ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 lutego 4 (436) / 2022

Marek S. Bochniarz, Izabela Chamczyk,

NIE NA TEMAT #1: PRZERABIANIE TOKSYN

A A A
Marek S. Bochniarz: Co lubisz robić najbardziej?

Izabela Chamczyk: Lubię robić sztukę i lubię gotować.

M.S.B.: Czego najbardziej nie lubisz?

I.C.: Toksycznych relacji międzyludzkich.

M.S.B.: Czy masz ulubionego Polaka?

Nie.

M.S.B.: Czy masz ulubioną Polkę?

I.C.: Nie.

M.S.B.: Jaka jest Twoja ulubiona galeria?

I.C.: Tate Modern w Londynie.

M.S.B.: Jakie jest Twoje ulubione muzeum?

I.C.: MoMA w Nowym Jorku

M.S.B.: Jaka jest Twoja ulubiona książka?

I.C.: Jest ich kilka... w różnych momentach inne. Ale jedną z nich jest na pewno „Biegnąca z wilkami” autorstwa Clarissy Estes Pinkola – to książka, która mnie od dawna prowadzi przez życie. Lub "O mężczyźnie, który pomylił swoją żonę z kapeluszem" Olivera Sacks'a – dzięki niej zainteresowałam się ludzkim mózgiem.

M.S.B.: Dlaczego „Biegnąca z wilkami” okazała się dla Ciebie tak ważną książką?

I.C.: To książka o kobietach, o kobiecej egzystencji. Jest ona jednak inna od męskiej – zwłaszcza w patriarchalnym świecie, który wykształtował w nas wizje kobiet-czarownic, kobiet-przeklętych, kobiet-dziwek, kobiet-wariatek... Jednak nie jest to książka tylko dla kobiet. Moim zdaniem każdy i każda powinien i powinna ją przeczytać. Ja sięgnęłam po nią jak byłam koło trzydziestki, czyli jakieś dziesięć lat temu. To była pierwsza książka w moim życiu, która pokazał mi, że mogę być ze sobą bezpieczna – z tym, jaka jestem i z tym, że jestem kobietą. Po jej przeczytaniu naprawdę poczułam wsparcie. Teraz chyba taką rolę spełnia „Czuła przewodniczka” napisana przez Natalię de Barbaro. Dzięki takim pozycjom kobiety zaczynają się wspierać, kochać i sobie pomagać; wierzyć w siebie i swój potencjał – zarówno sobie samym, jak i sobie nawzajem. To bardzo ważne, zwłaszcza teraz w Polsce...

M.S.B.: Zdanie napisane/wypowiedziane przez krytyka/krytyczkę na Twój temat/Twojej twórczości, które zapadło Ci w pamięć i się z nim zgadzasz.

I.C.: Nie pamiętam takiego...

M.S.B.: Zdanie napisane/wypowiedziane przez krytyka/krytyczkę na Twój temat/Twojej twórczości, które zapadło Ci w pamięć i uważasz je za bardzo kuriozalne bądź niesłuszne.

I.C.: Kołacze mi się po głowie sformułowanie, że „wyważam otwarte drzwi…”, ale nie pamiętam, kto to powiedział. Moje działania, które są intensywne i często kontrowersyjne, często są w tak dziwny sposób negowane i kwitowane. Jednak absolutnie mnie to nie powstrzymuje od podejmowania nowych wyzwań.

M.S.B.: Jakie było najdziwniejsze zdarzenie, które miało miejsce w Twoim artystycznym/galeryjnym życiu?

I.C.: Nie wiem czy można uznać to zdarzenie za dziwne ale na pewno zaskakującym była reakcja publiczności na festiwalu w Sokołowsku, na którym w 2011 roku zrobiłam performance „Histeria”. Turlałam się wtedy po betonie w białej koronkowej sukience, „wylewana” przez rzucane z projektora morskie fale. Publiczność chcąc mnie uratować otoczyła mnie kręgiem i zaciskając go coraz bardziej zablokowała moje ruchy. Było to zaskakujące, ale jednocześnie wspaniałe i piękne – mimo, iż bardzo ingerujące w moje działanie.

M.S.B.: Jaki masz stosunek do kuratorek i kuratorów? Pomagają czy przeszkadzają?

I.C.: Różnie to bywa. Kuratorzy i kuratorki to po prostu też ludzie. Czasem mamy z nimi flow, a czasem nie. Czasem są profesjonalni/ne, a czasem nie. Mogą dobrze wykonywać swoja pracę, przykładać się do niej lub nie. Bywają kreatywni/ne lub wręcz przeciwnie. Mam dużo różnych doświadczeń, ale zasada jest taka, że jeśli ktoś przykłada się do tego co robi, lubi to i wykonuje to profesjonalnie, to raczej dobrze się z im/nią pracuje. Moja ostatnia współpraca z Kataryną Krysiak była naprawdę bardzo udana. Obie inspirowałyśmy się nawzajem, wspierałyśmy się i dawałyśmy sobie przestrzeń, uczyłyśmy się od siebie. To było super doświadczenie, za które bardzo dziękuję.

M.S.B.: Czy masz wadę, której chciałabyś się pozbyć, bo przeszkadza Ci w życiu?

I.C.: Chyba nie. Jestem w ciągłym procesie przemiany. Staram się siebie lubić i akceptować. Gdy coś mi nie odpowiada pracuje nad tym.

M.S.B.: Czy popełniłaś w życiu działanie bądź pracę artystyczną, którą z perspektywy czasu zrobiłabyś inaczej?

I.C.: Może nawet jeśli tak było, że myślę iż mogłabym coś zrobić inaczej, to obecnie uważam, że każde doświadczenie do czegoś nas prowadzi i jest nam potrzebne. Gdyby nie one, to nie bylibyśmy/byłybyśmy tam, gdzie jesteśmy i tym kim jesteśmy. Nic bym nie zmieniła, lubię moje życie i jego, nie zawsze dobrze wspominane doświadczenia, bo mnie czegoś nauczyły.

M.S.B.: Czy masz ulubioną pracę wideo?

I.C.: Takich prac też jest kilka. To gównie dokumentacje wideo, na przykład Mariny Abramović. Ale pierwsze, co mi staje przed oczami, to wideo „Shooting Picture” Niki de Saint Phalle z 1961 roku, na którym artystka strzela do rzeźb, a z nich wypływają kolorowe farby. Jak dla mnie, to były żyjące obrazy. To bardzo mi bliskie działanie w sztuce.

M.S.B.: Czy jest performer/performerka, który był_a dla Ciebie wzorem, a jego/jej działalność źródłem inspiracji?

I.C.: Oczywiście było ich dużo – zwłaszcza na etapie studiów. Zawsze inspirowała mnie kanwa performance, czyli Marina Abramović. Nie bez znaczenia były dla mnie pierwsze akcje z ciałem Pane Giny, czy Orlan oraz działania polskiej grupy Sędzia Główny. Z pewnością wpłynęli też na mnie Joseph Beuys, Valie Export, czy Ewa Partum...

M.S.B.: Dlaczego każesz performować takim przedmiotom nieożywionym, jak obrazy? Czy nie wstyd Ci, że tak je męczysz?

I.C.: Odkąd zaczęłam zajmować sztuką – czyli jakoś w roku 2004 – próbuję łączyć malarstwo z performance. Ponieważ performance z założenia jest efemeryczny i neguje obiekt, a malarstwo jest obiektem, wydawałoby się, że są to dwie skrajne postawy. Jednak w moim odczuciu są one JEDNYM. Dlatego stwarzam malarstwo performatywne, w którym zwracam uwagę na proces i czas, przemianę, trwanie i obiekt równocześnie. Tak, męczę malarstwo – tak, jak życie męczy nas… po prostu dostrzegam jego trwanie w czasie, nie udaję, że jest wieczne. Większość ludzi tak właśnie robi, a czy oszukiwania nie powinno się wstydzić bardziej?

M.S.B.: Wystawa „TOXIC” w Galerii Foksal była dla Ciebie okazją, by spotkać się z wieloma ludźmi, z którymi dawno się nie widziałaś – i przy tej okazji poznałaś też wiele nowych osób. Opowiedz o tych spotkaniach.

I.C.: Na wystawę TOXIC w Galerii Foksal czekałam kilka lat. Dlatego, gdy już zaistniała, to starałam się ją zaprezentować jak największej liczbie osób. Zapraszałam na indywidualne oprowadzania, opowiadałam o obrazach, o ich intymnych historiach… Takie spotkania są niepowtarzalne, bo dzielę się wtedy tym, co jest dla mnie najważniejsze, a przy tym niejednokrotnie bardzo prywatne. Bo sztuka to moje życie, intymność, emocje, przeżycia. Te spotkania były dopełnieniem energii wystawy, która mimo, iż miała tytuł TOXIC, właśnie przerabiała toksynę i wcale już jej w sobie nie miała.

Izabela Chamczyk „TOXIC”. Galeria Foksal, Warszawa. 27.11.2021 – 21.01.2022
http://izabelachamczyk.com/
Fot. nr 2: Michał Iwaszkiewicz.