ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 maja 9 (441) / 2022

Franciszek Drąg,

HAMLET BEZ SZEKSPIRA (WIKING)

A A A
Do Walhalli, krainy wiecznej szczęśliwości, według mitologii nordyckiej mogą trafić tylko ci wojownicy, którzy swoje życie utracili w walce, stając się godnymi ucztowania z Odynem przy jednym stole. Gdyby życie rozumieć jako działania w polu sztuki, Robert Eggers mógłby mieć możliwość dostąpienia zaszczytu współbiesiady z bytem położonym najwyżej w hierarchii. Nie można mu bowiem odmówić waleczności, a jego „Wiking” niebezpiecznie zbliżył się do granicy porażki.

Najnowsza produkcja amerykańskiego reżysera nie bez powodu przywodzi na myśl „Hamleta”: Szekspir bowiem, jak to miał w zwyczaju, wykorzystał skandynawską legendę jako inspirację dla swojej sztuki o duńskim młodzieńcu. Po to samo źródło sięgnął Eggers, choć postanowił je wykorzystać w radykalniejszy (w etymologicznym sensie tego słowa) sposób niż renesansowy twórca: poprzez próbę zekranizowania samej oryginalnej legendy. W „Wikingu” Amleth (Alexander Skarsgård) jest synem Aurvandila (Ethan Hawke), króla nordyckiego ludu, podstępnie zamordowanego przez swojego brata Fjölnira (Claes Bang). Młodemu księciu udaje się zbiec z miejsca zbrodni, by przez lata pielęgnować w sobie potrzebę zemsty za śmierć mężnego ojca oraz konieczność ocalenia Gudrún (Nicole Kidman), matki Ameltha, którą okrutny wuj miał siłą wziąć za żonę. Wiele lat później, podczas obławy jednej ze słowiańskich wiosek, główny bohater dowiaduje się, że grupa niewolników zostanie odesłana w rejon zarządzony przez zdradzieckiego krewnego. Postanawia się przebrać za jednego z pojmanych Słowian i wkrótce trafia na Islandię, gdzie zyskuje możliwość przeprowadzenia swojej wendetty. Poznaje również pochodzącą z Rusi Olgę (Anya Taylor-Joy) i zakochuje się w niej.

Jeszcze zanim „Wiking” wprowadzony został do polskich kin, uznano go za najbardziej adekwatny film odzwierciedlający rzeczywistość skandynawskiego ludu. Sam reżyser opowiadał o szeroko zakrojonym researchu dotyczącym kultury wikingów, jaki przeprowadził wraz z islandzkim pisarzem Sjónem podczas opracowywania scenariusza. Dokładnie to, za co najnowsza produkcja Eggersa otrzymuje najwięcej pochwał, może okazać się tym, co sprawia, że w ostatecznym rozrachunku wielu uzna „Wikinga” za wielkie rozczarowanie.

Jedną z cech obrazowanej społeczności, na której Eggers skupia się w sposób bardzo drobiazgowy, stanowi jej brutalność. Film przepełniony jest szeregiem brutalnych obrazów rodem z gore, gdy bohaterowie odcinają sobie nosy, zębami rozrywają krtanie czy wyrywają serce z piersi. Chodzi w końcu o pełną immersję w tej rzeczywistości rządzonej przez obce nam zwyczaje, wierzenia czy rytuały, które pojawiają się również na ekranie. Niestety, ta chęć pogodzenia dwóch porządków, jakimi są przywiązanie do etnograficznej dokładności i opowiedzenie angażującej narracji stanowiącej fabułę, sprawiła, że przynajmniej w drugiej kwestii się to nie udało. „Wiking” czerpie bowiem najwięcej z najbardziej typowych filmów o zemście, a jego najsilniej zaskakującym elementem okazuje się być może to, że widzowi trudno zidentyfikować się z wolą odwetu głównego bohatera.

To, że film w zamierzeniu miał być naprawdę szerokim przedsięwzięciem mającym zanurzyć widza w odległe czasy, potwierdzają deklaracje, że gdyby nie ograniczenia budżetowe, cały scenariusz powstałby w języku staronordyckim, który da się usłyszeć w niektórych scenach (podobnie zresztą, jak przypuszczam, staroruski w scenach rozgrywających się na ziemiach kijowskich). Niemniej jednak z tych zamierzeń pozostała tylko decyzja twórców, by bohaterowie mówili w języku angielskim zabarwionym różnymi akcentami, co w wielu momentach, zwłaszcza przepełnionych pompatycznymi przemówieniami na miarę tych znanych z chansons de geste, naraża całość na efekt niezamierzenie komiczny.

Kwestie językowe być może najbardziej przyczyniają się do uniemożliwienia sukcesu tej podróży w czasie: momentami można odnieść wrażenie, że ogląda się adaptację dawnej sztuki opartej na niezaktualizowanym tekście, który aktorzy muszą recytować, a którego nie da się wypowiedzieć bez efektu nadmiernej teatralizacji i sztuczności. Zderza się tu zatem chwilami mrożący krew w żyłach brutalizm obrazu z umownością języka, który stanowi bardzo istotny element odbioru filmu. I chociaż przypomina on usilne starania wystawienia tekstu Szekspira w sposób jak najbardziej naturalny, Eggers niewiele więcej dzieli z angielskim dramatopisarzem. Przywoływany czasem w kontekście podobnego przedsięwzięcia Akira Kurosawa przyjrzał się przemocy „Makbeta” w swoim „Tronie we krwi”, pamiętając o humanistycznym wydźwięku pierwowzoru literackiego. W „Wikingu” pierwowzorem nie jest jednak egzystencjalny dramat duńskiego księcia, lecz opowieść eksplikująca rzeczywistość na sposób mityczny, sprowadzający wszystko do kategorii przeznaczenia i obowiązku pomszczenia bliskich.

To właśnie ten element otwiera drogę nierzadko zażartym dyskusjom, które toczą się w związku z „Wikingiem”. Jedni bowiem uważają, że film jest apologią utraconego męstwa dawnej Europy, w której panowały spójne wartości, a mężczyznę cechowały fizyczna tężyzna, przywiązanie do honoru i tradycji. Jako dowód przywołuje się zachwyt nad produkcją, który pojawił się w środowiskach alt-rightowych w związku ze sposobem przedstawienia tychże wartości jako absolutnych. Z drugiej strony barykady znaleźli się tacy, według których Eggers pokazał coś goła odmiennego: skompromitował formę takiej męskości, która we współczesności uchodzić może za toksyczną. Oto główny bohater, stojąc w obliczu wyboru mogącego zapewnić mu spokojne i szczęśliwe życie, podejmuje decyzję, która przekreśla tę możliwość (co zresztą zapowiedziane jest przez narrację z offu w pierwszych sekundach filmu). W filmie odnaleźć można bez trudu liczne dowody na poparcie obu tych tez, choć sam zgodziłbym się raczej z grupą pierwszą. Ma to związek z tym, że przez tak dosłownie potraktowaną rzeczywistość kulturową dylemat bohatera nie ma zupełnie racji bytu. Wydaje się tylko fabularnym ornamentem na siłę przywiązanym do głównej historii po to, aby wprowadzić obowiązkowe dla filmu o męskim superbohaterze wątki. W historii Amletha, który od początku jak mantrę powtarza przysięgę, że pomści ojca, nie ma miejsca na tego typu hamletyzowanie. Czaszka, do której mówił duński książę, w filmie za pomocą nekromancji sama przemawia i dyktuje ciąg dalszy historii Amletha, a jego miłość do Olgi (stylizowanej na Ofelię, której obecność i rola odbiega także od legendarnego pierwowzoru, wedle którego Amleth zdobył dwie żony) to tylko mało znaczący epizod wpleciony dla zaspokojenia potrzeb masowego odbiorcy przyzwyczajonego do pewnych schematów dramaturgicznych.

Eggers podjął się ciekawego zadania: próba połączenia ścisłej antropologicznej faktualności i arthouse’owej wizualności z fabułą o blockbusterowym potencjale wydaje się ambitna. Niestety, „Wiking” nie staje na wysokości zadania, przesuwając się raczej w kierunku bezmyślnego kina akcji wzbogaconego o kilka dziwacznych rozwiązań nietypowych dla kina głównego nurtu. To może mieć, oczywiście, pewną wartość, jak chociażby skonfrontowanie nieprzyzwyczajonych do tego widzów z innymi możliwościami opowiadania takich historii. Jak widać po dotychczasowym odbiorze, Eggersowi udało się z pewnością zaspokoić potrzeby wielu kinomanów. Jednak pozostają także ci, którzy być może oczekiwali od tego twórcy czegoś nieco innego.

Także pod względem czysto filmowym „Wiking” wypada o wiele słabiej od poprzednich produkcji Eggersa. Aktorzy drugoplanowi czasem wydają się zagubieni i pozbawieni wskazówek, muzyka pełni bardzo okazjonalną rolę podkreślania nastroju sugerowanego przez kamienne i mroczne pejzaże, a sama historia momentami wpada w wywołujące znużenie zastoje. Trudno jednak odmówić Eggersowi ambicji. Swoim filmem udowadnia, że interesuje go przeprowadzenie w kinie (być może właśnie tym głównego nurtu) jakiejś rewolucji. Na ile mu się to powiedzie, pewnie przyjdzie jeszcze ocenić. „Wiking” okazuje się tylko wprawką, ale może jeszcze za wcześnie, żeby wysyłać jego twórcę do stołu Odyna.
„Wiking”. Reżyseria: Robert Eggers. Scenariusz: Robert Eggers, Sjón. Obsada: Alexander Skarsgård, Claes Bang, Anya Taylor-Joy, Willem Dafoe. Nicole Kidman i in., USA, Wielka Brytania 2022, 140 min.