ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 lutego 4 (436) / 2022

Mirella Siedlaczek-Mikoda,

JAK ZABIĆ CZAS W DRODZE DO CANTERBURY? (GEOFFREY CHAUCER: 'OPOWIEŚCI KANTERBERYJSKIE')

A A A
Wielbicieli klasyki literatury zelektryzowała wiadomość o pierwszym kompletnym polskim przekładzie „Opowieści kanterberyjskich” Geoffreya Chaucera. Myślicie, że popadam w przesadę niczym komentatorzy sportowi obwieszczający początek lub koniec epoki, ale zaiste nieczęsto się zdarza, że pierwszy nakład klasyki światowej literatury wyczerpuje się w tak krótkim czasie, a niszowa publikacja jest komentowana w rubrykach kulturalnych tygodników. Ja również czekałam na ten przekład, pamiętając mgliście lekturę pierwszego przekładu (na studiach polonistycznych na potrzeby pracy semestralnej o motywie pielgrzymki) i mając rozbudzony apetyt po lekturze fragmentów w języku oryginału (na filologii angielskiej), a było to trudne zadanie, nawet z pomocą przypisów. W przybliżeniu: jak lektura „Kazań świętokrzyskich” dla studenta pierwszego roku polonistyki. Z tym, że „Kazania...” raczej skłaniają do ziewania a „Opowieści...” do śmiechu. Nie strzępiąc języka po próżnicy, już zdradzę puentę mojego tekstu – ależ to dobre, biegnijcie, zamawiajcie, pożyczajcie od znajomych (choć z drugiej strony mogą nie chcieć pożyczyć na wieczne nieoddanie), czytajcie przynajmniej fragmenty na stronie internetowej tłumacza książki Jarka Zawadzkiego, ale czytajcie! Bo warto, bo trzeba nadrobić zaległości, bo w literaturze polskiej nie mamy czegoś TAKIEGO. I wstąpcie do katedry westminsterskiej pokłonić się Poecie, ojcu angielskiej poezji.

Zarys akcji „Opowieści...” jest w zasadzie znany i po wielokroć opisany – oto grupa pielgrzymów rozmaitego stanu społecznego i majątkowego wybiera się z Londynu do Canterbury, miejsca spoczynku męczennika Tomasza Becketa zamordowanego na życzenie lub pragnienie wyrażone przez króla Henryka II. Ludzie ci nie spotkaliby się w innych okolicznościach i nie toczyliby dyskusji na równych prawach. „Prolog” wprowadza postaci takie jak Rycerz, Giermek, Matka Przełożona, Mnich, Brat Zakonny, Kupiec, Kleryk, Sędzia, Obszarnik, Cieśla, Kramarz, Tapicer, Tkacz, Farbiarz, Kucharz, Żeglarz, Doktor Medycyny, Pani spod Bath, Pleban, Oracz, Doręczyciel, Zarządca, Intendent, Handlarz odpustami, Młynarz i Narrator. Zwróćcie uwagę na nowatorstwo tego pomysłu – autor wiedział, że zróżnicowanie społeczne wymaga specjalnego konceptu, jakiegoś wiarygodnego powodu, no, dobrze, mógł to przeczytać u włoskiego kolegi – niejakiego Boccacia, ale połączył cel religijny z zupełnie świeckimi i często frywolnymi opowieściami. Gospodarz, towarzyszący pielgrzymom, proponuje konkurs na najlepszą opowieść, każdy ma wygłosić dwie w drodze do miejsca pielgrzymki i dwie w drodze powrotnej, a autor uznanej za najlepszą otrzyma w nagrodę darmową kolację. Niestety, zwycięzcy nie poznamy, bo dzieło nie zostało ukończone, ale to, o czym się mówi, peroruje, świntuszy i plotkuje podczas drogi do Canterbury, wciąż się broni. I tutaj wkracza tłumacz cały na biało, bo żeby to się dobrze czytało, to musi po pierwsze być zrozumiałe i zróżnicowane. Pamiętajmy, że mowa o tekście, który składa się z opowieści osób wykształconych, bywałych w świecie, i takich, którzy do tej pory nosa nie wyściubili poza rodzinną parafię. Oczywistym jest, że nie mówią tak samo i o tym samym. Do tego dołączmy średnioangielski w jego bogactwie. I mamy odpowiedź na pytanie, dlaczego tak długo czekaliśmy na przekład Chaucera; bo to nie jest bułka z masłem, rozpatrując na przykład kwestię – co archaizować, jak i właściwie po co. Bibliotece Śląskiej należą się ogromne podziękowania za wydanie dzieła w serii Bibliotheca Translata pod redakcją Zbigniewa Kadłubka i Jana Barona. Rzecz wybornie zilustrował Maciej Sieńczyk, zaś tłumacz nie tylko spolszczył całość, ale dodał trafne motto: „Kto czytać będzie, niech o tym pamięta/Że wierszem tutaj zapisane treści/ to nie tren smutny ani oda święta./ Ale zwyczajne ludzkie opowieści,/ W których się chamstwo i naiwność mieści:/ Język prostacki, czasami podniosły,/ A ludzie zwykle barany i osły”. W dodatku w rewelacyjnej, rymowanej rzecz jasna „Opowieści tłumacza o autorze” przybliżył czytelnikowi postać Geoffreya Chaucera, umówmy się – znaną jedynie filologom, a postać to arcyciekawa – wywodził się z rodziny mieszczańskiej, awansował na dwór królewski być może za sprawą niedoboru piśmiennych sług spowodowanego Czarną Dżumą, z różnym powodzeniem próbował swoich sił w dyplomacji, został wykupiony przez króla z niewoli francuskiej, poznał Włochy okresu, który zyskał nazwę renesansu.

Harold Bloom, amerykański historyk i teoretyk literatury, w sławnym „Zachodnim kanonie” pisał o Chaucerze, że „jako jedyny miał moc uczenia Szekspira sekretów przedstawiania”. Nie ulega wątpliwości, że nie byłoby takiego Szekspira, jakiego znamy (zostawmy na boku kwestię jego tożsamości, płci, autorstwa sztuk) i nie byłoby niektórych postaci, które oglądamy na teatralnych deskach od kilkuset lat, bez Chaucera. Bloom wskazuje zwłaszcza na sir Johna Falstaffa i Jazona jako inspirowanych Damą z Bath (czy w tłumaczeniu Zawadzkiego Damą spod Bath) i Przekupniem / Handlarzem Odpustami. Chaucera zaś nie byłoby bez Boccacia, choć to nazwisko i „Dekameron” nie pada bezpośrednio w „Opowieściach...” to przecież czytelnik rozpoznaje dług, jaki Chaucer zaciągnął u włoskiego twórcy. Bloom podsumowuje: „ironiczna narracja, której tematem jest narracja, to w znacznej mierze wynalazek Boccacia, a celem tego przełomu było uwolnienie opowiadań od dydaktyzmu i moralizmu, tak aby słuchacz lub czytelnik, a nie narrator, stał się odpowiedzialny za ich użycie na dobre lub na złe”. Z pewnością niektóre z opowieści nie są nabożne, bliskie są raczej tradycji sowidrzalskiej. To właśnie te nieprzyzwoite opowieści zwróciły uwagę twórców adaptacji filmowej, która posługuje się tytułem całości, lecz dotyczy części. Ekranizacja całości wymagałaby rozmachu Stevena Spielberga. Duża część tekstów za temat bierze takie toposy jak przyjaźń, mądrość, wierność (nie tylko małżeńską), głupotę, dumę. Każdemu tekstowi, w tym prologom do poszczególnych opowieści, towarzyszą przypisy objaśniające pochodzenie motywów, co dla miłośników śledzenia toposów stanowi zachętę do pogłębienia lektury. To kopalnia motywów do prac semestralnych, co rozumiem teraz lepiej niż 20 lat temu.

Zdarzyła nam się wyjątkowa gratka,

Dla książkowych moli wyborne święta,

Więc Chaucera biorę tu za świadka,

Kto nie przeczyta, ten mnie popamięta…
Geoffrey Chaucer: „Opowieści kanterberyjskie”. Przeł. Jarek Zawadzki, il. Maciej Sieńczyk. Biblioteka Śląska. Katowice 2021.