
Katarzyna Frukacz-Lewandowska,
TRAUMA SPRAWCÓW (NATALIA OJEWSKA: 'ZABIŁAM. HISTORIE MATEK SKAZANYCH ZA ZBRODNIĘ LUDOBÓJSTWA W RWANDZIE')
A
A
A
Ludobójstwo w Rwandzie, dokonane między kwietniem a lipcem 1994 roku przez ekstremistów Hutu na członkach plemienia Tutsi, jest – mimo upływu lat – tematem stale rozwijanym tak na polu naukowym, jak i twórczym. Czytelnikowi polskiemu znane są między innymi dokumentalne opowieści dotyczące tej tragedii nakreślone piórem francuskiego reportera Jeana Hatzfelda czy jednego z czołowych reprezentantów współczesnej polskiej szkoły reportażu – Wojciecha Tochmana. Literatura faktu poświęcona rzezi rwandyjskiej z reguły oscyluje wokół problematycznej relacji katów z ofiarami i ocalonymi. Eksploruje też kwestię sztucznie wykreowanych podziałów etnicznych Rwandy, utrwalonych w czasach kolonialnych i będących głównym źródłem konfliktu. Natalia Ojewska w książce „Zabiłam. Historie matek skazanych za zbrodnię ludobójstwa w Rwandzie” powtarza wiele spośród wymienionych motywów. Równocześnie jednak zmienia diametralnie optykę oglądu masakry, skupiając się nie na jej bezpośrednich sprawcach, czyli mężczyznach Hutu należących do bojówek o nazwie Interahamwe. Reporterka oddaje głos tym, których współudział w ludobójstwie bywa niesłusznie marginalizowany. Oddaje głos kobietom.
A konkretnie tytułowym matkom i żonom – skazanym za ujawnianie kryjówek Tutsi, dostarczanie kamieni, którymi zabijano, podżeganie do mordów lub ich własnoręczne dokonywanie. Bohaterki książki, osadzone w zakładach karnych reprezentowanych na okładkowej fotografii, żyją z dala od własnych rodzin i zarazem w lęku przed rodzinami swych ofiar. W rozmowach z autorką ujawniają popełnione czyny bądź – w nielicznych przypadkach – konsekwentnie wypierają się uczestnictwa w rzezi. Na podstawie jednostkowych historii Ojewska rekonstruuje społeczny i psychologiczny profil sprawczyń, przytaczając uzupełniające informacje na temat podobnej sytuacji życiowej poszczególnych kobiet oraz zestawiając ich często bardzo zbliżone świadectwa zbrodni. W tekstach przedstawionych w zbiorze powtarzają się bliźniacze wątki bliskich kontaktów sąsiedzkich zakłóconych ludobójstwem, dyskryminacji dzieci Tutsi w rwandyjskich szkołach, etnicznej nienawiści podsycanej w propagandowych mediach kontrolowanych przez Hutu, grabienia mienia pomordowanych, a także całkowitej reifikacji ofiar w oczach zabójców. W niemal każdym rozdziale poruszane są ponadto kwestie moralnego rozliczania się bohaterek z przeszłością oraz społecznego napiętnowania dzieci lub innych bliskich krewnych przebywających w więzieniach kobiet. Ta widoczna powtarzalność motywów stanowi podbudowę autentyzmu książki, podobnie jak wprowadzane w przypisach i wyliczone w bibliografii anglojęzyczne źródła naukowe i artykuły na temat Rwandy czy odniesienia do dokumentacji sądowej z procesów wytaczanych sprawcom.
Przejawem obiektywizacji wartym docenienia jest również wyraźne ograniczenie komentarza autorskiego w partiach rekonstruujących losy skazanych kobiet. Reporterka sporadycznie dzieli się wrażeniami z odbywanych spotkań, a jej obecność pośrednio ujawnia się w adresatywnych formułach wypowiadanych przez cytowane postaci. Nie feruje jednak upraszczających wyroków na portretowanych Rwandyjkach, tym samym eksponując skalę złożoności opisywanego problemu. Za niewątpliwy atut należy ponadto uznać osadzenie rwandyjskiego ludobójstwa w znacznie szerszym kontekście społeczno-historycznym. W notkach następujących po przytaczanych opowieściach autorka nie tylko prezentuje sylwetki poszczególnych bohaterów, ale też opisuje demograficzne i geograficzne ukształtowanie Rwandy oraz przywołuje oficjalne statystyki dotyczące ludobójstwa (zob. np. s. 87–88). Niezwykle cennym pod względem merytorycznym i przejrzyście skomponowanym uzupełnieniem zgromadzonych w zbiorze relacji jest wreszcie zawarty w końcowej części obszerny szkic, w którym Ojewska referuje wydarzenia i procesy będące zarzewiem masakry. Wraz z finalizującym publikację podręcznym słownikiem pojęć z tym związanych, rzeczony tekst pozwala lepiej zrozumieć sens poprzedzających go historii więźniarek. Pewne wątpliwości budzi więc umieszczenie szkicu na końcu, a nie na początku książki. Fakty, nazwy czy osoby, o których wspominają bohaterki poszczególnych rozdziałów, mogą być niezrozumiałe dla czytelników nieobeznanych z genezą konfliktu. Wyjaśnienie tego typu niewiadomych we wstępie (po części wprowadzającym w zagadnienie, lecz bardziej pod kątem skali udziału rwandyjskich kobiet w ludobójstwie) pozwoliłoby lepiej przygotować odbiorcę na lekturę właściwej treści utworu. Analogiczna uwaga nasuwa się w przypadku wzmiankowanych już notek przedstawiających postaci. Biogramy występują każdorazowo po cytowanych relacjach, co miejscami zaburza klarowność wywodu w związku z mnogością opublikowanych w tomie świadectw.
Różnicując za ich pomocą perspektywy narracyjne, Ojewska powiela pewne chwyty zakorzenione w tradycji pisarstwa reportażowego. Materiał faktograficzny autorka prezentuje przy użyciu popularnej w kręgu reporterów konwencji polifonicznej, polegającej na zestawianiu jednostkowych głosów w wielowymiarowe studium zdarzeń. Z wyłączeniem części wstępnej i końcowej, każdy kolejny rozdział tworzą pierwszoosobowe opowieści Rwandyjek skazanych za udział w ludobójstwie, skonfrontowane z wypowiedziami członków rodzin zbrodniarek i krewnych ofiar. Za pomocą zbliżonej metody wspomniany już Hatzfeld spisał w książce „Nagość życia” świadectwa Tutsi ocalałych z rwandyjskiej rzezi, a w „Sezonie maczet” – wspomnienia sprawców Hutu. Paralele z dorobkiem innych twórców reportaży ujawnia ponadto wprowadzenie kursywy w tych partiach tekstu, które zawierają wyjaśnienia, komentarze i dopiski formułowane bezpośrednio przez reporterkę. Analogiczną strategię oddzielenia narracji autorskiej od przytaczanych relacji etiopskich dworzan zastosował Ryszard Kapuściński w „Cesarzu”. Wskazane zbieżności – niekoniecznie zamierzone – nie przekładają się na obniżenie merytorycznego poziomu publikacji. Ojewska bez wątpienia wykazuje się rzetelnością w doborze rozmówców oraz wiedzą i drobiazgowością w rekonstrukcji historycznych procesów, które doprowadziły do katastrofalnych w skutkach podziałów etnicznych Rwandy. Zbiór „Zabiłam” nie wyróżnia się jednak pod względem rozwiązań formalnych na tle obszernej literatury podmiotu o pokrewnej tematyce lub proweniencji gatunkowej.
Również w aspekcie czysto pisarskim książka ustępuje pozycjom o tak kunsztownej stylistyce i takim ładunku emocjonalnym, jak choćby obrazujący rwandyjską masakrę reportaż „Dzisiaj narysujemy śmierć” Tochmana. W utworze Ojewskiej zwracają uwagę drobne uchybienia językowe w postaci powtórzeń wyrazów czy fragmentów niejednoznacznych z uwagi na nieprecyzyjne użycie zaimków osobowych. Autorka miejscami operuje też nieco przesadną, wysoce tendencyjną metaforyką, przykładowo określając Hutu mianem dyrygentów orkiestry „uderzającej w coraz bardziej nienawistne tony” (s. 24) bądź kontestując medialną propagandę działającą na ludobójców niczym „zastrzyk bezgranicznej nienawiści i potrzeby zemsty” (s. 225). Egzaltowany wydźwięk podobnych fragmentów skutecznie niwelują jednak wyważone i w efekcie niezwykle sugestywne uwagi o sentencjonalnej wymowie, współtworzące psychologiczny portret Rwandyjek żyjących z piętnem popełnionych zbrodni. Z zamieszczonych w tomie relacji kobiet Hutu przebijają celne diagnozy na temat niezmywalnej winy kata, który z czasem uświadomił sobie, że „zabicie człowieka nie kończy się w momencie jego śmierci” (s. 143), bo wstyd „zostaje na zawsze” (s. 149). W szerszym odczytaniu teksty te obrazują więc nie tyle konkretny akt ludobójstwa, ile towarzyszące mu – już wcześniej wspomniane – uniwersalne mechanizmy moralnej i społecznej stygmatyzacji.
Trafnym podsumowaniem całej publikacji wydaje się przytoczone w niej zdanie członka rządowej organizacji, która wspiera trudny proces pojednania Hutu i Tutsi. Jak twierdzi rozmówca autorki, tłumacząc częstą wśród skazanych postawę wyparcia się odpowiedzialności za własne czyny: „Trauma dotyka nie tylko ofiary, lecz także sprawców” (s. 191). O wartości książki Ojewskiej decyduje próba tak sprofilowanego, zbilansowanego spojrzenia na osoby odpowiedzialne za zbrodnie w Rwandzie – jedynie miejscami zakłócona nadmiernie wartościującą retoryką opisu. Reporterce z powodzeniem udaje się również przełamać wzmiankowany w utworze stereotyp, zgodnie z którym „kobiety przecież nie zabijają” (s. 173). Choć więc opowieści zamieszczone w zbiorze nie zaskakują w wymiarze formalnym, niewątpliwie skłaniają do rewizji utartych poglądów o rwandyjskim ludobójstwie.
A konkretnie tytułowym matkom i żonom – skazanym za ujawnianie kryjówek Tutsi, dostarczanie kamieni, którymi zabijano, podżeganie do mordów lub ich własnoręczne dokonywanie. Bohaterki książki, osadzone w zakładach karnych reprezentowanych na okładkowej fotografii, żyją z dala od własnych rodzin i zarazem w lęku przed rodzinami swych ofiar. W rozmowach z autorką ujawniają popełnione czyny bądź – w nielicznych przypadkach – konsekwentnie wypierają się uczestnictwa w rzezi. Na podstawie jednostkowych historii Ojewska rekonstruuje społeczny i psychologiczny profil sprawczyń, przytaczając uzupełniające informacje na temat podobnej sytuacji życiowej poszczególnych kobiet oraz zestawiając ich często bardzo zbliżone świadectwa zbrodni. W tekstach przedstawionych w zbiorze powtarzają się bliźniacze wątki bliskich kontaktów sąsiedzkich zakłóconych ludobójstwem, dyskryminacji dzieci Tutsi w rwandyjskich szkołach, etnicznej nienawiści podsycanej w propagandowych mediach kontrolowanych przez Hutu, grabienia mienia pomordowanych, a także całkowitej reifikacji ofiar w oczach zabójców. W niemal każdym rozdziale poruszane są ponadto kwestie moralnego rozliczania się bohaterek z przeszłością oraz społecznego napiętnowania dzieci lub innych bliskich krewnych przebywających w więzieniach kobiet. Ta widoczna powtarzalność motywów stanowi podbudowę autentyzmu książki, podobnie jak wprowadzane w przypisach i wyliczone w bibliografii anglojęzyczne źródła naukowe i artykuły na temat Rwandy czy odniesienia do dokumentacji sądowej z procesów wytaczanych sprawcom.
Przejawem obiektywizacji wartym docenienia jest również wyraźne ograniczenie komentarza autorskiego w partiach rekonstruujących losy skazanych kobiet. Reporterka sporadycznie dzieli się wrażeniami z odbywanych spotkań, a jej obecność pośrednio ujawnia się w adresatywnych formułach wypowiadanych przez cytowane postaci. Nie feruje jednak upraszczających wyroków na portretowanych Rwandyjkach, tym samym eksponując skalę złożoności opisywanego problemu. Za niewątpliwy atut należy ponadto uznać osadzenie rwandyjskiego ludobójstwa w znacznie szerszym kontekście społeczno-historycznym. W notkach następujących po przytaczanych opowieściach autorka nie tylko prezentuje sylwetki poszczególnych bohaterów, ale też opisuje demograficzne i geograficzne ukształtowanie Rwandy oraz przywołuje oficjalne statystyki dotyczące ludobójstwa (zob. np. s. 87–88). Niezwykle cennym pod względem merytorycznym i przejrzyście skomponowanym uzupełnieniem zgromadzonych w zbiorze relacji jest wreszcie zawarty w końcowej części obszerny szkic, w którym Ojewska referuje wydarzenia i procesy będące zarzewiem masakry. Wraz z finalizującym publikację podręcznym słownikiem pojęć z tym związanych, rzeczony tekst pozwala lepiej zrozumieć sens poprzedzających go historii więźniarek. Pewne wątpliwości budzi więc umieszczenie szkicu na końcu, a nie na początku książki. Fakty, nazwy czy osoby, o których wspominają bohaterki poszczególnych rozdziałów, mogą być niezrozumiałe dla czytelników nieobeznanych z genezą konfliktu. Wyjaśnienie tego typu niewiadomych we wstępie (po części wprowadzającym w zagadnienie, lecz bardziej pod kątem skali udziału rwandyjskich kobiet w ludobójstwie) pozwoliłoby lepiej przygotować odbiorcę na lekturę właściwej treści utworu. Analogiczna uwaga nasuwa się w przypadku wzmiankowanych już notek przedstawiających postaci. Biogramy występują każdorazowo po cytowanych relacjach, co miejscami zaburza klarowność wywodu w związku z mnogością opublikowanych w tomie świadectw.
Różnicując za ich pomocą perspektywy narracyjne, Ojewska powiela pewne chwyty zakorzenione w tradycji pisarstwa reportażowego. Materiał faktograficzny autorka prezentuje przy użyciu popularnej w kręgu reporterów konwencji polifonicznej, polegającej na zestawianiu jednostkowych głosów w wielowymiarowe studium zdarzeń. Z wyłączeniem części wstępnej i końcowej, każdy kolejny rozdział tworzą pierwszoosobowe opowieści Rwandyjek skazanych za udział w ludobójstwie, skonfrontowane z wypowiedziami członków rodzin zbrodniarek i krewnych ofiar. Za pomocą zbliżonej metody wspomniany już Hatzfeld spisał w książce „Nagość życia” świadectwa Tutsi ocalałych z rwandyjskiej rzezi, a w „Sezonie maczet” – wspomnienia sprawców Hutu. Paralele z dorobkiem innych twórców reportaży ujawnia ponadto wprowadzenie kursywy w tych partiach tekstu, które zawierają wyjaśnienia, komentarze i dopiski formułowane bezpośrednio przez reporterkę. Analogiczną strategię oddzielenia narracji autorskiej od przytaczanych relacji etiopskich dworzan zastosował Ryszard Kapuściński w „Cesarzu”. Wskazane zbieżności – niekoniecznie zamierzone – nie przekładają się na obniżenie merytorycznego poziomu publikacji. Ojewska bez wątpienia wykazuje się rzetelnością w doborze rozmówców oraz wiedzą i drobiazgowością w rekonstrukcji historycznych procesów, które doprowadziły do katastrofalnych w skutkach podziałów etnicznych Rwandy. Zbiór „Zabiłam” nie wyróżnia się jednak pod względem rozwiązań formalnych na tle obszernej literatury podmiotu o pokrewnej tematyce lub proweniencji gatunkowej.
Również w aspekcie czysto pisarskim książka ustępuje pozycjom o tak kunsztownej stylistyce i takim ładunku emocjonalnym, jak choćby obrazujący rwandyjską masakrę reportaż „Dzisiaj narysujemy śmierć” Tochmana. W utworze Ojewskiej zwracają uwagę drobne uchybienia językowe w postaci powtórzeń wyrazów czy fragmentów niejednoznacznych z uwagi na nieprecyzyjne użycie zaimków osobowych. Autorka miejscami operuje też nieco przesadną, wysoce tendencyjną metaforyką, przykładowo określając Hutu mianem dyrygentów orkiestry „uderzającej w coraz bardziej nienawistne tony” (s. 24) bądź kontestując medialną propagandę działającą na ludobójców niczym „zastrzyk bezgranicznej nienawiści i potrzeby zemsty” (s. 225). Egzaltowany wydźwięk podobnych fragmentów skutecznie niwelują jednak wyważone i w efekcie niezwykle sugestywne uwagi o sentencjonalnej wymowie, współtworzące psychologiczny portret Rwandyjek żyjących z piętnem popełnionych zbrodni. Z zamieszczonych w tomie relacji kobiet Hutu przebijają celne diagnozy na temat niezmywalnej winy kata, który z czasem uświadomił sobie, że „zabicie człowieka nie kończy się w momencie jego śmierci” (s. 143), bo wstyd „zostaje na zawsze” (s. 149). W szerszym odczytaniu teksty te obrazują więc nie tyle konkretny akt ludobójstwa, ile towarzyszące mu – już wcześniej wspomniane – uniwersalne mechanizmy moralnej i społecznej stygmatyzacji.
Trafnym podsumowaniem całej publikacji wydaje się przytoczone w niej zdanie członka rządowej organizacji, która wspiera trudny proces pojednania Hutu i Tutsi. Jak twierdzi rozmówca autorki, tłumacząc częstą wśród skazanych postawę wyparcia się odpowiedzialności za własne czyny: „Trauma dotyka nie tylko ofiary, lecz także sprawców” (s. 191). O wartości książki Ojewskiej decyduje próba tak sprofilowanego, zbilansowanego spojrzenia na osoby odpowiedzialne za zbrodnie w Rwandzie – jedynie miejscami zakłócona nadmiernie wartościującą retoryką opisu. Reporterce z powodzeniem udaje się również przełamać wzmiankowany w utworze stereotyp, zgodnie z którym „kobiety przecież nie zabijają” (s. 173). Choć więc opowieści zamieszczone w zbiorze nie zaskakują w wymiarze formalnym, niewątpliwie skłaniają do rewizji utartych poglądów o rwandyjskim ludobójstwie.
Natalia Ojewska: „Zabiłam. Historie matek skazanych za zbrodnię ludobójstwa w Rwandzie”. Wydawnictwo Słowne. Warszawa 2022.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |