ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 lipca 14 (446) / 2022

Zuzanna Sokołowska,

KOBIECOŚĆ I CIEŃ (ALEKSANDRA MŁYNARCZYK-GEMZA: 'W STRONĘ INTEGRACJI 'CIENIA'. KOBIECY FOTO-RYTUAŁ')

A A A
Publikacja „W stronę integracji cienia. Kobiecy foto-rytuał” Aleksandry Młynarczyk-Gemzy to integralna część rozprawy doktorskiej artystki, która została obroniona na Wydziale Sztuki Uniwersytetu Pedagogicznego im. KEN w Krakowie. Jak podkreśla Młynarczyk-Gemza, książka ta, wydana nakładem wydawnictwa Universitas, może funkcjonować jako samodzielny, artystyczny album. Może także stać się, moim zdaniem, katalogiem wystawy o takim samym tytule, która miała miejsce w krakowskiej Galerii Olympia od 8 kwietnia do 24 maja tego roku. Ekspozycja ta była podsumowaniem tytułowego projektu artystki, który realizowała od 2018 do 2021 roku.

Publikacja Młynarczyk-Gemzy porusza się w obszarze szeroko rozumianej kobiecości. Składa się ona z fotografii, jak i zapisów rozmów artystki z kobietami, które zostały zaproszone do udziału w projekcie. Jej tytuł nawiązuje do koncepcji cienia Carla Gustava Junga, która ma ścisły związek z ciemną stroną osobowości, przede wszystkim zachowaniami i emocjami, które nie są społecznie akceptowane. Jednakże ów cień w projekcie artystki przyjmuje charakter kulturowej opresji, w jakiej znalazły się kobiecość, jak i cielesność. Młynarczyk-Gemza otwarcie pytała uczestniczki projektu o fizjologiczne aspekty ich własnych ciał – żadne zagadnienia nie stanowią dla niej tabu lub problemu, na który należałoby spuścić zasłonę milczenia. Artystka bez skrępowania pytała o miesiączkę, piersi, apetyt, twarz czy seksualność, zachęcając w ten sposób kobiety do mówienia o własnej fizjologii, o ciele codziennie podlegającym mniej lub bardziej lubianym przekształceniom. Młynarczyk-Gemza interesująco kataloguje pojęcia, o które pyta – najpierw podaje ich słownikową definicję, potem oddaje głos uczestniczkom. Co ciekawe, w tekście pojawiają się także słowa kluczowe zaczerpnięte z treści tych rozmów, które, podobnie jak wypowiedzi, nie są kompatybilne ze znaczeniem narzuconym przez język. Młynarczyk-Gemza akcentuje w ten sposób różnice, jakie zachodzą na poziomie leksykalnym i tożsamościowym. Trzeba przyznać, że zabieg ten odsłania to, co na co dzień, nie tylko w języku, jest przemilczane, ukryte. Doskonale stan ten rejestrują fotografie artystki, która z czułością i empatią kadruje swoje modelki. Za pomocą aparatu zapisuje ich autentyczność, swobodę, uczucia i stany, które zazwyczaj są stłumione przez społeczne konwenanse. W jej zdjęciach widoczne są inspiracje twórczością Man Raya czy Nobuyoshiego Arakiego, jednakże w tych kadrach nie brakuje autorskiego charakteru. Czarno-białe fotografie Młynarczyk-Gemzy stają się pewnego rodzaju dokumentem, pokazującym kobiety w ich prywatnych, niezwykle intymnych przestrzeniach, także tych emocjonalnych.

Publikacja artystki, która stanowi wizualno-językową analizę kobiecości, skłania czytelnika do postawienia pytania o sposoby jej definiowania przez sztukę. Można zauważyć, że hasło „kobiecość” staje się niemal natychmiastowym wywoływaczem cielesności i fizjologii, która odmieniana jest dzisiaj przez wizualny język przez wszystkie przypadki. Jednak Młynarczyk-Gemza zwraca również uwagę na intelektualny wymiar tego, co kobiece, korporalne. Zaproszone przez nią bohaterki starają się po swojemu definiować stany, jakie im na co dzień towarzyszą, a także emocje, jakie wywołuje w nich własne ciało. Nie zawsze jest ono kochane, lubiane, akceptowane, jednak ostatecznie kobiety starają się z nim zaprzyjaźnić na własnych warunkach, które z obowiązującymi kanonami, modami i ideologiami nie mają niczego wspólnego. Młynarczyk-Gemza nie chciała sprowadzać kobiecości jedynie do sfery wizualnej. Pokazuje jej głęboko świadomy, racjonalny wymiar, przenikający również jej intrygujące fotografie, które można oglądać w omawianym tutaj wydawnictwie.

Przyznaję szczerze, że kiedy po raz pierwszy sięgnęłam po publikację Młynarczyk-Gemzy, miałam mieszane uczucia. Spodziewałam się kolejnego, wizualnego traktatu o kobiecości, która w sztuce współczesnej zaczęła być sprowadzana najczęściej do wyjścia poza estetyczne kanony piękna, a także narzucone definicje. Nie będę też ukrywać, że ten sposób wizualnego języka zaczął mnie już w pewien sposób nużyć – stał się zbyt powtarzalny. A to, co powtarzalne, z czasem staje się schematyczne. Na szczęście w przypadku artbooka „W stronę integracji cienia. Kobiecy foto-rytuał” czytelnik nie ma do czynienia z wymienionymi tutaj przeze mnie wątpliwościami. Dobrze jest czytać historie kobiet, które starają się, krok po kroku, odzyskiwać świadomość ciała, co staje się też jednocześnie bardzo trudnym zadaniem – nie na wszystkie pytania artystki bohaterki starały się odpowiedzieć, co świadczy o tym, że integracja tytułowego cienia, to długotrwały proces i jest jeszcze wiele do zrobienia w tym aspekcie. Jednym z etapów w tym procesie staje się publikacja Aleksandry Młynarczyk-Gemzy. Artystka uważnie i z wrażliwością przygląda się kobietom, zachęcając je do poświęcania sobie uwagi, a także, jak sama zaznacza we wstępie, odblokowania stłumionej energii. Artystka nikogo nie ocenia, nie narzuca interpretacji swojej twórczości, zachęca za to podjęcia wysiłku, jakim jest zobaczenie samej siebie – bez żadnych filtrów, bez upiększeń, za to ze wszystkimi słabościami i wątpliwościami, które ostatecznie wcale nie muszą być oznaką słabości, ale autentycznej tożsamości. Nie trzeba dopasowywać jej w żaden sposób do rzeczywistości – najważniejsze, aby pasowała do nas.
Aleksandra Młynarczyk-Gemza: „W stronę integracji cienia. Kobiecy foto-rytuał”. Wydawnictwo Univeristas. Kraków 2021.