ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 lutego 4 (436) / 2022

Monika Ładoń,

W OBRONIE CZŁOWIECZEŃSTWA I ZWIERZĘCOŚCI (SUNAURA TAYLOR: 'BYDLĘCE BRZEMIĘ. WYZWOLENIE LUDZI Z NIEPEŁNOSPRAWNOŚCIĄ I ZWIERZĄT')

A A A
W przypadku książki takiej jak „Bydlęce brzemię” najważniejsza wydaje się autorska sygnatura – jeśli nie najważniejsza w ogóle, to przynajmniej najdobitniej określająca miejsce, z którego się pisze. Sunaura Taylor, amerykańska pisarka, malarka i aktywistka, pisze wszakże z wózka inwalidzkiego. Chorująca na artrogrypozę (wrodzoną sztywność stawów) kobieta przekazuje zatem perspektywę osoby z niepełnosprawnością, ale zarazem pozostawia autoetnograficzne studium o wyjątkowym i przełomowym charakterze. Przedmiotem obserwacji Taylor są bowiem jej własne ciało i społeczny model niepełnosprawności, ale o tyle, o ile namysł nad nimi pozwala badaczce na szersze (językowe, kulturowe, społeczne, polityczne etc.) odniesienia. Zasadnicze pole tych odniesień stanowi przecięcie niepełnosprawności i zwierzęcości, jak w tytule i na okładce książki, w której centrum znajdują się zazębiające się ogniwa łańcucha.

To zahaczenie w przypadku Taylor znów ma charakter autobiograficzny. Pierwszy dowód można by określić jako anegdotyczny, chociaż nie jest to błaha opowieść, raczej traumatyczna. Wiąże się z dorastaniem kobiety w Georgii na początku ostatniej dekady XX wieku. Z tego właśnie okresu życia eseistka zapamiętuje obrazy o charakterze fundamentalnym: obserwowane z okna samochodu ciężarówki wypełnione stłoczonymi kurami, a nieraz – ich martwe ciała wypadające na szosę. Potworne traktowanie kur odbija się zatem w świadomości dziecka wstrzymywaniem oddechu dosłownym (fetor), ale też symbolicznym: „W ten sposób – wspomina Talyor reakcję własną i rodzeństwa – dawaliśmy wyraz świadomości, że tuż obok dzieje się coś bez reszty złego” (s. 12). Niedające się usunąć z pamięci obrazy stały się później źródłem działalności artystycznej i badawczej Taylor i to właśnie one określają podstawowe kwestie „Bydlęcego brzemienia”, które w prologu brzmią następująco: „Uczucie, które sprawiło, że zaczęłam wstrzymywać oddech na widok kur w ciężarówce, ostatecznie doprowadziło mnie do zrozumienia, że problem zwierząt ma ogromne, wręcz zasadnicze znaczenie dla innych kwestii społecznych, w tym także dla niepełnosprawności. (…) im dłużej się przyglądałam [uciskowi zwierząt – M.Ł.], tym wyraźniej widziałam niepełnosprawne ciała wszędzie, we wszystkich domenach przemysłowej hodowli zwierząt. Odkryłam ponadto, że zwierzęce ciało jest nierozerwalnie związane z tym, w jaki sposób w Stanach Zjednoczonych poddaje się dziś opresji niepełnosprawne ciała i umysły” (s. 14-15).

Drugi powód postawienia kontrowersyjnej tezy o bliźniaczym statusie osób z niepełnosprawnością i zwierząt jest pokłosiem osobistych doświadczeń badaczki, ponownie bazujących na czasie dzieciństwa: „Porównywano mnie w życiu do wielu zwierząt. Słyszałam, że chodzę jak małpa, jem jak pies, mam dłonie jak homar i ogólnie przypominam kurę lub pingwina. Mówiono takie rzeczy zarówno złośliwie, jak i w żartach” (s. 181). Właściwie wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, jak silnie zwierzęce porównania tkwią w naszym języku, jak bywają niesprawiedliwie wymierzane zarówno w zwierzęta, jak i ludzi wykazujących podobieństwa do nich; intuicyjnie – przynajmniej na początku – odczuwała to kilkuletnia Sunaura, która bez dodatkowych wyjaśnień musiała przyjąć, że „podobieństwo do zwierzęcia oddziela mnie od innych ludzi” (s. 181). Jednocześnie, racjonalizując to podobieństwo – wcale nie rzekome w jej przypadku, a realne – miała poczucie, że jej ludzko-zwierzęca kondycja nie jest, a na pewno nie musi być wadą.

Jak jednak zmienić ten pełen uprzedzeń sposób myślenia i wartościowania? Jak wyzwolić dwie grupy – ludzi z niepełnosprawnością i zwierzęta? Właściwie należałoby postawić jeszcze jedno pytanie, poprzedzające to ostatnie, kluczowe dla książki. Jak wyjaśnić sedno tego związku i jego implikacje? Powiązanie osób z niepełnosprawnością i zwierząt, błyskotliwie i przekonująco opowiedziane w „Bydlęcym brzemieniu”, dla wielu czytelników może być (przynajmniej na początku) trudne do przyjęcia, tak silnie działa bariera ludzkie/nie-ludzkie. Taylor jednak z uporem twierdzi, że przemoc, o jakiej opowiada, dotyczy wszystkich ciał, bez żadnych wyjątków. Co więcej, z analityczną precyzją wykazuje, że nasze wyobrażenia, postawy i działania dotyczące niepełnosprawności odnoszą się – utrwalając te same stereotypy i ableistyczne postawy – do innych zwierząt. W tym tkwi śmiałość i odkrywczość retorycznego przesunięcia Taylor: „Sensy związane ze słowem »niepełnosprawność« są domeną wyłącznie ludzką i kształtowały się w kontekście ludzkich kultur przez wieki. Mimo to postanowiłam wykorzystać je przy omawianiu różnic między zwierzętami. Pociąga mnie szeroki zakres, jaki nadają mu ruchy osób z niepełnosprawnością, i ciekawi, co się stanie, gdy zastanowimy się, jak niepełnosprawność rozumiana jako rzeczywiste doświadczenie i zbiór wyobrażeń wpływa na inne zwierzęta. Jak same zwierzęta odnoszą się do różnic fizycznych i poznawczych? I jak ludzkie rozumienie niepełnosprawności oddziałuje na sposób, w jaki interpretujemy doświadczenia innych zwierząt?” (s. 55).

Ważne wydaje się przy tym z pozoru błahe statystyczne dopowiedzenie. Pisząc o niepełnosprawności, Taylor nie nadużywa swojej pozycji, przeciwnie – od początku sygnalizuje, że jej rozpoznania (mimo że „zawdzięcza” je własnej niepełnosprawności, ale i empatii, wrażliwości, krytycznemu myśleniu itd.) dotyczą największej mniejszości zamieszkującej planetę („Według różnych statystyk osoby z niepełnosprawnościami stanowią od 15 do 20 procent ludności świata” [s. 24]). Wydaje się, że to przesada, prawda? A może za niewidzialność tej grupy odpowiadają takie czynniki jak: rozproszenie, uwięzienie w domach, społeczne wykluczenie, izolacja, lęk przed uprzedmiotawiającym spojrzeniem i stygmatem, ukrywanie niepełnosprawności itd.

„Oswojona” niepełnosprawność ukrywa się w metaforach i „historiach z życia wziętych”, których bohaterowie (a właściwie superbohaterowie), pływając w sentymentalnym sosie opowieści, mają za zadanie inspirować. O zjawisku określanym jako inspirational porn pisało wielu badaczy i wiele badaczek niepełnosprawności; w Polsce niedawno Maria Reimann w autoetnograficznym eseju, a Magdalena Zdrodowska w artykule dotyczącym modeli niepełnosprawności: „Niepełnosprawni zostają wystawieni na widok i wykorzystani do wywołania emocji, których beneficjentami są wyłącznie sprawni widzowie. Stają się obiektem inspiracji, tak jak aktorzy porno są obiektem pożądania – w obydwu przypadkach podmiotowością obdarzeni są oglądający. Dzięki inspirational porn ich problemy mają zyskać wymowę: mogło być gorzej” (Zdrodowska 2016: 397). Taylor pokazuje, że to nie są niewinne opowieści; że odpowiadają za wymazywanie i stereotypizację prawdziwego doświadczenia niepełnosprawności (zob. s. 33), które należy odzyskać, scrippować – jak nazywają tę praktykę przekształcenia same osoby z niepełnosprawnością. Ponadto badaczka dzieli się przeświadczeniem, chyba wciąż umykającym, że niepełnosprawność nie tylko może być indywidualnie przyjętą, zyskaną tożsamością, stanem wolności i wyboru, ale i społeczną siłą wpływającą na kształt świata jak gender, klasa i kolor skóry (zob. s. 42): „wyobrażenia dotyczące koloru skóry, klasy, orientacji seksualnej i płci kulturowej kształtują znaczenia niepełnosprawności, tak samo jak ona kształtuje znaczenie tych wyobrażeń. Wszystkie one rozwijały się obok siebie, wzajemnie na siebie oddziałując i czasami się ze sobą zlewając” (s. 45). Do tego ciągu Taylor dodaje kategorię zwierząt, by „nie tylko zwrócić uwagę, jak ważna w historii kategoryzacji i dehumanizacji była figura zwierzęcia, lecz by wyraźnie zaznaczyć, że zarówno zwierzę, jak i człowiek są kategoriami złożonymi i zdeterminowanymi społecznie, a nie wyłącznie biologicznymi” (s. 47).

Tym samym wracamy do wątku animalizacji i człowieczeństwa. Zwierzęce epitety, spadające na Taylor i wielu jej znajomych z niepełnosprawnością, uruchamiały historyczny tok myślenia, przywołując pokazy osobliwości z XIX i XX wieku. Spektakle z udziałem Dziewczyny-Pingwina, Karo – Dziewczyny-Małpy, Jo-Jo – Chłopca o Twarzy Psa czy Julii Pastrany, „Najbrzydszej Kobiety Świata”, analizowane przez Taylor, miały na celu „legitymizować naukowy rasizm, imperialną ekspansję, kolonizację i strach przed niepełnosprawnością” (s. 183). Autorka „Bydlęcego brzemienia”, czując się niejako spadkobierczynią tego trudnego dziedzictwa, dostrzega jednak swój przywilej związany z przynależnością klasową i kolorem skóry. Zwierzęce porównania, nawet jeśli dotkliwe, nie odbierały jej nigdy statusu osoby, tymczasem w wielu innych przypadkach były czymś znacznie poważniejszym niż tylko obelgą. Tym samym Taylor precyzyjnie odtwarza siatkę powiązań między „niepełnosprawnością, ubóstwem, klasą, kolorem skóry, płcią kulturową, narodowością i zwierzęcością” (s. 188).

Jednym z kluczy do zrozumienia tego splotu jest ableizm, czyli zbiór uprzedzeń wobec osób z niepełnosprawnościami, których konsekwencjami okazują się różnorodne formy dyskryminacji i ucisku: od systemowych braków i wykluczeń (opieka zdrowotna, polityka mieszkaniowa, organizacja przestrzeni miejskiej itd.) po sygnały wartościowania (gorszość, stygmat, cierpienie itp.) (zob. s. 21–22). Przykładając ableistyczne zachowania na relacje ze zwierzętami (dzikie i udomowione), Taylor zbiera wnioski, utwierdzające w niepokojących przekonaniach: o bezwartościowości zwierzęcego życia (zwłaszcza jeśli chodzi o zwierzęta hodowlane), o narzuconym języku ujmującym życie i śmierć zwierząt jako koszt dla gospodarki i społeczeństwa czy o obawie przed skażeniem. Nie chodzi jej jednak tylko o „etyczne zaniepokojenie sposobem, w jaki ludzie traktują zwierzęta pozaludzkie” (s. 83), ale też o ograniczone możliwości emancypacji tej grupy. Wspólny mianownik, na mocy którego eseistka łączy osoby z niepełnosprawnością i zwierzęta pozaludzkie, nie opiera się na wyjątkowym podobieństwie, ale na lustrzanych systemach odbierających wartość i jednej, i drugiej grupie – zbudowanych na ableizmie, postawie/terminie, który właściwie należy uznać za fundament wszystkich zawartych w książce analiz.

Sunaura Taylor nawołuje zatem: „Musimy scrippować etykę ochrony zwierząt, włączając w obręb naszego myślenia o zwierzętach politykę niepełnosprawności (disability politics). Sprawą zasadniczą jest analiza systemów i zbiorów wyobrażeń opresyjnych zarówno dla niepełnosprawnych ludzi, jak i pozaludzkich zwierząt, bo ableizm utrwala ucisk zwierząt nie tylko w obszarze języka. W rzeczywistości jest on ściśle spleciony z gatunkizmem i ma fundamentalne znaczenie dla namysłu nad tym, w jaki sposób pozaludzkie zwierzęta są oceniane, kategoryzowane i wyzyskiwane” (s. 106). W tym sensie jej książka ma siłę politycznego manifestu, wzywa do zmiany postaw: od stołu po odrzucenie przekonania, że istoty posiadające neurotypowe ludzie kompetencje, zdolności poznawcze i moralne są bardziej wartościowe niż te pozbawione takich cech. Niezwykle inspirujące okazać się mogą rozważania Taylor na temat wegetarianizmu i weganizmu czy alternatyw dotyczących jedzenia mięsa (np. mięsa pozyskiwanego w humanitarny sposób oraz tzw. szczęśliwego mięsa) – inspirujące zwłaszcza dla tzw. „etycznych wszystkożerców” (s. 272). Eseistka bowiem tropi wszelkie pułapki ich myślenia, opierającego się na „naturze” rzekomo uzasadniającej wyzysk i utowarowienie zwierząt.

Te fragmenty książki są jednocześnie najsilniej osadzone w literaturze przedmiotu i z pewnością okażą się ważne dla czytelników książek Petera Singera („Etyka praktyczna”, Warszawa 2003; „Wyzwolenie zwierząt”, Warszawa 2004), Jonathana S. Foera („Zjadanie zwierząt”, Warszawa 2013), Temple Grandin i Catherine Johnson („Zwierzęta czynią nas ludźmi”, Poznań 2011) czy Marca Bekoffa i Jessiki Pierce („Dzika sprawiedliwość. Moralne życie zwierząt”, Kraków 2018) – by wymienić tylko te tłumaczone na język polski i dyskutowane w obrębie polskiej humanistyki. Taylor jest bezlitosna dla usprawiedliwień wysuwanych przez etycznych wszystkożerców. Przywołuje z jednej strony brutalne statystyki (np. „Ponad 99 procent mięsa, które spożywają Amerykanie, pochodzi z hodowli przemysłowych, a zwyczaj jedzenia tanich wyrobów mięsnych rozprzestrzenia się w niespotykanym tempie na całym świecie” [s. 308]), z drugiej przeprowadza głębokie analizy, zbijając kolejne argumenty, otwierając oczy niedowiarkom. Ma przy tym świadomość, że przedsięwzięcie nie jest łatwe (nie wszyscy zostaniemy weganami), ale stawka – bardzo wysoka, rzecz przecież nie w samym weganizmie, ale w sprzężeniu z niepełnosprawnością. Taylor konkluduje: „Nie próbuję tu przedstawić uniwersalnego argumentu na rzecz weganizmu (…). Mówię tylko, że musimy poważnie potraktować myśl, że nie uda nam się wyzwolić niepełnosprawności, w sytuacji gdy nasze środowisko, gatunki, z którymi je dzielimy, i pojedyncze zwierzęta, których życie jest związane z naszym, nadal będziemy postrzegać przez pryzmat ableizmu i antropocentryzmu, to znaczy jako rzeczy, które my, ludzie, możemy posiadać i kontrolować – jako obiekty, które można wymieniać, wyrzucać i zabijać. Weganizm to ucieleśniony akt sprzeciwu wobec uprzedmiotowienia i wyzysku, oporu ponad różnicami – to wcielenie politycznych i etycznych przekonań w codzienne życie” (s. 348).

Może zatem, by odzyskać zwierzęcość, sprzeciwić się animalizacji i gatunkizmowi oraz dostrzec, że wyzwolenie zwierząt łączy się z wyzwoleniem ludzi (zob. s. 193), warto zacząć od własnego talerza? Nie łudzę się, że to wystarczy, nie łudzę się też, że to błahy gest, dla wielu wciąż jedzenie mięsa (ale też kupowanie czy karmienie nim) jest jeśli nie naturalnym, to na pewno prostszym i tańszym wyborem. Ale właśnie – zawsze wyborem. „Bydlęce brzemię” dowodzi, że okrucieństwo zadawane w hodowlach przemysłowych czy rzeźniach niczym nie różni się od okrucieństwa wojennego – i nie ma w tym porównaniu żadnej retorycznej przesady. Siła książki Taylor bierze się właśnie z tego, że uzmysławia nam, co kryje się za obrazami powszechnie znanymi: kotletem na talerzu, mówiącym szympansem Booee czy uciekinierkami z rzeźni. Kto z nas pamięta dziś historię krowy Borutki, którą – cytuję nagłówek prasowy – „pokochała cała Polska”? Kto interesował się jej losami po ucieczce z rzeźni i zastanawiał się nad losem wszystkich tych krów, które nie zdołały wymknąć się z fabryk śmierci, choć przecież domyślamy się, jaką podjęłyby decyzję, gdybyśmy tylko im to umożliwili.

Sunaura Taylor miejscami przejmująco, ale przede wszystkim rzeczowo odkrywa karty, wyjaśnia, co stoi za ludzkimi zachowaniami, kategoryzacjami i wyborami. „Bydlęce brzemię” pokazuje także drogi wyjścia z impasu, uzdrowienia świata, w którym „bycie zwierzęciem wciąż stanowi obelgę” (s. 155). Obok uzmysłowienia sobie mocy ableizmu drugim ważnym gestem – a zarazem drugim kluczowym terminem – jest troska. „Troska, która nie zważa na gatunek czy sprawność” – tak zatytułowany jest przedostatni rozdział książki, ale właściwą kropkę nad i stawia Bailey, pies asystujący. Nietypowy, nieprofesjonalny, straumatyzowany, obarczony niepełnosprawnością. Ostatnie zdania eseju oddają istotę troski i współzależności dwóch podmiotów, o których traktuje esej Taylor: „Zwykle jednak myślę, że jest coś stosownego – czy wręcz pięknego – w tym, że utykająca, zależna, niewydolna i nieporadna ludzka istota wspiera niewydolnego, zależnego i utykającego psa i sama jest przez niego wspierana. Oto dwa bezbronne, współzależne stworzenia należące do różnych gatunków uczą się rozumieć swoje potrzeby. W dziwaczny i niedoskonały sposób troszczymy się o siebie nawzajem” (s. 383).

LITERATURA:

Reimann M.: „Nie przywitam się z państwem na ulicy. Szkic o doświadczeniu niepełnosprawności”. Wołowiec 2019.

Zdrodowska M.: „Między aktywizmem a akademią. Studia nad niepełnosprawnością”. „Teksty Drugie” 2016, nr 5.
Sunaura Taylor: „Bydlęce brzemię. Wyzwolenie ludzi z niepełnosprawnością i zwierząt”. Przeł. Katarzyna Makaruk. Wydawnictwo Filtry. Warszawa 2021.