ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 października 20 (452) / 2022

Przemysław Piwowarczyk,

PRZYPIS DO PLATONA (JULIUSZ PROTAZY GRZYBOWSKI: 'PAŃSTWO TAŃCZĄCE. MITOLOGICZNE ŹRÓDŁA PLATONA NAUKI O TAŃCU')

A A A
Platon jest mitotwórcą uznanym, a mity przez niego stworzone, lub przynajmniej przez niego nam opowiedziane, mają poczesne miejsce wśród kamieni węgielnych kultury europejskiej – mit jaskini, mit Atlantydy, mit o rozdzielonych ludzkich połówkach z „Uczty”. Platon znał jednak oczywiście również mity tradycyjne. I choć jest słynny raczej jako ten, który z państwa przez siebie zaplanowanego chciał wygnać poetów – opowiadaczy mitów, to, będąc Grekiem, mitów nieodłącznych od greckiego sposobu myślenia i wyrażania się sam używał. Tradycyjna mitologia u Platona budzi jednak znacznie mniejsze zainteresowanie niż mitologia Platona własna. I właśnie tę zaniedbaną stronę Platońskiej wyobraźni wykorzystuje jako narzędzie badawcze Juliusz Protazy Grzybowski.

Jako narzędzie, ponieważ mitologia nie jest właściwym przedmiotem jego badania. Tym jest bowiem taniec, konkretnie taniec u Platona. Platon o tańcu mówi w wielu miejscach, ale raczej krótko. Podstawowym miejscem jest passus w siódmej księdze „Praw”, gdzie Ateńczyk – jeden z dialogujących – dokonuje podziału tańców, przede wszystkim pod względem ich relacji do państwa, jedne akceptując, inne zaś nie. Można by właściwie powiedzieć, że cała monografia Grzybowskiego jest przypisem do tego miejsca u Platona. Autor książki rozważa naturę tańców wymienionych i scharakteryzowanych przez Ateńczyka, a bada je przez tradycyjne mity u Platona sygnalizowane. Takich mitów bierze pod uwagę kilka. Mit ajtjologiczny o powstaniu tańca pyrriche okazuje się dla niego narzędziem do zrozumienia, czym dla Platona są tańce wojenne, a mit Gorgony służy wskazaniu roli Ateny w tego typu tańcach. Dla kategorii tańców dzikich mamy mity korybantów, Marsjasza oraz Pentusa. No i wreszcie tańcom pokojowym przyglądamy się poprzez taniec Ariadny. Poszczególne rozdziały poświęcone są zostały kolejno przytoczonym wyżej wątkom mitycznym. Partie książki są ze sobą luźno powiązane, i mogłyby funkcjonować na dobrą sprawę jako teksty samodzielne.

W swoim badaniu mitu Grzybowski wcale nie zatrzymuje się na Platonie. Sięga bardzo głęboko w źródła starożytne wszelkiego rodzaju i wszelkich wieków starożytności, od Homera po Nonnosa, a i dalej, po leksykony i komentarze bizantyjskie. Odwołuje się również do epigrafiki i malarstwa wazowego, a nawet do archeologii – do całej właściwie spuścizny antyku. Warsztat klasyka stoi u Grzybowskiego na bardzo wysokim poziomie, choć przecież jest on w pierwszym rzędzie filozofem, a nie filologiem klasycznym. Obficie korzysta też z językoznawstwa, zwłaszcza etymologii. Całe podrozdziały poświęcone zostały zakreśleniu pół semantycznych istotnych dla autora terminów. W pogoni za sensem zapuszcza się czasem w bardzo odległe od głównego tematu zakamarki i niekiedy trudno odgadnąć związek jego aktualnych rozważań z głównym wątkiem danego rozdziału, czy tym bardziej książki jako całości.

Niektóre z podrozdziałów to samodzielne studia z historii mitu, tak dokładne, że można je wręcz uznać za najpełniejsze opracowania w literaturze polskiej. Partie na temat mitu Meduzy albo Marsjasza są godne przeczytania dla nich samych, bez związku z zasadniczym przedmiotem badań autora.

Nawet jednak po bardzo odległych podróżach powraca Grzybowski do Platońskiej koncepcji tańca. U Platona taniec, taniec właściwy, poddany swoistej cenzurze, ma być narzędziem wychowania, uobywatelnienia i przysposobienia do używania rozumu. Taniec jest obecny już w nieporadnych ruchach dziecka, które nie dysponuje jeszcze pełnią władzy myślenia. Taki rozum niepełny uważał Platon za bardziej niebezpieczny niż rozumu zupełny brak – „dziecko jest najtrudniejsze do pokierowania spośród wszystkich zwierząt”, pisze w „Prawach” (cyt. za s. 83). Należy zatem dziecko wdrożyć w określone choreografie (zawsze zbiorowe), które nadadzą porządek dziecięcym ruchom i myślom (zob. s. 84-86). Rozum umieszcza bowiem to, co porusza się chaotycznie, „w zestawie ruchów uporządkowanych, zatem rozum zajmuje się choreografią” (s. 67). Rozumny nadzór (nadzór rozumu w jednostce, ale i nadzór rozumnej władzy nad państwem) przybiera więc „formułę choreograficzną”.

Bardzo wiele wnosi do pracy Grzybowskiego perspektywa osobista. Książka nie jest po prostu teoretyzowaniem na temat tańca, sam autor bowiem był czynnym tancerzem, a jest nadal choreografem i karateką. Doświadczenia sceny i maty nieraz wprowadza do swoich rozważań; podobnie wątki z życia prywatnego. Zakłada widocznie, że ludzkie ciało, ale i ludzkie emocje, (przynajmniej w relacji między Grekami a nami) pozostają zasadniczo stałe i doświadczenie greckie można zrozumieć przez to, co dzisiaj czujemy w sytuacjach analogicznych. Wnosi z doświadczenia karateki, że nawyki taneczne przeszkadzają w nauce sztuk walki (zob. s. 99), i przypuszcza stąd, że taniec wojenny i rzeczywista walka nie mogły być po prostu dwoma kontekstami aktualizacji tego samego porządku ruchów; gdzie indziej pisze o tym, że nauka walki nie przygotowuje do walki prawdziwej (zob. s. 138). Skądinąd Platon, który w swym państwie chciał wprowadzić naukę tańców wojskowych, wcale nie pochwalał przemocy. Pisze Grzybowski, że „Platon, tak jak Homer, jest pacyfistą, to znaczy uważa, że pokój jest lepszy niż wojna” (s. 152). Co jednak nie znaczy, że wojna się nie zdarza.

Grzybowski – co zrozumiałe – widzi filozofię, i w ogóle chyba humanistykę, jako sposób tłumaczenia sobie życia, w tym przede wszystkim życia własnego. Niektóre scenki rodzajowe z życia autora będą na tyle uniwersalne, że i czytelnik w nich się przejrzy i coś z myśli Platona lepiej zrozumie. Na osobną wzmiankę zasługuje doświadczenie wychowawcy kolonijnego (s. 288, przyp. 107), które pomaga Grzybowskiemu wyjaśnić, dlaczego mamy takie trudności w rozróżnieniu Korybantów i Kuretów, dwóch grup istot o bardzo niejasnym statusie w mitologii greckiej.

Książka Grzybowskiego jest lekturą trudną. Należy przy tym podkreślić, że autor stroni od języka technicznego, nie epatuje anglicyzmami ani nie tworzy – tak miłych humanistom – neologizmów. Na poziomie leksykalno-składniowym czyta się książkę z pełnym zrozumieniem, co udowadnia, że codzienna (choć nie potoczna) polszczyzna sprawdza się nadal bardzo dobrze w humanistycznym namyśle. Trudność lektury leży w braku balansu między tym, co powiedzieć trzeba, a tym, co należałoby usunąć. Mamy do czynienia zarówno z brakiem, jak i z nadmiarem. Przy czym, gdy mówię o brakach, to patrzę z punktu widzenia jakiegoś założonego czytelnika książki Grzybowskiego. Trudno mi go sobie bowiem wyobrazić. I nie wiem właściwie, czy Grzybowski jakiegoś czytelnika modelowego sam sobie założył.

A zatem jeśli idzie o braki, to autor nie ułatwia lektury czytelnikowi, który nie zna dialogów Platona na wyrywki. Cytuje dosyć rzadko, często natomiast, niekiedy półsłówkiem, odwołuje się do jakiegoś miejsca, które – jak zakłada – czytelnik rozpoznaje.

Jednak również kiedy odnosi się do mitologii, zadowala się niekiedy jedynie napomknięciem czy aluzją, tak jakby informował czytelnika o dobrze mu znanym epizodzie – a jest to założenie nieraz co najmniej ryzykowne. Dajmy przykład: „Przypomnijmy (…) przede wszystkim Baubo, która z jednej strony rozwesela zaiste wesołym gestem rozpaczającą po porwaniu Kore Demeter, z drugiej pojawia się wśród nocnych straszydeł, jako zmora” (s. 198). Grzybowski nie mówi, co to za gest. Baubo miała rozbawić Demeter okazaniem swego nagiego łona – być może kontrastującego z fallusem (zob. Lengauer 1995: 178-179) – który to aspekt w kontekście tańca mężczyzn przebranych za kobiety, wspomnianego przez Grzybowskiego w tym miejscu, może mieć istotne znaczenie. I nie chodzi tutaj o obyczajową cenzurę. Gdzie indziej bowiem autor mówi o seksualności wprost. Prawdopodobnie to świadome autorskie mrugnięcie okiem do wyobrażonego czytelnika. Bez wątpienia takim nie jestem. Pytam się sam siebie, ilu takich aluzji nie zrozumiałem.

Nigdzie również nie pojawia się charakterystyka źródeł mitograficznych (i innych), do których wywód odwołuje. Trzeba być naprawdę biegłym w literaturze antycznej, aby określić charakter i wartość dla tematu poszczególnych świadectw źródłowych. Inną wagę źródłową ma bowiem fragment archaicznej poezji kultowej, inną mitografia hellenistyczna, jeszcze inną późnoantyczna epika Nonnosa. Grzybowski oczywiście wie, że mity ulegały ciągłym transformacjom, ale jeśli jego celem jest przede wszystkim kontekst danego miejsca u Platona, to informacje źródłowe mają różną wartość w zależności od czasu powstania źródła, gatunku literackiego czy autora.

Z drugiej jednak strony waham się, czy faktycznie prosić Grzybowskiego o te wszystkie informacje, bowiem książka i tak cierpi na ogromny nadmiar przypisów. Jest to właściwie jedyny jej aspekt, który mogę śmiało uznać za wadę, niezależnie od tego, kto miałyby być czytelnikiem. Miejscami praca wręcz nie nadaje się do czytania. Przykład skrajny to strony 456-457, na których mamy dwie (tak, dwie) linijki tekstu właściwego. Do tych linijek mamy trzy przypisy, które na tych tylko stronach zajmują 93 linijki petitem (trzeci przypis dorzuca jeszcze 18 linijek na kolejnej stronie). Naprawdę autor nie musi dzielić się z czytelnikiem całą swoją wiedzą i wszystkimi notatkami, które poczynił w trakcie przygotowań do pisania pracy. Podany przykład jest skrajny, ale wcale nierzadko przypisy zajmują połowę i więcej powierzchni strony. Nie są to przypisy bezwartościowe. Niekiedy podają one całą masę odwołań źródłowych i komentarzy do źródeł. Niemniej są to dane tak szczegółowe, że daleko odwodzą od głównego tematu pracy i rozbijają lekturę.

Drugim nadmiarem okazuje się deliberacyjny styl autora. Jest to rzecz jego własna, piętno jak najbardziej indywidualne, więc uwaga ta nie stanowi zarzutu. Niemniej na pewno powoduje, że praca jest obszerniejsza, niż być mogła, a myśl autora nie zawsze tak jasna, jak można by oczekiwać. Dla przykładu. Po cytacie z „Elektry” Eurypidesa: „Ona je [Kery – psiookie boginie – J.G.] odstraszy (…)”, Grzybowski pisze „Kogo Kery będą się bały? Ateny czy Gorgony? Nie będziemy ich dwóch ze sobą próbowali poróżnić, więc może powiedzmy, ile je łączy” (s. 245); albo taki wtręt przy komentowaniu „Kritona”: „U licha, żeby nie powiedzieć do diabła, czy myśmy już kompletnie postradali zmysły, tworząc z Sokratesa postać nieludzką?” (s. 331). Mamy w tych zdaniach sporo nadmiaru, a zdań takich w książce jest wiele. Wszystkie każą nam czekać na rozstrzygnięcie problemu. Ale bez wątpienia to kwestia czytelniczego gustu i przywyknięcia do innego sposobu prowadzenia wywodu w naukach historycznych.

Wspomniane wyżej aspekty braku i nadmiaru powodują, że autor nie ułatwia zrozumienia swej myśli. Czyni dotarcie do niej trudnym. Ale zdaje mi się, że i to jest zabieg świadomy, trochę złośliwa gra z czytelnikiem. Gra może czytelnika irytująca (ja się miejscami irytowałem). Pisząc o głosie w głowie Sokratesa, Grzybowski rozważa nieprzyjemne aspekty poznania: „Na jakiej podstawie uznaliśmy, że poznanie musi mieć charakter komfortowy? Że nie może być irytujące, musi być bezpieczne i mile widziane. Rozumiem, że jesteśmy społeczeństwem rozpieszczonym, ale raczej powinniśmy swoje słabości powściągać, a nie się nimi chwalić” (s. 330). Oczywiście, tak stawiając sprawę, Grzybowski ogranicza grono czytelników, ale nie przypuszczam, aby dążył do szerokiego odbioru. Jest bowiem sceptyczny co do sensu umasowienia filozofii: „Ale nawet najlepszy nauczyciel, patrz Sokrates, nie zawsze podoła. Nie tylko dlatego, że mogą trafić do niego podli uczniowie, ale dlatego właśnie, że filozofia jest trudna”; a w przypisie do tego zdania: „Dlatego zapewne w żadnym ze swoich państw nie zaleca Platon powszechnej nauki filozofii” (s. 333).

„Państwo tańczące” jest kopalnią wiedzy, użyteczną niekoniecznie tylko dla badaczy Platona. Poszczególne rozdziały mają swoją własną wartość dla badaczy mitologii greckiej i kultury antycznej w ogóle. Nie jestem w stanie ocenić, na ile skorzystają z nich filozofowie. Bardzo wymagający okazuje się natomiast styl autora, a sposób, w jaki traktuje on czytelnika, zwłaszcza tego, który nie przeczytał razem z nim całej zawartej w książce bibliografii (założę, myślę, że niewiele ryzykując, że to większość potencjalnych czytelników), może odstręczać. Niemniej warto czytać choćby wyrywkowo.

LITERATURA:

Lengauer W.: „Męskie, żeńskie i nijakie. Sacrum płci w micie i wierzeniach Greków”. „Collectanea Philologica” 1995, t. 2.
Juliusz Protazy Grzybowski: „Państwo tańczące. Mitologiczne źródła Platona nauki o tańcu. Wydawnictwo Naukowe UAM. Poznań 2022.