ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 czerwca 12 (444) / 2022

Ilona Siwak,

MĘŻCZYZNA, KTÓRY OBJAŚNIŁ MI ŚWIAT (WIT SZOSTAK: 'SZCZELINAMI')

A A A
Nie pierwszy raz Wit Szostak pokazuje świat z perspektywy kobiet. Ma już za sobą na tym polu co najmniej jedno zwycięstwo, „Cudze słowa”. Tym razem jednak coś się nie udało. I nie chodzi nawet o język jego poetki, podmiotki „Szczelinami”, o sposób prezentacji świata z żeńskiego punktu widzenia, ale przede wszystkim o to, w jaki sposób autor powołuje ją do istnienia.

Podmiot, którego nie ma

Zacznijmy od początku. „Szczelinami” to – wbrew temu, co sugeruje okładka – zbiór wierszy. Składa się z ponad 300 utworów poetyckich umieszczonych w 10 cyklach tematycznych i części zatytułowanej „Rozproszone”, która bywa spoiwem dla pozostałych tekstów tworzących tę książkę. Tyle wiadomo na pewno. Wydawca i autor próbują przekonać nas w narracji medialnej, że spoiwem tej książki jest poetka, podmiotka „Szczelinami”. Biorąc pod uwagę dotychczasowe recenzje, w których z pełną powagą mówi się o „bohaterce-narratorce” (Szot 2022), stałej podmiotce wypowiedzi, nie tylko mnie bardzo łatwo było uwierzyć w tę opowieść.

Kłopot w tym, że z literaturoznawczego punktu widzenia takiego podmiotu wypowiedzi po prostu nie ma. To, że mówi cały czas do nas, dajmy na to, Hania z sąsiedztwa, to spiętrzona sugestia. Jedynym podmiotem, który te wiersze spaja, jest Wit Szostak – tym razem nie prozaik ani dramatopisarz, tylko poeta.

Kobieta, której nie ma

Jest liryka maski. Są podmioty liryczne – tak, wbrew temu, co się o tej książce uważa, ów podmiot liryczny (ta niby-poetka) nie musi być ze sobą tożsamy w kolejnych wierszach. Do założenia, że mówi do nas cały czas tajemnicza Ona, przekonują autor i wydawca i to przede wszystkim ich słowa decydują o tym, jak jest czytane „Szczelinami”.

Recenzje idą tym tropem i od razu popadają w sprzeczności. Na łamach „Książek. Magazynu do Czytania” Olga Wróbel pisze: „Wit Szostak stworzył antologię wierszy nieistniejącej [sic!] poetki, w których można odczytać jej artystyczną biografię [sic!] i być może dostrzec w szczelinach twarde, konkretne doświadczenia życia [sic!]” (Wróbel 2022). Autorzy recenzji chętnie dzielą się także wiedzą o tym, kim jest tajemnicza ona.

Zamiast zastanawiać się, dlaczego istnieje raczej coś niż nic, zapytam: na jaki jeszcze poziom nieistnienia się wzniesiemy, by przekonać samych siebie, że jest coś, czego nie ma?

Mam poczucie zupełnego nieporozumienia. Dotychczasowi czytelnicy już ją wytworzyli – jakiś żeński podmiot, który pisze wiersze. Zrobili to w sposób nieuprawniony, poddani sugestii noty okładkowej albo temu, jak kształtuje się medialna narracja wokół najnowszej książki Wita Szostaka. Ale jeśli Wit Szostak wytwarza jakąś „poetkę”, to tylko jako byt ironiczny, w rozumieniu Paula de Mana (de Man 2000), który nieustająco dokonuje autofikcji.

Są w „Szczelinami” sugestie, by czytać wiersze fabularnie, chociażby w części „Nie do powiedzenia”. Pojawia się w nich pociąg i pierwsze spotkanie dwojga młodych ludzi, wspólna podróż do Rdzowa oraz kilkanaście dni spędzonych w starej chacie dziadków. Podczas lektury na chwilę zaczynam wierzyć recenzjom, że Wit Szostak stworzył opowieść, i że ta opowieść ma nawet narratora. Tyle że ten sam autor ów sposób lektury na kartach książki nieustannie podważa, przypominając, że to, co napisane wcześniej, to ledwie sugestia. Z „opowieści”, którą w trakcie czytania zdążyłam sobie niepotrzebnie stworzyć, wyrywają mnie wersy ostatniego wiersza, które kwestionują wszystko to, co budowały do tej pory: „nikt nie pozna twego imienia i znaków / szczególnych przemilczę twój rysopis i adres / żeby do ciebie nie dotarli napiszę po prostu / że nas nie było”, a potem: „to co się jeszcze nie / zaczęło mogłoby się jeszcze nie kończyć / ale się właśnie kończy bo pociąg zwalnia / i pisk kół więc ten ostatni uśmiech i opuszczam / przedział i ciebie nie wymieniając imion i adresów” (Szostak 2022, s. 111–112).

Powieść, której nie ma

Wszyscy dotychczasowi recenzenci jakby zapomnieli, że od lat podstawowy dla Wita Szostaka jest żywioł autofikcji i że autor często uprawia skomplikowane gry autotematyczne, w tym generuje wiele podobnych podmiotów i spiętrza poziomy wypowiedzi do granic wytrzymałości. Gdy spojrzeć na liryki „Szczelinami” pod tym kątem, widać wyraźnie, że są podobne tematy, powtarzające się wątki, ale nie ma linii fabularnej ani punktów węzłowych, jakichś zdarzeń. Jest jedynie nieustanne wytwarzanie mitu – podkręcane medialnie przez wydawcę – że to, co mamy przed oczami, to jest powieść.

Nie jestem zatem przekonana, czy Wit Szostak wyraża „Szczelinami” coś odkrywczego. Narratywiści już dawno powiedzieli, że człowiek we wszystkim próbuje znaleźć opowieść, choćby to była instrukcja składania mebli czy przewodnik po Krakowie. Każdy przegląd dzieł sztuki – nie tylko antologie wierszy – buduje narrację: opowiada artystę, choćby przez odniesienia do konkretnego czasu i miejsca, w których tworzył. Dzieła zebrane zdają także relację z dostępnych w danym czasie narzędzi, sposobów tworzenia, kierunków artystycznych itd. Nie odzwierciedlają jednak życia pojedynczego, nie tworzą biografii sensu stricto, bo dzieła sztuki nie są od tego.

Dostrzeżenie, że cykle poezji mogą zbudować jakąś narrację, jest tym samym, co powiedzenie, że wystawa w muzeum wytwarza opowieść – o życiu i twórczości artysty, o konkretnych grupach społecznych, a może o wojnie. Mimo tego wszystkiego nie powiem przecież, że byłam na powieści Marca Chagalla, tylko na… wystawie. Znakomitej wystawie, która budowała jakąś opowieść.

Początkowo wierzyłam, że mówienie o powieściowości „Szczelinami” to nic innego, jak prowokacja artystyczna. Byłoby w tym nawet coś ożywczego, gdyby ktokolwiek do czegokolwiek został sprowokowany. Jak widać, przy obecnym stanie krytyki literackiej, która nie potrafi odróżnić wiersza od prozy, liryki od epiki i jest zdolna, bez podawania żadnych argumentów, przyjąć, że „powstał nowy gatunek: powieść z wierszy” (Bonowicz 2022), taka prowokacja chyba nawet nie ma prawa się udać.

Dlaczego z taką łatwością przyjmujemy, że to powieść?

Wiersz, którego nie ma

Być może jedna z odpowiedzi tkwi w pojęciu wspólnoty interpretacyjnej, znanym humanistom m.in. z fenomenalnego eseju Stanleya Fisha (Fish 2008, s. 81–98). „Jak rozpoznać wiersz, gdy się go widzi” to erudycyjna gawęda o tym, jak delikatnymi sugestiami można stworzyć wśród grupy myślących ludzi przekonanie, że istnieje coś, czego nie ma.

Opowiedziana przez Fisha historia studentów, którzy z przypadkowego zestawienia nazwisk zapisanych na tablicy w ciągu kilku minut konwersatorium stworzyli wiersz, a następnie wydobyli z tego niby-wiersza wszystko to, czego w nim nie ma, to jeden z ciekawszych tekstów poświęconych interpretacji. Pokazuje, z jaką łatwością nadajemy znaczenia i porządkujemy świat wedle zbiorowego doświadczenia.

Patrzę na „Szczelinami” i widzę Wita Szostaka, który ex cathedra prezentuje nam powieść… której nie ma.

Podmiot, który jest…

Podobnie nie ma Onej, stałej podmiotki „Szczelinami”. Wystarczy popatrzeć na ślady wewnątrztekstowe. „Szczelinami” pod tym względem chyba bliżej do Szostakowej „Fugi” z 2012 roku, której każda kolejna część to napisana na nowo opowieść pierwszoosobowa Bartłomieja Chochoła o samym sobie, ze zmienioną perspektywą i podmienionymi detalami tej samej historii. „Fuga” także krążyła wokół tematu rozpraszania i scalania podmiotu.

Wit Szostak w „Szczelinami” sugeruje jakąś opowieść na przestrzeni kilkuset wierszy. Do tego dodaje wielogłos podmiotów wypowiedzi, których spoiwem czyni „Rozproszone”. Część z tych datowanych pojedynczych wierszy dopowiada treści, które pojawiły się w pozostałych cyklach poezji.

A jednak każe nam się wierzyć, że mówi do nas ta sama – zraniona, zgorzkniała, dojrzała – kobieta. Tyle że Wit Szostak nieustannie zmienia języki podmiotki lirycznej, w związku z tym nie sposób nawet ustalić, z iloma podmiotami właściwie mamy do czynienia.

i kobieta…

Jest też podmiot, który sygnuje tę książkę swoim nazwiskiem i który zdaje się zapominać o tym, że wypowiadając najbardziej intymne doświadczenia kobiety (jak choćby miesiączka, pierwszy seks, ciąża czy macierzyństwo) dokonuje symbolicznej przemocy na mnie i innych czytelniczkach, powtarzając mechanizmy, jakie odsłoniła w jednym ze swoich najważniejszych esejów Rebecca Solnit (Solnit 2017, s. 7–24). Nie chodzi jednak o to, że mężczyzna opisał kobietę i jej świat. To już się Szostakowi udawało. Chodzi o to, że ta książka to kilkaset wierszy o śluzie, krwi i mleku, o podcinaniu żył i odsłanianiu piersi, książka próbująca pokazać naszą – kobiet – cielesność, nasz świat, w którym jest przemoc, trudne chwile, ale też pierwsze zakochanie i inne piękne doświadczenia. Tyle że opowiedziane to jest z perspektywy kogoś, kto – nawet jeśli będzie się bardzo starać – i tak wpisze się w rolę mężczyzny mówiącego nie o swoim wyobrażeniu kobiecości, tylko za nas. Robiono to zbyt długo, za często. Być może dlatego „Szczelinami” odbieram mniej jako efekt pracy twórczej, a bardziej jako przemoc.

Nawet jeśli autor to, co w kobiecie najistotniejsze, dostrzega w doświadczeniu wewnętrznym, nawet jeśli jego intencją było pokazać podmiot, który nieustannie się chowa – a przecież podmiot liryczny wielu wierszy skrywa swoje myśli i emocje – nie zmienia tego, że w słowach obnaża przed całym światem kobiece ciało.

i powieść, której nadal nie ma

Po znalezieniu języka dla opisu formalnych struktur „Szczelinami” można by było wydobyć z tej książki wiele pięknych interpretacji, dlatego że dzięki liryce, dzięki wierszom Wit Szostak wypowiedział w końcu coś, co próbował na różne sposoby wyrażać od lat: labilny podmiot, nieustannie się rozpadający i stwarzający siebie na nowo. Być może wszystko to, co Szostak pisał do tej pory, prowadziło go konsekwentnie właśnie do antologii wierszy, w której każdy z kilkuset pojedynczych utworów na nowo stwarza podmiot(y) – tym samym wywołuje dysonans poznawczy, bo wrzuca mnie, czytelniczkę, w świat, który za wszelką cenę próbuję skleić w całość i który jednocześnie nieustannie mi się wymyka, gdy docierają do mnie sygnały, że to, co z lektury wydobywałam i sklejałam, ciągle się kruszy, rozpada mi się w rękach.

Krytyka literacka jednak woli ślizgać się po powierzchni. Recenzenci traktują tę książkę jak powieść i używają zachwycających fraz o „przekraczaniu granic płci i rodzajów” (Czechowicz 2022), dla których nie potrafią stworzyć uzasadnienia. Jeśli nadal będą bezrefleksyjnie kierować się podpowiadanymi powieściowymi tropami, nie powiedzą o „Szczelinami” nic ciekawego.

Wygląda na to, że ze wszystkim jest dokładnie tak jak u Fisha. Być może nawet jest jeszcze gorzej. Dajemy się zwieść, bo potrzebujemy kogoś, kto objaśni nam otaczający nas świat i pomyśli za nas. Chciałabym wierzyć, że po prostu potrzebujemy nauczyciela, mistrza, ale tak naprawdę chyba potrzebujemy mechanicznie powtarzać podaną nam wiedzę i w przebodźcowanym świecie przekazać ją niestrawioną, byle kawałek dalej.

Tak bardzo nie rozumiem, dlaczego nikt jeszcze powieściowości „Szczelinami” nie podważył. Zrobiłam to tu i teraz. I mówiąc to wszystko, czuję się jak dziecko z baśni Andersena, które woła: „Król jest nagi!”.

LITERATURA:

Czechowicz J.: „Jej deklaracje” https://krytycznymokiem.blogspot.com/2022/05/szczelinami-wit-szostak.html [dostęp: 09.06.2022].

de Man P.: „Pojęcie ironii” [w:] tegoż: „Ideologia estetyczna”. Przeł. A. Przybysławski. Gdańsk 2000.

Fish S.: „Jak rozpoznać wiersz, gdy się go widzi”. Przeł. A. Grzeliński [w:] S. Fish: „Interpretacja, retoryka, polityka. Eseje wybrane”. Kraków 2008, s. 81–98.

Solnit R.: „Mężczyźni objaśniają mi świat”. Przeł. A. Dzierzgowska Kraków 2017, s. 7–24.

Szot W.: „Najmniej znany najlepszy polski pisarz”, https://wyborcza.pl/7,75517,28478413,najmniej-znany-najlepszy-polski-pisarz.html [dostęp: 9.06.2022].

Wróbel O.: „Szczelinami” Wita Szostaka. Wierszem i między wierszami”, https://wyborcza.pl/ksiazki/7,154165,28358328,szczelinami-wita-szostaka-wierszem-i-miedzy-wierszami.html [dostęp: 09.06.2022].

Wypowiedź Wojciecha Bonowicza cytuję za D. Klusek, „Powieść z wierszy” https://www.radio.kielce.pl/pl/wiadomosci/powiesc-z-wierszy-w-poczytalni-tv,159848 [dostęp: 09.06.2022].
Wit Szostak: Szczelinami”. Powergraph. Warszawa 2022.