Marek S. Bochniarz, Ivo Nikić,
NIE NA TEMAT: #2 LUBIĘ, JAK GALERZYSTA PŁACZE
A
A
A
Marek S. Bochniarz: Co lubisz robić najbardziej?
Ivo Nikić: Podróżować, gotować, malować.
M.S.B.: Czego najbardziej nie lubisz?
I.N.: Brudnych naczyń w zlewie i artyzmu na pokaz.
M.S.B.: Czy masz ulubionego Polaka?
I.N.: Mój dziadek.
M.S.B.: Czy masz ulubioną Polkę?
I.N.: Mama.
M.S.B.: Jaka jest Twoja ulubiona galeria?
I.N.: Nie mam ulubionej galerii.
M.S.B.: Jakie jest Twoje ulubione muzeum?
I.N.: Reina Sofia Museum.
M.S.B.: Jaka jest Twoja ulubiona książka?
I.N.: Nie mam ulubionej książki.
M.S.B.: Zdanie napisane/wypowiedziane przez krytyka/krytyczkę na Twój temat/Twojej twórczości, które zapadło Ci w pamięć i się z nim zgadzasz.
I.N.: Zapamiętałem takie zdanie napisane przez krytyczką sztuki : „Jego obrazy są jak próba schwytania czegoś, co umyka (tak często zdarza się po przebudzeniu, kiedy usiłujemy przywołać sen, pewni, że doskonale go pamiętamy, ale gdy próbujemy ująć go w słowa, opowiedzieć: –Wiesz, miałem niesamowity sen…” – nic z tego nie wychodzi)”.
M.S.B.: Zdanie napisane/wypowiedziane przez krytyka/krytyczkę na Twój temat/Twojej twórczości, które zapadło Ci w pamięć i uważasz je za bardzo kuriozalne bądź niesłuszne.
I.N.: Nie pamiętam, nic takiego nie siedzi mi w głowie.
M.S.B.: Jakie było najdziwniejsze zdarzenie, które miało miejsce w Twoim artystycznym/galeryjnym życiu?
I.N.: Była to powódź w galerii w Berlinie, tuż przed wernisażem.
M.S.B.: Jaki masz stosunek do kuratorek i kuratorów? Pomagają czy przeszkadzają?
I.N.: Dobry kurator/ka pomaga.
M.S.B.: Czy masz wadę, której chciałbyś się pozbyć, bo przeszkadza Ci w życiu?
I.N.: Pedantyzm.
M.S.B.: Czy popełniłeś w życiu działanie bądź pracę artystyczną, którą z perspektywy czasu zrobiłbyś inaczej?
I.N.: Nie.
M.S.B.: Czy masz ulubiony obraz bądź działanie artystyczne, do którego wracasz myślami czy oczami?
I.N.: W tym roku, będąc na Malcie przypadkowo miałem okazję zobaczyć dwa obrazy Caravaggia. Nie miałem pojęcia, że tam wiszą w katedrze. Jedząc loda i robiąc zdjęcie katedry, zaczepił mnie jakiś pan i zagadnął, że w czasie pandemii katedra otwarta tylko w niedziele… był miły i zaczęliśmy rozmawiać. Gdy tematy się skończyły, to wspomniałem, że chyba na lotnisku widziałem puzzle z motywem obrazu Caravaggia i zapytałem go, o co w tym chodzi. Uświadomił mi, że są tu dwa obrazy mistrza – i znajdują się właśnie w tej katedrze. Podekscytowałem się, ale wiedziałem, że nie mogę tam wejść. Rozstaliśmy się, a po trzech minutach przyszedł z ochroniarzem, który pozwolił mi zobaczyć te dzieła na żywo, w tym kolosalny obraz „Ścięcie Św. Jana Chrzciciela”. Przez to, że była to totalnie przypadkowa rzecz i cała sytuacja nie wskazywała na to, że się wydarzy, to za każdym razem, jak to opowiadam, dostaje gęsiej skórki i się wzruszam.
M.S.B.: Czy tęsknisz za czasami, gdy wraz z Karolem Radziszewskim i Piotrem Kopikiem prowadziłeś Latającą Galerię Szu Szu? Czy może ten okres zamknął się w sposób naturalny i trzeba było „dorosnąć”?
I.N.: Bardzo cenie sobie ten czas. Nie mam tak, że „dorosłem”. Wszystkie nasze działania były świadome. Szu Szu naturalnie wygasło, ale może kiedyś jeszcze coś odpalimy.
M.S.B.: Czy dziś też byś prowadził takie prowokacyjne działania, jak te, które robiliście w ramach oferty kulturalnej Szu Szu? Czy jednak zeitgeist się na tyle zmienił, że w obecnej sytuacji nie ma już miejsca dla takiej aktywności?
I.N.: Niczego nie żałuję – mam poczucie, że akcje które robiliśmy, są nadal świeże i aktualne.
M.S.B.: Mam wrażenie, że traktujesz uprawiane przez siebie malarstwo poniekąd trochę tak, jak minione działania Szu Szu, tylko sama natura prowokacji uległa sporej zmianie i jest ona obecna w twoich obrazach w innej, dość subtelnej formie.
I.N.: Lubię działania na pograniczu normalnego życia i sztuki, przełamane subtelnym żartem – prowokacją. Lubię malarskie zgrzyty.
M.S.B.: Dlaczego masz taką potrzebę, by zgrzytało? Czy nie może być „po prostu ładnie”, harmonijnie i tak po bożemu przylizane, że gdy galerzysta sprzedaje Twoje płótno, to płacze?
Dla mnie tak jest ładnie, tak mam i to nie tylko żeby zgrzytało w malarstwie, lubię te zgrzyty w też w innych dziedzinach, np. w kuchni, architekturze, modzie, muzyce… pomagają one wybrzmieć konkretnemu motywowi czy podbić jakąś myśli. W zgrzycie może też być zawarty humor, nie lubię zgrzytów na siłę nie zawsze musi zgrzytać trzeba wiedzieć kiedy i jak zazgrzytać. Lubię, jak galerzysta płacze.
M.S.B.: W K MAG Art Spot została otwarta Twoja wystawa „Sensual Seduction”. Jak byś skomentował jej tytuł – czy faktycznie jako malarz jesteś artystą uwodzącym zmysły odbiorcy?
I.N.: Tytuł wystawy jest nawiązaniem do kawałka Snoop Doga. Podoba mi się klimat tego utworu i niesztampowy jak na hip hop teledysk. W czasie malowania słucham dużo rapu i tak jakoś te światy się połączyły. Wystawa Sensual Seduction w K Mag Art Spot realizowana we współpracy z Wall Gallery jest pierwszą od prawie trzech lat moją solową wystawą w Warszawie. Zamknięcie, którego w ostatnim czasie doświadczyliśmy wszyscy, z jednej strony doprowadziło do stłumienia wielu namiętności. Z drugiej – pobudziło to naszą wyobraźnię. Sensual Seduction to opowieść o pragnieniach, będących wyrazem potrzeby bliskości.
M.S.B.: Otwarcie wystawy zbiegło się z początkiem inwazji Rosji na Ukrainę. Jak na to zareagowałeś?
I.N.: Myślałem cały czas o tym, jak się do tego na wernisażu odnieść. Wyszło mi to wtedy dość naturalnie, bo temu wieczorowi towarzyszył nastrój podobny do sytuacji, gdy ktoś umarł. Wydarzenia w Ukrainie nie pasowały mi do prac, które wisiały na ścianach. A na wystawę trafiły prace mocno energetyczne, które odwoływały się do doświadczenia zamknięcia w trakcie locdownu i dwóch ostatnich lat.
Tłumaczyłem na wernisażu, opowiadałem że momenty kryzysu stały się dla mnie inspirujące. Nie oznacza to jednak wcale, że lubię kryzys. Jest raczej tak, że obserwując siebie widzę, że wbrew wszystkiemu staram się wówczas negatywne rzeczy wyprzeć, a zarazem trochę też z nich czerpię siłę i motywację. Robię to po to, by się odbić.
Ivo Nikić 120x100, akryl na płótnie, bez tytułu, 2021 r.
M.S.B.: A jakie uczucia i refleksje towarzyszyły Ci tego dnia?
I.N.: Powiedziałem zebranym, że to, co się wydarzyło, jest mi bliskie. W 1981 roku musiałem uciekać z miejsca urodzenia. Na świat przyszedłem w Pristinie, a żyłem w mieście Obilić. Zawsze mówiłem o sobie – trochę przy tym żartując – że jestem uchodźcą. Byłem świadkiem, jak konflikt w Jugosławii się wykluwał – podczas gdy były próby utrzymania tego wszystkiego w białych rękawiczkach przez Titę. Żyłem mitem o nim jako niemalże półbogu – człowieku, którego portrety wszędzie wisiały, również i w szkołach. Pokazywano go jako ojca narodu. Konsekwencją jego śmierci był rozpad Jugosławii. Pokazywano nam filmy o II wojnie światowej, więc miałem poczucie, że taka jest po prostu kolej rzeczy – i też będę walczył. Na początku konfliktu na Bałkanach każdy się jakoś religijnie określał. Wcześniej była tylko jedna słuszna partia i nie było opozycji zbudowanej wokół kościoła tak, jak to było w przypadku Polski. Na przykład Chorwaci byli katolikami, Bośniacy muzułmanami, a Serbowie prawosławni.Odczuwałem to jako dziecko w Kosowie, gdy się wzajemnie wyzywaliśmy i jedni mówili drugim „wy to jedzcie świnie”. Podziały na Bałkanach były bardzo głębokie. Każda z nacji miała nawet swój styl chodzenia, a dziadkowie uczyli tego swoich wnuków. Ludzie chcieli się odróżniać. Dziś zastanawiam się, na ile na siłę było to państwo sztucznie stworzone. Można by też zbudować analogie ze Związkiem Radzieckim i roszczeniami Rosjan.
Wiadomości o wydarzeniach w Ukrainie przypomniały mi doświadczenie ze szkoły, gdy jako dzieci byliśmy z niej zabierani i traktowani jak żywe tarcze – a za nami szedł demonstrujący, domagający się autonomii Kosowa tłum, który czuł się dzięki nam bezpiecznie. W tamtym czasie nie było przy mnie rodziców, a mną i kilkorgiem dzieci zaopiekowała się nauczycielka. Pamiętam sytuację, gdy w Prisztinie siedzieliśmy w pokoju – każdy w swoim kącie. Zemdlałem wtedy w pewnym momencie od huku samolotów i czołgów. Rodzice podjęli decyzję, że musimy wyjechać do Belgradu. Jego bombardowanie wypadło w okresie, gdy kończyłem nastoletniość i mnie „nosiło”. Każdy inaczej przeżywał tę sytuację. Jedni cierpieli w schronach, a drudzy – gdy spadła bomba – to się tylko przesiadali i pili „kawę” gdzie indziej. W tym samym czasie w Warszawie odbywało się też wtedy dużo imprez Gdy ktoś dowiadywał się, skąd pochodzę, to mówił na przykład, że jest za Serbami – ale chyba tylko po to, aby żeby się przypodobać .Mnie takie podejście zupełnie nie obchodziło, raczej bolał mnie ten rozpad…
Sam mając doświadczenie uchodźcze wiedziałem, że nie powinno się obecnie patrzeć na uchodźców przez pryzmat polityki, medialnej nakrętki, siania lęków i narracji, że tacy ludzie przyjdą, by skrzywdzić innych i wpłynąć źle na kraj. Jest właśnie inaczej – mogą wnieść też i coś dobrego.
Mam poczucie, że jestem nietypowym uchodźcą – kimś „pół na pół”, bo moja mama jest Polką. Niemniej przeżycie wygnania, tułania się i brak możliwości powrotu do miejsca, gdzie się urodziłem, cały czas są we mnie żywe. Stąd mam trochę szerszą perspektywę na rzeczy, które się teraz dzieją w Ukrainie. Uznałem, że trzeba się pozbierać, by dalej robić swoje i dzięki temu móc innym pomagać. Długie rozpaczanie tylko by mnie osłabiło i do niczego dobrego nie doprowadziło.
Ivo Nikić: Podróżować, gotować, malować.
M.S.B.: Czego najbardziej nie lubisz?
I.N.: Brudnych naczyń w zlewie i artyzmu na pokaz.
M.S.B.: Czy masz ulubionego Polaka?
I.N.: Mój dziadek.
M.S.B.: Czy masz ulubioną Polkę?
I.N.: Mama.
M.S.B.: Jaka jest Twoja ulubiona galeria?
I.N.: Nie mam ulubionej galerii.
M.S.B.: Jakie jest Twoje ulubione muzeum?
I.N.: Reina Sofia Museum.
M.S.B.: Jaka jest Twoja ulubiona książka?
I.N.: Nie mam ulubionej książki.
M.S.B.: Zdanie napisane/wypowiedziane przez krytyka/krytyczkę na Twój temat/Twojej twórczości, które zapadło Ci w pamięć i się z nim zgadzasz.
I.N.: Zapamiętałem takie zdanie napisane przez krytyczką sztuki : „Jego obrazy są jak próba schwytania czegoś, co umyka (tak często zdarza się po przebudzeniu, kiedy usiłujemy przywołać sen, pewni, że doskonale go pamiętamy, ale gdy próbujemy ująć go w słowa, opowiedzieć: –Wiesz, miałem niesamowity sen…” – nic z tego nie wychodzi)”.
M.S.B.: Zdanie napisane/wypowiedziane przez krytyka/krytyczkę na Twój temat/Twojej twórczości, które zapadło Ci w pamięć i uważasz je za bardzo kuriozalne bądź niesłuszne.
I.N.: Nie pamiętam, nic takiego nie siedzi mi w głowie.
M.S.B.: Jakie było najdziwniejsze zdarzenie, które miało miejsce w Twoim artystycznym/galeryjnym życiu?
I.N.: Była to powódź w galerii w Berlinie, tuż przed wernisażem.
M.S.B.: Jaki masz stosunek do kuratorek i kuratorów? Pomagają czy przeszkadzają?
I.N.: Dobry kurator/ka pomaga.
M.S.B.: Czy masz wadę, której chciałbyś się pozbyć, bo przeszkadza Ci w życiu?
I.N.: Pedantyzm.
M.S.B.: Czy popełniłeś w życiu działanie bądź pracę artystyczną, którą z perspektywy czasu zrobiłbyś inaczej?
I.N.: Nie.
M.S.B.: Czy masz ulubiony obraz bądź działanie artystyczne, do którego wracasz myślami czy oczami?
I.N.: W tym roku, będąc na Malcie przypadkowo miałem okazję zobaczyć dwa obrazy Caravaggia. Nie miałem pojęcia, że tam wiszą w katedrze. Jedząc loda i robiąc zdjęcie katedry, zaczepił mnie jakiś pan i zagadnął, że w czasie pandemii katedra otwarta tylko w niedziele… był miły i zaczęliśmy rozmawiać. Gdy tematy się skończyły, to wspomniałem, że chyba na lotnisku widziałem puzzle z motywem obrazu Caravaggia i zapytałem go, o co w tym chodzi. Uświadomił mi, że są tu dwa obrazy mistrza – i znajdują się właśnie w tej katedrze. Podekscytowałem się, ale wiedziałem, że nie mogę tam wejść. Rozstaliśmy się, a po trzech minutach przyszedł z ochroniarzem, który pozwolił mi zobaczyć te dzieła na żywo, w tym kolosalny obraz „Ścięcie Św. Jana Chrzciciela”. Przez to, że była to totalnie przypadkowa rzecz i cała sytuacja nie wskazywała na to, że się wydarzy, to za każdym razem, jak to opowiadam, dostaje gęsiej skórki i się wzruszam.
M.S.B.: Czy tęsknisz za czasami, gdy wraz z Karolem Radziszewskim i Piotrem Kopikiem prowadziłeś Latającą Galerię Szu Szu? Czy może ten okres zamknął się w sposób naturalny i trzeba było „dorosnąć”?
I.N.: Bardzo cenie sobie ten czas. Nie mam tak, że „dorosłem”. Wszystkie nasze działania były świadome. Szu Szu naturalnie wygasło, ale może kiedyś jeszcze coś odpalimy.
M.S.B.: Czy dziś też byś prowadził takie prowokacyjne działania, jak te, które robiliście w ramach oferty kulturalnej Szu Szu? Czy jednak zeitgeist się na tyle zmienił, że w obecnej sytuacji nie ma już miejsca dla takiej aktywności?
I.N.: Niczego nie żałuję – mam poczucie, że akcje które robiliśmy, są nadal świeże i aktualne.
M.S.B.: Mam wrażenie, że traktujesz uprawiane przez siebie malarstwo poniekąd trochę tak, jak minione działania Szu Szu, tylko sama natura prowokacji uległa sporej zmianie i jest ona obecna w twoich obrazach w innej, dość subtelnej formie.
I.N.: Lubię działania na pograniczu normalnego życia i sztuki, przełamane subtelnym żartem – prowokacją. Lubię malarskie zgrzyty.
M.S.B.: Dlaczego masz taką potrzebę, by zgrzytało? Czy nie może być „po prostu ładnie”, harmonijnie i tak po bożemu przylizane, że gdy galerzysta sprzedaje Twoje płótno, to płacze?
Dla mnie tak jest ładnie, tak mam i to nie tylko żeby zgrzytało w malarstwie, lubię te zgrzyty w też w innych dziedzinach, np. w kuchni, architekturze, modzie, muzyce… pomagają one wybrzmieć konkretnemu motywowi czy podbić jakąś myśli. W zgrzycie może też być zawarty humor, nie lubię zgrzytów na siłę nie zawsze musi zgrzytać trzeba wiedzieć kiedy i jak zazgrzytać. Lubię, jak galerzysta płacze.
M.S.B.: W K MAG Art Spot została otwarta Twoja wystawa „Sensual Seduction”. Jak byś skomentował jej tytuł – czy faktycznie jako malarz jesteś artystą uwodzącym zmysły odbiorcy?
I.N.: Tytuł wystawy jest nawiązaniem do kawałka Snoop Doga. Podoba mi się klimat tego utworu i niesztampowy jak na hip hop teledysk. W czasie malowania słucham dużo rapu i tak jakoś te światy się połączyły. Wystawa Sensual Seduction w K Mag Art Spot realizowana we współpracy z Wall Gallery jest pierwszą od prawie trzech lat moją solową wystawą w Warszawie. Zamknięcie, którego w ostatnim czasie doświadczyliśmy wszyscy, z jednej strony doprowadziło do stłumienia wielu namiętności. Z drugiej – pobudziło to naszą wyobraźnię. Sensual Seduction to opowieść o pragnieniach, będących wyrazem potrzeby bliskości.
M.S.B.: Otwarcie wystawy zbiegło się z początkiem inwazji Rosji na Ukrainę. Jak na to zareagowałeś?
I.N.: Myślałem cały czas o tym, jak się do tego na wernisażu odnieść. Wyszło mi to wtedy dość naturalnie, bo temu wieczorowi towarzyszył nastrój podobny do sytuacji, gdy ktoś umarł. Wydarzenia w Ukrainie nie pasowały mi do prac, które wisiały na ścianach. A na wystawę trafiły prace mocno energetyczne, które odwoływały się do doświadczenia zamknięcia w trakcie locdownu i dwóch ostatnich lat.
Tłumaczyłem na wernisażu, opowiadałem że momenty kryzysu stały się dla mnie inspirujące. Nie oznacza to jednak wcale, że lubię kryzys. Jest raczej tak, że obserwując siebie widzę, że wbrew wszystkiemu staram się wówczas negatywne rzeczy wyprzeć, a zarazem trochę też z nich czerpię siłę i motywację. Robię to po to, by się odbić.
Ivo Nikić 120x100, akryl na płótnie, bez tytułu, 2021 r.
M.S.B.: A jakie uczucia i refleksje towarzyszyły Ci tego dnia?
I.N.: Powiedziałem zebranym, że to, co się wydarzyło, jest mi bliskie. W 1981 roku musiałem uciekać z miejsca urodzenia. Na świat przyszedłem w Pristinie, a żyłem w mieście Obilić. Zawsze mówiłem o sobie – trochę przy tym żartując – że jestem uchodźcą. Byłem świadkiem, jak konflikt w Jugosławii się wykluwał – podczas gdy były próby utrzymania tego wszystkiego w białych rękawiczkach przez Titę. Żyłem mitem o nim jako niemalże półbogu – człowieku, którego portrety wszędzie wisiały, również i w szkołach. Pokazywano go jako ojca narodu. Konsekwencją jego śmierci był rozpad Jugosławii. Pokazywano nam filmy o II wojnie światowej, więc miałem poczucie, że taka jest po prostu kolej rzeczy – i też będę walczył. Na początku konfliktu na Bałkanach każdy się jakoś religijnie określał. Wcześniej była tylko jedna słuszna partia i nie było opozycji zbudowanej wokół kościoła tak, jak to było w przypadku Polski. Na przykład Chorwaci byli katolikami, Bośniacy muzułmanami, a Serbowie prawosławni.Odczuwałem to jako dziecko w Kosowie, gdy się wzajemnie wyzywaliśmy i jedni mówili drugim „wy to jedzcie świnie”. Podziały na Bałkanach były bardzo głębokie. Każda z nacji miała nawet swój styl chodzenia, a dziadkowie uczyli tego swoich wnuków. Ludzie chcieli się odróżniać. Dziś zastanawiam się, na ile na siłę było to państwo sztucznie stworzone. Można by też zbudować analogie ze Związkiem Radzieckim i roszczeniami Rosjan.
Wiadomości o wydarzeniach w Ukrainie przypomniały mi doświadczenie ze szkoły, gdy jako dzieci byliśmy z niej zabierani i traktowani jak żywe tarcze – a za nami szedł demonstrujący, domagający się autonomii Kosowa tłum, który czuł się dzięki nam bezpiecznie. W tamtym czasie nie było przy mnie rodziców, a mną i kilkorgiem dzieci zaopiekowała się nauczycielka. Pamiętam sytuację, gdy w Prisztinie siedzieliśmy w pokoju – każdy w swoim kącie. Zemdlałem wtedy w pewnym momencie od huku samolotów i czołgów. Rodzice podjęli decyzję, że musimy wyjechać do Belgradu. Jego bombardowanie wypadło w okresie, gdy kończyłem nastoletniość i mnie „nosiło”. Każdy inaczej przeżywał tę sytuację. Jedni cierpieli w schronach, a drudzy – gdy spadła bomba – to się tylko przesiadali i pili „kawę” gdzie indziej. W tym samym czasie w Warszawie odbywało się też wtedy dużo imprez Gdy ktoś dowiadywał się, skąd pochodzę, to mówił na przykład, że jest za Serbami – ale chyba tylko po to, aby żeby się przypodobać .Mnie takie podejście zupełnie nie obchodziło, raczej bolał mnie ten rozpad…
Sam mając doświadczenie uchodźcze wiedziałem, że nie powinno się obecnie patrzeć na uchodźców przez pryzmat polityki, medialnej nakrętki, siania lęków i narracji, że tacy ludzie przyjdą, by skrzywdzić innych i wpłynąć źle na kraj. Jest właśnie inaczej – mogą wnieść też i coś dobrego.
Mam poczucie, że jestem nietypowym uchodźcą – kimś „pół na pół”, bo moja mama jest Polką. Niemniej przeżycie wygnania, tułania się i brak możliwości powrotu do miejsca, gdzie się urodziłem, cały czas są we mnie żywe. Stąd mam trochę szerszą perspektywę na rzeczy, które się teraz dzieją w Ukrainie. Uznałem, że trzeba się pozbierać, by dalej robić swoje i dzięki temu móc innym pomagać. Długie rozpaczanie tylko by mnie osłabiło i do niczego dobrego nie doprowadziło.
Ivo Nikić „Sensual Seduction”. K MAG Art Spot, Warszawa. 24.02. – 24.03.2022
https://www.instagram.com/ivonikic/
Ivo Nikić foto: @limonca_photography
https://www.instagram.com/ivonikic/
Ivo Nikić foto: @limonca_photography
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |