiewicz krótki szkic „szósty i pół” poświęcony Rossowi MacDonaldowi, znanemu dzięki postaci detektywa Lwa Archera, ale zbyt wiernemu regułom klasycznej powieści kryminalnej, by występować na równych prawach z omówionymi wcześniej „klasykami powieści noir.

Przy głównej szóstce, poza wykazywaniem, że pisarze ci stworzyli osobny nurt, jakim był noir, Stasiewicz proponuje wiele interesujących rozpoznań. Oprócz kwestii genologicznych czy przestrzennych zaakcentowałabym przekonujące zestawienia: ze wspomnianymi legendami rycerskimi (Chandler), z „Upadkiem” Alberta Camusa i antycznymi tragediami (Cain), wielokrotne odwołania do twórczości F. Scotta Fitzgeralda i Ernesta Hemingwaya. Cenne też, że dobitnie pokazuje Stasiewicz kwestię mizoginii i, w mniejszym stopniu poruszonej w publikacji, ksenofobii wielu powieści noir. Pisze w „Zamiast wstępu”, że noir okazało się „literaturą o kryzysie męskości”, więc dla „współczesnego mężczyzny w średnim wieku praca nad nią [książką – K.C.] miała także niewątpliwy wymiar autorefleksji” (s. 40). Cóż, czytelniczkę od lat zafascynowaną Hammettem, Chandlerem i filmowymi ekranizacjami powieści noir ten wątek zmusza z kolei do przeanalizowania własnych – tak ewidentnie niezgodnych z jej feministycznymi zapędami – pasji.

Zbrodnie i wykroczenia

Przy całym uznaniu dla „Sześciu odcieni czerni”, oprócz drobnych uwag krytycznych przedstawionych już powyżej, muszę wskazać moje trzy większe lekturowe wątpliwości, nawet jeśli nie zaprzepaszczają one poznawczej i rozrywkowej (tak! mimo naukowości i streszczania fabuł) wartości tej pracy.

Po pierwsze, długo nie mogłam zrozumieć, czemu, wciąż przywoływane książki intepretując (nawet jeśli na mój gust miejscami zbyt łatwo zasłaniając się w tym zadaniu Slavojem Žižkiem), Stasiewicz nie postrzega własnych gestów jako interpretacji. Na dodatek pisze na przykład, że „»Sokół maltański« jest być może pierwszą powieścią kryminalną, która domaga się interpretacji i zawiera wpisany w nią klucz interpretacyjny w postaci symbolicznej przypowieści (…)” (s. 63) – jakby intepretować można było tylko coś z wyraziście wpisanym kluczem, a nie każdy tekst kultury… Wiele wyjaśnia, chociaż równocześnie budzi mój sprzeciw, ostatni z głównych szkiców. Zauważa Stasiewicz: „Paradoksy związane z formalnymi aspektami tej powieści [„Morderca we mnie” Thompsona – K.C.] wykluczają bowiem na przykład klasyczną, »hermeneutyczną« interpretację (w której zakłada się, że tekst literacki stanowi emanację poglądów pisarza zauważalnych także w innych jego tekstach) i jednocześnie opis jej kształtu formalnego” (s. 289) oraz, tym razem w kontekście „Pop. 1280”: „Po raz kolejny czytelnik nie ma żadnej możliwości weryfikacji prawdziwości zakończenia, ani dokonania jakichkolwiek zabiegów interpretacyjnych” (s. 297). I jeszcze „dociska”: „Wspomniane trzy powieści [„Morderca we mnie”, „Pop. 1280”, „Wild Town” – K.C.] traktowane oddzielnie są same w sobie problematyczne, gdyby spróbować dokonać w ich przypadku jakichkolwiek zabiegów interpretacyjnych, które zwyczajowo przeprowadza się, zakładając, że między wizją świata przedstawionego i portretowaniem bohaterów a poglądami autora na sprawy świata realnego zachodzi jakaś odpowiedniość. Mówiąc prościej: autor fikcji zwraca uwagą za pomocą takiej czy innej konstrukcji tejże fikcji i sposobu jej opowiadania na ten element otaczającej go rzeczywistości, który wydaje mu się szczególnie istotny” (s. 300).

Śmiałabym twierdzić, że już takie spostrzeżenia o pewnej nieadekwatności powieści Thompsona wobec przyzwyczajeń stanowią efekt zabiegu interpretacyjnego, wcale nie jakoś szczególnie awangardowego – tak jak są interpretacją właściwie wszelkie działania Stasiewicza wykraczające poza czyste streszczenia czy podawanie historycznoliterackich faktów. Ale jeśli ktoś rozumie przez interpretację hermeneutyczną – i miejscami zdaje się utożsamiać takie jej klasyczne i współcześnie zbyt chyba zawężające rozumienie z rozumieniem interpretacji jako takiej – wyciąganie z tekstów „poglądów autora” ze względu na rzekomą odpowiedniość między nimi a powieścią, to przynajmniej wiem, czemu wcześniej nie mogłam pojąć rozsianych w „Sześciu odcieniach czerni” uwag na ten temat. Rzadko stykam się w XXI-wiecznym literaturoznawstwie, zajmującym się twórczością wieku XX, z „interpretacją interpretacji” tak „klasyczną” czy „zwyczajową”, że aż brzmiącą… XIX-wiecznie.

Po drugie, problem stanowi niestaranna korekta: czterokrotnie „John Houston” zamiast „John Huston” (co ciekawe, w indeksie nazwisk jest poprawnie), „na przysłowiowym zmywaku” (s. 95), fragment tekstu wydrukowany innym kolorem (zob. s. 110), „Marlowe’m” (s. 157); wiele błędów w szkicu o Woolrichu: „ma miejsce się” (s. 201), „toczenia samotnej i dramatycznej o własne ocalenie” (s. 224), „[z]asadniczo jego powieści tego pisarza” (s. 226) i co najmniej niezręczność sformułowania, gdy chodzi o niewidomą postać: „narracja prowadzona jest z punktu widzenia bohaterki, niebędącej w stanie zobaczyć grożącego jej niebezpieczeństwa” (s. 233); w rozdziale o Thompsonie „każdy” zamiast brzmiącego po polsku właściwie słowa „nikt” („każdy, kto trafia do królestwa tajemniczego El Rey, nie wyjdzie z niego żywy” [s. 311]). Za dużo tego. A redaktor powinien wyłapać nieścisłości w rodzaju występujących blisko siebie, wymagających pewnie po prostu doprecyzowania, diagnoz: „»Długie pożegnanie« z 1953 roku, uznawane przez większość krytyków za jego najlepsze dokonanie” (s. 116) versus „Są także [»Głęboki sen« i »Żegnaj, laleczko« – K.C.] uważane dość powszechnie za jego największe osiągnięcie (sądził tak też sam pisarz […])” (s 117-118).

Odnotowuję też, po trzecie, że nastawienie na literaturę zagraniczną sprawia, iż Stasiewicz za mocno kreuje swój wizerunek pioniera – tak, stawia oryginalne na polskim gruncie tezy i sięga po kilku nieznanych u nas pisarzy, ale nie on pierwszy czy drugi podjął temat. Rodzimy stan badań nie kończy się na postponowanej przez autora „Sześciu odcieni czerni” definicji ze „Słownika literatury popularnej”, słusznie przywoływanej ważnej książki Patrycji Włodek „»Świat był przemoczony pustka«. Czarny kryminał Raymonda Chandlera w literaturze i filmie” (2015) ani pojedynczych posłowiach do starszych wydań omawianych powieści. Nawet jeśli miałoby to cel polemiczny, to Stasiewicz powinien odnotować, że są polskie tomy zbiorowe o kryminale, jest, wspomniane już przeze mnie, opracowanie Cegielskiego, są publikacje Mariusza Czubaja – solo i z Wojciechem Józefem Bursztą, o Chandlerze pisał choćby, genialnie zresztą, Marek Bieńczyk w „Książce twarzy”. Zresztą mimo uwzględnienia wielu pozycji anglojęzycznych uderza długość bibliografii podmiotowej (ponad cztery strony) wobec zwięzłości bibliografii przedmiotowej (dwie strony plus dwa filmy dokumentalne).

***

Wspomniane mankamenty lub trudne do zaakceptowania uproszczenia zajęły sporo miejsca w tym omówieniu, ale w zaskakująco niewielkim stopniu wpływają na moją wysoką oceną książki. Czyta się „Sześć odcieni czerni. Szkice o klasykach powieści noir” wartko i praca sprawdza się jako bardzo dotąd na polskim rynku brakująca pozycja na temat, mimo że nie całkiem ignorowany, wciąż mało zbadany, zwłaszcza w zakresie twórczości „klasyków” mniej znanych. Dla badaczy i/lub fanów literatury noir to bardzo dobra, nawet jeśli nieidealna, lektura, dająca szansę na wiele odkryć i zachęcająca do – gdy tylko uda się zapomnieć streszczone w niej fabuły! – czytania kolejnych powieści z tego nurtu.
Piotr Stasiewicz: „Sześć odcieni czerni. Szkice o klasykach powieści noir”. Wydawnictwo Universitas. Kraków 2021.